[Felieton] Smuggler robi Masę
![[Felieton] Smuggler robi Masę](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2021/11/19/0f03d9c9-de71-46a7-8e8d-bd0904c103b6.jpeg)
###
Nie wiem co mnie siekło, ale ponownie zaliczyłem ostatnio całą trylogię Mass Effect.
UWAGA: TEKST ZAWIERA MASĘ EFEKTOWNYCH SPOILERÓW. ZOSTAŁEŚ/AŚ OSTRZEŻONY/A
Najbardziej zdumiało mnie, jak bardzo zestarzała się część pierwsza. I nie chodzi nawet o nieco dziś kulejącą grafikę czy porażającą pustkę i powtarzalność lokacji (zbudowanych jak z klocków, z ledwie kilku elementów). Doszedłem do wniosku, że Mass Effect podobał się mi głównie dlatego, że jeszcze nie wiedziałem jakie dobre (i inne…) będą jego następne części. A z tej perspektywy pierwszy „Efekt Masy” to była tylko wprawka, na zasadzie „czy ktoś wie dokąd jedziemy, bo my sami jeszcze nie bardzo”.
Chłopaki nie bardzo wiedziały, czy robią „uczciwego RPG-a”, czy też może „grę akcji z elementami RPG”. I w efekcie wyszło im coś, co nie zadowoli fanów „starych, dobrych erpegów” (bo za proste), a fanów strzelania zirytuje koniecznością ciągłego „dziubania” w rozmaitych statystykach. Stąd Mass Effect troszkę mnie zmęczył przy ponownym podejściu, gdyż z perspektywy lat to jednak strzelanka z ambicjami, lekko podlana sosem z erpega, napędzana całkiem niezłą przecież fabułą. I wszystko, co odciągało mnie od eksterminacji i klikania w kolejne dialogi, odbierałem negatywnie. Gdybym dziś miał ocenić grę jako całość, zapewne dałbym (po namyśle) góra 8/10. I jeszcze ten polski akcent, czyli nieustannie bluzgający w wersji PL Wrex…
Część druga. Tu już widać, że twórcy dokonali wyboru – „to będzie gra akcji”. Znaczące ograniczenia elementów RPG zostało bardzo negatywnie przyjęte przez sporą część graczy, ale samej grze zdecydowanie wyszło to na dobre, podkręcając jej tempo i „flow”. Niepotrzebnie za to wstawiono nieco elementów stricte zręcznościowych (hacking!). Skanowanie planet mnie autentycznie bawiło, choć po mniej więcej 124 komunikacie „sonda wystrzelona” w czasie dwóch godzin (nic nie poradzę, MUSIAŁEM mieć 30.000 irydu i już) chętnie udusiłbym EDI. (Swoją drogą udusiłbym też tego, kto zaakceptował aktorkę dubbingującą Mirandę). Fabuła – choć zaczynająca się od prawdziwego trzęsienia ziemi – trochę z czasem siada, sprowadzając się do „przed wyruszeniem w samobójczą misję skompletuj drużynę i ulepsz statek”. Tym niemniej rzec trzeba, że owe tworzenie naszego zespołu swój urok jednak miało. Finalna misja – gdy grałem pierwszy raz – kopała tyłek, ale z perspektywy Mass Effecta 3 i misji „londyńskiej” dziś wydaje się nietrudna i wyprana z prawdziwych emocji. Doceniam, że autorzy nie poszli na łatwiznę i spora część mej drużyny poszła w ME2 do piachu. W końcu lajf jest brutal, a moja Shepard miała charakterystykę „po trupach do celu”. Bez wahania daję dziś tej grze 9/10, a pewnie 9+ też by przeszło. Dychy dziśbym nie dał, z jednego prostego powodu – bo znam coś lepszego – Mas Effect 3.
Tu grę jeszcze bardziej uproszczono (żadnych skanów planet za pomocą dziesiątek sond, żadnego „hackowania”, a drzewo rozwoju to już raczej tylko „szelki rozwoju”). Ot, czysta akcja z krótkimi dialogami i symboliczną RPG-owością, czyli taki growy odpowiednik filmu „Die Hard: Reapers”. Ale powiem wam, że dającej – miejscami – taką „wczuwę” strzelanki ze świecą szukać od czasów pierwszego Modern Warfare. Wspomniałem już misję londyńską – sama obrona rakiet Thanix to już była IMO przeginka, ale to co się działo chwilę wcześniej – czapki z głów. Takiego gęstego klimatu nie spotyka się często.
Co mnie wkurzyło? Zakończenie. A dokładniej – nowe zakończenie, które po fochach graczy dorobiono. OK, to i owo w nim wyjaśniono, ale też maksymalnie spieprzono (by nie wyrazić się dosadniej…) jedną rzecz. W oryginalnej finalnej misji giną wszyscy wybrani przeze mnie do tego zadania członkowie drużyny. To bolało, ale też byłem świadom przed jej rozpoczęciem, że lekko nie będzie. No proszę ja was, jak się stoi obok płonącego reaktora w Czernobylu, sypiąc na niego piasek łopatą, to trzeba się liczyć z tym, że na katarze się nie skończy… Dlatego wybrałem do owej misji tych, których lubiłem najbardziej. Bo jeśli „będziemy jeść kolację w piekle” to chociaż w dobrym towarzystwie. W nowej wersji dołożono idiotyczną scenę ewakuacji naszych kompanów (Żniwiarz trzaska promieniem, wszystko płonie i wybucha, a tu ląduje sobie Normandia, zabiera rannych „naszych” i starcza jeszcze czasu na łzawy dialog pożegnalny).
Do tego z ciekawości wybrałem zakończenie „synteza” i na widok Żniwiarzy niczym mrówki krzątających się przy odbudowie przekaźników i Londynu wydałem z siebie mnóstwo nacechowanych sarkazmem odgłosów. Zaprawdę, opcja czerwona, czyli „wszystko idzie się…” plus perspektywa powrotu do epoki kamiennej (omalże) z zakończeniem cut-scenki w momencie gdy otwierają się drzwi Normandii (ktoś przeżył – ale kto?), plus lekka nutka nadziei na koniec, pasowała mi dużo bardziej. Bo mogłem snuć rozmaite spekulacje i domysły, a nie mieć wszystko podetkane pod nos. Ale wiem, że „w temacie zakończenia ME3” należę do mniejszości, która się nie zna i nie ogarnia jak bardzo skopano tę grę. 🙂
Z drugiej strony nie będę ukrywał, że i owszem, niektóre rozwiazania fabularne (motywy działań Żniwiarzy „niszczymy ludzkość, aby ocalić ją przed zagładą”, czy Dziecko-Katalizator, plus parę innych „kwiatków”) delikatnie rzecz ujmując budzą me zdziwienie. Jasne. Ale jako całość – palce lizać. I od ręki daję jej dziś 9+, a całemu cyklowi 10/10. Bo to najlepsza komputerowa space-opera, jaką w życiu widziałem. A kto wie czy nie najlepsza, z jaką w ogóle miałem styczność. Ta gra po prostu budzie emocje. I to jak!
PS. W temacie „związków partnerskich”, to okazuje się, że można przejść dwie z trzech części ME3, nie lądując w łóżku z kimkolwiek, gdy się tego nie chce.
Czytaj dalej
198 odpowiedzi do “[Felieton] Smuggler robi Masę”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Generalnie chodzi mi o opinię na temat pierwszej odsłony serii. Ta część moim zdaniem jest najmocniejsza klimatycznie, widać jak bardzo napracowali się chłopaki z Bioware po to, aby gra się wybiła. Nie zgodzę się ani trochę z tym, że lokacje w jedynce były słabe. Wręcz przeciwnie, są arcydziełem w porównaniu do kartonowej makiety w tle jaką można ujrzeć w 3 części, albo turianina chodzącego po cytadeli między nieruchomymi postaciami. W jedynce nawet podczas misji pobocznych mogliśmy podziwiać piękne planety
Nidril – czyli „twoj tekst jest nieprofesjonalny, bo masz inne zdanie niz JA”. 😀 Co do zbudowania elementow roznych baz z kilku tych samych klockow, czy identycznosci 95% planet po ktorym jezdzilismy Mako – wystarczy popatrzec na screeny roznych lokacji i wyszukac te same elementy.
Swoja droga zainspirowales mnie do innego felietonu, pod roboczym tytule „reakcje na twoj tekst”. Thx.
To Homeworld nie był dobrą space operą??
Z tymi elementami w ME 1 to Smuggler ma dużo racji. O ile główny wątek się fajnie robi i nic się nie powtarza, to jazda po planetach, gdzie rozgrywają się misję poboczne w celu dojazdu do strefy misji lub poszukiwania minerałów w dalszej części gry doprowadzała mnie czasem do szewskiej pasji zwłaszcza, gdy planetka była wybitnie górzysta. A wnętrza po kilku misjach znałem na pamięć, więc za dużo taktyki w odpowiedni rozstawianiu się tam nie było – cały czas tak samo z modyfikacjami. Wątek główny ok.
Poczekajcie jeszcze rok, dwa, a okaże się, że Mass Effect 3 to najwyżej na siódemkę zasługuje 😉
8azyliszek – a kto mowil, ze nie byl? Ja? Dla mnie jedna z lepszych, ale bardziej podobala mi sie trylogia ME3.
Moze dlatgo, ze Homeworld bardziej skupial sie na „sytuacji globalnej” a w ME3 mieslismy sporo postaci, z ktorymi czlowieka laczyly jakies wiezi emocjonalne?
FaceDancer – i chyba nic w tym dziwnego. Ile DZIS dalbys Unrealowi? Temu pierwszemu? Spitfire w czasach wojny byl znakomitym mysliwcem, ale dzis nie mialby szans z Raptorem. Ja bardzo licze na to, ze pojawia sie gry, ktore beda znacznie lepsze niz ME3.
Pierwszy raz słyszę, żeby oceniać coś „za całość” w sytuacji, gdy seria/cykl sprowadza się właśnie do osobnych części… Wrażeń z felietonu oceniał nie będę, bo każdy ma prawo do swojego spojrzenia i sam generalnie cały szum wokół serii uważam za nieporozumienie (w najlepszym wypadku).
Jak zwykle skupiasz sie nie na tym co trzeba. Czytalem duzo felietonow o mass effect, nie z kazdym sie zgadzalem. Nie nazwalbym tego nieprofesjonalnym tylko dlatego ze sie z nim nie zgadzam. Zwyczajnie jest zbyt subiektywny, zawiera standardowe, oklepane elementy i jest malo ciekawy w porownaniu z innymi, ktore czytalem. Kwestia twojego podejscia do mass effect 1 to zupelnie co innego. Nie zgadzam sie ze lokacje byly takie jak je opisales.
Smuggler @ Tu nie chodzi o to w jaki sposób ocenilibyśmy grę teraz zaraz, gdyby teraz tytuł trafił do sklepów. To chodzi o te zauroczenie, o które radośnie dba każda kampania marketingowa i każda „epicka” (nienawidzę tego słowa) i wyreżyserowana cutscenka. Ja Mass Effectom kiedyś dałbym może po ósemce. Dzisiaj? Nawet byłby problem z siódemką. Niestety, „wybory” mimo, że na wierzchu wydają się świetnie zrealizowane, to przy drugim spojrzeniu na wierzch wychodzi jaki to płytki i niekonsekwentny system.
Zajrzyj Smugg to moich postów na początku tej dyskusji tutaj: wyjaśniłem czemu system moralności w ME nie podoba mi się z powodu swojej infantylności.
@Nidril – felieton jest z zalozenia subiektywny, na litosc boska. No i ja nie czytalem 2345 felietonow o ME3, napisalem TYLKO to, co JA o nim sadze.|@HolyDeath – oceniam trylogie za calosc – za wszystkie godziny, ktore przy niej spedzilem, za wzruszenia i wk…nia etc. Jakby nie patrzec ME3 to CALOSC polaczona fabula i postacia glownego bohatera.|@NblastMax – to TYLKO gra. Z wieloma wadami. Ale nie zaluje ani minuty jej poswieconej.
@Nidril – to wrzuc screeny bardzo roznych wnetrz baz i powierzchni planet.
Uwielbiam tę serię, moim zdaniem uniwersum ME kładzie na łopatki zarówno Star Wars jak i Star Trek. Najbardziej mi się podobała część druga (szczególnie wyposażona w komplet DLC), mimo że fabularnie była chyba najsłabsza. Najwięcej zastrzeżeń mam do trójki – cała gra sprawia wrażenie po prostu niedokończonej (choć nie aż w takim stopniu jak DAII), największą wadą jest malutka ilość linii dialogowych, rozmowy wypadają biednie. Ogólnie: ME2 > ME >ME3.
Smuggler @ Moim zdaniem zasługujemy na więcej. Gra może nie tylko bawić i umilać czas, ale być też skomplikowaną i artystyczną formą, którą docenią gracze w przyszłości. To dla mnie jest najwyzsza poprzeczka, którą nie powinno się obniżać, jak współcześni recenzenci. O tym, że jedno nie wyklucza drugiego: http:www.penny-arcade.com/patv/episode/art-is-not-the-opposite-of-fun
Dobra, przyznaje ze felieton z technicznej strony jest dobry. Ale skoro umieszczasz artykul to moglbys sie postarac, aby zawieral cos wiecej niz twoje zdanie. Cos czego nie wiemy, cos nowego, a nie to o czym mowi kazdy od roku. Tego oczekuje od redaktora twojego pokroju.
BTW. Zauważ, że w tym filmie pokazali pierwszego Mass Effecta… Pierwsza cześć to było płótno, które sugerowało rozwój i potencjał. kolejne części po prostu odcięły się od tym możliwości…
@Smuggler|Kłóciłbym się. Przynajmniej dla mnie są gry, które pomimo upływu czasu oceniałbym równie wysoko jak za pierwszym razem. Przykładowo StarCraft był krytykowany za grafikę już w momencie premiery, po tych kilkunastu latach jej specyficzność wciąż może się podobać. Wydaje mi się, że dopiero po latach upływa hype związany z danym tytułem i można na spokojnie dokonać rzetelnej oceny. Na pewno pamiętasz 10/10 przyznane przez CDA dla Dungeon Siege’a, który chyba nie zasługiwał na tak wysoką notę.
Jak dla mnie ocenianie gry z perspektywy reszty serii jest niepoprawne. ME1 wywarl na mnie kolosalne wrazenie i dalbym mu 10/10, i tego sie trzymam. Tez przeszedlem niedawno cala serie i pustka tej gry razila po oczach, ale dopiero teraz. To troche jakby porownywac SC1 z SC2 i stwierdzic, ze SC1 byl ograniczony. A co do dubbingu to Wrex byl jego mocna strona, bo Dwumetrowy we wzroscie i obwodzie kozak powinien rzucac „zaj***e ch**a”, a nie „upuzcze ci krwii”, life is brutal – that’s why.
@NBlastMax – jasne, ale poki co mamy, co mamy. Jak chce poczytac o dylematach moralnych i gleboko pogrzebac w ludzkiej duszy to biore sobie ksiazke Dostojewskiego. A z fajnej strzelanki nie robilbym na sile rzeczy GLEBOKIEJ.|@FaceDancer – dzis na pewno nie dalbym dychy, wtedy zarywalem przy niej noce. Gre mozna ocenic ponownie po np. 2-3 miechach, po latach nie.@Nidril – a ja chcialem po prostu napisac co mysle o ME. Muzyk nie zawsze musi komponowac symfonie, nawet Beethoven „machnal” „Dla Elizy” 🙂
Powiem szczerze, że osobiście nienawidzę niedopowiedzeń. Uważam, na przekór wielu ludziom, że jak się kończy seria, to wszystkie wątki powinny zostać ostatecznie wyjaśnione i podane na tacy pod sam nos tak, żeby nie było żadnych niedopowiedzeń i gdybania. I bardzo się cieszę, że wyszedł Extended Cut – tak właśnie ta gra powinna była wyglądać od początku 🙂 Już pomijam fakt, że i tak to zakończenie mi się nie podoba, ale przynajmniej wszystko jest wyjaśnione.
@ MateushGurdi – nie neguje twego zdania, bo TEZ masz racje w kwestii oceny ME1. Po prosty gry MOZNA oceniac w ROZNY sposob. Jeden drugiego nie wyklucza, wszystko zalezy od danej osoby.|Co do Wrexa – gdyby W ORYGINALE klal jak szewc, wtedy OK. A tak nie bylo. Ktos w Polsce doszedl do wniosku, ze wie LEPIEJ niz sami tworcy jak powinien mowic Wrex. A w ten sposob, to ja w tlumaczeniu sztuki Szekspira moge zastpic „Byc albo nie byc” przez „Ku***, jebnac komus czy nie?!”?
Uważam po prostu, że są gry do których można wracać bez bólu zębów i zastanawiając się „jej, ja kiedyś grałem w tego gniota?”. Do samego felietonu się nie przyczepiam, bo każdy ma prawo oceniać jak chce.
@ Nitrox – sorry ale im wiecej mi ktos podetka pod nos, tym mniej mam do myslenia. Gdyby w Twin Peaks wyjasniono wszystkie watki – gdziez by sie podziala tajemiczosc tego serialu? Zostalby tylko dziwny kryminal.
Face Dancer – dlatego staram sie nie wracac do wiekszosci starych gier – powroty sa zwykle (z malymi wyjatkami) bolesne. Odpalilem DS, pogralem 2 godziny i mi sie znudzilo, magia zginela, grafika juz nie ta… Czy bylo warto psuc sobie wspomnienia?
Smuggler @ To jest moja osobista opinia, ale właśnie Mass Effect 3 jest gr, która chciała być głeboka na siłę. Sam to zauważyłeś! Kolejne części szły w stronę akcji niz erpega, ale Bioware wciąż i wciąż siliło się by dodać te rożne kwestie dialogowe i „wybory”, a dodatkowo kampania marketingowa też nie zapominała, że seria ma ergegowe korzenie. W przypadku ME strzelanina i rozmowy nie łączyły się dobrze ze sobą i dostaliśmy niejednorodna mieszaninę. Dlatego zakończenie ssie – bo nagle wywaliło wszystkie cdn
cd. RPGowe cechy przez okno. gdyby Mass Effect nie był nigdy RPGiem i dało jedynie strzelaninę, to marudzilibyśmy, gdyby było tylko jedno zakończenie?
Pograj w Bioshocka: infinity a zobaczysz gre „gleboka na sile”. W ME3 mielismy po prostu fajna strzelanke o lekkim posmaku RPG, a ze poruszala losy bez mala calego wszechswiata, to i czasami uderzala w wysokie tony. Ale silenia sie na glebie w niej nie znalazlem. Nieco pretensjonalizmu, i owszem. Co d owyborow to juz wczesniej pisalem – wplywamy bezposrednio na losy 4 ras, a niebezposrednio na los calej Galaktyki na przestrzeni tysiecy lat. To malo?
W 4 pancernych tez wszystkei dzialania Janka i Marusi nie wplywaja na to, ze granica Polski jest na Odrze i Nysie a tracimy Lwow i Wilno.
Smuggler – Można i tak na to patrzeć, ale w takim wypadku zastanawiam się czy roli nie odgrywa tutaj czynnik inny niż wartość danego dzieła (rozumianego jako indywidualne odsłony w ramach cyklu). Jeżeli jakaś gra będzie miała kontynuację po latach to czy powinno się patrzeć na sequel w „w ramach całości” czy „spędziłem z jedyną tyle czasu”? Ot, takie przemyślenia chodzą mi po głowie.
@Holy Death – ciezko mi powiedziec, jak wyjdzie np. kontynuacja Grim Fandango to zobaczymy,
Bioshock Infinite ma inny problem. gameplay nowego Shocka nie współgra idealnie z motywem przewodnim fabuły. I mówiąc o fabule, zwracam tez uwage, że wiele osób szukało jej tam gdzie jej nie ma. BI to nie historia o Columbii, Finku, Fitzroy czy Comstocka. To nie jest fabuła w której eksplorujemy daną myśli jak z jedynce dzieła Ayn Rand. W BI eksplorujemy Bookera, Elizabeth i Lutece’ów. Bi to nie gra o nierównościach społecznych itp. Szkoda tylko, że gameplay to nie uwypukla tej fabuły.
A teraz jeszcze o Mass Effect z Infinite’owym posmaku… Wybierasz Klatkę czy Ptaka? Bo tak mi się jawi problem czy „uratować rasę X czy moze Y?”.
Czy towja decyzja miała jakieś długofalowe skutki? Czy znaczaco wpłyneło na zakończenie? Nope. Więc co za różnica czy wybiorę lizaka czy batona?
Ile tyłków tyle opinii – i nic tego nie zmieni. Ludzie, za bardzo się wczuwacie. To tylko gra, ma nas zabawić, czasem zmusić do zadania sobie pewnych pytań. Dla jednych to dzieło, dla innych totalne badziewie. Powoli ta dyskusja zaczyna się zmieniać w wojnę zdań. Ja napiszę tak i tak ma być. Nie to ja mam rację. To może napiszesz lepszy felieton? Normalnie jak małe kosmiczne katalizatory. Zawsze czegoś będzie nam w grze brakowało, bo każdy jest inny, indywidualny. I to się chwali.
@NBlastMax – trzymajac sie do analogii z „4 pancernych” – jaka roznica czy Janek wybral Lidke, czy Marusie, skoro nie ma to wplywu na granice powojennej Polski? Podejmowalismy mase decyzji, ktore wywieraly wplyw na losy pojedynczych postaci, a takze calych ras. Od finalnej decyzji zaleza losy Galaktyki, a ze wczesniejsze decyzje typu „kogo poslac na te misje” traca tu znaczenie, to chyba nic dzwinego.
Ostatnia decyzja jest nadrzedna i gdyby sie okazalo, ze „poniewaz w drugiej czesci zrobiles COS, to teraz automatycznie wlacza ci sie zakonczenie nr 3, to bylbym jednak wk… ze ktos je podjal ZA MNIE. A tak – wybralem to, co uwazalem za sluszne, nawet jesli ma w to sobie dziury fabularne.
@Malva – o, to, to. Ja mowie TYLKO „ME jako calosc to fajna gra jest” a nie „i wszyscy musicie sadzic to samo, bo inaczej jestescie debilami”. Jesli komus sie nie spodobalo ME – to jego problem, jego zmarnowany czas i frustracja. Ja nie zaluje, ze sie w te gre zaangazowalem. A po drugim zaliczeniu nadal nie zaluje.
i tu ponownie się nie zgadzamy. Własnie dla mnie byłoby idealnie, gdyby decyzje na przestrzeni całej serii (od)blokowywały poszczególne zakończenia, szczególnie jeżeli kazda taka blokada miałaby sens. Pomyśl o tym replayability. O tym, że każda historia rzeczywiście byłaby unikatowa. To by było rewelacyjne, ale oczywiście trudne do zrobienia. BW poszło na łatwiznę dlatego dla mnie jakiekolwiek oceny baź opinie w pobliżu pozytywnego końca skali to dużaprzesada. Fajnie, że jakaś tu polemika jest w dyskusji.
taki ciekawy bonus: Pomyśl o tym jaki to genialny system antyużywkowy, który bije na głowę to co oferuje Sony bądź MS…
A dla mnie nie, bo np. mogloby sie okazac, ze np. faworuzyjac Liare kosztem Garrusa sprawilbym, ze doszloby do syntezy, a czyniac odwrotnie – do rozwalenia Zniwiarzy. Gdzie tu logika, szczegolnie gdy sam chcialbym podjac inna decyzje w finale? Dopiero czulbym sie wykiwany… Po prostu mamy inne podejscie do gier i tyle.
Ja się cieszę, że każdy ma inne podejście do gier. To znak, że gracze nie są jeszcze szarą masą, która zaczyna być standardem. Ja osobiście uwielbiam całą serię do momentu ostatnich 15 minut. Tak, ja nie trawię kosmicznego dzieciaka. Mistycyzm w tej grze jest jak kubeł zimnej wody i nic nie zmieni mojego zdania. Nie przeszkadza mi to jednak przejść całej sagi piąty raz. Ciekawe co nowego odkryję tym razem 🙂
No kosmiczny dzieciak faktycznie jakos tak „ni z gruchy…” Piaty raz? No, no. Chyba zadnego RPG nie przeszedlem 5 razy, choc co do Fallouta to musialbym zrobic rachunek sumienia.
Oczywiście mój wymarzony ME, musiałby mieć te wszystkie końcówki logicznie uzasadnione. Twój przykład to przypadek w którym BW ostro by sprawę skopało – faktycznie nie miało by to sensu. Z obecną końcówką to niewykonalne. Ale gdyby poprowadzić fabułę (i szczególnie zakończenie) zupełnie inaczej, właśnie z myślą o tym rozwarstwieniu na końcu, to ten pomysł jest przy odpowiednich środkach całkowicie wykonalnych (EA ma kupę kasy, więc czemu nie?). Szkoda, że to gdybanie i zmarnowany potencjał. Pozdrawiam 🙂
Hehe, tak (nie pamiętam ile razy przeszłam poszczególne części 🙂 ). Bardzo lubię tą sagę. Za każdym razem rozgrywam grę inaczej, inne opcje dialogowe, inne wybory – od pełnego idealizmu, do czystego zła. Kuszę się nawet na próby dostania w miejsca do których, w teorii, nie można się dostać. Teraz pierwszy raz gram męskim Shepardem. Już czuję powiew świeżości. Tak jak w DA. Czasem wystarczy zmiana płci i gra się zupełnie inaczej. Żniwiarze – nadchodzę!
NBlastMax słusznie prawisz o wyborach też to podkreślałem problemem serii jest to że ich tak naprawdę nie ma bo nie ważne czy wybieramy opcję niebieską czy czerwoną i tak w efekcie otrzymamy to samo brakuje tu chociażby złudzenia że nasze wybory coś zmieniają i nie mówie tu wcale o skali znanej Alpha Protocol czy rodzimego Wiedźmina|@Smuggler trochę bredzisz z tym faworyzowaniem bo to nie ta skala ale w ME sprawdziłoby się gdyby grając renegatem odpaliło się najgorsze zakończenie a idealistą najlepszę.
To rozwiązanie by się świetnie sprawdziło i dało choć minimalne odczucie konsekwencji naszych wyborów. Bo zupełnie nie logiczne wydaje mi się że postać zła do szpiku kości byłaby zdolna poświęcić się dla galaktyki a takie ostateczne odkupienie wydaję mi się strasznie naiwne a przecież nic nie stoi na przeszkodzie
@Michapod – kto powiedział, że zły nie może dokonać czegoś dobrego? Pomyśl, jak można ciekawie wykreować swoją postać. Od totalnego dupka, który patrząc na wydarzenia, widząc to wszystko coś tam w sobie zmienia. Tam w środku, ostatecznie będąc dupkiem, który na końcu poświęcił coś z siebie. To oczywiście tylko jedna z możliwości. I to lubię w ME. Z idealisty do renegata i na odwrót, bądź trzymanie się na sztywno zła lub dobra. Dalej uważam, że ME jest świetne… po za zakończeniem 🙂