Handheldämmerung czyli czy Zmierzch Konsol Przenośnych to prawda czy mit?

Dziennikarskie uśmiercanie to w większości przypadków tylko strzelanie na oślep mając nadzieję, że się trafi – nagłówki przy okazji przyciągną czytelników, więc wysiłek zwróci się z nawiązką. Tylko i wyłącznie dlatego, że ludzie lubią krytykę i krytykanctwo zabijanie gier jest warte świeczki. Kiedy morduje się coś wielkiego – wielu chce się z tym werdyktem sprzeczać, co prowadzi do przyzwoitej oglądalności, o którą przecież wszyscy wannabe-literaci bardzo zaciekle walczą.
Ostatnimi czasy głośno jest zaś o tym, że konsole przenośne – czyli tak naprawdę: Nintendo DS i PSP – są już martwe. Według wróżek, analityków i postronnych obserwatorów branży rozgniata je iWszystko wydawane przez Apple i gnieść będą je też w przyszłości inne mobilne urządzenia. Jednak: czy to w ogóle ma sens? Czy te wszystkie prognozy dziennikarzy i marketingowe przechwałki konkurujących ze sobą firm mogą prowadzić do czegokolwiek kreatywnego? Oczywiście dzięki temu słownik internetowej nienawiści rozszerza się o nowe fanbojskie przekleństwa… ale czy stawianie obok siebie konsoli przenośnej i telefonu z grami nie jest po prostu przysłowiowym rozprawianiem nad wyższością mikrofali nad… lodówką?
Akt 1: Kieszonkowe sacrum
Konsole przenośne powstały po to, żeby można było je… przenosić. Dwadzieścia lat temu, (czyli po dobraniu odpowiedniej skali) w komputerowej epoce kamienia łupanego mobilność była ogromnym atutem. Nic dziwnego, że rodzina GameBoyów, która zaczęła istnieć w 1989 roku, sprzedała się w 120 milionach egzemplarzy.
Teraz jednak wszystko jest mobilne i na nikim noszenie czegokolwiek wrażenia już nie robi. Przyzwyczailiśmy się do tego, że każdy ułatwiacz życia powinniśmy móc wsadzić sobie gdziekolwiek tylko zechcemy, oraz że wszystko, co jest nieporęczne zaliczy szybki zgon na rynku.
Jest jednak jeszcze jedna cecha konsol przenośnych, o której raczej się nie mówi, a wielu zdaje się o tym w ogóle nie pamiętać. Akcję na ekranie widzi tylko właściciel konsoli – tylko osoba, która siedzi naprzeciwko ekranu jest w stanie zrozumieć co się na nim dzieje. No, chyba że ogarnia jakieś tajemne techniki Kamasutry pozwalające zmieścić dwie głowy w miejscu jednej.
Dzięki temu właśnie, konsole pokroju DS-a, czy PSP są dla graczy czymś przypominającym naszyjniki z krzyżami, jeżeli wybaczycie religijną metaforę. Nie są one pełnowymiarowym kościołem, ale czymś, co w każdej chwili może za niego służyć – w dowolnych warunkach, o każdej porze dnia i nocy. Oferują bowiem pełnowymiarowe gry… tyle, że w mniejszej skali. Tak, jak krzyżyki oferują pełnowymiarowego Boga, ale w wersji portable.
Mają też w sobie coś, czego nie mają wielkie świątynie: osobistość.
Prawda: ciężko jest zapakować, na przykład, DS-a do kieszeni, ale można przynajmniej trzymać go w plecaku, czy torebce. Nie waży dużo, telefony też nie ważą – po jedno i drugie łatwo sięgnąć, jedno i drugie można szybko odpalić, jedno i drugie łatwo wyciszyć. Problem w tym, że jedno i drugie ma też diametralnie inne zastosowanie.
Nigdy nie spotkałem człowieka, który chodziłby na zakupy do kościoła i modlił się w supermarkecie – to po prostu nie ma sensu. Mogę wyobrazić sobie jedzenie w kościele i przeżegnanie się w markecie, ale jednak – te dwie strefy naszego życia są z reguły oddzielone od siebie grubą, czarną kreską. Mniej więcej tak samo jak „Poważne Gry na konsolach przenośnych” i „Pierdołowate Gry na komórkach”.
Akt 2: Dzieci rewolucji
Obserwując toczącą się wojnę pomiędzy graniem komórkowym i graniem przenośnym można szybko zauważyć, że to raczej partyzantka medialna niż rzeczywisty konflikt. Przede wszystkim dlatego, że sama idea zestawiania ze sobą komórek i konsol przenośnych jako „platform do grania” jest irytująco nietrafiona: jak to można w ogóle porównywać?
Mała powtórka z historii:
Te dwa pstryczki w nos, z czego jeden szczególnie mocny dla Nintendo, wywołały wiele ociekających jadem, krwią i potem dyskusji w branży, oraz jeszcze więcej flejmów na forach prowadzonych przez fanbojów każdej z tych firm. Poleciało wiele ostrych słów, których idealnym podsumowaniem byłaby chyba jedna z grudniowych wróżb Michaela Pachtera – ta o śmierci konsol przenośnych, których nekrologii należy pisać na 2012 rok.
Nie wiem dlaczego tak niewiele osób zareagowało na wszystkie te stwierdzenia właściwie: śmiechem.
Wypowiedź Jobsa z 2008 roku jest zabawna z prostej przyczyny: nie trzeba władać ostrzem cynizmu lepiej niż własnym palcem przy graniu w Fruit Ninja, żeby zauważyć, że to wszystko, to tylko podrasowana graficznie Cooking Mama z DS-a. Nie trzeba też być wybitnym cynikiem, by zauważyć, że Angry Birds to tylko zlepek przeróżnych pomysłów stąd i zewsząd, Infinity Blade to wspomniane już Fruit Ninja z ładną grafiką i durnowatą fabułą, a Bejeweled sprzedawano już z powodzeniem dziesięć lat temu. Nie trzeba wiele, żeby zauważyć, że w ciągu dwóch lat od swojego rzekomego zaistnienia „całkowicie nowy gatunek gier” sprowadza się do kolejnych wariacji na temat casualowej formuły „zagraj we mnie i wyłącz, zanim przyjdzie szef”, którą tak dobrze znają miłośnicy kulek i pasjansa.
Nie trzeba też być Sherlockiem, żeby zauważyć, że granie komórkowe jest właśnie tym, na co wskazuje jego nazwa. Jeżeli potraktujemy gry wideo jako jeden, wielki organizm: granie na telefonach będzie zabawą na jednych z jego najbardziej podstawowych elementów: na komórkach właśnie.
Produkcje pojawiające się na telefonach to w przeważającej większości najbardziej banalne pomysły na rozgrywkę, jakie istnieją – najbardziej oklepane, sprawdzone schematy; ostatnio tylko opakowane w ładną grafikę w stylu Infinity Blade. Nieważne jednak, czy tniemy owoce, czy potwory – jeździmy palcem po ekranie, czyli robimy dokładnie to samo, co robili posiadacze Cooking Mama w 2006 roku. Dodatkowo: wystarczy przypatrzeć się nowemu Devil May Cry, które wychodzi na iWszystko, żeby zobaczyć jak bardzo można uprościć już i tak banalną w obsłudze produkcję.
Jednocześnie jednak takie gry, jak Fruit Ninja, czy Angry Birds nie mają prawa istnieć na konsolach przenośnych. Doskonałym tego przykładem jest Plants vs Zombies sprzedawane po dwa dolary na telefony Apple, a za 30 dolarów na konsolę przenośną od Nintendo. Co jak co, ale w takim wypadku jęczenie wydawców, że gry na DS-a nie schodzą jest, co najmniej, żałosne. Ma to jednak dwa ostrza: długie gry RPG i cokolwiek, co w pełni angażuje mózg gracza nie ma racji bytu na urządzeniu, które przypomina o naszym codziennym profanum: telefonie. Nie ma prawa bytu, kiedy może być przerwane dzwonkiem, SMS-em… a nawet samą świadomością istnienia takiej możliwości. Nawet telefon, który na czas transformacji w konsolę przenośną został całkowicie odizolowany od swojej podstawowej funkcji komunikowania się ze światem zewnętrznym wciąż jest telefonem. Wciąż przypomina o tym, że mamy maile, na które trzeba odpisać, nieprzeczytane SMS-y i telefony do wykonania.
Wciąż ściąga gracza z obłoków – podobnie jak odpalony w tle komunikator internetowy, który zaczyna dudnić w czasie walki z bossem.
Akt 3: Łabędzi śpiew
Pachter przewidział, że nadchodząca konsola Nintendo – 3DS – będzie łabędzim śpiewem handheldów. Że ta właśnie maszynka rozbuja cały rynek na chwilę tylko po to, żeby upadł on boleśnie rok później. Nie wiem ile Pachterowi płacą, ale ja też bym chciał zarabiać plotąc cokolwiek mi do głowy przyjdzie. Jak wielu zdążyło już zauważyć: w 2010 roku Nintendo DS był najpopularniejszą konsolą w Wielkiej Brytanii już szósty rok z rzędu. Znaczy to tyle, że sześcioletnia konsola przenośna, której nawet najnowszy model w opinii przeciętnego gracza nie ma nic do zaoferowania poza bardzo drogimi grami, prymitywnym połączeniem z internetem, tragiczną rozdzielczością aparatu i grafiką, która do pięt nie dorasta PSP zniszczyła wszelką konkurencję. Konsola, na którą nie ma aplikacji „do pracy”, oraz na której minigierki, dostępne za półtora dolara na AppStore, sprzedaje się za dolarów czterdzieści.
Szósty rok z rzędu na topie.
Nie wiem jak dla analityków, ale dla mnie – nie wygląda to na zmierzch konsol przenośnych. Musicie wiedzieć bowiem, że drugą widoczną cechą pismaków wszelkich, poza tendencją do uśmiercania wszystkiego wokół, jest snucie swoich przewidywań i rozmyślanie nad tym jak będzie za chwilę. Skoro ledwie zaczął się 2011 rok i w tej chwili rozprawianie nad przyszłością jest raczej bezkarnym rzucaniem na ślepo rzutkami do tarczy: można pozwolić sobie na wiele. Dlatego też, skoro hulaj dusza – piekła nie ma, wydaje mi się, że przyszłe kilka lat przyniesie cokolwiek, ale nie zgon handheldów: raczej ich redefinicję. Gracze przestaną zastanawiać się nad wyższością lodówki nad mikrofalówką – ustalą do czego służą te urządzenia i rozbiją swoje przenośne życie wirtualne na konsolowe i telefoniczne: oczekując od telefonu chwili wyłączenia swojego mózgu, a od konsoli rozmowy z bóstwem. Nieustannie ulepszane technologicznie telefony będą o krok dalej w swoich możliwościach graficznych, jednak konsole będą o krok dalej w kwestii poważnej rozgrywki i długich, wciągających opowieści.
Nikt nie wyciąga przecież wielogodzinnego, złożonego RPG w tramwaju, nikt nie gra w Bejeweled w pociągu. Chociaż – może tylko dla mnie różnica jest tak oczywista, a granice pomiędzy tymi dwoma światami tak ważne? Co wy o tym myślicie?
—
Autor jest twórcą doskonałego (i poważnego) bloga o Nintendo DS – Deadly Serious. Sprawdźcie go – deadlyserious.pl.
Czytaj dalej
41 odpowiedzi do “Handheldämmerung czyli czy Zmierzch Konsol Przenośnych to prawda czy mit?”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Dziennikarze uśmiercają wszystko co się da, tak często jak się da. Jeżeli uważnie obserwujecie media maści wszelakiej zauważyliście na pewno, że heavy metal umarł w latach osiemdziesiątych, a gry komputerowe w okolicach pierwszego Dooma. A może nawet wcześniej? Ostatnio słyszałem nawet o rzeczach, które już są martwe, a jeszcze się nie urodziły (PSP2). Czy przepowiednie końca przenośnych konsol należy więc traktować poważnie?
Bardzo dobry tekst i rzeczowy – zgadzam się z końcową wizją przyszłości.
Jak ja już widzę te nagłówki typu „Koniec PC / PS10 / XBOX920 / itp.” to mi się nie dobrze robi. Jest popyt na elektroniczną rozrywkę i będzie. I PC wraz z konsolami nie zniknie, więc po co zaśmiecać stronkę takimi śmieciami.
iphon nigdy nie dorówna PSP, nawet jeśli iphone lepiej się sprzedaję to i tak gry na PSP są lepsze i pod względem graficznym (jak dla mnie GoW:Gost of sparta wygrał z infinity blade) i sterowania ( zasłanianie ekranu palcem)
,,Ostatnio słyszałem nawet o rzeczach, które już są martwe, a jeszcze się nie urodziły (PSP2)”Chodzi o to że matka Sony poroniła. xD
Deadly Serious wymiata, full profesjonalizm! Trzeba ich bardziej rozreklamować bo na to zasługują 🙂
Heh… We wstępie napisałeś, żę publicyści szokują czytelników tytułem oraz treścią artykułu aby polepszyć jego czytalność (odpowiednik oglądalności), jednak sam nie zaprzeczyłeś, że Ty tak nie robisz, więc z oczywistych względów mozn uznać ten artykuł jako wstęp do dyskusji.
Ehe nikt nie gra w złożonego wielogodzinnego rpg w tramwaju, jakby drodzy redaktorzy nie wiedzieli jakie mamy teraz fony… Fony emulują już niezłe rzeczy, ba i na np. Andka wyszła ostatnio taka Zenonia 2 , kawał długiego dobrego rpg… Albo jak wspomnialem o emulacji, Lufia badz golden sun – czy to nie sa wspaniale tytuly w ktore mozna zagrac w autobusie? Po przeczytaniu tego artykułu odnioałem wrażenie jakby telefon w grach zatrzymał się na czasach ponga, i nie nadaje się do gier… Coś w stylu fanbojów..
Dobra fail to pisał jakiś typ od nintendo xD a wiec do niego tekst xd
Podstawowa różnica to ceny – gry na komórki są bardzo tanie, za to same urządzenia – koszmarnie drogie. W przypadku konsolek jest odwrotnie – są sporo tańsze, zaś gry kosztują 30-50% mniej od tych konsolowych. Fakt, że gry na srajfony są tak tanie oznacza, że producenci nie mogą w nie zainwestować zbyt dużo (a samo Apple wcale gier nie robi, bo Jobs to ignorant w tej dziedzinie). Tym samym rządzą podróby gier z innych konsol, które nie muszą być złe – ale to zwyczajnie nie to samo. No i sterowanie 😛
Ale z tym heavy metalem to się zgodze. Obecnie za dużo w muzyce technologii elektornicznej, mało kto polega na własnych umiejętnościach gry na instrumencie lub własnym głosie.
Fajny tekst, w większości się zgadzam, ale coś czuję że fani jabłuszek zaraz okrzykną autora fanbojem nintendo.|@Zurekssj4 – Na 9 klawiszach alfanumerycznych czy na ekranie dotykowym grasz w te super gry? Zresztą, swoimi 'fail’ i 'XD’ już pokazałeś poziom.|@maciekX360 – Final Frontier? Metalu lat 80. już nie ma i nie będzie, tak jak nie robi się już klasyki, to oczywiste, ale metal wciąż ma się dobrze.
@Sergi no wiadomo jakoś tam dogorywa, ale to co z nim zrobili to istna groteska np. Linkin Park, są też przegięcia odwrotne np. Burzum, no i także takie twory jak Nightwish, połączenie klasyki i metalu które jest co najmniej niesmaczne ( ale jednak wbrew twoim twierdzeniom tworzy się obecnie coś na modłe klasyki).
@Sergi nie miałem na myśli tych legendarnych zespołów chodziło mi tylko o te wszystkie nowe.
zgadzam się z maćkiemx360 coraz więcej wprowadzanej jest bezpłciowej technologi, która jest wpychana na chama wszędzie i psuje nawet najlepsze mistrzostwo
@Sergi – Ojc się sterowania czepiasz chyba jest ważniejsza treść co nie? Xd i fail używać będe bo lubię, i se wytykaj czy to pokazuje mój poziom czy nie. Może się dowartościujesz.
nie piszcie tak długich ciekawych artykułów, bo jedna część mnie nie chce czytać ale wie że to ciekawe, a druga na odwrót
@maciekX360 – zupełnie nie rozumiem Twojego toku rozumowania – To, że LP gra nu metal, to jaki to ma wpływ na metal? Nightwish gra metal symfoniczny i power metal (imo całkiem dobry), jaki to ma wpływ na całokształt muzyki, też nie rozumiem (poza tym, że go wzbogaca).|Burzum nie gra już metalu tylko dark ambient, więc też to nijak nie ma wpływu.|A nowa płyta Ozziego? W opinii niektórych pierwsza jego dobra, pokazuje że metal ma się całkiem dobrze. Po prostu jest teraz inny niż 30 lat temu.
@Zurekssj4 – „…Może się dowartościujesz….” – Każdy sądzi według siebie. A moim zdaniem jak ktoś pisze zdanie zawierające dwie emotki to ma strasznie ubogie słownictwo.
Właściwie to powinno być przed dwa D – Handhelddammerung, a nie Handheldammerung, ale nie będę chamem i sobie stąd pójdę.
kto to wszystko przeczytał ma u mnie +10 do szacunku i bon w postaci pochwalenia się tym w powyższym komentarzu ;P|PS: przenośne konsole nie umrą, każdy chce mieć choć jedno urządzenie gdzie może pograć np: czekając na pociąg (jeśli bateria wytrzyma) 😉
Co do tej dyskusji o muzyce – wszystko się zmienia i tak jak ludzie 30 lat temu narzekali na Iron Maiden, że to bezpłciowe G i że wcześniej to muzyka była lepsza. Teraz jest tak samo. Za 30 lat ty będziesz mówił: „Synu, co to za G*? Jak byłem w twoim wieku to się dopiero muzykę grało…”. Tak jest zawsze, może nie tak że dziś gra się beznadzieję, ale dla każdego jest lepsze to czego słuchał w dzieciństwie, od czego zaczął. Tak jest z filmami, grami, książkami, muzyką.
Okejka za Family Guy 😛
@Sergi nie chodziło mi już o wpływ tych zespołów, chciałem potwierdzić teorie , że „metal is dead” LP najlepszym tego przykładem rap, techno, coś-na-modłe-metalu. Nightwish to też conajmniej dziwna hybryda. Ozzy przynajmniej trzyma dawną formę tego gatunku.
@Sergi w tej dyskusji nie dojdziemy do porozumienia, bo ja po prostu nie mogę się przekonać do obecnych trendów w muzyce. Nie wiem jaki jest akurat twój stosunek do tej sytuacji bo nie zdążyłeś się do tej pory przedstawić z własnymi gustami.
No to już, w telegraficznym skrócie – lubię większość odmian metalu, świetnie się bawię przy Van Halen, AC/DC i starej Metallice, ale przepadam też za LP, Nightwish czy In Flames.|Nie jestem zwolennikiem szufladkowania ani teorii, że „ktoś psuje gatunek” tylko dlatego że gra coś innego. Osobiście nie trawię black metalu, ale nie uważam, że on psuje wizerunek metalu albo coś w tym stylu (choć pewnie wielu by mi przyklasnęło). To po prostu jeszcze jedna gałąź wielkiego, metalowego drzewa 😛
Ja tam wolę Linkin Park od AC/DC, Iron Maiden i innych klasyków 😉 |No, a black metal jest IMO najciekawszym gatunkiem tej muzyki.
Black metal nie psuje wizerunku metalu tu się zgodzę. On psuje wizerunek metali, zwłaszcza dotyka to tych którzy go nie słuchają. AC/DC też lubie. LP nie psuje gatunku bo zbyt dobrze się on trzyma w swoich ramach od dłuższego czasu i kilka zespołów nu metalowych go tak szybko nie zmieni. Ja po prostu nie cierpię domieszek. Prościej mówiąc jestem z tych tzw. „zabetonowanych”, albo „tró”.
Ja nie o metalu, hehe. GameBoy Color czy Advance na pewno uchodzi u autora za poważną „kieszonsolkę” z poważnymi grami. Jednocześnie są to konsole na tyle słabe technologicznie, że dziś istnieją emulatory tychże na komórki, a chętnych do grania w Pokemony czy Golden Suny nie brakuje – mimo, że to tylko komórka. Problemem są gry. Na kieszonsolki powstają poważne gry, a na komórki nie. Infinity Blade pokazał, że graficznie telefony mają te same możliwości, co handheldy. Jeśli autorzy gier na komórki
zrozumieją, gdzie tak naprawdę tkwi różnica między telefonami, a kieszonsolkami, to faktycznie te pierwsze mogą wyprzeć te drugie.
zawsze bylo tak,ze cos co mialo wiecej funkcji wypieralo cos co mialo mniej. Poza konsolami, to taki ewenement. Bo np sam bym wolal zeby moj ds mial wbudowany telefon
Aktualnie komórkom (smartphonom) bliżej do kompów niż konsolom przenośnym. Dają w fonach to coraz więcej ramu, inne procki a więc z wydaniem jakiejkolwiek gry jest trudniejszą sprawą niż na konsolach gdzie układy są stałe. Jest z tym więcej roboty, a rynek gier smartphonowycg dopiero raczkuje więc i zysk mały. W skrócie duużo roboty+mało kasy=olanie. I zanim każdy przeciętny „kowalski” zdobędzie smartphona to nie ma co marzyć o pełnoprawnych produkcjach na fony. Pozostają emulatory jak niżej wspomniałem 🙂
Nasze dzieci będą miały komputery o mocy kilka razy większej od normalnych współczesnych kompów, o wielkości tabletów czy smartphonów, które będą miały „magicznie” wysuwane przyciski jak na konsoli lub klawiaturę qwerty. Ale my musimy się pomęczyć, zastanawiając sie czy lepiej kupić PSP czy DS-a czy może iphona, licząc że właśnie wybrana przez nas konsola będzie rozwijana(a i tak będzie trzeba w końcu kupić nową bo ta sie zestarzeje). jak dla mnie bardzo trafionym pomysłem jest połączenie smatrphona z PSP..
…(ciąg dalszy)… trzeba to tyko dopracować, bo koncepcja jest dobra, ale z tego co czytałem, gry na to urządzenie nie mają być tak dobre jak na PSP2. Dodatkowe, konsolowe przyciski nie zrobią z tego urządzenia konsoli. Jak dla mnie może to być większe od telefonu, ale niech wpakują tam porządne bebechy, żeby to miało moc.
@Drzewol – Moc nie jest taka ważna. Tak naprawdę liczy się wsparcie producenta, a dokładniej studia tworzące gry na daną platformę. Bo co mi z mocy iPhone’a, jak większość gier to praktycznie flashówki? I w drugą stronę – DS jest słabiutki, ale tworzone są na niego złożone, dopracowane gry, w które można grać długo po wyjściu z autobusu.|A nasze dzieci będą miały podobne problemy, wierz mi, jeszcze powiedzą „eh, kiedyś wystarczyło jedno urządzenie, teraz iPhone, iGame, iPod, iPad i iTouch” 😉
Masz rację, dla tego dobre jest połączenie PSP i smartphone’a. Gdyby połączyć wsparcie producenta z mocnym sprzętem, dostalibyśmy wieloletnią markę zarabiająca duże pieniądze. Ale chyba tylko czytelnicy CD-ACTION są tacy dobrzy w marketingu;)
iCostam rozgniata konsole przenośne? DSów sprzedało się 135.58 milionów egzemplarzy, PSP 62 miliony. Jak rozumiem zabawek Apple poszło ze 300 milionów?
A Metallica skończyła się na Kill’Em All.
Bawi mnie osąd, że konsole przenośne mają umrzeć, kiedy coraz bardziej gry z tych „niepoważnych” platform są na równi traktowane z tytułami klasy AAA i jednocześnie powstaje ich coraz więcej, i coraz ciekawsze cykle trafiają na te maszynki.
@steelin Albo powstaną hybrydy. W sumie jedna już powstała – XPERIA PLAY.
Tyle że z tego co wiem to jest to tylko telefon z konsolowymi klawiszami.