„Bo przecież w internecie mam wszystko za darmo”. Czyżby?
Adam, Dawid, Joachim i Olek to autorzy o sporych dorobkach w branżowych pismach i portalach. Na usta ciśnie się więc pytanie: dlaczego piszą o grach jedynie po godzinach? Nieco zawoalowanej odpowiedzi dostarcza tytuł tego felietonu.
Sobór nicejski I – wyznanie wiary
Otrzymanie etatu w naszym segmencie rynku to chwila… o, przepraszam, chwała, w której rozstępują się morza i oceany, anielski orszak zstępuje z niebios, by chóralnie wyśpiewać triumfalny hymn, a na delikwenta spływa wiekuisty snop światła. Jednak zbawienia, jak uczą Pismo Święte oraz praktyka zawodowa, doświadczają nieliczni. Pierwsze publikacje prasowe miałem na koncie jako piętnastolatek. Pierwszą umowę o pracę zobaczyłem dwanaście lat później.
Znalazłem się wówczas w uprzywilejowanej pozycji, bo większość autorów, których teksty znacie z branżowych mediów, para się pisaniem albo po godzinach, albo w ramach freelancerki. W tym drugim wariancie mówimy o ludziach, którzy – gdy czytacie te słowa – zapewne klecą poradnik dla pracodawcy X, recenzję dla pracodawcy Y i wywiad dla pracodawcy Z. A wszystko to w przerwie kawowej na zagranicznej konferencji i – rzecz jasna – już po natrzaskaniu dziennej transzy newsów.
Wiele tekstów powstaje z nożem na gardle, bo wydawca wyśle klucz za trzy godziny, a embargo na recenzję spada za 34 minuty. A przecież taki (chronologicznie anormalny) artykuł to tylko kolejny krok na drodze niekończącego się maratonu zaległości, ponagleń i deadline’ów, na którym już dawno nie widać mety. W warunkach wiecznego pośpiechu i notorycznego zawalenia zleceniami trudno o dbałość o formę, dogłębny research czy głębszą refleksję. A po prawdzie: również o aktualizację kompetencji zawodowych.
Przeskok
Niewielu to mordercze tempo wytrzymuje. Dla większości pisanie o grach okazuje się trampoliną, pozwalającą wskoczyć na stanowisko – na przykład – eksperta ds. public relations. Spójrzmy no tylko na zawodowe biografie ludzi, którzy jeszcze pięć lat temu nadawali ton rodzimemu dziennikarstwu: Marcin Kosman (PSX Extreme i wiele innych mediów) to teraz PR-owiec (dawniej CDP.pl, teraz – na swoim). Mateusz Gołąb (Gamezilla.pl) – również (agencji Galaktus). Tomasz Kutera (Polygamia) był przez chwilę PR-owcem Klabatera, a dziś zarządza zespołem w Wirtualnej Polsce. Być może zastanawiacie się, dlaczego na naszych łamach rzadko goszczą Hut czy Berlin. Otóż obaj umknęli w stronę gamedevu, który – nie pudrujmy – zdecydowanie częściej kusi gwarancją zatrudnienia, opłacaniem składek emerytalnych oraz ubezpieczeniem zdrowotnym.
No i stawkami. Jako nie tak znowu dawny ambasador freelancerów (tych rzeczywistych, a nie anthemowych) przyznaję, że z pisania na umowę o dzieło da się wyżyć. Ale jest to okupione chronicznym brakiem snu, śmieciową dietą (w dłuższej perspektywie: nadwagą), a niekiedy wręcz: rozpadem relacji międzyludzkich. Trudno je bowiem podtrzymać, gdy twój dzień pracy potrafi trwać 21 godzin. Często piętnujemy, jako media, kulturę crunchu u dużych wydawców i developerów, zupełnie przy tym pomijając, że w dziennikarstwie branżowym również temat nie jest obcy.
Nie żeby etatowcy byli w szczególnie komfortowej sytuacji. Akurat ja na zarobki nie mogę narzekać, ale pewien Czołowy Polski Serwis kusił swego czasu pensją rzędu 2,2 tys. zł na rękę. Przy czym kandydat powinien za tę kwotę czuwać nad newsroomem, pisać poradniki, zestawienia, artykuły premierowe, recenzje, tworzyć materiały na YouTubie, odbębniać dyżury w dziale informacyjnym, nie bać się tłumaczeń, jeździć w delegacje, poprawiać prace innych i jeszcze tylko, słowo daję, brakuje na tej liście czesania gości redakcji oraz drobnych prac konserwacyjnych.
10 najlepszych zestawień
To prowadzi nas do kolejnej kwestii: rachunku ekonomicznego. Zdradzę wam, że miałem kiedyś okazję porozmawiać sobie w taksówce ze świeżo upieczonym naczelnym Pewnego Dużego Portalu. Ów żachnął się wówczas, że pod jego kierownictwem medium „pójdzie w tabloid”. Z perspektywy czasu wiem, że miał przez to na myśli: w zestawienia „top 10 czegoś tam w grach”, publikowanie „newsów” bazujących na anonimowych, spisanych łamaną angielszczyzną doniesieniach 4chanowców oraz w artykuły w rodzaju „Ej, Diablo to było fajne, co nie?”.
Jak być może wiecie, właśnie przyglądamy się trudnościom, na jakie natrafiają gracze z niepełnosprawnościami. Odzew jest ogromny. Jestem w kontakcie z kilkudziesięcioma osobami – twórcami kontrolerów, wydawcami, niepełnosprawnymi developerami, graczami i esportowcami, stowarzyszeniami zrzeszającymi ludzi o różnym stopniu niepełnosprawności (niewidomych, głuchych, osoby z porażeniem mózgowym itp., itd.). Poza dogłębnym researchem muszę zweryfikować informacje u źródeł, umówić się na spotkania i telefoniczne wywiady. To, jestem przekonany, będzie duży, potrzebny tekst… ale przecież mógłbym zamiast tego machnąć wieczorkiem artykuł z cyklu „10 biustów, które zmieniły gry wideo”. Dziennikarskie śledztwo w sprawie zamknięcia skrzydła developerskiego w CI Games albo kultury pracy w CD Projekcie Red to kwestia tygodni. „Beczki w grach: jak to z nimi było?” albo „Gothic – najciekawsze mody” – weekendu. To pokusa, której – mając żony, dzieci i kredyty – trudno nie ulec.
Trafny wybór
Jeżeli – jako odbiorcy – chcemy otrzymywać poważne materiały, powinniśmy poważnie podchodzić do mediów. Nie tylko zresztą tych branżowych – sam płacę abonamenty i kupuję prasę, bo mam przekonanie, że za dobre teksty trzeba płacić. Inwestuję w krytyków, których opinie świadczą o dogłębnym zrozumieniu dzieła, oraz w publicystów, którzy nie boją się wisieć godzinami na telefonach i skrzynkach mailowych. Powtarzając, że „w internecie wszystko mamy za darmo”, sami skazujemy się na recenzje pióra nieobeznanych studentów, zastawienia najfajniejszych bossów od przepracowanych pragmatyków oraz na felietony o głębi stawów ogrodowych popełnione przez osoby, które na co dzień kopią stawy ogrodowe.
Czytaj dalej
86 odpowiedzi do “„Bo przecież w internecie mam wszystko za darmo”. Czyżby?”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

narrację. Zresztą taka była idea Blizzarda – zachować doświadczenie rozgrywki z pierwowzoru. Autor tekstu wytyka, że to właśnie remaster a nie remake i gra się w to dokładnie tak, jak w starą wersję – a o to przecież chodziło, tak reklamowano. Ostatecznie artykuł wygląda jak recenzja StarCrafta po latach a nie recenzja remastera gry, a remasterem jest przecież bardzo dobrym. Główną wadą remastera według autora jest fakt, że to nie jest remake. To tylko przykłady, które zapamiętałem.
W pełni się zgadzam, że warunki są kiepskie. Strasznie brakuje mi tekstów Berlina (choć ostatnio – chwała bogu – znowu zaczął się pojawiać!), ale w pełni rozumiem dlaczego zdecydował etatowo przejść do gamedevu. Co do samej jakości tesktów, w dobie wszechobecnego braku czasu naprawdę, wolę dostać rzetelnie sprawdzony i zaprawiony w literackim sosie materiał od recenzji napisanej kilka godzin po premierze gry. Nigdzie mi się nie spieszy z newsami, a tak to jeszcze człowieka doedukujecie 🙂
Jeszcze hint odnośnie niskiej świadomości graczy na obecność CDA na rynku. Handel kluczami jest normą. Zdublowane/niechciane klucze z bundli sprzedawane są za grosze. Tak samo dzieje się z kluczami pełniaków z CDA. Sporo ludzi kupuje klucze z CDA nieświadomie po zawyżonych cenach, pamiętam jak Far Cry 3 latał po 25 zł, podczas gdy nabywcy nie mieli nawet świadomości, że w kiosku kupiliby pismo z tą grą za 16. Klucze Vikings: Wolves of Midgard chodziły po dyszce – ludzie to kupowali, zamiast kupić pismo.
@Silvaren: Pewnie, że błędy się zdarzają. One były i będą zawsze, bo nie jesteś w stanie ich uniknąć w stu procentach. Ale problem ten dotyczy wszystkich mediów – a akurat u nas każdy tekst przed publikacją czytany jest wielokrotnie przez kilka osób. Nie wychwycimy w ten sposób wszystkiego, ale i tak nieporównywalnie więcej, niż wychwycilibyśmy, gdyby (jak prawie wszędzie w internecie) nasze teksty publikowane były bez jakiejkolwiek korekty/redakcji.
I oczywiście nie chodzi mi o to, żeby się przepychać i pokazywać palcami. Chodzi (tak jak i Papkinowi w tekście powyżej) o to, że współczesny model redakcji, tj. ten, do którego to wszystko zdaje się zmierzać, zakłada znacznie mniejszą dbałość o takie szczegóły. Bo niewymagających odbiorców jest więcej niż takich, którzy zauważą błędy lub konieczność zredagowania tekstu. Bo skoro nie zauważą, to po co płacić komuś za to, żeby te teksty sprawdzał pod każdym możliwym kątem?
A to, jak powinno się recenzować remastery, jest tematem na jakąś głębszą rozkminę przy innej okazji – bo każdy ma co do tego inną opinię. Najwyraźniej Allor wyszedł z założenia (które przecież wcale nie jest błędne), że ostatecznie recenzja dotyczy całokształtu, w tym wrażeń recenzenta z samej rozgrywki. Nie jest podsumowaniem kwestii technicznych, bo o nich najsensowniej byłoby stworzyć osobny, pozbawiony subiektywizmu artykuł. I być może to nie jest najgorszy pomysł na cykl. 🙂
@Spikain, rozumiem, że mogą zdarzać się błędy stylistyczne czy literówki, ale merytoryczne to w zasadzie pisanie bzdur. Te przykłady z zapowiedzi Pillarsów wyglądają, jakby autor nie odwoływał się do źródeł, tylko do swojej nienajlepszej pamięci o tych źródłach. Co dziwi w przypadku Papkina, bo jego robota jest zwykle solidna. Tam z kolei wygląda, jakby nie zadał sobie trudu, by zweryfikować kwestie, których nie był pewien.
@Silvaren: No i dziwi cię to tylko dlatego, że pewnie nie miałeś okazji pracować z sensowną redakcją. :p Każdemu zdarzają się błędy merytoryczne. Z tak wielu różnych powodów, że nie dałoby się ich wymienić w kilku komentarzach na cdaction.pl – i niekoniecznie z winy samego autora. Przypominam, że w jednym z ostatnich numerów wśród gier Blizzarda zdarzyło nam się wymienić League of Legends. To błąd tak kretyński, że (paradoksalnie) nikt go nie zauważył. Na szczęście bardziej śmieszny niż szkodliwy.
Zresztą to trochę dyskusja o niczym. Redakcja i korekta tekstu, nawet bez stuprocentowej skuteczności, jest dla tekstu lepsza niż jej brak.
Przyswajam bardzo dużo treści w necie. „Amatorzy”, którzy produkują materiały z pasji, nie biorą za to pieniędzy, często przykładają się znacznie bardziej od opłacanych redaktorów, bo walczą o odbiorcę. Wymagający odbiorca potrafi wyłowić wartościowych twórców. I tu wychodzi na jaw geneza całego problemu, którą dostrzegłem podczas wymiany maili ze Smugglerem, aplikując do „RETRO”…
Pisał, że tekst musi być lekki, przystępny, bo targetem jest mainstream. Mainstreamowy odbiorca, jak sam zauważyłeś, nie dostrzeże błędów i wpadek. Dla niego darmowe treści w necie od popularnych twórców contentu, którzy często gadają głupoty, są tak samo wartościowe jak zawartość CDA, tyle że za darmo. Specjalizujecie się w dostarczaniu profesjonalnych treści dla targetu, który łyka nieprofesjonalne treści za darmo, bo nie widzi różnicy.
Przez ostatnie 4 lata zrozumiałem, że nie jestem targetem CDA. Recenzję wolę obejrzeć od Karaka z ACG albo polskiego Quaza. Obaj wyrobili sobie renome i zostali docenieni za swoją „amatorską” pracę. Wolę obejrzeć wywiad Matta Bartona z developerami, przeczytać książkę Jasona Schreiera albo włączyć sobie godzinny panel z GDC, gdzie Josh Sawyer opowiada o projektowaniu wyborów gracza w Fallout New Vegas. W CDA interesuje mnie co najwyżej historia gier pisana przez Smugglera.
Nie, mowa o dwóch różnych mainstreamach, tj. o tym najogólniejszym zbiorze i o mniejszym, który się w nim zawiera. Naszym targetem są gracze – i to, że tekst ma być lekki i przystępny, odnosi się bardziej do stylu autora niż do kwestii merytorycznych. Ten wymóg nie zmienia faktu, że nasz target nie jest zainteresowany powielaniem oczywistości i wyważaniem otwartych drzwi. Ale nie bez powodu nie napiszę nigdy do CDA tekstu „najczęstsze problemy techniczne Segi Game Gear”.
Wysłałem Smugglerowi tekst o powstaniu Fallouta z myślą o „RETRO”. Był długi. Po paru miesiącach wrzuciłem go na bloga, został doceniony. Parę dni później na arhn.eu pojawiła się wersja video oparta tylko na jednym ze źródeł, które wykorzystałem. Miała dużo więcej wyświetleń niż wynosi nakład CDA. Napisałem tekst o historii cRPG w latach 70.i 80. Po anulowaniu „RETRO” Smuggler pracował ze mną nad poprawą tekstu i niby nie miał już uwag, ale temat umarł.
No cóż, trudno – na to, że nie jest to pismo dla ciebie, nie poradzimy pewnie nic. :p
Chodzi mi po prostu o to, że w necie macie konkurencję, która wcale nie jest gorsza, a są też twórcy, którzy szykują lepsze treści, bo nie ogranicza ich forma czasopisma. I te treści są darmowe, bo autorzy wiedzą, że za jakość i tak zostaną docenieni (patronite itp.). Ci najbardziej wymagający odbiorcy i zainteresowani danym tematem przeważnie sami robią research, sami docierają do źródeł. Oczywiście jest też w necie cała masa bezwartościowych materiałów i są pelikany, które to łykają.
To prawda – jedno medium w starciu z całym internetem nie ma szans. Tylko nadal nie wiem, w jaki sposób przekreśla to tezy postawione w tekście Papkina.
Musicie chyba eweluować pod względem formy, poruszanych tematów i zmienić proporcję treści, np. więcej publicystyki, materiałów poglądowych, wywiadów z developerami, informacji zza kulis gamedevu. Oferować coś więcej niż konkurencja, która celuje w tego samego odbiorcę. Sprzedawać czytelnikom informacje, do których nam ciężko dotrzeć. Jak np. przytoczony Schreier. Sam nie mogę pogadać z pracownikami BioWare, a on ma kontakty i dostarcza treści bezkonkurencyjne, źródła, do których inni nie dotarli.
Musicie oferować coś więcej niż przeciętny, popularny youtuber czy blogger. Oni mogą mieć słabe treści, ale za darmo. A mam wrażenie, że targetem CDA jest ta sama grupa, co ogląda np. rojów czy rocków, ale dla tej grupy nie jesteście aż tak „cool”. Chyba że prasa stała się przeżytkiem, bo ludzie nie chcą czytać. Patrząc na statystyki, wcale by mnie to nie zdziwiło.
I jak wspomniałem, tracicie nawet tych klientów, którzy kupili by pismo wyłącznie dla pełniaków. Skoro czytelnicy z powodzeniem sprzedają klucze z CDA za cenę wyższą od ceny pisma w momencie, gdy dany nr wciąż jest dostępny w kioskach. Tu chyba przydałaby się reklama, chociaż serwisy piszące newsy o promocjach często podają listę pełniaków CDA w dniu premiery kolejnego numeru.
@Silvaren, śpisz Ty czasem? 🙂
5h na dobe. Reszta czasu to praca, zycie, treningi i pisania o grach po godzinach. Pewnie predzej czy pozniej zalatwi mnie wylew.
Ogromnym problemem jest w dzisiejszych czasach ta degradacja dziennikarzy. Copywriterzy piszący teksty hurtowo, płatne od sztuki niszczą jakość prasy chyba każdej branży i nie widać szans na jakąkolwiek poprawę. |Jeśli chodzi o wasze czasopismo- z największą przyjemnością zapłaciłbym nawet więcej za jeden numer, ale z resztą, tak jak Silvaren napisał przestałem znajdować tam treść dla siebie. Dodatkowo branża zmieniła się na tyle, że gier oczywiście złych i oczywiście dobrych już prawie nie ma.
A cdaction nigdy nie myślało o kanale na YT? Co wy sądzicie o tym kierunku?
Ten naczelny Dużego Portalu to czasami nie Smoszna z GOLa? Przestałem się udzielać na tym portalu właśnie jakoś w czasie, gdy został naczelnym, a kilka lat później, już po przejęciu przez Webedia, usunąłem tam konto. Zaczęły mnie irytować clickbaitowe tytuły, nic niewnoszące artykuły i filmy, buractwo redaktorów i brak szacunku do użytkowników, którzy mają własne zdanie na dany temat.
Z perspektywy 32 latka już jakoś uplątanego życiem już nawet nie mam ochoty po dniu pracy grać (choć nie ukrywam od czasu do czasu jakaś stara gra na powrót wciągnie mnie na kilka wieczornych godzin). Co ciekawe w CD actionie zawsze dla mnie najciekawszym działem była i chyba jest (bo już nie kupuję pisma) publicystyka. Pisanie o samych grach, których rozgrywkę można obejrzeć w sieci nie jest już dla mnie takie potrzebne. Moim zdaniem pismo powinno skupić się na wartościowych tekstach.
Do opisu gier lepsze są tablety czy też telefony. Tak w ogóle to powinniście zrobić apkę i powiązać ją np z pismem. Użytkownik w piśmie podajecie ten symbolowy link do kilku wartościowych filmów z rozgrywki, strony producenta, sklepu z grą itp itd. Wskazane połączenie YT z waszym pismem mogłoby też działać w 2 stronę.Z przyjemnością zobaczyłbym w waszym piśmie np dział odnośnie indyczych projektów z itch, w które warto pograć lub tym podobne. W dzisiejszych czasach gracze nie zadążają już za rynkiem gier.
@spikain: Może nie przekreśla, ale tezy te są bardzo tendencyjne. „Powtarzając, że „w internecie wszystko mamy za darmo”, sami skazujemy się na recenzje pióra nieobeznanych studentów” – jest trochę krzywdzące. Mogę zapłacić za coś co będzie dobre, ale to wiąże się np. przeczytaniem tekstu przed jego kupnem. Nikt nie prowadzi takiego modelu sprzedaży. Spodobał Ci się mój tekst? Daj 5 zł. Życie growego dziennikarza nie jest lekkie to fakt, ale w game devie nie jest wcale lepiej. Dla mnie to zwykłe żale, sorry
Fajny tekst. Poziom pisania o grach w necie jest slaby – portale typu Eurogamer dla mnie nadaja sie jedynie do czytania newsow. Dlatego najbardziej lubie czytac CDA. Na drugim miejscu stawiam PSX. Pixel mnie nudzi – w nieskonczonosc grzebia w nudnych odmetach przeszlosci. I co jak co, ale takiej publicystyki jak Papkin, w ktorej widac tak wielki ogrom researchu i poswiecenia przy przygotowaniu tekstu nie pisze nikt. Dla mnie jestes szczytem polskiej, growej publicystyki.
Przeglądam różne portale o grach ale nie wiem czy kiedyś widziałem żeby ktoś konkurencji tak wyraźnie wbijał szpile. Zgadzam się że przesyt nic nie wnoszących tekstów/filmików o grach jest wyraźny a dobrej publicystyki jak na lekarstwo… ale ten artykuł mi nie podszedł. Co ma na celu podkreślanie że dobrze zarabiacie nie tworząc przy tym bezsensownego – ale bardziej opłacalnego – contentu? Tak jak ktoś niżej wspomniał że po zmianach jakie zaszły w ostatnich latach na GOLu, odbił się od nich, tak ja…
przyznaję że już od dawna nie kupuję waszego pisma. Wychowywałem się z wami, wyrabiałem swój gust growy od 2003 i miałem was droga redakcjo za wzór pisania o grach. Gdzieś od 2-3 lat przestałem tak często was wspierać bo odniosłem wrażenie że poziom pisma po prostu spadł. Z całym szacunkiem dla obecnych redaktorów, to kwestia gustu ale mam wrażenie że jest gorzej niż powiedzmy w tych latach 2003-2015 kiedy czytałem was niemal co miesiąc. Może mi się coś poprzestawiało. Trzymam kciuki za was mimo wszystko.
Mam nadzieje, ze to artykuł przygotowujący nas na wejście CD-Action w świat cyfrowy. Z chęcią bym zobaczył wasz magazyn w formie e-magazynu. Papieru nie lubię, do tego mieszkam za granica i po prostu zrezygnowałem z CD-Action. Czytam tylko w metrze/pociągu, a papieru ze sobą nigdy nie wożę (książki tez tylko w formie 0-1). Jak się kiedyś zdecydujecie to wrócę do regularnego opłacania CD-Action. Na razie musi mi starczać wasza strona. Swoja drogą już prawie 20 lat siedzimy w XXI wieku, a wy ciągle nic
Recenzje recenzjami – osobiście często mam tak, że jeśli wiem, że gra jest dobra i w moim guście, to po prostu nie bardzo mi się chce recenzję czytać, szczególnie że nie lubię wiedzieć o grze (za) dużo przed zagraniem. Tym natomiast, co chyba w głównej mierze mnie obecnie do CDA przyciąga, jest fantastyczna publicystyka – kupiwszy magazyn kilka miesięcy temu, po długim czasie nieczytania, byłem autentycznie zachwycony, również tym, jak świeże jest pismo mimo ponad dwudziestu lat obecności na scenie.
@freemanj – prawda. Konkretniej: trzecia tischnerowska prawda.
@bartolexxx – ciebie powinno obchodzić, bo dzięki dobrej jakości tekstom zobaczyłbyś, że polska język nie być taki trudny.
Nieco przykro czyta się dyskusję tutaj, która tyleż pokazuje istotę internetu trafnie niegdyś opisaną przez mistrza Lema, co potwierdza wnioski płynące z artykułu. Dlatego z mojej strony, choćby dla przeciwwagi, chciałbym powiedzieć: Dziękuję, że wciąż piszecie w tzw. starym stylu! Myślę że nawet jeśli świadczy to o tym, że jestem już skamieliną, myślę, że takich dinozaurów jak ja jest więcej. Nie wymarliśmy, ale nawet jeśli rzadko nas słychać, to wciąż doceniamy to, co robicie i piszecie. Keep it up! 😀