Royalefield 2021. „Zabrakło mi rąk do facepalmów”

Royalefield 2021. „Zabrakło mi rąk do facepalmów”
Po raz pierwszy od dziesięciu lat nie kupiłem Call of Duty na premierę. Żaden tam Vanguard, nadchodzi przecież Battlefield 2042, przebudowana, odnowiona wersja najlepszego Battlefielda w historii, wielki fan service i wspaniała gra w jednym!

Grubo zapłaciłem za przedpremierową edycję Ultimate, byle tylko mieć dostęp do bety (i, jak się okazało, również dostać wcześniej pełną wersję), płakałem wręcz z radości, gdy zobaczyłem kartę gry w swojej bibliotece. Battlefield, prawdziwy Battlefield!

Och, jak bym chciał mieć dzisiaj wehikuł czasu, wsiąść do niego, cofnąć się o te sześć miesięcy, spotkać siebie samego i kopnąć się w dupę.

Remember, no preorders

Już beta powinna była mnie zaniepokoić. Jakieś sztuczne to wszystko było, zupełnie jakbym grał w inną grę niż Battlefield, pociski latały, jak chciały, a mapa była za duża i za nudna. Moje serce wygrało jednak z rozumem, choć znajomemu zajawkowiczowi battlefieldowemu przekornie tłumaczyłem, że tak nędzna beta na tak późnym etapie produkcji zwiastuje naprawdę podły efekt końcowy – ale sam w to najwyraźniej nie uwierzyłem, bo nie anulowałem preordera. Założyłem hełmofon, przebrałem się w moro, rozgrzałem defibrylator i czekałem na premierę.

Battlefield 2042

No i się doczekałem – pierwszej wody crapa. Serio. Ostatni raz byłem tak zawiedziony rozrywką komputerową, gdy typ na giełdzie 30 lat temu nagrał mi kasetę z innymi grami na ZX Spectrum niż te, o które prosiłem. Tylko że wtedy mogłem złożyć reklamację, a tutaj niestety nie mogę, i muszę się męczyć z tym całym Battlefieldem, który Battlefieldem w ogóle nie jest.

Już przed premierą krążyły plotki, że DICE postanowiło tym razem zamieszać i przygotować coś podobnego do formuły, w której naprawdę świetnie odnalazł się Respawn ze swoim Apex Legends – czyli battle royale w wersji hero shooter. Bierzemy kilkunastu bohaterów z wyjątkowymi umiejętnościami, łączymy ich w trzy-, czteroosobowe grupki, robimy wielką mapę z paroma charakterystycznymi hotspotami i nakładamy na to zmniejszającą się strefę, która nagania ekipy na siebie nawzajem. Może kopia konkurencji, a może świetny pomysł – nie dowiemy się nigdy.

Battlefield 2042

Widać jednak, przynajmniej na moje mocno skażone battle royale’ami wszelkiej maści oko, że taki był właśnie kierunek Battlefielda 2042 i najprawdopodobniej utrzymywano ten kierunek bardzo długo. Skąd w grze wzięły się tak puste, tak mało battlefieldowe mapy, przygotowane z myślą o raczej kameralnych starciach, a nie wielkich bitwach? Czemu w zasadzie całkowicie zrezygnowano z systemu destrukcji, coraz bardziej zaawansowanego w poprzednich odsłonach? W „piątce” mogłem ogołocić kamienicę do szkieletu konstrukcji, w 2042 nie mogę wybić porządnej dziury w blaszanym baraku. Ale najważniejsza wskazówka dotycząca battleroyale’owych korzeni nowego BF-a to specjaliści zamiast klas.

Royale z serem

W nowym BF-ie stary, dobry podział na klasy żołnierzy zastąpiono indywidualnymi specjalistami. Nie ma już medyków, szturmowców, inżynierów, gości z bazookami, snajperów i co tam jeszcze DICE zwykle sobie wymyślało (a mieszało w tej formule z każdą kolejną odsłoną). Tym razem mamy dziesięcioro bohaterów z imieniem, nazwiskiem, ustalonym wyglądem, pojedynczym specjalnym gadżetem oraz możliwością wyboru dowolnej broni i dodatków.

Można wziąć gościa z radarem zbliżeniowym, dać mu karabin snajperski oraz wyrzutnię rakiet przeciwpancernych – nie ma sprawy. Albo wybrać babkę, która potrafi szybko reanimować rannych towarzyszy, i wyposażyć ją w ciężki karabin maszynowy, granaty dymne i rakiety ziemia-powietrze. Po co zatem ci osobni bohaterowie? Czemu nie mogę sam sobie wybrać, czy chcę grać starszą panią, czy może niedogolonym szczypiorkiem, skoro poza wyglądem definiuje ich tylko jedno jedyne niezmienialne okienko z gadżetem w ekwipunku? W battle royale miałoby to sens, ale tutaj?

Muszę mierzyć się z Battlefieldem, który battlefieldem nie jest.

W efekcie tej kuriozalnej decyzji w nowym BF-ie walczy ze sobą armia klonów. Oddział młodych, czarnych dziewczyn w wingsuitach mierzy się z ekipą, gdzie dwóm takim samym Angelom towarzyszy dwóch Borysów o identycznym, silnym, rosyjskim akcencie. Na dokładkę po meczu ci sklonowani specjaliści wygłaszają megaserowe, komiksowe jednolinijkowce. Oddziały specjalne skończyły właśnie bezlitosną walkę o niezwykle istotną platformę wiertniczą? „Hej, to wszystko, na co was stać? Jestem gotowa na rundę drugą!”. Zabrakło mi rąk do facepalmów, gdy pierwszy raz to usłyszałem.

Nie wiem, co się wydarzyło przy produkcji tej gry. Oczami wyobraźni widzę jakiegoś wysoko postawionego menadżera, który drżącymi rękami rozsyła bardzo złe wyniki badań fokusowych, a potem jego szef wali mentalną pięścią w stół i nakazuje natychmiastową zmianę kierunku całej gry. Niestety – co wydawałoby się dość oczywistą refleksją – jeśli jesteśmy w połowie pieczenia pizzy, to dodanie do niej kotleta schabowego daje niewielkie szanse na sukces.

A w momencie pisania tego tekstu Battlefield 2042 znajduje się w dziesiątce najgorzej ocenianych gier Steama. W historii.

4 odpowiedzi do “Royalefield 2021. „Zabrakło mi rąk do facepalmów””

  1. Grzegorz „Krigor” Karaś 13 grudnia 2021 o 21:54

    No, widzę, że podobnego disgasta złapaliśmy, grając w to. Ale przy becie się jeszcze jarałem poczuciem wolności… 🙂

  2. idealnie gdyby po prostu zrobili upgrage BF4 do current genów z raytracingiem w singlu i performance mode w multi. na xone niestety gra nie ma nawet 1080p. pełen bf4 4k z raytracingiem + tryb wydajnościowy do multi i zabawa może trwać i trwać

  3. Po raz pierwszy nie kupiłem BF na premierę, choć beta nie była taka zła (może miałem szczęście i nie zauważyłem zbyt wielu problemów). Hype rósł i czekałem. Potem pojawił się Hate i też czekam… tylko nie wiem na co 🙂

  4. No niestety, coś w tym jest. Ja też byłem napalony na preorder ale na szczęście spróbowałem gry w Game Pass i… do dzisiaj mam jeszcze 5h do ogrania w ramach 10h „dema”. To pierwszy battlefield w trakcie, którego pomyślałem „to nie dla mnie”. Smutne, ale prawdziwe. Duże rozczarowanie. Kombinują jak koń pod górkę (specjaliści zamiast klas) i później takie są efekty.

Dodaj komentarz