2
około 9 godzin temuLektura na 5 minut

Kingdom Come: Deliverance 2 sprawiło, że znowu zakochałem się w grach. Takich emocji od dawna mi brakowało

Uwielbiam rozmawiać o grach. Nie o związanych z nimi kontrowersjach. W końcu znowu mam taką możliwość.

Miałem to szczęście, że wychowałem się w domu sprzyjającym grom wideo. Rodzice bezpośrednio nie interesowali się tym medium (choć czasami zdarzyło im się sięgnąć po pada), ale nigdy nie byli do niego negatywnie nastawieni. Wręcz przeciwnie, sami zabierali mnie i mojego brata do wypożyczalni kartridży na Pegasusa czy później płyt na pierwsze PlayStation. Mama i tata rozumieli, ile radości daje mi wieczorne siedzenie przed ekranem, gdy złachany wracałem do domu po całym dniu latania po dworze, dlatego pomagali mi rozwijać tę pasję, jak tylko mogli. I choć nigdy się u nas nie przelewało, to jakimś cudem zawsze zdołaliśmy uzbierać pieniądze na używaną konsolę czy Amigę 600. I jestem im za to cholernie wdzięczny, bo to na dobrą sprawę ukształtowało moje dalsze życie.


Co się stało, że się ze…?

A czemu od zawsze ciągnęło mnie do gier wideo? Ponieważ stanowiły dla mnie bezpieczną przystań. Pomagały się zrelaksować, oderwać od codziennych problemów, ale też rozwijały moją wiedzę na różne tematy (albo zachęcały do jej pozyskiwania) oraz pobudzały emocjonalnie. A emocje są ważne, czasami wręcz najważniejsze w odbiorze popkultury. Wszakże ile znamy produkcji raczej wątpliwej jakości, które tak czy siak kochamy? Wynika to tylko i wyłącznie z tego, że trafiły nas w czuły punkt. Po kontakcie z nimi coś zaskoczyło, zostaliśmy odpowiednio połechtani. Gdyby nie ogólny klimat, cudowna muzyka i parę fajnych rozwiązań gameplayowych, raczej nie polubilibyśmy się tak bardzo z Gothikiem, w istocie kwalifikującym się raczej do rangi średniaka z racji licznych problemów technicznych i ogólnej drętwoty.

I tak się żyje na tej wsi (nie)spokojnej.
I tak się żyje na tej wsi (nie)spokojnej.

Jeżeli czytacie regularnie nasz kwartalnik (a jeśli nie, to zachęcam!), jest szansa, że trafiliście na mój felieton „Tylko emocji brak…” (CD-Action 02/2024), w którym narzekałem, iż w trakcie ogrywania wielu współczesnych bezpłciowych tytułów wysokobudżetowych zupełnie nic nie czuję. Jasne, często bawię się w nich naprawdę dobrze, ale nic poza tym. Po napisach końcowych wyparowują mi z głowy i robią miejsce na kolejne produkcje do odhaczenia. A przecież wiem, że nie zawsze tak było. Nie bez powodu wspomniałem na początku o rodzicach, bo do dzisiaj pamiętam, jak lata temu spędzałem czas przy jakiejś grze, a następnie leciałem do nich, aby opowiedzieć im o tym, co właśnie przeżyłem. Niekiedy nawet siadali ze mną w pokoju, żeby zobaczyć to wszystko na własne oczy. Żeby poczuć to, co ja, i często te emocje udzielały się nam wszystkim.

W dorosłym życiu miałem tak samo z żoną, której z łamiącym głosem opowiadałem o wydarzeniach z pierwszego The Last of Us. Relacjonowałem jej swoje przygody w Red Dead Redemption 2 i omawiałem z nią odpały głównego bohatera Disco Elysium. Od dłuższego czasu jednak tego typu konwersacje były mocno wygaszone. Udzieliła mi się trudna sytuacja w branży i zamiast gadać o fabule Dragon Age’a: Straży Zasłony, skupiałem się na całym szambie, jakie wybiło już przed premierą tego tytułu. To samo ze Star Wars Outlaws czy innymi „kontrowersyjnymi” grami AAA. A udzieliło mi się to dlatego, że koniec końców rozważania o dramach związanych z tymi produkcjami były ciekawsze niż owe produkcje. Żadne z wymienionych dzieł nie dostarczyło mi pożądanych emocji. Zero.


Porozmawiajmy…

I wtedy przyszedł on, Henryk ze Skalicy, przybrany syn Marcina i… imienia matki nie pamiętam (albo nigdy nie zostało podane). Od „jedynki” odbiłem się ze względu na fatalną wersję na PlayStation 4, najeżoną bugami i borykającą się ze słabą optymalizacją. Lata minęły, aż w końcu do sprzedaży trafiła kontynuacja: większa, lepiej przemyślana, bardziej dopracowana. Taka, jaka powinna być pierwsza część. Niby jakieś dramy wybiły w ostatnim czasie (protagonista może być gejem? Może, jeśli sam tego chcesz, więc nie rozpaczaj), ale tym razem zupełnie mnie one nie obchodzą. A to dlatego, że po wskoczeniu w buty bohatera zapomniałem o bożym świecie. Znowu zanurzyłem się w cudownej przygodzie, o której chciałem rozmawiać. Znowu poczułem, że muszę opowiedzieć o wszystkim żonie oraz rodzicom, choć nie robiłem tego od lat.

W KCD2 nawet wykuwanie miecza jest ekscytujące.
W KCD2 nawet wykuwanie miecza jest ekscytujące.

Kingdom Come: Deliverance 2 wyzwoliło skryte od dawna emocje. Tym razem nie towarzyszy mi wrażenie, że po prostu gram w grę, teraz naprawdę przeżywam przygodę. Jestem jej głównym bohaterem, czuję ją całym sobą – to ona zaprząta mi myśli i nie ulatuje z głowy po wyłączeniu konsoli. Nie mówię o kwestiach technicznych (to nie recenzja), bo do tych mam sporo zastrzeżeń. Mówię o konstrukcji dzieła Warhorse Studios, o tym, jak napisano dialogi, w jaki sposób przebiega historia i na jakie sytuacje natrafiam po drodze. Tutaj nawet najmniejszy quest zostanie ze mną na długo – kiedy spotkałem w podróży szczęśliwego człowieka, który chciał się ze mną upić, bo urodziło mu się dziecko, a ostatecznie rzucił się na mnie z łapami, ponieważ nie miałem ochoty na alkohol, od razu poleciałem do żony, żeby jej o tym opowiedzieć. Pokazałem jej też, jak wygląda mechanika alchemii i jak odwzorowano domki w wioskach.

Gram dalej i wyjątkowo nie spieszy mi się z dotarciem do finału opowieści. Chcę zostać w tym świecie dłużej, chcę odkrywać jego sekrety i spotykać kolejnych enpeców, a potem dać im po mordzie lub pogadać z nimi o jakichś ważkich sprawach. Parafrazując tytuł wcześniej przytoczonego felietonu: teraz emocji mam pod dostatkiem… I wam życzę, żebyście natrafili na produkcję, która wpłynie na was w podobny sposób. Żebyście mogli porozmawiać o niej ze swoimi bliskimi. Żebyście dzielili się pozytywnymi wrażeniami i nie skupiali na negatywach. Bo to jest cholernie przyjemne uczucie!


Czytaj dalej

Redaktor
Łukasz Morawski

O grach piszę od 16. roku życia i mam zamiar kontynuować tę przygodę jak najdłużej. Jestem miłośnikiem popkultury i nie narzucam sobie żadnych barier gatunkowych – wszystkiemu trzeba dać szansę. Tylko w taki sposób można odkryć prawdziwe perełki.

Profil
Wpisów67

Obserwujących2

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze