[By the way] Okamiden, czyli kwiaty, fajerwerki i kontury boskości

[By the way] Okamiden, czyli kwiaty, fajerwerki i kontury boskości
Szukałem ostatnio Boga w grach komputerowych i po wielu niepowodzeniach, rozczarowaniach i zawodach znalazłem go w końcu w niespodziewanym miejscu - w japońskim Okamiden.

Od kilku miesięcy szukam gier, które pozwoliłyby mi wcielić się w boga. I to nie tych najbardziej banalnych RTS-ów z religijną otoczką, ani slasherów w stylu God of War, które z boskości mają tylko kilka nazw własnych wrzuconych na chybił-trafił do scenariusza. Szukam czegoś, co rzeczywiście dałoby mi złudzenie bycia „czymś nadprzyrodzonym” i to nie w kolejny odbity od matrycy sposób.

Niestety – mogę się oczywiście mylić, w końcu nie da się znać wszystkich gier, które kiedykolwiek powstały – trafiłem na razie na niewiele tytułów nie będących sztampą pokroju Populous,Spore, czy innego Dungeon Keeper Overlord. Z drugiej strony: możliwe, że szukałem po prostu w niewłaściwym miejscu, czyli w grach europejskich i amerykańskich.

Barierą może być bowiem nasza chrześcijańska koncepcja Boga, która przełożona na zera i jedynki po prostu nie jest w stanie sprawdzić się jako gra komputerowa. Mając za bohatera całkowicie bierny absolut nie jesteśmy w stanie sklecić nawet zalążka porządnej fabuły – czysto teoretycznie, oczywiście, bo mimo wszystko bardzo chciałbym to zobaczyć.

Postanowiłem zwrócić się więc w stronę innego kraju z diametralnie inną kulturą – w stronę Japonii. Ich bóstwa funkcjonowały i wciąż funkcjonują trochę inaczej, niż cokolwiek, co my wymyśliliśmy po przyjęciu Chrystusa. W ich wierzeniach zwykły rybak ratując żółwia, nad którym ktoś się znęcał mógł trafić do podwodnego królestwa i wziąć sobie za żonę księżniczkę boga mórz (czego zresztą w opowieści nie zrobił). Shinto opiera się, w znacznym skrócie, na czczeniu świętych stref, w których budowano świątynie… a same święte strefy potrafiły być po prostu najpiękniejszym w okolicy strumykiem, albo bardzo kolorowym drzewem. Religijność Japończyków działała na podobnych zasadach, co religijność Greków, której przykładem posłużę się, by opisać o co chodzi, bo jednak z Zeusem jesteśmy bardziej oswojeni, niż z Amaterasu, prawda?

W czasach Talesa mówiono często, że „panta plere theon”, czyli że wszystko jest pełne bogów. Dosłownie wszystko: od kamyka przy drodze, po drzewko obok stawu. I to nie jednego Boga, jak u nas w chrześcijaństwie, ale milionów bożków, z czego każdy odpowiadał tylko i wyłącznie za swoje podwórko. Było to wtedy logiczne – o wiele bardziej, niż jedno bóstwo z podzielnością uwagi na tyle wielką, by widzieć wszystko i móc mieć wpływ na wszystkich.

Jednak nawet w filozofii Talesa jesteśmy w stanie znaleźć echo chrześcijaństwa (a raczej w chrześcijaństwie jesteśmy w stanie znaleźć trochę z Talesa, ale to mniej ważne w tym momencie). Grecy z reguły nadawali cechy boskie naturze ożywionej – ludziom, zwierzętom, czy drzewom, a wszelka nieożywiona wypadała poza rachunek. Właśnie u tego filozofa pojawiły się przesłanki o tym, że magnes oddziaływujący na metal jest jak najbardziej ożywiony, bo wprawia go w ruch. Kiedy więc byle magnes nadał cech natury ożywionej przedmiotowi martwemu, bogowie naprawdę zaczęli przepełniać absolutnie wszystko.

Bogowie jednak mogli umrzeć. Mogli przegrać i przestać się liczyć: ich boskość mierzona była tylko i wyłącznie w ilości ludzi, którzy w nich wierzyli. W bezbolesny dla czytelnika sposób opisał to Pratchett w swoich „Pomniejszych bóstwach”, a zasada ta tyczyła się wszystkich bez wyjątku – może poza Bogiem chrześcijan, który samym swoim istnieniem zanegował wszystkich innych.

To jest świetne pole do popisu dla gier komputerowych, które zresztą czasami anonimowych bogów w ramach bohaterów wykorzystywały i wykorzystują. Zresztą: czy Kratos mordujący wszystkich mieszkańców Olimpu po kolei nie jest wizją co najmniej niesamowitą? – całkowitym zaprzeczeniem wszystkiego, co tyle lat mieliśmy w głowach myśląc o boskości?

Problem w tym, że razem z postępującym otępianiem gier zapominamy o tym, że bogowie przede wszystkim odpowiadają za tworzenie, a nie księgę Izajasza, zsyłanie potopów i plagi egipskie. Bogowie w mitologiach dają życie, sprawiają że nad ranem wstaje słońce i przywracają ślepcom wzrok – są tam, gdzie akurat ich potrzebujemy i robią to, czego my zrobić nie możemy. Dlatego God of War jest świetną historyjką opartą na gejmplejowej bezmyślnej łupance, ale wbrew pozorom nie jest bezpośrednio historią o bogach.

God of War opowiada tylko i wyłącznie o człowieku, bo bogowie służą w tej grze tylko za pierwiastek „epickości fabularno-wizualnej”, którego wszyscy od gier w HD oczekują.

Wśród gier, które boskości ugryźć nie potrafią, wydane na Nintendo DS Okamiden (a także OkamiPS2/Wii) okazało się być dokładnie tym, czego szukałem. Czymś więcej, niż tylko kolejną produkcją, w której bóstwo i boskość sprowadza się do dłoni zwisającej z chmur, czy figury ojcowskiej, na którą należy się zbuntować.

Okazało się być czymś podobnym do „Trzech wierszy religijnych”, które Wojaczek napisał w trakcie jednego ze swoich alkoholowych objawień. O co w nich chodzi, dlaczego to zrobił i tym podobne pytania nie są w tej chwili ważne – interesuje nas tylko trzeci z nich, którego fragment brzmi tak:

A za mną słyszę szept wzruszonej gleby
I choć się nie odwracam wiem: to wschodzą pędy
I już słyszę: wybuchają kwiaty
Z pąków jak z nocy kosmicznej nowe światy

Wyobraźcie to sobie. Wyobraźcie sobie człowieka-boga, który idąc spokojnie przed siebie sprawia, że za nim rozkwitają pędy, wybuchają kwiaty, a świat staje się piękniejszy dzięki ich obecności – tym właśnie zajmują się pogańscy bogowie, tak działają.

Nie poświęciłem dużo czasu Okami, niestety – nie miałem okazji. Spędziłem jednak wiele godzin z Okamiden na DS-ie i przez większość tego czasu zachwycony nie mogłem się nadziwić jak bardzo to jest piękne. Wiersz Wojaczka pojawił się tutaj nie bez powodu – Okamiden dokładnie tak wygląda.

W tej grze byłem bogiem, który malując słońce na niebie sprawiał, że zioła dla umierających kwitły. Byłem bogiem, który wskrzeszał duchy opiekuńcze żyjące w drzewach gnijących z powodu panoszącego się po świecie Zła. Z każdym moim krokiem pojawiały się za mną kwiaty a i przez większość czasu pomagałem ludziom w rozwiązaniu ich małych problemów i walczyłem ze złem wcielając się w Chibiterasu, młodego wilczka – syna bogini Amaterasu, który całą swą potęgę musiał dopiero zdobyć, a która i tak była ograniczona do kilku potrzebnych akurat trików. Nie byłem kimś, kto decyduje o życiu i historii świata, bo ma na to ochotę – nie byłem Bogiem, który może zesłać na grzeszników wielki ogień, ale za to byłem kimś, kto ma przed sobą robotę do wykonania i wykonać ją po prostu musi.

Byłem za ten świat odpowiedzialny, a jednocześnie nie mogłem magicznie uleczyć umierającej dziewczynki, której jedynym marzeniem było zobaczyć jeszcze raz w swoim życiu fajerwerki.

Byłem bogiem, który robił dokładnie to, do czego ludzie go wymyślili.

W Okami, oraz Okamiden postaci są bardziej wykaligrafowane, niż narysowane. Mocne linie, które będąc konturami jednocześnie wylewają się za nie sprawiają, że całość wygląda jak dziecięca wyrywanka, a nie „poważna gra dla poważnych graczy”. Ten dziwaczny kierunek artystyczny oddaje jednak bardzo dobrze sposób, w jaki w tych grach „działa” boskość: ograniczony grubym konturem Chibiterasu może wpływać tylko i wyłącznie na ograniczone odgórnie sprawy. Nie może zrobić wszystkiego, ani samolubnie zadecydować o tym, co stanie się ze światem. Jego moc została też dodatkowo zamknięta w butelkach atramentu, które musiałem zbierać, by używać niebiańskiego pędzla.

Dzięki temu wszystkiemu po raz pierwszy poczułem, że moja boskość w grze ma jakiekolwiek znaczenie. A to jest chyba najważniejsze, bo po co komu bóg, który sam nie wie po co w ogóle jest bogiem?

44 odpowiedzi do “[By the way] Okamiden, czyli kwiaty, fajerwerki i kontury boskości”

  1. Jeez, przypomniałem sobie jak bardzo muszę w końcu dorwać Okami.

  2. Ah tak zagrywałem się w Okami i chętnie nadal do tej gry wracam na. :3 Szkoda że Okamiden jest tylko na DS’a. 🙁

  3. Okamiden jest mega!!

  4. Nie mam zbyt wiele do powiedzenia „ad rem”, za to chciałbym temat mojej wypowiedzi nakierować na „ad personam”. Pominąwszy poruszony przez autora wątek osobistych resentymentów względem chrześcijaństwa (co prawda raczej implicite, lecz można to dostrzec) pragnę zaznaczyć, że imć Berlin chce chyba czegoś innego niż „bycia bogiem”. Owszem, deklaruje on swą chęć kreowania świata, jednakże przy zastrzeżeniu zależności od praw nim rządzących. Chce tworzyć, nie stwarzać. Wniosek: pragnie być raczej prorokiem,

  5. cudotwórcą – kimś bardziej na kształt Empedoklesa czy Apoloniusza (to tak przy okazji nawiązań do presokratyków, które pojawiają się w tekście).|Kończąc zaś te „narzekania” stwierdzam, że gra jest interesująca i zagram w nią, jeśli będę miał ku temu okazję 🙂

  6. Herring – chyba z powodu „narzuconych” przez gry schematów boskości, itd. nawet o tym nie pomyślałem. Dzięki ci WIELKIE za ten komentarz.

  7. …aczkolwiek, imć Herringu, mógłbyś przeto spiśmiennić myśli swe bez uciekania w napuszone frazy, gdyż myślę, iż pędzi od nich sztynk peszący. Owszem, „mołsvm pierdvm pierdvm”, jak mawia słynny Mołzes z Taletu, niemniej jednakże pominąwszy różnorakie konwenanse NIE PISZ TAK.

  8. Nie widzę nic złego w posługiwaniu się słownictwem, należącym do pewnego pułapu kultury słowa pisanego – chyba, że staje się to zabiegiem dla samego zabiegu i sprowadza całą wypowiedź do inkrustowanego logicznego bełkotu; pisząc „TAK” nie zamierzam „separować się od motłochu”, przeciwnie, przystosowuję poziom do rozmówcy. Mógłbym przy okazji napisać coś o ogólnej roli tekstu, ale zapewne zostanie to odebrane w zupełnie opaczny sposób. |Ale, ten tego, racja, stary, takie pisanie to siara i wogle…

  9. Hmm, idę kupić Okami.

  10. Od siebie dodam tylko, że interesujący „materiał” na grę o podobnej tematyce można znaleźć zdecydowanie bliżej, aniżeli w pięknej i różnobarwnej Japonii. Wystarczy sięgnąć do naszych własnych wierzeń, ale tych bardziej baśniowych i pierwotnych. Zagadnienia z zakresu demonologii wschodniosłowiańskiej to idealna dla twórców gier przestrzeń do poszukiwania inspiracji. Świat z tamtych wierzeń jest wręcz napęczniały od różnego rodzaju mniejszych i większych bóstw oraz demonów. ->

  11. -> Mamy już swojskiego „Wiedźmina”, pora więc może na własne „Okami”. Pozdrawiam.

  12. Hm… Okamidena na DSa mam od jakiegoś czasu, ale zajęty Kingdom Hearts, The World Ends With You i Phoenixem Wrightem nie poświęciłem mu uwagi. Trzeba to naprawić, trzeba to naprawić…

  13. Właśnie, jak ktoś chce ogarniać tę grę – niech lepiej zacznie od Okami. Założenia są te same, a sama gra pod każdym względem lepsza.

  14. Szczerze polecam Okami (W Okamiden nie miałem jeszcze przyjemności zagrać) wszystkim graczom chcącym przeżyć coś naprawdę niezwykłego. Używanie boskich mocy, aby zmienić świat dookoła czyni tą pozycję czymś wyjątkowym i oryginalnym mimo upływu kilku lat.

  15. Okami jest faktycznie genialne, będę musiał zobaczyć jak radzi sobie na DSie. Niepotrzebnie piszesz takie przydługie wstępy teologiczne, to raczej zniechęca ludzi do zapoznania się z grą. Do tego chyba celowo omijasz Black & White czy Age of Mythology, jakby nie pasowały Ci do teorii.|A jak już się pisze takie elaboraty to wypada wiedzieć, że liczba mnoga od 'postać’ to 'postacie’, a nie 'postaci’.

  16. Sergi – Nie, Black & White jak dla mnie sprowadza się właśnie do miziania ręką z nieba ludzi, których w ogóle nie obchodzę, bo nawet jak nimi rzucam po mapie czczą mnie jak frajerzy, a i poziom boskości mi się przy tym nabija w nieskończoność. Age of Mythology też nie wydało mi się niczym więcej, jak zwyczajnym RTS-em z bogami w tle dla dodatkowej pikanterii.

  17. @Sergi: 1) Czy w B&W czułeś się bogiem? Tak miało być, ale ja osobiście przerzucając zboże z magazynu do magazynu lub przesadzając drzewa nie poczułem się wcale nieograniczoną niczym siłą (szczególnie biorąc pod uwagę tzw 'strefę wpływów’). A AoM? Dawno nie grałem w tą grę, ale nie przypominam sobie, żeby oprócz paru cudów występowały tam przejawy boskości. 2) Obie formy są poprawne, Berlin nie popełnił błędu ( http:www.sjp.pl/co/posta%E6 ).

  18. Też sądzę, że ten wstęp teologiczny jest zbędny. Rozpisałeś się, a podeszłeś do niego trochę nieprzygotowany, co widać po paru niefortunnych przykładach. Proponuję po prostu pisać krótsze i będzie ok 😉

  19. @Brelin – „nawet jak nimi rzucam po mapie czczą mnie jak frajerzy” – Boją się więc czczą, co w tym dziwnego? Choćbym robił im krzywdę wykonuje boski plan, którego nie rozumieją, ale ufają mi, tak mniej więcej działa chrześcijaństwo.|@Naars – „Czy w B&W czułeś się bogiem?” Nie. W Okami też nie. W AoM czułem to lepiej, wystarczył jeden klik i znikał budynek lub człowiek.

  20. Co do pisowni – Widzę że to nagminne, więc nie będę zawracał wisły kijem, w końcu język się zmienia. Widziałem natomiast wykład profesora (nazwiska nie pamiętam, ale znana persona) który odradzał używania tej formy.|A strona którą podałeś jest pisana przez kogo popadnie, )do tego nie widzę nigdzie oznaczeń tych liter A M M) więc przesadnie bym jej nie ufał.

  21. @Sergi: Ja w AoM nie czułem się bogiem, to była zwykła strategia z dorzuconymi paroma czarami i drzewkami rozwoju, poprzez wybieranie 'bóstwa’. Też mógłbym powiedzieć, że widziałem wykład jakiegoś profesora na ten temat – póki nie podasz konkretów, taki argument nie ma żadnej mocy. Strona jest jaka jest, nie znalazłem na szybko nic innego, gwarantuję jednak, że jeśli poszukasz, to znajdziesz potwierdzenie istnienia i poprawności tej formy. I nie jest to zmiana języka, od zawsze mnie tak uczono.

  22. @Sergi – Black & White nie jest modelem chrześcijańskim, bo obecność Boga jest tam namacalna i oczywista dla każdego, kogo niewidzialna ręka z nieba weźmie za frak i przerzuci przez pół wioski. Jeżeli więc u nas rozgrywa to się na zasadzie „wierzę w coś, czego nie widzę, albo nie wierzę”, to tam rozgrywa się to na zasadzie: „Wolę Boga, który mną rzuca, zamiast przenieść się do wioski tego, który tego nie robi”.

  23. @Naars – http:www.rdc.pl/index.php?/pol/artykuly/kulturalne_rdc/postacie_czy_postaci

  24. @Sergi: Tak, jak mówiłem – Berlin użył poprawnej formy, nie było liczebnika w jego wypowiedzi, a ponadto forma 'postaci’ nie jest nowym wynalazkiem, wręcz przeciwnie – to była pierwotna forma. Ale miło, że wysiliłeś się na odszukanie tego wykładu, bez tego, wybacz, brzmiałeś niewiarygodnie powołując się na jakiegoś profesora i zasłyszane dowody.

  25. Berlin, a co powiesz o swojej ostatniej recenzji DNF i reakcji forumowiczów na nią ? 😛

  26. @Berlin:|DUDE, ale ty ambitnie piszesz! To prawdziwa uczta dla umysłu, przeczytać od czasu do czasu tak niebanalny tekst na stronie pokroju cdaction.pl… Fakt faktem, że długie toto, wstęp ma przeogromny (tak po prawdzie przeczytanie tylko jego zaspokoiło mnie intelektualnie na dłuższy czas), ale jak ciekawie i inteligentnie napisane! Keep up the good work :)Jedyne co mnie trochę oburzyło to – obrazoburcze dla mnie – nazwanie tych paru biednych gierek sztampą – to lekka przesada, rly!! 😛

  27. Poczuć się jak bóg…wszechmocny…nie wyobrażalny…..nie do pojęcia. Gdziekolwiek patrzę zawszę widzę bóstwa posiadające jakąś cząstkę ludzką. Mogą mieć nawet łeb krokodyla ale zawsze będą w jakiś sposób upodabniane do człowieka(i nie mówię tylko o zwykłej antropomorfizacji). W większości jak widzę bóstwa Mają bardzo dużo cech ludzkich, bo tak jak berlin przytacza w tekście dzieło pratcheta ( dodał bym jeszcze amerykańskich bogów Gaimana, ale taka wola autora) że bogowie powstawali na wzór jaki. (cd dalej

  28. wyobrażali sobie wierzący. Ale czy ludzki sposób myślenia czyni bogów lepszymi?? Nie od teraz wiadomo że człowiek to dwie strony medalu ,z jeden dobry, z drugiej zły. Do władania mocami które przerastają nasze pojmowanie trzeba czegoś więcej. ludzka myśl od razu użyła by ich do destrukcji. Może mam inne pojęcie Boga niż inni ale prędzej uznam wszechświat za niego niż jakiegoś starca z siwą brodą( wiem że nie zawsze bóg chrześcijański tak był przedstawiany, dałem tylko taki przykład).

  29. Żadna gra ani książka nie odda nam istoty boga, zostaje nam zawsze nam jego namiastka inaczej rozumiana przez każdego człowieka.

  30. @Krzysiek – Dzięki! 🙂 |@aleksdraven – celne spostrzeżenie z tym Gaimanem, prawda. Całkowicie mi z głowy wyleciał, jak pisałem, a mógłby się bardzo dobrze wpasować tutaj.

  31. @Berlin- tak tylko uznałem że skoro gaiman znał się dobrze z pratchetem to mógł dojść do tych samych wniosków i umieścić je w Amerykańskich Bogach. Jak na razie najlepszy twój felieton( recka z dukiem jednak była aż nadto emocjonalna- wiem, zabij mnie za te słowa krytyki). A propo God of War- olimpijscy bogowie byli chyba najbardziej ludzcy( w tym najgorszym znaczeniu) więc nie dziwić się ze taki sajgon tam był:)

  32. @aleksdraven – nie wiem czemu miałbym cię zabić, czy coś, każda opinia to coś fajnego 😉 . Gaimana musiałbym sobie odświeżyć jednak, żeby go wmontować w to wszystko, bo już niewiele pamiętam, ale te fragmenty, które mam w głowie by nieźle pasowały tu i ówdzie. A bogowie olimpijscy – właśnie to jest w nich piękne, jak dla mnie, że oni mieli WADY. Niesamowite!

  33. 🙂

  34. Trzeba przyznać że czytanie Twoich felietonów to czysta przyjemność. Nie wiem, czy nawet do tego aspirujesz, ale życzę rychłego pojawienia się na łamach papierowego CDA. Tak trzymać, Berlin!

  35. @Crom3ll- racja przydał by się powrót felietonów do magazynu, w końcu to pismo prawie kulturalne:)

  36. Bezimienny666 20 czerwca 2011 o 10:08

    Okami i Okamiden to gry bezdyskusyjnie wyjątkowe. Magiczne i epickie z fabułą jakiej nie sposób sobie wyobrazić. Nie wiem czemu, ale te gry (szczególnie Okami) stoją w moim osobistym rankingu wyżej niż niektóre Zeldy. IMO to nie lada wyczyn zrobić grę, która będzie miała równie dobre storyline jak TLoZ. Berlin jeśli uważasz, że Okamiden jest świetne – bo takie jest – to podnieś to co najmniej do kwadratu i tak oceniaj Okami. Koniecznie musisz zagrać :]

  37. Powinni Okami zremasterować do PS3, a nie jakieś Metal Gear Solidy 😛 Dzięki specyficznej grafice gra i tak wyglądałaby ładniej, niż realistyczna oprawa przerobiona do potrzeb HD. To jedna z niewielu gier, przez które żałuję, że nigdy nie miałem PS2.

  38. Berlin, każdy twój artykuł to w pewnym tego słowa znaczeniu uczta dla intelektu i nieważne o czym byś pisał zawsze robisz to znakomicie. Tak trzymaj! Chciałem napisać coś więcej, ale uważam, że to już chyba nie ma znaczenia.

  39. CzlowiekKukurydza 20 czerwca 2011 o 22:11

    @ZdeniO O ile mnie pamięć nie zawodzi to Okami chodzi na PCSX2, więc jeszcze nic straconego.

  40. Według mnie szukanie boskiego pierwiastka w dziełach popkultury to syzyfowa praca. Bo co właściwie chcemy przez to zrozumieć? W dawnych czasach ludzie dawali plakietkę „Bóg” wszędzie tam, gdzie rzecz była dla nich niewytłumaczalna w żaden inny sposób. Był to więc sposób na wypełnianie luk w naszym myśleniu. Bóg miał być więc dla nas całkowicie niezrozumiały, obcy i daleki naszemu myśleniu. Tutaj natomiast spotykam się z grami komputerowymi oraz książkami całkowicie stworzonych przez ludzi i dla ludzi.

  41. Dla mnie bohater Okami lub jakiejkolwiek innej produkcji z „God” w tytule mógłby być raczej duchem zdolnym ingerować z nasze sprawy. I tak właśnie rozumieją to Japończycy. Dla nich „bogiem” może być dusza przodka mieszkająca w kamiennym posążku przydomowej kapliczki, lub duch-lis symbolizujący opiekuna lasu. Berlin szukał raczej opiekuńczej siły sprzyjającej człowiekowi, przyjaźni między naturą a człowiekiem.

  42. No i taka ciekawostka- „okami”, w zależności jak jest zapisane, tłumaczy się jako „wilk”. Natomiast „bóg/bogowie” w japońskim to po prostu „kami”, przedrostek „o-” ma funkcje honorykatywną, sugeruje szacunek rozmówcy do danej rzeczy, stąd „okami”.

Dodaj komentarz