11
22.02.2022, 13:49Lektura na 8 minut

10 lat PS Vity. Świetna konsola skazana na porażkę

Dokładnie dekadę temu – 22 lutego 2012 roku – w Europie i USA ukazała się PS Vita. Porządnie wykonana, z OLED-owym wyświetlaczem dotykowym, grafiką niewiele gorszą niż na PlayStation 3 i masą bajerów. Zwiastuny i reklamy sugerowały, że sukces jest pewny.


Arkadiusz „Cascad” Ogończyk

PS Vita oferowała naprawdę dużo. W opinii wielu graczy szybko okazała się jednak sprzętem nietrafionym, wręcz zbędnym. Przypominała leprechauna czekającego na nas na końcu tęczy, ale po pytaniu o kociołek ze złotem wzruszającego tylko ramionami. Problem pojawiał się, gdy szukaliśmy gier, które miały zawalczyć o jej tożsamość. Zamiast wykorzystywać możliwości nowej platformy, przypominały mniejsze kopie tego, co mieliśmy na konsolach podpiętych do telewizora. A czasy były takie, że doceniało się tylko rzeczy wielkie i zrobione z rozmachem. Gracze postanowili więc czekać, myśląc, że Vita ocknie się z letargu. Zamiast tego jej puls zaczął zanikać... 

Nie musiało jednak tak być – do tego, by wszystko się spięło i zadziałało, zabrakło dosłownie kilku szczegółów. Nawet z perspektywy czasu nie da się rozstrzygnąć tego, czy Sony niewystarczająco pomogło szczęściu, czy może od samego początku toczyło nierówną walkę z eksplodującym rynkiem smartfonów. Niby to drugie brzmi prawdopodobnie, ale Nintendo z 3DS-em przecież się udało. 

PS Vita
Premiera konsoli PS Vita w Tajwanie, grudzień 2011. Zdjęcie: Wikimedia Commons, MiNe, CC 3.0

Żyli wśród burz

Nie widzę problemu w powtarzaniu banału, że Vita to sprzęt o wspaniałych możliwościach, które zostały zmarnowane przez brak gier. Zgadzam się z powszechną opinią, że to platforma porzucona, która wyszła bez konkretnego pomysłu na siebie, na to, jak może współistnieć z PS3 i PS4. Tylko czy naprawdę takie ogólniki mogą jeszcze kogoś satysfakcjonować w chwili, gdy doceniamy 10 lat istnienia tego handhelda? Tym bardziej że z tą wizją to też nie jest do końca tak, że jej nie było. 

PS Vita to nawet dziś, w 2022 roku, sprzęt wspaniale nadający się do grania. Ma własną bibliotekę perełek, odpala produkcje z PSX-a i PSP zakupione w sklepie PlayStation, a co najlepsze – można strumieniować na nią obraz z PS4. Jednym z najpiękniejszych wspomnień, jakie zafundował mi ten handheld, było streamowanie na niego Persony 5 w dniu premiery tej gry. Doświadczanie erpegów w takiej formie jest genialne i działa tak dobrze, że warto mieć ten sprzęt choćby po to, by komfortowo grać na PS4, leżąc na kanapie i zerkając na mecz lub zwalniając telewizor dla drugiej połówki. Właśnie taka jest Vita – z jednej strony dopracowana i dopieszczona, a z drugiej opcjonalna, peryferyjna, pozbawiona wielkich przebojów i tytułów, bez których nie da się żyć. Zawsze cierpliwie czekała, aż znajdziemy dla niej kilka chwil, odpuszczając walkę o naszą uwagę. Sony zepchnęło ją na dalszy tor, gdy tylko zorientowało się, że nie będzie w stanie odkleić od niej tej łatki.

W odczuciu tych, którzy po nią sięgali, PSV była jednak rewelacyjną towarzyszką. Kiedy potrzebna była odskocznia od wszystkiego dookoła, proponowała nam swoje skarby. Gravity Rush do dziś jest diamentem, Dynasty Warriors Next sprawdzało się idealnie, gdy miało się ochotę posiekać tłumy wrogów (to pierwsze musou działające dobrze na handheldzie). Fani wyrafinowanych tytułów mogli zagrywać się w Dragon’s Crown oraz inną wielką grę Vanillaware – jednego z najwspanialszych producentów w historii – Muramasę. Poświęciłem też wiele godzin na cudnie frywolne Touch My Katamari, a Persony 4 doświadczyłem po raz pierwszy dzięki edycji Golden (aż do 2020 roku tylko konsolka Sony oferowała tę wersję gry). Do tego doszła tona niezależnych perełek, które najwygodniej ogrywało się właśnie na Vicie – Severed, Broken Age czy Papers, Please ukończyłem w pociągu, jadąc na wakacje. 


Potrzeba jutra

Oceniając konsolę, zastanawiamy się przede wszystkim, czy sprawdzi się jako samodzielna platforma, nie jako dodatek do jakiejś innej. Podejście „kupię sobie taki sprzęt, żeby czasem sobie o nim przypomnieć” to duży luksus. Nie da się zbudować silnej pozycji urządzenia, które fajnie jest odpalić raz w miesiącu. Nikt nie chce też pozycjonować i reklamować swojego produktu jako „tego drugiego”, kompana podczas przerw od naszej stacjonarki. 

Śmiem jednak twierdzić, że gdyby Sony schowało dumę do kieszeni, wiele zyskałoby, pokazując Vitę właśnie w taki sposób. Obniżając maksymalnie jej cenę; opracowując zamiast Vita TV stację dokującą podłączaną do telewizora; dodając w niektórych grach obsługę padów z PS3/PS4, by można było cieszyć się lokalnym multiplayerem; wreszcie – naprawiając swój największy błąd i wchodząc w standard microSD zamiast w te koszmarnie drogie karty pamięci, które Japończycy wrzucili na rynek. Posunięcia te pozwoliłyby Vicie przetrwać trudny okres i wypłynąć na powierzchnię.

PS Vita
Premiera konsoli PS Vita w Tajwanie, grudzień 2011. Zdjęcie: Wikimedia Commons, YuMaNuMa, CC 3.0

PSP, którym Sony w 2004 roku przetarło sobie szlak na rynku handheldów, było wspaniałym sukcesem i dowodem na to, że jednak można robić konsole przenośne inaczej niż Nintendo i postawić się dominacji giganta z Kioto. Wiele kosztownych w produkcji gier nie sprzedało się jednak na PSP wystarczająco dobrze, by w głowach ogółu zrosnąć się z przenośną formą. Nie zbudowano też żadnej marki kojarzonej z kieszonkowym PlayStation, na której Vita mogłaby polegać w chwili swojej premiery. Takiej dziury nie da się łatwo zasypać.


Wszystkie te rzeczy, których nie było

W porównaniu z PSP Vicie zabrakło miłości Sony. Jasne, Tearaway to unikat wykorzystujący wszystkie właściwości konsolki, mieliśmy też dobre Uncharted, Batmana, Killzone’a, był Mortal Kombat i Need for Speed. Był Rayman, nawet Assassin’s Creed się pojawiło. Jeśli spojrzymy na to z dystansu, to wydaje się, że na PSV trafiło wiele dużych marek. Zabrało jednak wiary w licencje własne i w te, które sprzedawały PSP – takie jak God of War, Tekken, Gran Turismo. Capcom co prawda dostarczył Monster Huntera (o podtytule Frontier G), ale ponad trzy lata po premierze Vity i w wersji, która była wcześniej dostępna na innych platformach, a do tego zmieniała formułę serii w MMO (o przyjęciu tego eksperymentu niech świadczy fakt, że nigdy nie ukazał się poza Japonią). Jeżeli ktoś myślał, że God Eater albo Soul Sacrifice (gry dobre, lubię je, żeby nie było) są w stanie nadrobić braki i zbudować społeczność polującą wspólnie na bestię przez Vitę, to grubo się przeliczył. Zabrakło konia pociągowego, który stworzyłby nową, spójną tożsamość konsolki.

Pod względem technicznym otrzymaliśmy cudo: genialny ekran, możliwość wrzucenia karty SIM i korzystania z internetu mobilnego, panel dotykowy na odwrocie urządzenia (wybitny pomysł!), dwa analogi, niewielka waga, integracja z ekosystemem PlayStation (trofea, Playstation Network, PlayStation Plus)... ale to wciąż nie wystarczyło. Oczywiście w dużej mierze przyczynił się do tego szybki przełom, jakiego dokonywały wówczas smartfony, identyfikowane z kolejnymi generacjami telefonów Apple’a (kluczowe miesiące Vity zostały przyćmione przez premiery iPhone’ów 5 i 6). 

Gdy patrzy się na dzisiejszy sukces Switcha, łatwo dojść do wniosku, że Sony miało praktycznie to samo, i to wcześniej, tylko nie próbowało nic z tym zrobić. Wystraszyło się niepotrzebnie konkurencji, której nie trzeba było pokonywać – wystarczyło umieć się od niej odróżnić. Podobnie zachowała się Sega, wycofując w 2001 roku Dreamcasta z rynku na samą myśl o rywalizacji z PlayStation 2. Vita była takim Dreamcastem handheldów.


Siły witalne

Przenośnej konsoli Sony bardziej niż gier zabrakło ekspozycji. Nie udało się pokazać np. tego, ile znaczą „indyki” w kieszeni – a te małe produkcje wciąż są przez hardkorowców uznawane za niewygodne na telefonach, lecz nie do końca godne „dużych” platform i 65-calowych telewizorów. Vita miała wybitny wybór tytułów niezależnych lata przed ukazaniem się Switcha: Undertale, Hotline Miami, Spelunky, Minecraft, SteamWorld, Shovel Knight, FEZ, Terraria... A to tylko kilka z tych najgłośniejszych. Jeśli masz u siebie takie gry i nie reklamujesz tego, to... o co ci chodzi, firmo? 

W kwestii rozrywek sieciowych sprzęt aż błagał o swoje Tomodachi Life lub Animal Crossing. O dobre wyścigi. God of War: Ascension – jedyna wydana w tamtym okresie odsłona serii – miał ciekawy, brutalny multiplayer fantastycznie nadający się do przeniesienia na Vitę. PlayStation All-Stars Battle Royale się nie przyjęło, LittleBigPlanet i ModNation Racers też – ale to były pomysły idealnie pasujące do tej konsolki. Potrzebny był ich rozwój. Spośród wszystkich głośnych marek Sony na PSV trafiły nie te, które powinny, albo przeszczepiono je w niewłaściwy sposób – nie potrzebowaliśmy tam Killzone’a w FPP ani brzydszego i mniejszego Uncharted. LittleBigPlanet też nikomu nowego sprzętu nie sprzeda. Tymczasem ciężar ciągnięcia oryginalnego wizerunku platformy spadł na „wycinanki dla dzieci” (Tearaway) i „nastolatkę z anime” (Gravity Rush). Choć obie te produkcje bardzo cenię, to przecież nie było szans, by mainstream się na nie złapał.

Nie widzę jednak powodu, by dziś nie darzyć Vity większą miłością. Biblioteka jej gier jest stosunkowo wąska i wiele tytułów przeniosło się w ostatnich latach na inne platformy, ale to właśnie w wersji na handheld Sony większość z nich smakuje najlepiej. Wraz z produkcjami z PSP i PSX-a oraz ze strumieniowaniem obrazu z PS4 czyni to z Vity kieszonkowy kombajn, który ma własny smak i zapach. Dla mnie to także piękna kapsuła czasu z epoki, gdy walka o rynek konsol przenośnych wydawała się jeszcze mieć sens. 

Nadal zresztą śnię sen o Vicie 2.

PS Jeżeli chcecie choć trochę poczuć wibracje Vity i minionych lat, polecam wrzucić w YouTube zbitkę „PS Vita commercial Japan” – znajdziecie wspaniałe rzeczy. Na przykład takie:


Czytaj dalej

Redaktor
Arkadiusz „Cascad” Ogończyk

Szukam serca w najbardziej niszowych i przegapionych grach oraz pęknięć w pomnikach wielkich hitów. Życie tak dobre, że mam wyrzuty sumienia. Publikuję w CDA od 2020.

Profil
Wpisów22

Obserwujących9

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze