[Słowo na niedzielę] Nie wpuszczajmy gier do kina
![[Słowo na niedzielę] Nie wpuszczajmy gier do kina](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2021/11/19/50e4a09f-6a5b-4d9b-942d-59d82a6d9f6b.jpeg)
Trochę mi cała sprawa przywodzi na myśl sportowe zjawiska minionych lat. Kiedy Paweł Janas miał do dyspozycji będącego w dobrej formie Janczyka, dynamicznego Sikorę i jeszcze wytrwałego w strzeleckim ciągu Sosina, wziął na mundial Brożka i Rasiaka. Ktoś sprytny wpadł też na pomysł, że najlepszym pomysłem na promowanie Polski będzie Oceana na plażach diabli wiedzą gdzie. Tyle samo zmysłu twórczej działalności miały osoby, które zaplanowały powstanie ekranizacji jedynej naprawdę udanej gry Team ICO.
Shadow of the Colossus jest bowiem grą unikalną w skali rozgrywki, a mierną w skali settingu i elastyczności historii. Człowiek chcący za wszelką cenę odzyskać ukochaną osobę, ubijający przeciwników, na których nie starcza ekranu – wszystko to sprawdza się w grze, ale trudno wróżyć tytułowi kinowy sukces. Twórcom gry udało się osiągnąć doskonały kompromis pomiędzy schematycznością, a brakiem nudy. Dzięki interakcji bieganie po martwych terenach jest wynagradzane ciekawą walką z gigantami, ale gdyby tę interakcję odjąć, dostalibyśmy nudny ruchomy obraz o facecie na koniu, błądzącym według podobnej modły pomiędzy kilkunastoma punktami. I chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że Josh Trank nie postradał zmysłów i takiego cyrku widzom nie odstawi. Doczekamy się zapewne alpejskiej kombinacji „na motywach”, choć gra uniwersum zbytnio rozbudowanego nie ma.
Skoro więc ani rozgrywka, ani historia nie mają filmowego potencjału, reżyseria i scenariusz musi zakładać rozminięcie się z istotą produkcji Team ICO, aby ostateczny twór dało się w ogóle oglądać. A chyba nie do końca o to chodzi, prawda? Atrakcyjność poszczególnych marek z branży gier bierze się z udanego pomysłu na rozgrywkę, bo bez niego nawet najbardziej wydumana metaforyczność i artystyczna wizja gry nie może porządnie wystartować, czego dowodzi choćby – żeby nie iść zbyt daleko – ICO. Adaptacja kinowa zawsze oznacza pewne ustępstwa. Po odcięciu tego, co w grach najważniejsze i próbie przelania tych ogryzków na duży ekran okazuje się, że materiał źródłowy wcale nie był taki obiecujący. Niestety, nawet najbardziej filmowe gry wcale nie muszą zostać dobrymi filmami. Niektóre nie mają nawet na to większych szans.
Uncharted? Przygodowa opowieść, jakich wiele z przewidywalnymi zwrotami akcji. Już Skarb Narodów z Nicolasem Cage’em prezentował wyższy poziom. Mass Effect? Owszem, prezentuje się nieźle z hollywoodzkiego punktu widzenia, ale inspiracje Gwiezdnymi Wojnami zabierają mu pewną dozę unikatowości. Fahrenheit? Trzeba wymienić połowę scenariusza na bardziej logiczną. O Heavy Rain nie wspominam, bo nie dość, że Siedem Finchera przebija produkcję Davida Cage’a, to z drugiej strony wymyślenie jednej linii scenariusza rozminie się z ideą gry. Obecnie wydaje się, że naprawdę solidny potencjał filmowy mają jedynie arcydzieła Rockstara i część tytułów stworzonych przez mistrzów narracji – Japończyków.
W zasadzie trudno znaleźć prawdziwie mistrzowską ekranizację gry. Jeśli nie wychodzi klapa od Uwe Bolla (choć zapewne Berlin powie zaraz, że Niemiec robi znakomite filmy) to powstaje co najwyżej średniak na miarę Księcia Persji. Może to jakiś znak? Może filmowe chwyty sprawdzają się w grach, ale one same nie są tak wdzięcznym materiałem do przedstawienia na srebrnym ekranie? W ostatnich latach słyszeliśmy o różnych planowanych ekranizacjach, z których niewiele dociągnięto do końca. To dobry znak, bo jeśli nie jest się w stanie pokazać w porządny sposób fabuły gier innemu segmentowi widowni, to lepiej nie robić tego wcale. Dla dobra wszystkich.
Czytaj dalej
-
Filmowa adaptacja Watch Dogs nie będzie bezpośrednim nawiązaniem do gier. „Nie...
-
Nowy Painkiller zaoferuje tryb roguelike. Anshar Studios prezentuje kolejny...
-
Avatar: Frontiers of Pandora otrzyma dodatek nawiązujący do nadchodzącego filmu....
-
Yakuza Kiwami 3 zapowiedziana, a z nią zupełnie nowy spin-off. RGG...
59 odpowiedzi do “[Słowo na niedzielę] Nie wpuszczajmy gier do kina”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Dlaczego Adzior nazywa Księcia Persji średniakiem? To jeden z fajniejszych filmów jakie oglądałem.
Gry to w większości interaktywne filmy, które swój sukces zawdzięczają temu, że odbiorca w nich uczestniczy. Kiedy robi się ekranizacje gier to tak naprawdę okalecza się gracza i oferuje się mu coś gorszego.
Ekranizacja Maxa Payne’a… Dla mnie porażka, fabuła filmu znacznie różniąca się od gry.|Od kiedy zobaczyłem ten film, odstawiłem ekranizacje gier. 🙂
Shadow of the Colossus pffff 🙂
Max Pain to jeszcze nie był taki gniot jak np. Hitman po którym to płakałem (że zmarnowałem 20 złotych na bilet). Wszystko zrozumiem, nawet katany które Hitmani w jakiś dziwny sposób przemycali pod gajerem tak, że nie było nic widać, ale do @*$$*@ nędzy jak klon jednego gościa może wyglądać zupełnie inaczej a co gorsza być czarny?!
Historia Agenta 47 wydawać by się mogła idealnym materiałem na film, bo wystarczyło złapać motyw agencji (w końcu bohater wykonywał zlecenia także poza ekranami monitorów), cokolwiek i byłoby dobrze, ale jak wysokobudżetowy film za przeproszeniem pieprzy same podstawy fabuły, to nie ma o czym gadać.
Sillent Hill, Mortal Kombat, Prince of Persia i Hitman mimo iż arcydziełami kinematografii nie były oglądało mi się bardzo miło i bez grymasów. A soundrack wejściowy z Mortal Kombat do dziś robi ciary na plecach:)
„Człowiek chcący za wszelką cenę odzyskać ukochaną osobę, ubijający przeciwników, na których nie starcza ekranu – wszystko to sprawdza się w grze, ale trudno wróżyć tytułowi kinowy sukces.”|Gdyż oczywiście film musi być dokładnie taki sam jak gra.|Niedzielni krytycy.
@HidN czyli wedlug ciebie film o kierowcy karetki mozna nazwac Grand Theft Auto?