[By the way] BioShock: Infinite
![[By the way] BioShock: Infinite](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2021/11/19/11910eef-d754-4f3b-ac4f-ae15106b3167.jpeg)

Dlaczego BioShock: Infinite jest strzelaniną. Dlaczego przez pierwszą godzinę, może dwie, chodziłem spokojnie po Columbii i podziwiałem przygotowane przez Irrational miejscówki, żeby przez resztę czasu mordować wszystko, co mi się nawinie pod celownik.
To nie jest pytanie. Raczej smutne westchnięcie, bo odpowiedź jest banalna. Pozwólcie jednak na mały suspens i krótkie wprowadzenie.
Od kliknięcia „exit game” po napisach końcowych do teraz nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie na jedno podstawowe pytanie: o czym ta gra tak właściwie była? Czy chodziło o opętanego dyktatora, który doprowadził do zniszczenia potencjalnej utopii? Czy może o to, że utopia po prostu nie ma prawa funkcjonować? Czy też raczej właśnie może funkcjonować, ale jakim – albo czyim – kosztem? Czy chodziło o przedstawienie nowoczesnego konserwatyzmu za pomocą starych symboli, czy może o refleksję nad konsekwencjami dowolnej rewolucji? O zmywanie grzechu i godzenie się z przeszłością? O światy równoległe i niemożliwość zmienienia czegokolwiek? O próbę prowadzenia godnego życia po dokonaniu czegoś strasznego? Mógłbym wymieniać tak przez najbliższą godzinę, bo Levine i spółka wpakowali do Infinite tyle motywów, o które można by się zaczepić, że w żaden sposób – absolutnie żaden – nie da się dojść do jakiejkolwiek spójnej, definitywnej interpretacji. Doceniam je jako jednostkowe pomysły (dawno przy grze nie zrobiłem takiego „wow”, jak w momencie, kiedy zdałem sobie sprawę ile razy i dlaczego w rzucie monetą wypada orzeł i kilku innych momentach), ale nie tworzą one spójnej całości.
Trawiąc fabułę Infinite można dojść głównie do tego, że to po prostu fanowska fikcja na podstawie pierwszego BioShocka, tyle że sklejona przez amerykańskiego licealistę po warsztatach z tzw. kreatywnego pisania. Co, nie zrozumcie mnie źle, jest całkiem w porządku. Problem w tym, że właśnie z tego powodu Infinite wylądowało w pudełkach jako strzelanina.
Jego mechanika jest cynicznym zabiegiem mającym wydoić pieniądze z amerykańskiej gimbazy, która będzie za głupia na fabułę skrojoną pod licealistów. Komiksowo przerysowana i bezsensowna brutalność walki wręcz, paskudnie nudny system strzelania do wyskakujących znikąd zastępów baśniowej policji, niewykorzystany potencjał haka i linek rozwieszonych wokół aren, czy nawet brak odpowiedzi na elementarne pytanie „dlaczego jestem jedyną osobą w tym mieście, która potrafi czarować, skoro sprzedajecie te cholerne eliksiry na jarmarkach?” – wszystko to wydaje się zwyczajnym niedbalstwem ludzi, którym nie chciało się robić kolejnego FPS-a. I kiedy patrzy się na Infinite jako na zlepek otwierających go scen, cichych rozmów z Elizabeth i fragmentów, w których nic nie wybucha i nic nie strzela… o, wtedy właśnie widać grę, która mogłaby powstać.
Mogłaby powstać, gdyby świat gier komputerowych nie był całkowicie zależny od amerykańskiej gimbazy.
Levine wspominał o tym, że na okładce nie mogła znaleźć się Elizabeth, bo dzieciarnia nigdy by tego nie kupiła. Powiedział też, że według klientów marketów w Stanach Zjednoczonych pierwszy BioShock był grą o dziewczynce i robocie. To jest smutne, ale niestety przekłada się na sposób, w jaki tę grę zaprojektowano. Zero komplikacji w systemie walki, brak elementów wytrącających z równowagi (jak w przypadku kultowej już sceny z matką i dzieckiem w Spec Ops: The Line) i umieszczenie ciekawych motywów niedaleko końca rozgrywki – w miejscu, do którego 95% graczy nigdy nie dotrze. Chyba tylko Hall of Heroes zostało tam, gdzie zostało, by przypomnieć wymagającym graczom, że „pamiętamy o was, wytrzymajcie jeszcze trochę”.
Cynizm, z jakim zaprojektowano Infinite jest może i zrozumiały z punktu widzenia studia zależnego od wydawcy, ale niekoniecznie godny pochwały. Sprawił bowiem, że kluczowe dla fabuły treści rozmieszczono w formie audiobooków w nieprzystępnych miejscach. Sprowadza się to do tego, że chcąc czerpać bezmyślną radość z zabijania – zamykając się na Columbię i jej śliczne widoki, koncentrując się na określonym celu – muszę biec przed siebie i nie myśleć o tym, że gram w podrzędny shooter. Ale chcąc ruszyć trochę głową jestem zmuszony do sprawdzania każdego kąta w każdej lokacji – nudzenia się w poszukiwaniu „nagród”, które nie powinny być nagrodami, tylko elementarną częścią narracji. Rozrzucone po świecie gry pierdoły zbierają ludzie, którzy mają czas i chęci. Ja jestem karany, bo nie mam ochoty ani na mierne strzelaniny, ani na oldskulowe zbieractwo. Nie muszę siedzieć z lupą przy książkach sprawdzając czy wewnątrz liter nie kryją się przypadkiem dodatkowe litery. Wystarczy, że umiem czytać między wierszami.

Pomimo tego Columbia nie była dla mnie muzeum pełnym nieprawdziwych ludzi, co często się jej zarzuca. Nie muszę mieć wszystkiego wyłożonego na tacy i kiedy widzę śliczne niebo i domki unoszące się w powietrzu, rozumiem, że dorzucenie do nich setek ludzi sprawiłoby, że konsola wybuchnie z przemęczenia. Wystarczy mi też prosty kontekst – te wszystkie rasistowskie białasy – żebym resztę sam sobie dopowiedział. Nie muszę prowadzić dialogów i słuchać o tym, że jakiś biedaczyna ma problem ze swoim niewolnikiem. Wychowywałem się w XXI wieku, mój nieustannie multitaskujący umysł sam sobie już to dawno temu dopowiedział.
Sam brak możliwości prowadzenia rozmowy – to oczywiście jest problem. Tak samo, jak problemem jest niemożność wejścia w interakcję z dowolnym przedmiotem w grze, czy zburzeniem dowolnej ściany za pomocą podręcznej wyrzutni rakiet. Ale nie są to problemy, których rozwiązania od BioShock: Infinite oczekiwałem. Żadna gra sobie z nimi jeszcze nie poradziła i długo jeszcze sobie nie poradzi. Dlaczego akurat ten tytuł miał być mesjaszem, który zbawi wszystkich i sprowadzi na Ziemię wieczne szczęście?
Nie potrzebuję tego, bo gry opierają się na ustalonych przez kogoś zasadach – tak samo, jak Chińczyk ma swoje reguły, tak samo GTA V będzie miało swoje. Różnice to tylko kwestia skali i medium. Infinite, jak każda strzelanina, stawia przed odbiorcą konkretne cele i daje za wykonanie ich określone nagrody. Nie ma w tym nic złego – a przynajmniej nic innego, niż to, że czasami przydałoby się trochę oszukiwać.
Niestety BioShock: Infinite oszukuje za słabo. Zaczyna i kończy bardzo odważnie, a środek wypycha bezwartościową watą skopiowaną z dowolnego FPS-a. Dlatego mój osobisty Infinite trwał może cztery godziny, a nie dwanaście. BioShock: Berlin zdumiewałby mnie klimatem miasta i pozwalał przechadzać się, podsłuchując rozmowy jego mieszkańców. Pozwoliłby mi poznać się z Elizabeth i uciekać razem z nią z klatki, nie będąc przymuszanym do zabijania strażników. W idealnym świecie mógłbym wykorzystać światy równoległe do odkrycia tajemnicy Comstocka, a dynamikę zapewniłyby przejażdżki po linach i bajery, na które po wyrzuceniu strzelanin znalazłoby się miejsce w pamięci konsoli. Sięgałbym po broń rzadko, ale na pewno w fantastycznym, siedzącym głęboko w psychice mojego bohatera Hall of Heroes odgrywając w surrealistycznym muzeum ten niesamowity moment. Mój BioShock to gra, której nigdy nie było: First Person Walker zmieszany z przygodówką i interaktywnym filmem, pełen wyreżyserowanej i przemyślanej akcji stwarzającej pozory otwartości, podczas kiedy i tak byłbym tylko marionetką. Moje Infinite to teatr, w którym gram główną rolę mając do wyboru różne kwestie i obserwuję jak reszta do nich się dostosowuje, a nie strzelanina, w której decyduję kogo mogę zabić, kiedy i tak muszę zabić wszystkich. Ale o tym może kiedy indziej.
Przez to, że mechanika nijak nie pasuje do fabuły Infinite (ale musiała się w pudełku znaleźć) mam wrażenie, że pozbawiono mnie kilku godzin świetnej historii. Po napisach końcowych zostałem ze stekiem bzdur, które wiązały ze sobą tylko cieniutkie niteczki mojej dobrej woli, a nie scenariusz. Rewolucja wybuchła nagle i przedstawiono ją w tak okropnie sztampowy sposób, że straciłem wiarę w jakąkolwiek „głębię” tej gry i ciężko było mi do niej wrócić. Kwanty wprowadzono jednym rzuconym od niechcenia zdaniem, które nie miało nawet sensu. Rasizm sprowadził się do rzucania kamieniami w mezalians rasowy. Zakłamywanie historii, kwestię utopii, realizowanie wizji jednego człowieka i konsekwencje jego szaleństwa… Ani jeden motyw z wymienionych nie został doprowadzony do końca, ani rozwinięty.
Dlatego mój odbiór BioShocka: Infinite nie polegał na chłonięciu historii, chociaż co chwilę widziałem, że ona gdzieś się tam kryje. Twórcy wyciągali do mnie ręce często, m.in. przy każdej rozmowie z Elizabeth, ale chociaż chcieliśmy móc się za te ręce złapać, to stawał pomiędzy nami jeden podstawowy problem – w dłoniach miałem karabin i nijak nie mogłem się go pozbyć.
Dlatego mam jedno pytanie odnośnie przyszłości FPS-ów, które chyba chciał zadać też Levine puszczając w trakcie napisów końcowych taki, a nie inny film.
Will the circle be unbroken
By and by, by and by?
Is a better home awaiting
In the sky, in the sky?
Czytaj dalej
101 odpowiedzi do “[By the way] BioShock: Infinite”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Kiedy ma być ten pierwszy DLC?
Bioshock Infinite jest po porostu idealnym przykładem konfliktu ambitnego projektu z wymaganiami wydawców i w sumie też odbiorców duzych gier AAA. Kto przy zdrowych zmysłach finansowałby tak BI gdyby nie miał on w sobie strzelania wybuchów itp ? O ile tysięcy egzemplarzy mniej by sie sprzedał gdyby polegał na interakcji z mieszkańcami Columbi i unikaniu otwartej walki z nimi ? Spec ops technicznie był produktem średniej jakości, co przy mniejszym budżecie pozwoliło podjąć twórcom większe ryzyko i stworzenia
takiego arcydzieła, jakim jest The Line. Mamy pełno gier Indie przekazujących dużo wiecej, nawet gier flashowych które w sposób minimalistyczny poruszą pewne zagadnienia w sposób znacznie lepszy, dzieki swojemu gameplayowi. Wciaż uważam iż nowy Bioshock jest dużym krokiem w pokonywaniu pewnych barier dla większych budżetowo gier. Może gdy wkońcu odbiorcy gier dojrzeją,a developerzy zrozumieją że nie w każdej grze trzeba zabijać, doczekamy się więcej gier AAA z przekazem godnym Braida, The Journey i Spec Ops
@down – tak po prostu już jest z ludźmi, mało jest osób lubiących intelektualną rozrywkę… W końcu to filmy (gry, książki) akcji są najpopularniejsze, po prostu są one robione pod odbiór masowy. Według mnie, np. z takim ME3 sytuacja wygląda tak, że wszyscy chwalą historię, ale to dlatego, że reszta tak robi. Niewielu zgłębia fabułę i kupuje DLC tylko po to, żeby zobaczyć [a co dalej? a dlaczego?]
Al lepiej niech pije herbatki z teściową zamiast się wypowiadać na temat gier – jakie podejście do gry takie wrażenia, na szczęście kupuję jeszcze psx extreme chociaż konsoli brak, ale recenzje dużo lepsze – w psx są miłośnicy gier, a w cdaction znudzeni nimi profesjonaliści, to i recenzję są słabe (nie zawsze). Ale CDA to dobre pismo mimo wszystko, jedynie niekiedy głowa boli podczas czytania.
o ile recenzja huta można zrozumieć nie każdy musi lubić gry w których trzeba myśleć to wywód alora był tak żałosny że szkoda słów kto wogóle coś takiego dopuścił do druku a alor za ten tekst powinien sie wstydzić i przeprosić że tak obniżył poziom pisma.Rozumiem że hejtowanie bioshocka jest modne w waszej redakcji ale tekst allora woła o pomste do nieba
„Przypatrywałem się waszym komentarzom na forum, kiedy linczowaliście Huta i Allora za ich opinie na temat BioShocka: Infinite” – a może raczej za sposób ich wyrażenia?
Ja bym z więlką chęcią zadał jedno wielkie pytanie do Berlina.A czego tak w ogóle oczekujesz od FPS? Jesteś zły na Bioshocka, bo tak na prawdę ma za dobrą fabułe jak na FPS.Nie pasuje ci że mamu tutaj ciekawą opowieść połączoną ze strzelaniem i wybuchami. Tak naprawdę oczekujesz żeby dobra fabuła trafiała do przygodówek, a bezcelowe strzelanie zostawało w FPS? Świat idzie do przodu a ty jesteś zły że lubiane przez wszystkich FPS również idą do przodu.To chyba dobrze że do zwykłego FPS, wsadzono dobrą fabułe
frast @ Do Infinite wsadzono dobrą fabułę… Ale nie pasującą do końca do FPSa. Zrobiłbyś strategię o pościgach samochodowych? Czy gra wyścigowa musi mieć diabelnie skomplikowane postacie? Czemu nowa Lara Croft użala się nad biednym jelonkiem, a następnie zabija tonę przeciwników? Nie wszystko pasuje do wszystkiego. Czekolady nie zjesz razem z przepysznym kotletem.
NBlastMax @ To jakiej fabuły oczekujesz od FPS? Zgaduje że żadnej…Ludzie dalej będą się podniecać FPS z fabułą typu „uratuj świat” i będą zdenerwowani gdy ktoś taki jak Irrational Games spróbuje zrobić coś ciekawszego. Świat idzie do przodu, gry idą do przodu. Grając w FPS nie chcę mordować kolejnych przeciwników bez powodu. Chcę wciągnąć się w fabułę jak w interesująca książkę. Dziwne że ludzie czepiają się bardzo dobrej fabuły Bioshocka, a zostawiają dziesiątki innych gier z mierną fabułą…
frast @ Jakbyś poczytał komentarze, to byś wiedział, ze nie krytykuje fabuły samej w sobie. Słuchaj, naprawdę historia przedstawiona w Infinite nie nadaje się na pełnokrwistego FPSa. Tak jak napisał Berlin, lepiej by było gdybyśmy po broń musieli sięgać bardzo rzadko. Jeżeli szukasz dobrej fabuły w strzelaninie, to polecam Ci Spec Ops: The Line, gdzie gameplay jest bardzo adekwatny do historii, albo pierwszego Bioshocka, gdzie walka z psycholami i wyciąganie broni ze śmietników ma sens.
NBlastMax @ Cały czas powracasz do jednego…Fabuła przedstawiona w Bioshocku nie powinna wystąpić w FPS, tak? Rozumiem, powiedzcie twórcom że gdy następny raz będą robić grę, to niech fabuła przedstawia psychopatycznego morderce który morduje bez powodu, wtedy fabuła będzie idealnie pasowała do modelu FPS. Twórcy za przeproszeniem, [beeep] zrobią, a gracze będą to chwalić. W każdym FPS, strzela się, zabija i morduje. Od tego są gry. Bioshock, przynajmniej dodaje do tego ciekawą fabułe
NBlastMax @ Według tego co mówisz, każdy FPS powinien mieć prostą fabułe, wtedy gra jest świetna. Oczywiście gdy twórcy się narobią, nagłówkują się i poświęcą na to trochę czasu, to będziemy na nich źli, bo przecież oczekiwaliśmy gównianej fabuły, a twórcy dali nam coś lepszego….
NBlastMax @ Powiedzmy że firma „QWERTY” wzięła się za robienie gry wyścigowej. Wydała na nią ogrom pieniędzy i gra powstawała wiele lat.Twórcy w porównaniu do innych wyścigówek, dodali do niej fabułę.Coś w stylu szybkich i wściekłych.Cały model prowadzenia kampanii jest taki sam jak w innych wyścigach, ale mamy jeszcze cutscenki, przedstawione postacie itp. Gra jest świetna, świetny model jazdy, świetna grafika.Jednak gra dostaje fatalne oceny, bo „gracze oczekiwali zwykłych wyścigów” a dostali coś lepszego
NBlastMax @ Jak możemy mówić o rozwoju gier komputerowych skoro cały czas panuje model FPS-bezcelowa strzelanka, Wyścigi-zwykłe pościgi, bez głównego bochatera, bez sensownego zakończenia gry.. gry rpg mają ciekawą fabule, przygodówki mają ciekawą fabule, ale macie pretensje że FPS powinien pozostać taki jaki jest, bo grając w FPS chcecie pomordować bezcelowo ludzi a nie główkować nad fabułą? No cóż widzę że będę musiał skończyć z FPS jeżeli poziom umysłowy graczy FPS jest na takim poziomie.
@frast|Raczej chodzi o to, że fabułę w nowym BSie zaprojektowano w sposób nie pasujący do, krótkiego FPSa, a raczej do przygodówki, albo RPGa. Gdyby rozciągnąć BSa na kilka części pewnie dałoby się to poukładać lepiej i strawniej. Tak po prostu wciśnięto za dużo do za małej walizki.
NBlastMax @ Do tego mówisz mi o Spec Ops The Line. Spokojnie, grałem, przeszedłem, doceniłem. Ciekawi mnie tylko to (UWAGA SPOILERY) że oskarżano mnie tam o zabicie niewinnych ludzi, szkoda że ja jako gracz nie miałem wyboru…ciekawa fabuła? Twórcy sprawili że gracz czuł się winny …szkoda że nie miałem innego wyboru. Nie chcę tutaj obrażać Spec Ops’a bo uważam że fabuła jak i tam jak i w Bioshocku jest naprawdę świetna i fajnie pokazuje rozwój gier typu FPS.
frast @ A teraz kicker… Co ty teraz mi mówisz… „Twórcy nie dali mi wyboru”, „Jako gracz nie miałem wyboru”. A teraz… Najczęściej powtarzana w całej grze kwestia: „Nie mieliśmy wyboru”, „To wasza wina”, „KONRAD nie dał nam wyboru, on jest zły”. Walker = Gracz. Konrad = Twórcy. Yager DOSKONALE WIEDZIAŁO co robi. Zastawili na ciebie pułapkę, a ty w nią wpadłeś – mogłeś zrezygnować, jak Walker mógł. News flash – w prawdziwym życiu nie ma tak fajnie, że możesz wybrać pomiędzy dobrym a złym.
frast @ Spec Ops jest właśnie grą, która pokazuje jak bardzo FPSy są oderwane od rzeczywistości – Fabuła jakoś musi usprawiedliwić, ze zabijasz setki przeciwników. Ile historii można skonstruować wiedząc, że gracz za każdym razem musi kogoś zabić. Dlatego tak rzadko widzimy ambitną fabularnie strzelaninę. Stworzenie dobrej fabuły, mającej powiązanie z gameplayem jest BARDZO trudne. Bo niejako… W każdym FPSie gracz jest po części „psychopatą” zabijającym miliony stworzeń.
Niby Nathan Drake jest sympatyczną postacią, Indiana Jonesem-wannabe. Ale jakość strzelanie i zabicie 1,000 przeciwników spływa po nim jak pot po lekkiej przebieżce. Ma to sens? Czemu te zabójstwa nie mają na niego żadnego efektu? Nope. Nie ma to sensu.
Możecie mi wymienić kilka naprawdę rażących dziur w tej „pseudonaukowej” fabule?|Przechodząc tą grę miesiąc temu, fabuła według mnie była bardzo spójna.
NBlastMax @ Dobra, to rozumiem na czym polega twój problem. Ty po prostu nie lubisz gier akcji. Jesteś zły na cały rynek gier wideo, bo w grach się morduje. Gdy wreszcie ktoś próbuj dodać do tego sensowną fabułę, jesteś jeszcze bardziej zły. Może zapytam się ogólnie..Czy ty w ogóle lubisz FPS? Może problem tkwi w tym, że ty nie tylko nie lubisz Bioshocka, ty po prostu nie lubisz większości gier akcji. Dziwne że ludzie nie lubiący FPS wypowiadają się o nich najwięcej.
@frast – nie chodzi o to, że gra ma za dobrą fabułę jak na FPS. Chodzi o to, że zarówno mechanika gry jest zbyt przeciętna (a niby duchowy spadkobierca System Shock i Bioshock) i fabuła nie wyciąga z siebie za wiele. Owszem, historia jest lepsza niż w większości shooterów, ale to nie jest wielki wyczyn. Zarzucam tej grze, że, z braku lepszego słowa, UDAJE ambitną fabularnie. Bo co z tego, że wrzuconych jest masa trudnych i kontrowersyjnych tematów, skoro niczemu nie służą?
@frast – i możesz mi mówić, że tu jest miejsce na interpretację, ale to tak jakby przeczytać urwaną w połowie książkę i mówić, że jest wybitna, bo trzeba nad nią pomyśleć. Jakoś nikt się tak nie podniecał urwanym i nietłumaczącym wszystkich wątków Mass Effectem 3.
@frast – Jeśli chodzi o zdanie Berlina i NBlastMaxa, to podejrzewam, że chodzi im o to, że Infinite nie może się zdecydować czym jest. Jeśli interesuje Cię historia i wszystkie jej niuanse to co chwilę zwalniasz tempo, żeby znaleźć wszystkie voxophony i napisy na ścianach czy tablicach, przez co wypadasz z rytmu walki. Natomiast jeśli chcesz się cieszyć walką i poczuć kopa adrenaliny nie zagłębisz się należycie w fabułę. Sposób narracji naprawdę nie jest zbyt dobrze dobrany do mechaniki Infinite.
frast @ Jestem weteranem FEARa, Doooma i Half-Life’a 2. Czy myślisz, że nie lubię FPSów? HELL NO. Mówię tylko, że nie ważna jak bardzo ambitna, głęboka i świetna fabuła znajdzie się w grze, to nic to nie da, jeżeli mechanizmy i gameplay nie będą mogły tej fabuły opowiedzieć i przekazać graczom. Nie zrealizujesz fabuły To the Moon, robiąc grę w stylu Quake’a!
NBlastMax @ Szkoda że nie mogliśmy tak zacząć. Widzę teraz że fabuła nie jest problemem. Ci po prostu nie podoba się mechanika gry. Dobra, każdy lubi co chcę, mi przynajmniej z ostatnich FPS’ów nowy Bioshock spodobał się najbardziej. |R2R @ Możliwe że masz rację.Okazuje się jednak że wiele graczy(takich jak ja) lubi kiedy do FPS wpakowana jest fabuła tego typu. Gracz który będzie chciał się nacieszyć fabułą, będzie się na niej skupiał, gracz który chce akcji będzie ignorował fabułę.
Gracz który będzie chciał trochę tego i tego(np. Ja) będzie po prostu ogarniał fabułę(trochę znajdziek) oraz doceniał akcję gry. Ja muszę powiedzieć jedno, dawno się tak nie bawiłem i dawno się tak fajnie nie wczułem w klimat/fabułę gry jak w przypadku tego Bioshocka. I proszę nie mówcie mi że mechanika gry jest słaba. Twórcy dobrze przenieśli najlepsze elementy z klasycznych Bioshocków do tego dodali wiele nowych, ciekawych elementów, których nie znajdziemy w innych grach…
Faktem jest, że Bioshock to świetna gra będąca jednocześnie dość średnim shooterem (w żadnym wypadku słabym). Mimo to, bawiłem się świetnie, każdą kolejną miejscówkę „łykałem” z wypiekami na twarzy a zamotana (choć może niespecjalnie wymyślna) fabuła cieszyła całą masą fajnych detali, jak właśnie rzut monetą, brakujący palec, pochodzenie głównego bohatera… to robi wrażenie i chętnie wrócę do Infinite jeszcze raz, by na spokojnie już odnaleźć wszystkie sekrety 😉
Po drugim „amerykańska gimbaza” przestałem czytać. Czyżby recenzję pisał świeżo upieczony licealista? Dno.
@NBlastMax|”Spec Ops nie dało nam wyboru…” Czyli mówisz, że kupiłem grę Yagera i jeszcze się z tego Yager śmieje? Interpretacje typu „The Line pokazuje, do czego jesteśmy zdolni”. To, że robimy coś na ekranie komputera nie znaczy, że jesteśmy do tego zdolni, ludzie 😀 .
Revanchist @ Ta gra nie miała udowadnić, że jesteś złym człowiekiem. Gra miała cię zmusić do refleksji. Czemu gramy w odrealnione wojenne skrzelanki? Czemu zawsze jesteśmy „czyści moralnie” walcząc na froncie? Gra przygotowała scenę z fosforem by pokazać jak sytuacja zwykle wygląda… Byłeś niby zapewniony… „ONI SĄ ŹLI” i beznamiętnie strzelasz do małych, odczłowieczonych kropek na radarze. Co się okazuje? Nie miałeś racji! Oni nie byli żli! Stałeś się „mordercą” i zrzucasz odpowiedzialność cdn.
cd. na lewo i prawo. Wojna to piekło, a nie krajoznawcza wycieczka, z której wracasz jako bohater. Grając w MW również daleko Ci do bohartera, mimo że przez całą grę narracja tytułuje Cię tym określeniem. Ta gra chce żebyś zaczął myśleć. Zobacz jak prosta manipulacja wystarczyła do zrobienia czegoś okropnego. Pomyśl co by się stało gdy za taką „manipulacją” stoją niemałe fortuny pieniędzy (np. propaganda US Army). Fakt, to tylko gra… Ale np. w USA, analitycy udowodnili, że sukces MW, napędza rynek broni.
Coś mi się wydaje, że wszyscy „krytycy” oceniają grę przez pryzmat całej serii.
BioShock: Infinite to nie BioShock 1 ani nie System Shock 2, ale i tak jest o wiele lepszy od większości siermiężnych shooterów razem wziętych. Jedyne co jest dobre oprócz B:I to Spec Ops: The Line, Metro: Last Light, Mass Effect i Fallout.
Ile ludzi tyle opini. Dla mnie B:I ma najlepszą fabułę w historii gier 🙂 )
Odbiłem się od B:I bo fabuła okazała się tak pretensjonalna jak to tylko możliwe, a mało co drażni mnie tak jak wymuszona pretensjonalność. 😛 Do tego nie rozumiem jak można tak wiernie bronić produktu. Jakiegokolwiek.
Infinite dla mnie ma to coś co przyciąga do monitora i każe wracać do tej gry i długo o niej rozmyślał po zakończeniu, dlatego błędy – większe lub mniejsze – nie są zbyt widoczne 🙂
@Yeenzoo |Taa… |Muszę cię rozczarować Berlin, ale „dudebros” będący targetem wielu dzisiejszych strzelanek generalnie już dawno mają gimnazja za sobą.
Zgadzam sie z recenzja w 100%. Fabula – poszli totalnie na latwizne. Rownolegle swiaty..taaaa… tego nidy nie bylo w ksiazkach, filmach. Dzieki temu moga dodac tu nawet latajace slonie, nie wysilili sie. Ta gra to tunelowy shooter ktory udaje ze jest czyms wiecej. Koncowka moze troche zacierac prawdziwy obraz produkcji. Nie twierdze ze to lipna gra, wrecz przeciwnie, jest bardzo solidna, jest dobra…ale tylko dobra. dla mnie to takie 8 max 8+/10. Z pewnoscia gra nie zasluguje na 10.
Ale pretensjonalne pierdzielenie, wypełnione głównie słowami „gimbaza”. Oceniasz tę grę, jakby nie miała żadnej fabuły, spróbuj stworzyć samemu taką fabułę. IMO jedna z najlepszych gier ever, ktoś tu ma chyba problem z interpretacją całego sensu tej gry.
@96Beryl Dość dobrze powiedzane…
Jedyne co mi sie w tej grze nie podoba to zakończenie reszta może być
gra ogólnie była fabularnie świetna, ale strzelanie zbyt monnotonne i schematyczne i poprostu się nudziło. co do zakończenia to ja wypowiadać się nie będę bo do końca sam nie zrozumiałem co twórcy mieli na myśli…
Berlin czasem pieprzy tzry po trzy aler tutaj dobrze gada,|Ta gra po prostu nie powinna byc zwyklym shooterem. O wielke lepiej by sie sprawdzila gra fps/rpg.|A zamiast tego latamy z nudnymi niezainspirowanymi pukawakami strzelajac do tepych jak but i sklonowanych przeciwnikow.|30 min przyjemnosci z exploracja z ekspozycja za kazde 2h meczenie sie z ledwo dzialajacym gameplayem…|Dla nie 6/10 … widac nawet Lewine musi lizac tylek fanom coda i do nich gry kierowac.
Dla niektorych nawet fabula teksanskiej masakry jest wybitna ^^. No ale sa gusta i gusciki
Jako że i ja dopiero co znalazłem czas, żeby się z B:I zapoznać i go ukończyć…muszę się ze smutkiem zgodzić z Berlinem (btw. świetnie napisany tekst, jestem pod wrażeniem). Dodałbym tylko inną myśl. Infinite ma dziurawy gameplay i rwaną, schematyczną narrację…dlatego, że jest Bioshockiem. Poprzednie części też były oparte na „przynieś, zanieś, pozamiataj’ żeby otworzyć sobie drzwi, czy inny pociąg i przejść do kolejnej lokacji. W nich też porozrzucane były nagrania, które rozwijały tło fabularne. cdn
Dlatego obcując z Infinite miałem wrażenie, że Levine i spółka tak bardzo skupili się na powielaniu znanych chwytów i rozwijaniu marki Bioshock, że albo sami nie zauważyli, albo nie chcieli widzieć, że tworzą i mogą stworzyć coś więcej, coś większego, głębszego, wspanialszego. Od początku serii fabuła kryła się za kolejnymi seriami z karabinu i sykiem użytych plazmidów. Infinite tak bardzo MUSIAŁ być następnym Bioshockiem, tak MIAŁ się dobrze sprzedać, że straciliśmy szansę zagrania w…InfiniteShock? cdn
Nie uważam czasu spędzonego z grą za stracony- wręcz przeciwnie. Pewnie wrócę do niej jeszcze, bo achievmenty. Niech będzie miarą artystycznej porażki Levina fakt, że przez 90% czasu spędzonego z grą myślałem o odblokowaniu aczików za zabijanie wrogów konkretnym typem broni. A miarą sukcesu choć nie takiego, jakiego można by oczekiwać- że przez 10% gry siedziałem urzeczony a końcówka otwarła mi gębę i przez długą chwilę myślałem o tym, co się właśnie stało.|No i że nabazgrałem aż 3 posty pod rząd;) …
A dyszki i tak stawiacie