Pokonał Malenię za innych prawie czterysta razy. Stał się legendą Elden Ringa
Słój na głowie, mieszek na udach, dwie katany w dłoniach. Więcej nie trzeba.
Soulslike'i mają to do siebie, że wymagają od gracza sporo. Światy w nich przedstawione są upstrzone wrogami, pułapkami czy nawet zjawiskami przyrody, które w każdej chwili są gotowe zmniejszyć nasz pasek zdrowia o połowę, aż prawie wychodzi z tego cytowanie reklamy Rankomatu. Nieważne, czy jest się na pierwszym poziomie, czy zaczyna się drugie New Game+, wszyscy muszą być ostrożni.
Zdawałoby się, że tak nieprzyjazne gry trafią tylko do określonego rodzaju graczy, oczekującego niczego jak tylko absolutnej perfekcji, a jednak społeczność wielbiąca Soulsy jest skora do pomocy każdemu, kto chce wejść w ten specyficzny odłam erpegów. Jak gimnazjum: człowiek z niego wyjdzie, ale gimnazjum z niego – już nie. Z tym, że soulsowe światy dają satysfakcję. I nie inaczej jest z ich najnowszym przedstawicielem, Elden Ringiem – daje pole do dzikich eksperymentów.
Malenia to jeden z najtrudniejszych przeciwników w grze. Nazywa się Ostrzem Miquelli, twierdzi, że nie zaznała porażki i... w sumie to nawet można jej uwierzyć: zadaje potężne obrażenia, a jej określonych ataków naprawdę niełatwo jest uniknąć. Pokonanie jej wymaga skupienia, zaangażowania i czystej woli... ewentualnie wezwania kogoś do pomocy.
Elden Ring to doświadczenie przede wszystkim singlowe, jednak zawiera w sobie komponent multiplayerowy: możliwość przyzwania drugiego gracza. Jeśli ktoś postawił w określonym miejscu swój znak, to jeśli gra w tym samym czasie, co osoba przywołująca, zjawia się on w cudzej rozgrywce i znika po wykonaniu konkretnej czynności: po pokonaniu bossa, oczyszczeniu lochu bądź śmierci którejś ze stron. Przywoływanie kogoś do pomocy w walce z Malenią nie jest więc dziwne, niezwykłe natomiast jest to, kto czasem przybywa na ratunek. Ktoś, kto swoją dobrocią zyskał miano legendy w społeczności soulsowej.
Odziany jedynie w słój Aleksandra Żelaznej Pięści oraz mieszek (jak twierdzi: „To nieprzerwana tradycja gier Soulsborne, że nadzy gracze są najpotężniejszymi istotami w grze. Po co ubierać zbroję, skoro i tak nie planuje się dostać żadnych obrażeń?”) jest na 179. levelu, na liczniku ma dwieście godzin, a w planach – wykonanie wszystkich questów pobocznych i rozpoczęcie drugiego NG+. Postawił swój znak przyzwania tuż przed walką z Malenią i pomaga każdemu, kto potrzebuje przy niej wsparcia. Zarzeka się w wywiadzie z IGN, że licznik jej śmierci waha się u niego między 300 a 400 razy. Człowiek o wiele mówiącym przydomku Let Me Solo Her ("Pozwól mi pokonać ją w pojedynkę").
Komunikacja w grze ograniczona jest do czynów oraz prostych gestów, zatem interakcja z nim stanowi ekwiwalent spotkania tego jednego kowboja, który pojawia się w danym miejscu, pomaga potrzebującym i odchodzi bez słowa, nie oczekując niczego w zamian. A przy tym wyznaje skruchę, ilekroć nie uda mu się pomóc wszystkim.
Czasami lag między hostem a mną jest zbyt duży, więc czasami szybko umieram albo nie udaje mi się wyczuć kluczowego uniku ataku Malenii. Chciałbym szczerze przeprosić każdego, kogo zawiodłem.
Jednocześnie LMSH nie przeszkadza, jeśli przyzywające go osoby włączą się w potyczkę. Cameron Faulkner z The Verge opisał w swoim artykule sytuację, w której miał spotkać użytkownika o takim samym nicku, jednak próba pomocy w zabiciu Malenii skończyła się odejściem przywołanego.
„Let me solo her” na tym filmiku to nie ja. Ja zawsze noszę słój na głowie i nie uciekam z żadnej walki z Malenią. Jeśli host albo inny przyzywający zdecyduje się pomóc, nie mam z tym jakiegokolwiek problemu.
LMSH stał się mitem niemniej konkretnym co pełnoprawne postaci w Elden Ring. Jego postać otrzymuje stosy fanartów (dostała nawet i własną figurkę) i jest przytaczana jako przykład szalonej, niespodziewanej, acz nadal wspierającej społeczności fanów gier soulslike.
Sam gracz, cóż, zachęca do dalszego wzywania go. Jego znak jest dostępny w pecetowej wersji gry, zwykle od 22 do 5 rano czasu polskiego.
Pomagam niezliczonej liczbie zmatowieńców na ich drodze do pokonania Malenii, biegając przy tym z gołym tyłkiem; nie licząc słoju na głowie. Miłego oglądania, jak idę na solo z Malenią jako trzeci przyzwany. Mój znak jak zawsze jest dostępny dla każdego zdesperowanego zmatowieńca.
Czytaj dalej
Recenzuję, tłumaczę, dialoguję, montuję i gdaczę. Tutaj? Nie wiem, co robię, więc piszę, dopóki mnie nie wywalą.