10 shmupów na dobry początek

Tak niszowe gatunki, jak shoot’em upy łatwo odstraszają zainteresowanych – ciężko znaleźć o nich wartościowe informacje w głównym nurcie, a ich fani często odstraszają laików specjalistycznym żargonem i dyskusjami o najbardziej skomplikowanych tytułach. W przypadku najnowszych „shmupów” na pewno nie pomagają screeny z miliardami pocisków i mit o nieprzystępności – a przecież malutki hitbox (statek jest znacznie trudniejszy do trafienia, niż się zdaje) wraz z odrobiną doświadczenia wystarczą, by nauczyć się przechodzić chociaż parę poziomów na jednym „żetonie”.
Nie znaczy to jednak, że każdy przedstawiciel gatunku jest dobry na sam początek. Wiele shoot’em upów zastraszyć może początkującego złożonością i poziomem wyzwania; wiele jest po prostu słabych. Oto dziesięć propozycji współczesnych gier, które mogą przekonać cię, że im więcej pocisków, tym lepiej. Ze względu na różnorodność może nie każda ci się spodoba, ale daję słowo, że chociaż jedna z nich powinna przypaść ci do gustu.
Tylko jedna rada – nie używaj funkcji „continue”! Nie chodzi tu o to, żeby zobaczyć wszystkich bossów i rzucić grę w kąt – chodzi o to, by za każdym razem widzieć napis „game over” trochę później, mając świadomość, że trening daje rezultaty.
I o to, by wszystko pięknie wybuchało.
Przechodzimy do listy.
Blue Wish Resurrection Plus (PC)
Przegląd zaczynamy od darmowej produkcji na pecety. BWR+ nie zachwyci nikogo budżetem, ale może okazać się doskonałym wyborem na pierwszy 1cc (one continue clear – przejście gry bez używania „continue”). Mamy tu kilka poziomów trudności, dostępną od razu opcję treningu na każdym poziomie, ogromną siłę ognia, automatyczne używanie bomb przed każdym „skłuciem się” oraz potężny slowdown. Jeśli nagle gra zacznie chodzić cztery razy wolniej – bez paniki, to nie wina komputera, a celowe zagranie. Gdy na ekranie dzieje się zbyt wiele, Blue Wish Resurrection zgodnie z tradycją ustanowioną przez najlepsze porty z maszyn arcade stosownie spowolni rozgrywkę. Dzięki temu lawirowanie między tysiącami różowych kropek nigdy nie staje się niemożliwe – ci, którzy narzekają na ten zabieg, nie zdają sobie sprawy, że bez niego wiele shmupów byłoby nie do przejścia.
Graficznie BWR nie powala (łagodnie mówiąc), ale setki eksplozji, czarująca tandetą rodem z lat dziewięćdziesiątych muzyka i zaskakująco niski poziom wyzwania znajdą swoich wielbicieli wśród początkujących shmupperów. Do pobrania TUTAJ.
Espgaluda (seria)
Za serię Espgaluda odpowiada studio CAVE – największa żywa legenda shoot’em upów. Choć ich produkcje są zwykle skierowane do największych weteranów, warto je polecać każdemu zainteresowanemu gatunkiem, bo jakością nie mają sobie równych. Espgaluda zresztą jest wyjątkowo przystępna – do dyspozycji poza magicznymi atakami mamy dwa przydatne narzędzia, które znacznie ułatwią nam życie. Pierwsze to działająca przez parę sekund bariera, która absorbuje wszystkie ataki i odbija je we wrogów. Drugie to tryb Kakusei, czyli znany nam z wielu innych gier bullet time, który uruchamiamy dzięki kryształom zdobywanym po pokonaniu każdego przeciwnika. Spowalnia pociski, automatycznie uruchamia barierę przy byciu trafionym, a doświadczonemu graczowi daje możliwość zdobycia ogromnej liczby punktów. Kakusei nie tylko ułatwia grę, ale także w przystępny sposób uczy, jak omijać najtrudniejsze ataki, dając nam więcej czasu na reakcję.
To także świetna propozycja dla tych, których odrzucają zimne, futurystyczne shmupy – każdego, kto szuka czegoś weselszego, przyciągnie kolorowym światem fantasy i diabelnie chwytliwą muzyką (utwór z pierwszego poziomu brzmi jak hit szkolnych dyskotek z lat 90-tych. Ci, którzy nie chcą bawić się w szukanie wersji arcade lub import z Japonii, mogą sięgnąć po prostszą wersję Espgaludy II na Androida/iOS.
Kamui (PC)
„Najlepsza dostępna po angielsku gra doujinowa” (dla niewtajemniczonych: doujin to japoński odpowiednik indie). Pewnie ten tytuł przypadłby cudownemu Crimzon Clover, gdyby Steam zatwierdził grę lub gdyby anonimowy wydawca mający prawa do CC zdecydował się wreszcie na międzynarodowe wydanie – niestety, ciągle musimy czekać na zachodnią premierę. Niemniej Kamui też jest znakomite.
Pomysł na fabułę jest dość mroczny (co w grach tego typu jest zresztą dość częste) – Alice, córka genialnego naukowca Xaffiquela zostaje wytypowana jako pierwszy uczestnik militarnego projektu mającego na celu stworzenie eksperymentalnej broni, przez co jej umysł staje się częścią statku bojowego. Oszalały z rozpaczy Xaffiquel idzie śladem Alice i łączy swój mózg z potężną fortecą Adjudicator, przejmując całe uzbrojenie znienawidzonych wojskowych i rozpoczynając zagładę ludzkości. Jedyną nadzieją w obliczu katastrofy staje się statek kontrolowany przez córkę szaleńca, i to właśnie nim przychodzi nam grać.
Gra nie jest szczególnie długa ani bezlitosna – ma tylko 5 poziomów, a choć jest wymagająca, na pomoc przychodzą nam trzy życia, chroniąca przed kilkoma uderzeniami tarcza oraz niszczycielski laser, który potrafi bronić nasz statek przed pociskami. Warto zagrać – grę wydało w tym miesiącu Nyu Media, demo można sprawdzić TUTAJ.
Ketsui: jigoku kizuna tachi (Arcade/PS3/X360/DS)
Specjaliści od shoot’em upów mogliby popukać się w tym momecie w czoło – Ketsui jest jedną z najtrudniejszych gier tego typu, jaką można znaleźć, „jigoku”, czyli piekło jest w tytule nie bez przyczyny. Mimo tego powód, dla którego zdecydowałem się je tu umieścić jest taki, że wychodzi wkrótce na PS3 – na platformę, na której nie ma konkurencji.
Jeśli chcesz grać w nowe shmupy na konsoli, musisz mieć Xboxa 360 – taka była zasada tej generacji. Sony w okolicach 2006 roku podejmowało masę idiotycznych decyzji, co nie tylko doprowadziło do słabej sprzedaży ich konsoli, ale i do odmowy wydawania shoot’em upów jako „gier zbyt niskiej jakości jak na Playstation”. Skorzystał z tego Microsoft, którego konsola stała się rajem dla fanatyków gatunku. Niestety, blokada regionalna i fakt, że większość fanów japońskich gier wybiera PS3 spowodowały, że gry CAVE nie cieszyły się poza granicami Kraju Kwitnącej Wiśni taką popularnością, na jaką zasługują. Na szczęście czasy się zmieniają – parę miesięcy temu na konsolę coraz bardziej sprzyjającego małym developerom Sony wyszło popularne Under Defeat, a w lipcu premierę będzie miało wreszcie właśnie Ketsui.
Kłamałbym, gdybym powiedział, że Ketsui jest proste – komuś nieprzygotowanemu może solidnie przetrzepać skórę. Jednak projekty poziomów, uczucie potęgi, muzyka Manabu Namikiego, i stosunkowo realistyczna, wojskowa estetyka robią swoje – gra w Ketsui to czysta radość dla każdego, kto skłonny jest do uporczywego szlifowania swoich zdolności. Czaruje też prosty, ale satysfakcjonujący system punktowania gracza – im mniejszy dystans do wroga, tym więcej punktów da jego zniszczenie, co promuje ryzykowny styl gry.
Poza wersją na PS3 dostępne są też porty na X360 i DS-a – niestety, pierwszy cierpi z powodu blokady regionalnej, a drugi to tylko boss rush (choć fanom i tak powinien dać sporo radości, choćby z racji przenośności).
Touhou (seria)
Równie wiernego i kreatywnego fandomu nie ma chyba żadna inna seria gier. Touhou doczekał się tysięcy płyt muzycznych, całej masy gier doujinowych (dungeon crawlerów, gier akcji, klonów Castlevanii czy Age of Empires…), terabajtów fanowskich komiksów i artworków… i zaskakująco małej liczby graczy, jak dowcipkują złośliwi. Wielu wielbicieli Touhou nawet nie interesuje się grami, skupiając się na słodkich postaciach pokroju kapłanki Reimu Hakurei lub złośliwych youkai.
Ale złośliwości na bok, duży fandom to duży fandom. zawsze łatwo da się znaleźć w nim kogoś chętnego do pomocy, wymiany strategii czy porównywania wyników, i dlatego Touhou znalazł się na tej liście. Same gry są fenomenem dlatego, że za całe szaleństwo wokół nich odpowiada jeden człowiek – ZUN. Muzyka, projekty postaci, model gameplayu, programowanie – wszystko to robi w wolnym czasie. Może dziwić fakt, że ktoś z tak uzdolnionymi fanami sam męczy się nadal, rysując niezbyt miłe dla oka postaci i komponując na własną rękę każdy utwór – ale może to właśnie stanowi część uroku jego twórczości?
Na pewno konkurencja często jest lepiej dopracowana lub ma bardziej elegancki gameplay, ale Touhou wyróżnia się spośród tłumu wyraźnym naciskiem na warstwę estetyczną wzorów, w jakie układają się pociski (patternów). Tęczowe spirale Marisy Kirisame, siatki laserów Eirin Yagokoro lub kwieciste wzory, w jakie układają się ataki Yuyuki Saigyoji są równie piękne, co śmiercionośne.
Touhou znalazł się też w księdze Rekordów Guinessa jako „najpłodniejsza stworzona przez fanów seria shooterów”.
Dodonpachi (seria)
Pewnie powinna znaleźć się tu inna gra lub seria CAVE (na przykład przystępne, a genialne Bug Princess 2/Mushihime-sama Futari), ale to chyba Dodonpachi ma największy zasięg poza Japonią. Tanie jak barszcz Dodonpachi Resurrection na Xboxa 360, wydane w Japonii bez ograniczeń regionalnych Dodonpachi Saidaioujou, klasyczne, ciężko dostępne inaczej niż poprzez emulację Dodonpachi, porty na iOS/Androida i stworzone od podstaw na smartfony Dodonpachi Maximum – jest z czego wybierać.
Już sześć razy powtórzyłem „Dodonpachi”, ale co to słowo w ogóle oznacza? To jednocześnie onomatopeja kojarząca się z wystrzałem z broni palnej i – po przetłumaczeniu na polski – „wściekła przywódczyni pszczół”. Chodzi tu o Hibachi, potężnego robota w kształcie czarnozłotego owada i lidera wrogich sił. Zanim jednak dobierzemy się jej do skóry, czeka na nas cała wroga armia.
Ci, którzy jak najszybciej chcieliby zacząć grać na punkty, mogą być zawiedzeni – gry z logiem DDP wymagają od gracza tworzenia długich kombosów w bardzo wąskim oknie czasowym, co wymaga sporej wprawy i zacięcia. Ale pewnie większość i tak będzie grała na przetrwanie – a do tego każde Dodonpachi nadaje się znakomicie. Zwłaszcza to bez żadnych podtytułów, często polecane przez maniaków jako sposób na wejście w świat poważnych gier bullet hell. Unikajcie tylko słabej kontynuacji gry stworzonej w Tajwanie: Dodonpachi II.
Deathsmiles (Arcade/X360/iOS/Android)
To ostatnia gra z postaciami o wyglądzie kilkunastoletnich dziewcząt w tym zestawieniu, macie moje słowo!
Chociaż gothic lolity na okładce mogą sprawić, że przyjmując gości, będziecie chowali pudełko z grą na dnie szafy, sam gameplay jest tego wart. To pierwszy horyzontalny shmup na tej liście (czytaj: przewijający ekran w poziomie, nie w pionie) i prawdopodobnie najprostsza produkcja CAVE, łatwiejsza nawet od Espgaludy. Doskonale wydaną w Europie przez Rising Star Games wersję na Xboxa 360 można kupić po bardzo niskiej cenie, podobnie jak prostszą wersję gry na urządzenia Apple.
Parę lat przed Deathsmiles CAVE postanowiło spróbować swoich sił w horyzontalnym shooterze – tak właśnie powstał Progear, z którego twórca Tsuneki Ikeda nie był do końca zadowolony. Uznał, że perspektywa horyzontalna nie do końca nadaje się do tańca między setkami pocisków. Deathsmiles stworzył jednak z inną filozofią – gra nie jest skierowana do ich najbardziej zagorzałych, żądających coraz większych wyzwań fanów, a szerszej publiczności, która chciałaby omijać wiele pocisków, ale nie AŻ TAK wiele, jak na przykład w Ketsui.
Wielu z jasnych przyczyn mogą odrzucić skąpo odziane dziewczęta na materiałach promocyjnych, ale w samej grze nie zwraca się na to zupełnie uwagi. Zamiast ciągłego strzelania w górę mamy więc celowanie w lewo i w prawo, a zamiast niezbyt zapadających w pamięć statków i czołgów świńskich rzeźników, krwiożercze gałki oczne i ogromne krowy. Świetnie zaimplementowano system wyboru trudności – przed każdą planszą możemy wybrać poziom wyzwania, jakiego oczekujemy, z czasem mając coraz mniejszy wybór. Nowicjuszy łagodnie przygotowuje to na coraz trudniejsze patterny, a purystów nie drażni – wybiorą wyższy poziom. Wersja na iOS ma dodatkowy, bliższy współczesnym trendom tryb, w którym rozwijamy swoją postać poprzez zwiększanie jej statystyk i zdobywanie lepszego ekwipunków – zrozumiałe bluźnierstwo dla starych fanów (to twoje zdolności mają się rozwijać, nie postaci), ciekawostka dla nowych. Ale to przecież dla nich powstało Deathsmiles.
Jamestown (PC)
Jeden z niewielu godnych zachodnich przedstawicieli gatunku. Jamestown, podobnie zresztą jak Deathsmiles, stara się dokonać pewnych kompromisów między starymi wyjadaczami a ludźmi nieśmiało myślącymi o rozpoczęciu shmupowej kariery.
W oczy rzuca się od razu nietypowe tło fabularne gry – ma ona miejsce w alternatywnej, steampunkowej wersji siedemnastego wieku na zajętym przez Brytyjczyków i Hiszpanów Marsie – ale weterani zwrócą większą uwagę na nietypową strukturę kampanii. Podzielona jest na poziomy, między którymi można zapisywać – puryści mogą prychnąć z pogardą, ale oni mają osobny tryb arcade (po który powinien ostatecznie sięgnąć każdy). Po raz kolejny mamy tu do czynienia z wyborem poziomu trudności, który z kolejnymi levelami staje się coraz węższy, ale najważniejszą innowacją twórców z Final Form Games jest świetnie pomyślany tryb co-op. Jeśli stresujesz się sporymi konsekwencjami śmierci w shoot’em upach, zagraj w Jamestown z przyjaciółmi – przegracie dopiero wtedy, kiedy wszyscy z was zginą, możecie się wzajemnie ożywiać. Ten typ gameplayu świetnie nadaje się na imprezy i łagodzi brutalny dla wielu start w gatunku. W grupie jest raźniej, musicie na sobie polegać, a radość po ocaleniu całej drużyny na trudniejszych poziomach jest niesamowita. Nie potrzeba nawet kontrolera – młodszy brat może grać przecież myszką.
Grę możecie zakupić na Steamie!
Gradius (seria)
A czemu by nie zacząć od klasyków?
Gradiusa uwielbia prawie każdy, w tym najsłynniejsi developerzy. Ubóstwia go Hideki Kamiya od Devil May Cry, nawiązuje do niego w Zone of the Enders Hideo Kojima. Jego wpływ na gry wideo jest nieoceniony – właśnie tu narodził się najsłynniejszy kod na świecie, czyli Konami Code.
W grze przypada nam ocalić świat za sterami Vic Vipera, jednego z najbardziej kultowych statków kosmicznych wszechczasów. W przeciwieństwie do pozostałych gier na liście, nie spotkamy się tu z tak zwanym „bullet hell” – zamiast szukać drogi przez morze pocisków, musimy uważać na pułapki i ściany wąskich tuneli, celując w zwinnych wrogów i wzmacniając swoje uzbrojenie dzięki złożonemu systemowi ulepszeń. Gameplay nadal wciąga niemal tak bardzo, jak w 1986 roku. Każda kolejna część poprawiała stworzony tu schemat – za najlepsze uważa się Gradius Gaiden i Gradius V, z lekką przewagą na rzecz tego pierwszego. Stworzony przez znane studio Treasure na PS2 Gradius V trwa całe półtorej godziny, przez co skończenie go za jednym podejściem jest strasznie męczące.
Z gier podobnych do Gradiusa warte polecenia są także mroczniejsze R-Type i Darius – gry o nietypowej, hm, marinistyczno-futurystycznej estetyce z cudowną, awangardową muzyką zespołu ZUNTATA.
Ikaruga (Arcade/DC/GCN/X360/Android)
Może tę listę powinien był zamknąć Mars Matrix. Może Giga Wing.
Kogo ja oszukuję, czy to się komuś podoba, czy nie, dla mainstreamu Ikaruga to arcydzieło i jedyny wart uwagi shoot’em up, jaki powstał w przeciągu ostatnich dwudziestu lat. Główną zasługę ma w tym czarująca oprawa graficzna i przykuwająca uwagę główna mechanika gry: dwubiegunowość pocisków i przeciwników. Wszystko, co się rusza, ma tu ciemne lub jasne kolory – oba odcienie może przybrać i nasz statek, przez co albo zadaje podwójne obrażenia wrogom przeciwnego koloru, albo absorbuje ich ataki, ładując potężny laser. Zbliża to Ikarugę do gry logicznej, upraszczając aspekt omijania skomplikowanych patternów. Przecież po co schodzić im z drogi, jeśli można je po prostu pochłonąć? Ba, dzięki temu można nawet przechodzić poziomy bez oddawania ani jednego strzału.
Dodajmy do tego doskonałą muzykę, nawiązania do buddyzmu, posmak niszowości (choć odpowiedzialne za grę Treasure to stosunkowo znana i bardzo ceniona marka, nad jej produkcją czuwały zaledwie trzy osoby) – mamy receptę na jednomyślny zachwyt krytyków. Do Ikarugi porównywano odtąd wszystkie shmupy, przez co fanom gatunku zaczęły puszczać nerwy. Choć jest świetna, nie jest wcale niezrównanym arcydziełem i zbyt często skupia na sobie uwagę, na jaką zasługują pokrewne jej gry (nierzadko lepsze w ten czy inny sposób). Przez to wahałem się, czy umieścić ją w tym zestawieniu – ostatecznie jednak stwierdziłem, że jej kultu nie powinno się pomijać.
Żebym jednak nie miał wyrzutów sumienia – sprawdźcie też Mars Matrix, hm?
###
To by było na tyle. Początki mogą być trudne, ale ten, kto zachowa zimną krew, zacznie wykorzystywać wszystkie dostępne mu narzędzia i odważnie omijać pociski zamiast trzymać się kurczowo skraju ekranu, w końcu zrozumie, o co tu chodzi – i może zakocha się w shmupach bez reszty. Powodzenia!
Czytaj dalej
29 odpowiedzi do “10 shmupów na dobry początek”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Filmików nie obejrzałem(dziękuje ci limicie przesyłu danych ;*)|Ale po zobaczeniu pierwszych skrinów przypomnial mi sie warblade i chicken invaders 🙂
Ja bym dodał od siebie jeszcze Nebula Fighter.
Chicken Invaders, to klasyk 😉 Poza tym, pamiętam jak się kiedyś zagrywałem w Jets’n’Guns z CD-Action, a i Berlin obiecał, że już nie będzie pokazów slajdów!!!!!
Dlaczego mnie nie dziwi, że większość tego typu gier to produkcje japońskie? Kiedyś sobie jakiegoś shmupa sprawdzę, napewno.
Lol a niedawno na postach pisałem o tym że przeżywam renesans _> głównie Shoot’Em’Up lol 1941-19XX i wiele wiele innych jest także na PC remake pt. Sine Mora oraz Raiden Legacy w HD lol gram na MAME32 i na Nebuli (EMU-latory) polecam także chodzonki Sh’em’up _> Commando i Contra jeju na waksy sie łaziło i grało PZDR Scena Graczy
Oto scrny z mojej kolekcjii Fworytów 😉 -> http:img62.imageshack.us/img62/5618/mame321.jpg -> http:img254.imageshack.us/img254/6192/mame322.jpg -> http:img585.imageshack.us/img585/4325/mame323.jpg
fakt ja zawsze gram na 1 kontynuacjii żeby byc troche do przodu przygotowany czyli gram na 2 kredytach 😉 taki mam styl -> uczy wiele
Na moich scrnach macie Prawie wszystkie perełki z Automatów i Konsol 😉 ale jak ktoś ma coś do dodania to niechaj wrzuci link do GamePlaya na YouTube-ie są Chyba wszystkie Gry ! Bo nie chcę aby mi jakaś perełka nie wpadła do MAME !
A gdzie epicki WarBlade?
Upadly321@ spox pograj w Gyrusa mój rekord na 1 C to 78450 Stage 9
Raptor: Call of the Shadows i ewentualnie Tyrian > all 🙂
o jeszcze Platforówka Arcade tzw. „chodzonka beat’em’up” Rygar lub Argus no senshi [beeep]ista gierka 😉 był w Łodzi w latach ’80 taki spocik w Bramie schodkami w dół lol tam w to grałem kiedyś (he he teraz na MAME _> dzięki Bozi za MAME lol <_ ) mój rekord 80990 Stage 4
Hej załużcie jakąś stronkę z Rekordami na CD-ACT 😉 każdy bedzie mógł dodawać swoje rekordy 😉 jeszcze w Bomb-Jack 91730 (zawsze to jest na 1C czyli 1 kredyt)
Ikaruga to arcydzieło i jedyny wart uwagi shoot’em up, jaki powstał w przeciągu ostatnich dwudziestu lat…… A Einhander to co? LOL
A może ktoś kojarzy taki shootem`up z końca lat 80-tych – latało się stateczkiem, i można go było rozbudowywać o coraz lepszą broń oraz dodatkowe małe stateczki jako „skrzydłowych” (jak dobrzep amiętam maksymalnie po dwa z lewej i prawej strony)- plansze stanowiło odpowiedniki planet w układzie planetarnym….
o_O co to ma być? Lista bez największych klasyków za to zalana produkcjami z dalekiego wschodu? To tak jakby zrobić listę najlepszych RTSów, zapomnieć o serii StarCraft i wypelnic wszystko japonskimi gierkami. Jakis absurd.
Najlepiej znane nie zawsze znaczy najlepsze, Luke 😉
Beat Hazard – Jedi Mode też ma coś w sobie. 😛
Shoot’em’up? alternatywa do tego jest BULLET HELL.
Tyrian 2000 to najlepsze rozwiązanie dla początkujących. I jest fabuła :3.
@Berlin – Pierwszy raz napisałeś coś, z czym się zgadzam xD.
W Blue Wish Resurrection Plus się grało, byłem zdumiony widząc filmiki na YT, że komuś się udało przejść tą grę, a co dopiero pomyśleć, że przeszedł ją nie tracąc ani jednego życia! Ale teraz tak patrzę na Touhou i myślę, że to nie było jeszcze aż tak trudne, dziwni są ci Japończycy, nie pierwszy ani nie ostatni raz mnie tak zdumiewają. Toż tam tylko strzelasz przed siebie i lawirujesz między pociskami, nie myślisz nawet czy trafiasz we wroga- szok! 0.o
Początkującym polecam Tyriana 2000 (best shmup ever) i Raptor, a i na najwyższych poziomach trudniości coś się dla doświadczonych znajdzie w tych grach. A Ikarugę polecam, również świetna pozycja.
Z ww znam tylko touhou i jest hmm morderczy xD
Touhou to akurat dość łatwe shmupsy, chociaż pokazywane Imperishable Nights jest najłatwiejszą grą z serii. Trudne Touhou, to Mountain of Faith i Subterrean Animism, no i oczywiście trudniejsze spinoffy Shoot the Bullet i Double Spoiler. Ciekawe jakie będzie Double Dealing Character. Ludzie się cieszą, bo wraca Sakuya (ale Mimy i tak nie będzie).
Nie ciskam się o brak Solaris 104 i JnG, aczkolwiek mógłbym, ale Jamestown? Poważnie? Toż to szajs straszny. A brak Tyriana jest ABSOLUTNIE niewybaczalny. Koniec, kropka, nie ma żadnej dyskusji.
Właśnie przechodzę demo Touhou 14. Wróciła Sakuya, tak jak napisał Marius1g, co mnie cieszy (moja ulubiona bohaterka z całej serii). Poziom trudności… hmmmmmm… Jeszcze nie jestem dostatecznie rozgrzany, żeby to oceniać. Ostatni raz ogrywałem jakiekolwiek Touhou ponad rok temu. Skill opadł diametralnie i ginę na normalu, jak jakaś łajza ;__;
Tak jest. Jets’n’Guns też dobre, choć IMHO dość kontrowersyjne i w ogóle. Tzn. mam mieszane odczucia odnośnie tejże gry. Solaris 104 – ech, jak ja w to dawno nie grałem… Miałem kiedyś pełniaka, bodajże z Playa, ale wywalał się w trakcie jednego etapu.