2
10.11.2023, 14:47Lektura na 13 minut

Jakie powinno być GTA VI? Snujemy domysły i marzenia [GAMEWALKER]

Rockstar zapowiedział, że już na początku grudnia ujawni szczegóły dotyczące GTA VI.

Huwer: Prawdę mówiąc, kompletnie nie odpowiadał mi wyluzowany, jajcarski i skrajnie przerysowany charakter „piątki”. Denerwowało mnie prowadzenie narracji z perspektywy trzech antybohaterów wydmuszek. Rozumiałem motywy i zachowanie wyłącznie jednego z nich, Franklina. Nie potrafiłem związać się emocjonalnie ze zblazowanym Michaelem i skrajnie niestabilnym Trevorem. Co więcej, uważam, że obu panom bliżej było do postaci z kreskówek niż groźnych bandziorów.

W przeciekach o GTA VI nieraz przewijały się słowa o damsko-męskim duecie wzorowanym na historii Bonnie i Clyde’a. Mam nadzieję, że plotki okażą się prawdą. W popkulturze pełno jest bowiem dowodów na to, że zbudowanie fabuły wokół toksycznej, ryzykownej i na wskroś romantycznej relacji partnerskiej to świetny pomysł (hej, „Urodzeni mordercy”!), to także doskonała okazja, by stworzyć postacie z krwi i kości. Chciałbym również, by Grand Theft Auto VI miało w sobie trochę powagi, podobnej do tej z nieco mroczniejszej czwartej części. Nie musi być jej aż tyle, ile uświadczyliśmy w prywatnym piekiełku Niko Bellica, lecz wolałbym już nie zajmować się tak kuriozalnymi sprawami jak chociażby pamiętne gruzowanie willi pick-upem z pierwszych godzin „piątki”. Niby w GTA od zawsze absurd goni absurd, ale moim zdaniem w ostatniej odsłonie serii po prostu przedobrzono. A, jeszcze jedna sprawa: drogi Rockstarze, najwyższa pora odkryć pełen potencjał Vice City. Marzę, by to właśnie w tym mieście rozgrywała się akcja GTA VI.

GTA: Vice City - Definitive Edition
GTA: Vice City - Definitive Edition

CormaC: Moim w zasadzie jedynym oczekiwaniem względem GTA VI jest to, żeby nie dało się odczuć nieobecności Dana Housera, który odcisnął na serii bardzo mocne piętno, pełniąc funkcję jej scenarzysty i producenta od czasów GTA: London 1969 aż do „piątki” włącznie. Tego, że dziurska po jego odejściu w 2020 roku nie uda się należycie załatać, obawiam się szczególnie, bo to za jakość „pisaniny”, zwłaszcza za znakomite dialogi, cenię ten cykl najbardziej.

Co poza tym? Cóż, liczyłem po cichu na to, że „szóstka” powróci do lat 80., ale raczej się to nie wydarzy, bo materiały, które wyciekły, wskazują na współczesność. Chyba że fabuła będzie skakać w czasie, co według mnie byłoby fantastyczne. Dodatkowo konieczność stworzenia dwóch wersji Vice City z różnych epok mogłaby przynajmniej częściowo tłumaczyć zarówno długaśny okres produkcji gry, jak i jej domniemany kosmiczny budżet, wedle różnych źródeł i plotek opiewający na miliard, a być może nawet ponad dwa miliardy dolarów. Tak naprawdę nie dbam jednak ani o miejsce akcji i czasy, w których została osadzona, ani o liczbę głównych bohaterów i ich dobór. Przecież to GTA. Przecież to Rockstar. Jeden z garstki producentów, którym ufam w ciemno.

Niewiadomych nie brakuje, ale pewne jest to, że „szóstka” przetoczy się przez branżę rozrywkową niczym huragan, rozrzucając dotychczasowe rekordy sprzedaży jak mrówki. Bardzo mnie ciekawi, jak wielka będzie skala tego szaleństwa, a sam bez wątpienia dołożę do niego swój grosik, kupując grę najpóźniej w dniu premiery.

Ranafe: Co ja Wam mogę powiedzieć, skoro moją ulubioną częścią GTA jest Chinatown Wars, czyli konsolowa gierka z 2009 roku, w którą pocinałam bez pamięci na DS-ie? Że niby chciałabym, żeby GTA VI ukazywało perspektywę z lotu ptaka i miało pikselową grafikę? Nie szalejmy! Wolałabym zaczerpnąć z jej potencjału na tworzenie nietuzinkowych misji, których nie było ani za dużo, ani za mało (właśnie sobie przypomniałam, z czym kojarzyły mi się zadania kurierskie w Widmie wolności!), ciekawie zbudowanej mapy i bardzo fajnej fabuły. Oraz żeby protagonista wzbudzał we mnie choć odrobinę sympatii, bo, wybaczcie, ale trio z GTA V, nawet przy założeniu, że składa się z antybohaterów, było dla mnie po prostu trudne do zniesienia. Życzę sobie przygody, która wciągnie mnie od pierwszych minut gry i przy całej brutalności pozostanie po prostu świetną rozrywką. I jeszcze żeby przypominała trochę L.A. Noire… ale zaczynam zbaczać w stronę kompletnie nierealnych pomysłów.

GTA: Chinatown Wars
GTA: Chinatown Wars

DaeL: Jestem fanem nieco zapomnianego dziś Grand Theft Auto 2, więc z radością przywitałbym powrót serii do settingu z tej produkcji. Może nie dosłownie, bo akcja wydanej w 1999 gry miała toczyć się w ówczesnej przyszłości… czyli w roku 2013. Ale na pewno chciałbym zobaczyć kolejne GTA eksplorujące tematykę sci-fi. Myślę, że to dobry kierunek z kilku względów. Po pierwsze pozwoliłby ekipie Rockstara na rozwinięcie ciągotek do tworzenia społecznej satyry bez ryzyka autoparodii albo powtarzania tego, co osiągnięto przy okazji GTA V. Po drugie naprawdę stęskniłem się za stylistyką „dwójki”, z jej unikalnym przemieszaniem wpływów cyberpunka i retrofuturyzmu. I wreszcie po trzecie chciałbym w nowym GTA posłuchać przezabawnych piosenek skomponowanych specjalnie na użytek gry, a nie po prostu popularnych w tej chwili kawałków z list przebojów. Ktoś powie, że taka produkcja niebezpiecznie zbliżałaby się do Cyberpunka 2077. Cóż, pewnie tak by było. Ale gdzie minusy?

SztywnyPatyk: Rockstarowi od lat wychodzą śliczne makiety. Rozległe, złożone, bogate, ale nadal makiety, w których wszystko jest wydmuszką – poza podróżą i strzelaniem. (A i tego ostatniego do tej pory nie potrafi ogarnąć w wersjach konsolowych, nikogo nie trafisz bez auto aima lepiącego się do wrogów jak masło orzechowe do podniebienia). Devowie nie chcą burzyć tej misternie budowanej iluzji, jako że ta kosztowała krocie, więc w misjach każą krok po kroku wykonywać zadania wyłącznie na sposoby, które sami sobie wymyślili. Idź właśnie tu, zaparkuj w tym kółku, umieść ładunek na tym konkretnym filarze w tym konkretnym miejscu – inaczej game over. Oj, wybrałeś TĘ broń? Kiepsko, zamieniliśmy ci ją, bo wolimy TAMTĄ. Masz się grzecznie słuchać poleceń, nieważne, czy to gra o gangsterach, spitym byłym glinie czy wyjętych spod prawa kowbojach. Chcę, by „szóstka” wierzyła w inteligencję gracza, wniosła otwartość świata RDR2 do misji fabularnych.

Skoro o fabule mowa, marzy mi się też powrót do mroczniejszej historii po kampanii GTA V, w której tylko Michael, Franklin, Trevor i Lester nie zachowują się jak postacie z kreskówek, jakby jedynym celem aktorów było sprawdzenie, kto potrafi głośniej się drzeć i mocniej wymachiwać rękami. Także i potencjalna satyra na obecny świat zyskała w ciągu tej dekady wystarczająco dużo materiału (choćby pandemię, superbohateryzację kina czy boom na NFT), więc pole do popisu jest – ważne, żeby z tego pola były plony, zaoranie nie wystarczy.

Trevor z GTA V
Trevor z GTA V

bolo: Naprawdę nie wymagam zbyt wiele, a już na pewno nie rewolucji. Czego oczekuję od GTA VI? Dajcie mi tylko ładne miasto (najlepiej Vice City!), przyjemną jazdę samochodem, kilka stacji radiowych, wciągającą historię, koniecznie checkpointy w trakcie misji i niekoniecznie duży świat gry (bo nie mam ochoty rozbijać się po pustkowiach). Do tego worek easter eggów, dialogi, które będziemy cytować przez lata, ekscytujące wymiany ognia, trochę nawiązań do klasyków kina akcji, szczyptę wulgaryzmów i dawkę komedii, a poczuję się szczęśliwy. Naprawdę tyle mi wystarczy. Nie potrzebuję sosu tysiąca planet, odpoczywania przy ognisku, zbierania patyków i skór z bobra czy reszty popularnych składników. Nie mam nic przeciwko temu, by wypuszczać grę partiami i co jakiś czas serwować nam kolejne obszary wypchane misjami fabularnymi. A jeśli dostaniemy całość już na starcie, to też w porządku. Choć ja lubię być karmiony małą łyżeczką. A dla kolegi, co lubi GTA Online? To obojętnie. Przy okazji: zagrałbym w jakieś nowe Grand Theft Auto, ale takie z klasycznym widokiem „z góry”. Może być „indyk” w podobnym klimacie. Pora chyba też odświeżyć Payback z GBA i Amigi. Świetna była to produkcja.

UV: Nie mam zbyt dużych oczekiwań względem tej gry, bo w moim prywatnym rankingu Grand Theft Auto ustępuje Red Deadowi i szczerze wolałbym, żeby Rockstar zrobił kolejny western. Dla mnie to ogólnie sytuacja dość komfortowa, ponieważ nie będę podchodził do „szóstki” z pozycji kolan. Niemniej cieszę się, że jeśli już musi to być GTA, to takie powracające do Vice City, bo właśnie tę odsłonę lubię najbardziej.

Czego się spodziewam? Dalszego podnoszenia poprzeczki w temacie „realizm”, z czego Rockstar zresztą słynie. Tony drobnych detali, na których 95% graczy nie zwróci uwagi, a które będą odkrywane długi czas po premierze, jak to miało miejsce w przypadku „piątki” i drugiego RDR-a. Czego chciałbym? Przede wszystkim poważniejszej fabuły, czegoś bliższego GTA IV niż GTA V. Życzyłbym sobie też, choć jest to oczywiście nierealne, żeby ta gra została wydana dzień po zapowiadanym na grudzień zwiastunie. Bo tak szykuje nam się rok, półtora z nawałnicą gównonewsów produkowanych na bazie plotek bez żadnego pokrycia, byle tylko podpiąć się pod frazę. Marzę więc o szybkiej akcji: maksymalnie kilku miesiącach kampanii marketingowej i produkcie gotowym do odpalenia. Zaoszczędzi mi to przede wszystkim nerwów. 

Red Dead Redemption 2
Red Dead Redemption 2

Paweł Kicman: Jakie będzie, a jakie chciałbym, żeby było…? Jak bardzo życzyłbym sobie, żeby te pytania się pokrywały! Niestety mój wrodzony pesymizm każe mi oczekiwać raczej próby skopiowania poprzedniej części niż nowej jakości i świeżych pomysłów. Z zasady nie ma nic złego w stawianiu na sprawdzone rozwiązania i w tym, aby seria ewoluowała. Boję się jednak, że z tego względu rewolucja przyjdzie nie w formule czy treści, ale w tym, jak gra będzie sprzedawana i czym zostanie opakowana. Mikrotransakcje? Tony DLC? Inwazyjny tryb online? No jak, że Rockstar tego by nie zrobił? Cóż, jeszcze parę lat temu mówiliśmy tak o Blizzardzie.

Jestem natomiast niemal przekonany, że nowe Grand Theft Auto nie będzie próbowało przeskoczyć niemożliwe wysoko zawieszonej przez Red Dead Redemption 2 poprzeczki. Więc zamiast iść w stronę realizmu i erpegowości, nowa gra Rockstara pozostanie na torach radosnej rozpierduchy, przaśnej gangsterki i filmowej akcji. I bardzo dobrze, bo tam jej miejsce.

b-side: Jestem pewnie wyjątkiem, bo nigdy przesadnie nie wciągnęło mnie żadne GTA w trójwymiarze. Poza San Andreas, w którym spędziłem kupę czasu (a i tak go nie skończyłem), resztę co najwyżej „nadgryzłem”. W „piątce” chyba najbardziej wkurzyło mnie to, że na zwiastunie pokazano piękny, żyjący świat, a w grze go po prostu nie widziałem. Dlatego chciałbym zobaczyć w GTA VI miasto, które pochłonie mnie jak Night City z Cyberpunka 2077, oraz plenery i erpegowo-simowe możliwości, jakie dawało Red Dead Redemption 2. A czy mapa będzie mniejsza, czy większa, czy wrócimy do Vice City, czy San Andreas, czy pofruniemy w nowe rejony, to już dla mnie bez znaczenia.

Aha – kwestia bohaterów. Podkreślmy, że jest to wielki, ale to wielki wstyd, iż w żadnym GTA w 3D nie było kobiety jako jednej z wiodących grywalnych postaci. To, że przyjdzie nam teraz kierować babką, wydaje się oczywiste, a nie zdziwiłbym się, gdybyśmy dostali i dwie protagonistki.

Night City w Cyberpunku 2077
Night City w Cyberpunku 2077

Cascad: GTA VI to gra, do której podchodzę z radosnym brakiem oczekiwań – będę chłonął, cokolwiek Rockstar przygotuje, bo ufam, że zadba o tyle detali i taką jakość, iż znów ustawi branżę na kilka lat do przodu. Z rzeczy bardziej przyziemnych spodziewam się, że dostaniemy więcej niż jednego bohatera i że będziemy sterować przynajmniej jedną kobietą. Co do epoki, zakładam, że nie cofniemy się do lat 90. czy 80. (albo i dalej), ponieważ to, jakie możliwości daje implementacja w grach smartfona, jest zbyt ciekawe, by się ich pozbyć przez realia historyczne. Nie wydaje mi się także, aby akcja „szóstki” działa się w innym kraju niż USA, bo pewna samowolka i łatwy dostęp do broni zbyt dobrze pasują do stylu rozgrywki, w jaki idzie GTA.

Z otwartymi ramionami przywitam rozbudowane ścieżki poboczne, pozwalające na to, by misje wyskoczyły ze schematu „jedź, strzelaj, uciekaj” – szczególnie miłą niespodzianką okazałoby się rozwinięcie systemu walki na gołe pięści. Bo to, że każdy konflikt kończy się strzelaniną z 25 trupami i przemalowywaniem auta, aby policja o nas zapomniała, było do tej pory bardzo growe i bardzo fajne, ale czas zrobić krok do przodu. O, czyli wiem, czego chcę: by w GTA VI moment sięgania po broń palną miał swoją wagę i znaczenie.

Łukasz Morawski: Moje oczekiwania z pewnością nijak się mają do tego, co ostatecznie zaoferuje Grand Theft Auto VI. W Rockstarze pracują zdolni ludzie z drygiem do wielowątkowych, emocjonujących historii, dlatego liczę na to, aby w kolejnej części został położony jeszcze większy nacisk na fabułę. Gdybyśmy dostali taką Yakuzę, tylko że z większym budżetem, to czułbym się przeszczęśliwy. Chciałbym, by nowe GTA było w stanie wywołać we mnie większe emocje, może nawet wzruszenie, tak jak zrobiły to obie części Red Dead Redemption. Studio Ryu Ga Gotoku wielokrotnie udowodniło, że bez problemu można połączyć dramatyzm oraz poważne wątki ze slapstickowością i humorem. W końcu GTA nie może być do końca nadęte, bo straciłoby swój charakter. Niech jednak „szóstka” nie okaże się pastiszem i jedną wielką zgrywą bądź kąśliwym komentarzem do współczesnego świata. To już mieliśmy, a nie potrzebuję powtórki z rozrywki. A co z otwartym światem? Hmm, niech sobie będzie, to akurat nie ma dla mnie większego znaczenia.

Yakuza: Like a Dragon
Yakuza: Like a Dragon

Cursian: Rozważanie tego, jak będzie wyglądało nowe GTA, nie ma obecnie większego sensu, bo na dobrą sprawę potwierdzono tylko jego istnienie, na wszelkie konkrety trzeba zaś jeszcze cierpliwie czekać. Zamiast wróżyć z fusów, skupię się więc na tym, jaką grę chciałbym otrzymać. Kampania powinna wreszcie zdecydować się, czy wzorem Vice City woli być radośnie porąbana, czy też ponura i „realistyczna” niczym „czwórka”. GTA V stało w tej kwestii w rozkroku, nie wiedząc do końca, czego chce od życia: głupawe sprzeczki Trevora i ekipy przeplatano z bardziej dramatycznymi scenami, by po chwili znów nurzać się w oparach absurdu, wysyłając Michaela do pseudopsychiatry lub każąc mu użerać się z lokalnym odpowiednikiem scjentologów. Z rozkoszą dorwałbym się do części skupionej na gangach motocyklowych, bo DLC do „czwórki” utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam słabość do takich klimatów.

Czy wierzę w ten scenariusz? Za cholerę. Zakładam kontynuację dziwacznego trendu z „piątki”, a do tego jeszcze mocniejszy nacisk na tryb sieciowy. Nie wykluczam też, że multi w większym stopniu wpłynie na tryb dla jednego gracza, bo przecież trzeba jakoś samotników wyciągnąć z ich bezpiecznego kącika i zmusić do wydawania forsy w GTA Online. Stękam, ale i tak pewnie kiedyś zagram. Na pececie, czyli – jak znam życie – ze dwa lata po premierze konsolowej. Lecę zaznaczyć sobie 2028 w kalendarzu. Poszukam też jakiegoś handlarza organami, bo coś mi mówi, że cena „szóstki” pobije wszelkie rekordy.

Michael, Franklin i Trevor z GTA V
Michael, Franklin i Trevor z GTA V

Otton: Szczerze? Najbardziej chciałbym, żeby było to klasyczne GTA z długą kampanią, zdatne również dla samotników. Po sukcesie modułu sieciowego do „piątki” to już wcale nie takie pewne. Nie pogardziłbym jednym bohaterem, bo choć Franklin i Michael zrobili na mnie dobre wrażenie (kiepsko wymyślonego Trevora nie liczę), to jednak skakanie po misjach i wątkach trochę męczyło. Ucieszyłby mnie też powrót do klimatów Wschodniego Wybrzeża – tęskno mi najbardziej do czasów Vice City. Swoją drogą, jak te lata szybko lecą… ledwo człowiek konsolę kupował, a tu już gra Rockstara na horyzoncie…


Czytaj dalej

Redaktor
CD-Action
Wpisów1103

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze