Twórca The Witness narzeka na piractwo, a jego gra bije rekordy sprzedaży
Po powyższym cytacie (wyciągnietym kilka dni temu z twitterowego konta Jonathana Blowa) pojawiła się kolejna wiadomość opłakująca skalę piractwa The Witness:
Cieszę się, że znacznie więcej ludzi doświadczy mojej gry! Ale chciałbym też móc następnym razem stworzyć grę o porównywalnej skali! Tak tylko mówię…
Tweety twórcy błyskawicznie rozeszły się po Internecie – kiedy twórca Super Meat Boya i Binding of Isaac, Tommy Refenes, zaproponował Blowowi „seedowanie wersji z wyciętą zawartością”. Blow odparł, że zrobił to przy słynnym Braidzie, ale tym razem nie miał czasu, bo skupił się na pracy nad grą. Dodał też, że następnym razem rozważy wykorzystanie DRM, z którego zrezygnował przy The Witness („ludzie powinni mieć wolność posiadania rzeczy, ale… sam nie wiem”).
Dziś jednak Blow zaczął wypowiadać się na temat sprzedaży gry znacznie bardziej pozytywnym tonem. Choć nie może ze względu na NDA podać konkretnych liczb, wygląda na to, że w tydzień sprzeda więcej kopii The Witness, niż sprzedał Braidów w cały pierwszy rok (a Braid był grą-fenomenem, bez którego dzisiejsza scena indie wyglądałaby zupełnie inaczej). Developer dodał też, że „cieszy się, że będzie mógł następnym razem stworzyć coś o porównywalnym budżecie” – w czym jeszcze kilkanaście godzin temu miało przeszkodzić mu piractwo.
Kto by pomyślał, że wielkie korporacje nie mają racji – że spiracona kopia nie równa się straconej kopii, że nie warto skupiać się na piratach, a lepiej dogadzać klientom kupującym oryginały?

Muszę przyznać, ze jestem w szoku… Artystyczna, niezależna, logiczna i dziwna gra z tak wysoką ceną bije rekordy sprzedaży?
Zasady zawsze są te same. Jeżeli pirat tłumaczy się że ” Może kupi gre jak ją przetestuje” a potem przechodzi cała i mówi że była „gniotem” i jej nie kupi to tak naprawdę nigdy by jej nie kupił. Tak samo jak kraść batonik, zjeść go i narzekaniem że był niedobry i że więcej go nie zjesz. Poza tym, teraz można spokojnie zwracać gry które nam się nie podobają na steamie/gogu więc tym bardziej piractwo zaczyna być zwyczajną kradzieżą.
Jesli gra jest dobra (Wiedzmin 3) to nie potrzebuje DRM, a sprzeda sie dobrze 🙂
@kecaw Hihi, spokojnie zwracać gry na Steam, jasne. Nawet nie mówię o limitach (które są okej). Ale spróbuj pozwracać kilka gier za dużo, bo np. nie byłeś pewien czy na pewno będą działać zadowalająco (jak w moim przypadku. Fallout 4 działa, Rocket League już nie ._. ). Szybko otrzymasz stosowny komunikat, że nadużywasz tej funkcji i zwrotu nie będzie.
Pamiętam jak nie mogłem się zdecydować na zakup Stanleya Parable i wtedy twórcy wypuścili demo. Takie krótkie, niemające nawet nic wspólnego z samą grą. Mnie przekonało. Myślę że gdyby twórcy indyków wypuszczali na rynek próbki przynajmniej jakaś osób by się jednak przekonała..
* jakaś część osób
Kolejne ścierwo, którego sukcesu kompletnie nie rozumiem…
Szkoda, że nie ma jak sprawdzić ile z osób piracących zakupiło legalną kopię.
@kecaw – porównanie gierki do batonika nietrafne, kradzież intelektualna różni się od fizycznej. Poza tym ~ dosyć powszechną wiedzą jest, że ludzie poznający kulturę zarówno z legalnych i nielegalnych źródeł wydają na nią więcej pieniędzy, niż ci, którzy ograniczają się do tego, co mogą kupić. @YerbaMate – ignoranci tak mają, nie przejmuj się. LoLek bez wątpienia spełnia Twoją definicję gierki jako bezrefleksyjnej, eskapistycznej papki dającej poczucie komfortu i ucieczki przed myśleniem.
@Aroniusz: Piractwo ciezko porownywac do jakis rzeczywistych przykladow, chyba najblizsze temu jest wkradanie sie na koncerty.
@FryingPan Również nie rozumiem fenomenu tej gry. Czyni mnie to mniej „ogarniętym intelektualnie człowiekiem”? Nie każdy musi widzieć w tej grze super hit. Gdyby nie ten news nawet nie wiedziałbym co to „The Witness”, a uważam się za osobę dobrze poinformowaną o trendach tej branży.
Gra jest dobra więc się dobrze sprzedaje mimo wysokiej ceny jak na indyka na PC. 87/100 na Metacritc’u wśród recenzentów coś świadczy, gra ma niby starczyć na 70 godzin. Nie dziwię się że człowiek jest zawiedziony że ktoś piraci jego twórczość tym bardziej że gra była niby tworzona od 2008 roku z tego co pamiętam.
@NieMy: Jak ktoś jest zawiedziony, że jego gra jest piracona, to nie rozumie świata. Gry się piraci i twórca tego nie uniknie, natomiast przede wszystkim piraci się gry atrakcyjne. Słabych nikt nie piraci. Jeśli piracą twoją grę, to powinieneś się cieszyć, bo to znaczy, że stworzyłeś coś, w co ludzie chcą grać, nawet jeśli niekoniecznie chcą to kupić. Za to ci co chcą kupić to i tak kupią.
Logiczny indyk za 150zł (PS Store)… Dziękuję, postoję. Za podobną cenę (ok. 180zł) na wyprzedaży w PS Store zakupiłem tydzień temu dodatek do Bloodborne, Lords of the Fallen i Dark Souls II na PS4. Ale co kto lubi robić ze swoimi pieniędzmi 🙂
Zawsze mnie bawi trochę to narzekanie na piractwo. Szczególnie w wersji cyfrowej. Prawda jest taka, że nawet gdyby nie było pirackiej wersji to ogromna część tych piratów i tak by tej gry nie kupiła. Część piratów i tak ściąga tylko żeby zobaczyć czy gra jest dla nich i czy im się podoba – i albo wtedy kupują oryginał albo nie grają. Szkoda że nie ma żadnych badań pokazujących jak duży procent piratów sprawdza tylko grę przed decyzją o jej zakupie. Bo słabe wyniki sprzedaży zawsze tłumaczone są piractwem.
Cóż, ja tylko ze swojej strony powiem że jakbym nie piracił za gówniarza, to bym się tak grami nie zainteresował i nie miał kolekcji oryginałów idącej w setki, na różne platformy.
@steelin – a wiesz za ile „uciech” mozna sobie kupic jedna bulke w sklepie? Tworca jesc musi, a satysfakcja z tego ze milion ludzi spiracila jego gre jest na pewno sycaca, ale chyba niewystarczajaco.
Ja jestem graczem ktory najpierw sciaga demo a potem ewentualnie kupuje gre. A jako ze dem juz nie ma to musze posilkowac sie piratami. Dzieki nim nabylem Super Meat Boy, Isaaca czy Risena.
Gra „indie” a wyceniona jak niejedna gra AAA. 36,99 eur na Steam, cena na PS4… 270 zł. Na Allegro min. 140 złotych. Nie rozumiem, co stoi za tak wysoką ceną. Patrząc na samą grę, na pewno nie są to koszta produkcji. Narzekanie twórcy jest całkowite nieuzasadnione w tym przypadku, gra nie została moim zdaniem wyceniona uczciwie. Gdyby cena była niższa, jestem pewien, że na fali popularności zakupiłoby ją więcej osób. Pojęcie gry „indie” zaczyna się zacierać, dostajemy grę z ceną jak produkcja AAA… [1/2]
[2/2]…a jakością dość wątpliwą.
Czemu gra indie na 70 godzin ma być w czasie premiery tańsza od trwającego 6 godzin The Order: 1886? Czemu w ogóle gra indie = niska cena? @MrRadzio – durne tłumaczenie. Kiedyś też nie każda gra miała demo.
piXel14 zgadzam się w 100%:) wprawdzie już od dłuższego czasu nie ściągnąłem żadenj gry, ale jak już jakąś pobierałem to nie po to żeby ja „ukończyć” a raczej dowiedzieć się z czym to się je/czy odpowiadają mi zasady itp. jakoś nie pamiętam u mnie „pirata” który by na dysku leżał dłużej niż tydzień i miał przegranych więcej niż parę godzin (niektórzy napiszą, że w tym czasie da się większość gier przejść, ale ja preferuję strategie, a tych się tak szybko nie przechodzi:) )
zgadzam się też z wypowiedziami na temat dema. Kiedyś dało się ściągnąć demo większości gier. Dawało to możliwość sprawdzenia czy gra pasuje użytkownikowi. Teraz każe się kupować kota w worku na podstawie filmików które często nie mają za wiele wspólnego z samą rozgrywką (pomijam już pre-ordery które z założenia są jak dla mnie porażką i zachęceniem do skupiania się na filmikach prezentacyjnych bardziej niż nad samą grą:/ ). Ja niestety (albo stety) wolę wiedzieć co kupuje i mieć możliwość sprawdzenia gry:/
No przecież w dzisiejszych czasach nie ma tryliarda „letsplayów” i gameplayów, często ukazujących się jeszcze przed premierą gry. Absolutnie, są tylko trailery wyrenderowane przez twórców i tekstowe recenzje ze statycznymi obrazkami.
Niestety let’s play nie daje poczuć gry. Czasami są drobne rzeczy w sterowaniu, które nie przeszkadzają jednemu, a za to do furii przeszkadzają innemu. Czasem gra niby działa dobrze, ale na Twoim PC wywala się 40 razy zanim dojdziesz do pierwszego momentu w którym gra robi zapis. Tak miałem w Dragon Age: Inquisition – wywalało mi się podczas przesłuchania po kreatorze postaci, albo jak kamera najeżdżała na wyrwę na dworze. Dopiero po tej scenie był pierwszy zapis… Jakbym miał demo to bym nie kupił DAI.
A tak nie miałem nawet jak oddać gry, bo kupiłem cyfrową na śmierdzącym originie i nie chcieli dać zwrócić. Po kilkudziesięciu fixach i obejściach problemu od użytkowników z sieci(nie byłem sam, wiele osób cierpiało crashe) w końcu udało się doprowadzić ten crap do granicy użyteczności… ale funu z tej gry nie miałem nigdy. Niby na let’s playach walki wyglądają ciekawie, ale dopiero grając doświadczyłem jak nudne jest trzymanie 1 przycisku by postać machała „mega kombosy”.
@Areinu Może i racja, ale wg mnie w internecie jest obecnie mimo wszystko multum bardzo dokładnych recenzji, fanowskich stron i tak dalej, gdzie ludzie rozkładają grę na czynniki pierwsze. Oczywiście ja też bym wolał dema, które faktycznie mogą pozwolić na uniknięcie rzeczy takich, o jakich piszesz, ale gdyby to było takie proste wycięcie części gry, to twórcy by je robili. Obecnie demem jest niestety coraz częściej early access, o zgrozo zazwyczaj płatny.
Ale są też i leniwe studia, robiące DLC zamiast niezbędnych patchy.
@FakeNick czyli uważasz, że kolejny cod który nic nie wprowadza (lub inna gra AAA, która opiera się na wydawaniu co rok) jest więcej warta niż nowatorska gra przy której ktoś zaharowywał się przez lata. I w dodatku twoim zdaniem o grze ma świadczyć budżet good luck!