rek

Mortal Kombat: Wiemy, kto wyreżyseruje filmowego reboota

Mortal Kombat: Wiemy, kto wyreżyseruje filmowego reboota
Nie jest to postać znana szerszej publiczności.

„Mortal Kombat” z 1995 roku to obraz kultowy, ale jego sequel, wydane na dwa lata później „Unicestwienie” (skąd złośliwie podebrałem zdjęcie do newsa), to jeden z najgorszych (jeśli nie najgorszy) film bazujący na grach wideo. Na Rotten Tomatoes zyskał on całe 3%, jego metakrytykowa średnia wynosi natomiast 11%. Nieźle natomiast poradzili sobie amatorzy odpowiedzialni za webserial „Legacy” (nad którym szerzej rozpisaliśmy się w tym miejscu).

Reboot tkwił w czyśćcu od 2011, przypominając o sobie raczej brzydko i okazjonalnie. Ale dwadzieścia lat po premierze „Unicestwienia”, Warner wreszcie dał filmowcom zielone światło. Jak donosi Variety, za obraz odpowiedzialny będzie Australijczyk Simon McQuoid (znany z… cóż, bardzo dobrych i często nagradzanych spotów reklamowych). Reżyser dołącza tym samym do zaangażowanego w projekt scenarzysty Grega Russo (który wciąż czeka na swój pełnometrażowy debiut) oraz producenta Jamesa Wana (reżyser „Piły” oraz siódmych „Szybkich i wściekłych”).

Pytanie do publiczności: czy oddanie marki w ręce młodych gniewnych to dobry pomysł?

9 odpowiedzi do “Mortal Kombat: Wiemy, kto wyreżyseruje filmowego reboota”

  1. Nie jest to postać znana szerszej publiczności.

  2. Gorsi od Abramsa na pewno nie będą, więc dajmy im szanse. Rotten Tomatoes z tymi ich wskaźnikami to mogą się iść jelenić na zieloną trawkę. Już nawet metacritic jest bardziej obiektywny. Zresztą sami żeście napisali w którymś numerze CD-Action o systemie liczenia na metacriticu.

  3. Jakich młodych gniewnych. Nikt nie chciał tego ruszyć, to wzięli kogokolwiek aby dał się sterować producentom.

  4. CzlowiekKukurydza 19 listopada 2016 o 20:35

    @Wcogram Dokładnie. Sami wiedzą, że albo zatańczą tak jak im studio zagra albo zostaną wymienieni na kogoś bardziej 'układnego’ i stracą szansę na przyklejenie swojego nazwiska do czegoś większego niż reklama L’Oreal.

  5. Do cholery, Papkin! Bardziej stepować wokół informacji, którą szczułeś w zajawce się nie dało? Przecież komercyjnie liczą się dla was kliknięcia, a nie czas, który czytelnik zmuszony jest wodzić po tekście! Weź się w garść człowieku! Co do samej wiadomości to w sumie… nieźle. Miałem raczej mieszane uczucia względem Legacy, które raz wychodziło nieźle (odcinki z Sub-Zero, Scorpionem), a raz wyjątkowo wręcz słabo (Mileena, Kitana). Dziwi mnie jednak, że dopiero teraz, grubo po premierze MKX się za to biorą.

  6. Jesli bedzie lepsze od MK Annihilation, to z przyjemnoscia obejrze. Natomiast jesli bedzie gorsze, to… tez z przyjemnoscia obejrze, bo trzeba miec wielki talent, zeby zrobic cos od Unicestwienia gorszego.

  7. Wszyscy strasznie demonizują Annihilation. Siur, character development to śmiech na sali, scenariusz napisany pod wpływem, podlany wyjątkowo jarmarcznymi dialogami (IT IZ GLORIOUS!), gra aktorska w stylu Power Rangers… ale z drugiej strony jaki był wtedy materiał źródłowy? Wiadomo było jak postacie wyglądają, było parę stron tekstu, które w grach służyły za fabułę, odrobina z instrukcji i tyel. Biorąc pod uwagę punkt wyjścia nie była to aż taka wielka tragedia. Podobnie jak Street Fighter.

  8. Dzisiaj faktycznie ciężko oglądać, ale ja jako dzieciak miałem nielichą radochę. Bo na czym wtedy nam tak naprawdę zależało? Zobaczyć żywego człowieka w miarę dobrze odwzorowującego wizualnie postać, kilka ciosów znanych z gry, może jakieś okrzyki i szlus. Nie wspominając o tym, że w dyskusji o najgorszych filmach na podstawie gier mam wrażenie, że jakoś wszystkim z głowy wyleciały reżyserskie wyczyny Uwe Bolla, które to filmy miały poza bolączkami Annihilation rażące wady techniczne.

Dodaj komentarz