[Mano-a-mano] Alan Wake, czyli Hut i Berlin walczą o jednego byka

[Mano-a-mano] Alan Wake, czyli Hut i Berlin walczą o jednego byka
Alan Wake dopiero kilka dni temu, w dwa lata po konsolowej premierze, trafił na PC. Niezaopatrzony w Xboksa Berlin skorzystał więc z okazji, by zapoznać się z tą produkcją i wrażenia miał diametralnie różne od Huta, który dawno temu wystawił 9/10 wersji oryginalnej. Postanowili więc zbić dwa punkty widzenia w jednym tekście.

Zaczyna: Berlin.

Jak na grę, w której główny bohater zarabia na życie kreatywnością i wyobraźnią, Alan Wake jest zaskakująco bardzo pozbawione właśnie tych dwóch cech. Pojawiając się na komputerach w dwa lata po konsolowej premierze może i wygląda ładniej, ale niestety wciąż pozostaje tą samą tandetną historyjką zamkniętą w formie “eksperymentu”, który sprzedał się średnio.

Bo – wyobraźcie sobie – Alan Wake, tytułowy bohater, jest autorem bestsellerów. To taka praca, którą zajmuje się na przykład Stephen King: on nie pisze powieści, tylko produkuje bestsellery. Problem polega na tym, że bestsellery rządzą się swoimi prawami. Dlatego też wszyscy wiemy, że kiedy ich fabuła opowiada o pisarzach, to ci właśnie pisarze mają problem, bo nie są już w stanie nic nowego stworzyć. Wszyscy wiemy, że jeżeli zajmują się horrorami to prędzej czy później siądzie im coś na psychice, . Wszyscy wiemy, że wyjadą na wakacje do jakiegoś niemal wyludnionego miasteczka i tam wydarzy się coś strasznego, co z kolei będzie doskonałym tematem na kolejną książkę. Wszyscy wiemy, że pojawią się drwale z siekierami, autostopowicz bez twarzy, gasnące nieustannie światła, labirynt z żywopłotu, opuszczony i nawiedzony dom, oraz miliard innych wyeksploatowanych już zabiegów próbujących pobudzić martwą od urodzenia opowieść.

To wszystko oczywiście pojawia się też w Alanie. I wiele innych zapożyczeń. Cytując polską klasykę i odnosząc ją do scenarzystów z Remedy: “(…) Jak Ridley Scott, który zrobił dziesiątego Robin Hooda, a tak naprawdę chciał bardzo, bardzo mieć ujęcia z najlepszych filmów jego kolegów – z Szeregowca Ryana, Bravehearta, Władcy Pierścieni… Koleś pewnie siedział na wszystkich tych filmach i wciskał palce w fotel wbijając w niego swoje szpony z zawiści, że on nie ma takich ujęć, że musi je sobie też skręcić. Patrzył na wpadające pociski w Szeregowcu Ryanie do wody i mówił ‘muszę mieć takie ujęcia, desant, barki płyną, ale nie mogę zrobić znowu filmu o wojnie, zrobię film… o Robin Hoodzie. I to będą nie pociski współczesnych karabinów tylko strzały, będą tak wpadać’, NO TO SĄ TE SAME UJĘCIA DO JASNEJ CHOLERY OSIEMNAŚCIE ZŁOTYCH. (…) Chyba że to jest takie rewolucyjne nowe hip-hopowe kino… oparte na samplingu innych filmów”.

“Twin Peaks”, “Misery”, “Sekretne okno”, “Lśnienie”, “Mroczna połowa”, “Ptaki”, “Strefa mroku”, “Koszmar minionego lata”, “Z archiwum X” – znając nawet połowę z tego, po godzinie zabawy, wszyscy gracze zauważą już, że Alan Wake fabularnie nie ma do zaoferowania absolutnie nic ciekawego. Każdy element tej gry jest kopią jakiegoś motywu z popularnej książki albo filmu. To po prostu kolaż uklejony z fragmentów cudzej twórczości, ogromne fan fiction napisane bez polotu któregokolwiek pierwowzoru. Alan Wake jest tak bardzo “ukradziony”, że nie ma w nim nawet odrobiny nowości, nawet pierwiastka własnego charakteru.

I to nawet w zasadzie całkiem dobrze, bo historią i klimatem tej gry zachwyceni będą dokładnie ci, którym nie przeszkadza stojąca na półce kolejna już książka o pisarzu-alkoholiku, który nie może pisać. Jeżeli ktoś ma ochotę przeżyć jeszcze raz to samo, co już widział w klasyce horroru, albo przeczytał u Kinga – będzie przeszczęśliwy. Bo nikogo innego nie zachwyci gra, którą podsumować można w ten sposób: Alan jest typowym celebrytą-bucem z problemami. Trafia do małego miasteczka, jego żona zostaje porwana przez “ciemność”, a reszta zabawy spływa na pozbywaniu się tej ciemności za pomocą latarki i pistoletu. Latarka sprawia, że powstające z mroku potwory można zabić, pistolet zabija. Tyle magii.

Mroczno i straszno
Alan Wake podzielono na trzy rodzaje zabawy: oglądanie przerywników filmowych, spacerowanie z NPC i bieganie lub jeżdżenie od punktu A do punktu B. Cut-scenek jest miliard i przeważnie trzymają wysoki poziom, ale recykling ich fragmentów w trakcie rzeczywistej rozgrywki trochę śmieszy i żenuje – nawet nie jestem w stanie policzyć ile razy w kilkusekundowych flashbackach widziałem scenę z postacią wciąganą na dno jeziora. Spacerowanie można znieść tylko dlatego, że dialogi są z reguły całkiem dobrze napisane, ale ich rozmieszczenie pozostawia wiele do życzenia, bo rzadko kiedy są rzeczywistym odpoczynkiem od wartkiej akcji. Najgorzej jest jednak z tym, co najważniejsze, czyli prawdziwą rozgrywką.

Każda scena, każdy akt, każda lokacja, każda sekunda tej gry opiera się przechodzeniu od źródła światła do źródła światła, albo punktu A do punktu B i powtarzaniu tych samych czynności pomiędzy checkpointami. Jest to albo strzelanie do sześciu rodzajów pojawiających się znikąd wrogów w kółko (mały wróg – trzy strzały z pistoletu, duży wróg – sześć strzałów), albo pozbywanie się śmieci z drogi za pomocą niszczącej ciemność latarki. Wszelkie urozmaicenia sprowadzają się w gruncie rzeczy do tego samego – albo mierzy się do wrogów z trochę większej latarki, albo ma pod ręką trochę więcej broni. Czasami nawet nie ma się latarki!

A wszystko to przedstawione jest jak w typowej nowoczesnej grze akcji – kamera została zawieszona gdzieś za plecami bohatera i przez całą rozgrywkę nie może się zdecydować z której strony chce się rzeczywiście trzymać. W walkach, trzeba przyznać, dodaje to trochę dynamiki i buduje przyjemny, kinowy klimat, ale w trakcie biegania tylko i wyłącznie przeszkadza – szczególnie, kiedy akurat w momencie przechodzenia przez mostek bez barierek ogląda się swojego bohatera z poziomu jego kolan.

Wspomniane jeżdżenie samochodami jest z kolei typowym przykładem niezrozumienia idei wprowadzania pojazdów do gry, w której przede wszystkim się biega. Powodem, dla którego unikam gier wyścigowych jest to, że nie lubię gier wyścigowych – jeżeli w grze akcji mam jechać czymkolwiek, to chcę jechać bezproblemowo i nie interesuje mnie ewentualny “realistyczny model jazdy”. Nie mam ochoty oglądać popisów silnika fizycznego pozwalającego na widowiskowe poślizgi, czy czekać aż mój ognisty rydwan łaskawie ruszy, kiedy zatrzymany przez jakiś absurdalny płot próbuję zmienić kierunek jazdy. Kiedy w ogóle widzę pojazdy w grze bieganej, to chcę widzieć przy okazji jasny cel ich istnienia, a Alan Wake go nie dostarcza – niemal za każdym razem jedzie się może z trzy minuty tylko po to, by wysiąść przed nieprzekraczalną przeszkodą w postaci siatki z drutu. I za siatką wejść do następnego samochodu. Fascynujące, doprawdy.

Straszno i mroczno
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Alan Wake ma potencjał – pomimo kiczowatego scenariusza potrafi sprzedać swoją historię w całkiem interesujący sposób. Pomaga w tym rozbita na serialowe epizody struktura całości, a i ogromny nacisk położony na cut-scenki na pewno wbiciu graczom fabuły do głów nie zaszkodził. Niestety ilość filmu w tej grze zbliża się do poziomu niebezpiecznego i dosyć często ciężko jest wrócić do monotonnego biegania po lesie i recyklingowanych wrogów po interesującym przerywniku. Kiedy w tej grze coś jest wyreżyserowane i po prostu leci, to sprawuje się naprawdę dobrze – kiedy przychodzi do rzeczywistej treści, czyli strzelania jak na grę akcji przystało, komentarzem może być chyba tylko: “Boże, znowu?”.

Ale przy okazji pomimo schematycznej do bólu rozgrywki Alan Wake potrafi raz na jakiś czas zaskoczyć czymś nowym i tym samym defibrylować umierającego z nudów gracza, nawet jeżeli tylko na pięć minut. Chociaż uporczywie miesza gatunki, to każdy z nich działa wystarczająco dobrze, by nie odrzucić po sekundzie. Niestety jednocześnie to po prostu gra, która jest całkowitym paradoksem: składa się z dobrze wykończonych elementów, które połączone po prostu nie chcą dobrze działać.

Spokojne truchtanie przez las i mordowanie wrogów pistoletem i latarką przypomina survival horror. Ten klimat ginie jednak natychmiast w momencie, kiedy gdzieś w okolicy znajduje się skrzynka z nieograniczonym zapasem amunicji. Alan Wake nieustannie niszczy wszystkie ewentualne momenty zaskoczenia i morduje tym samym jakikolwiek “horror”, którym mógłby być. Jest skrzynka – będzie miniboss, autobus mi spadł przed twarzą – będzie miniboss, jest światełko do odpalenia – zaatakują mnie zanim je odpalę. Przy okazji też co chwilę podrzuca amunicję,bronie i upewnia się, by zaopatrzyć gracza w odpowiednią ilość wszystkiego, co potrzebne do przetrwania kolejnego segmentu biegania od A do B. Tyle by było z “survivalu”.

Fragmenty ze skakaniem przez dziury w drewnianych podestach, przebijaniem się przez niszczony akurat most i tym podobne przypominają typową zręcznościówkę. Niestety Alan nie może wskoczyć na nic, co sięga mu powyżej kolana, wdrapywać się na cokolwiek pozwolono mu tylko w określonych miejscach, a do tego nie potrafi kucnąć żeby uchylić się przed lecącą w jego stronę beczką, czy lodówką. Sprintu starczy mu na kilka sekund, kamera nie pomaga w chodzeniu po kładkach bez balustrad i ogólnie gracji Uncharted w tym wszystkim jest niewiele. Tyle by było z…

I tak dalej, i tym podobne. Każdy fragment tej produkcji zrealizowany jest dobrze, na naprawdę przyzwoitym poziomie, który nie odrzuca, ale wrzucone do jednego gara jakimś cudem nie chcą dobrze smakować. Pojawiają się momenty, kiedy manewrując pomiędzy pięcioma wrogami i wykonując uniki na filmowych zwolnieniach można poczuć się jak bohater w blockbusterze za miliony dolarów – to wyszło świetnie, ale za siódmym razem, za jedenastym, za dwudziestym nie wywiera już żadnego wrażenia. Jest trikiem, który się nudzi – jak wszystko inne, co się w tej grze pojawia. Ubijanie wrogów reflektorem jest przyjemne przez pierwsze dwie fale, później nudzi. Strzelanie ze sceny do dziesiątek nadchodzących ze wsząd nawiedzonych jest ciekawe przez chwilę, ale błyskawicznie staje się paskudnie monotonne. Alan Wake ma za mało asów w rękawie, żeby rzeczywiście zbudować fascynującą, emocjonującą rozgrywkę, a rozleniwiające przetykanie jej filmami i spacerami w tym niestety nie pomaga.

Ani mroczno, ani straszno
Zaskakujące jest to, że Alan Wake naprawdę ma dobre momenty i z tych dziesięciu godzin, które zajmuje przejście głównego wątku ze dwie interesujące można by wyłuskać. To właśnie one ratują tę grę, ale zestawione razem nie wystarczyłyby, żeby oderwać mnie od układania zapałek pomiędzy powiekami – są tylko wariacjami na temat wykorzystanych już patentów i maglowaniem w kółko tego samego. Może też właśnie dlatego rozbicie ich na schemat cutscenka-akcja-spacer-cutscenka było konieczne… A może i nie było, a ta gra cierpi na gatunkową schizofrenię zamkniętą w kiczowatym scenariuszu.

A mogło być tak pięknie, przecież. Główny bohater jest pisarzem, człowiekiem który wymyśla światy i postacie – dlaczego w takim razie nie mogę mieć wpływu na cokolwiek, co się w tej grze dzieje? Dlaczego za każdym razem, kiedy Alan podejmuje jakąś decyzję mam ochotę rozbić mu klawiaturę na głowie i krzyknąć OGARNIJ SIĘ, CZŁOWIEKU. Liniowość totalna ciągnie tę produkcję w dół i zabija pomysł, który mógł okazać się czymś naprawdę interesującym i fascynującym. Wystarczyło oddać historię w ręce gracza, pozwolić na kształtowanie świata i fabuły… może dzięki temu Remedy dałoby radę napisać jakieś konkretne, przekonujące zakończenie? Może wtedy udałoby się poprowadzić tę grę od punktu A do punktu B zamiast improwizować, bo zapomniało się literek?

###

Na następnej stronie przeczytacie z kolei trochę o tym, jak Hut odebrał Alana Wake dwa lata temu i jak podoba mu się teraz.

Odbija: Hut

W recenzjach gier nie lubię jednej rzeczy – oceniania nie tego, jaka gra jest, a tego, jaka nie jest. Alan Wake ma to nieszczęście, że powstawał za długo, w trakcie tego okresu kilka razy się zmieniał, a poza tym ma konwencję na tyle nietypową, że wiele jego recenzji było właśnie recenzjami tego, czym nie był – a nie był, czy raczej nie jest: sandboksem; psychologicznym dreszczowcem; przerażająco, strasznym horrorem (zresztą umówmy się – przerażająco strasznej gry nie ma i nie będzie, to medium po prostu tak nie działa).

Czym Alan Wake jest? Grą akcji, której twórcy w zabawny, błyskotliwy sposób oddają hołd gatunkowi, który najwyraźniej mocno sobie ulubili – hollywoodzkim horrorom, wysokonakładowym straszakom Kinga i szeroko pojętej grozie w wydaniu popkulturowym. Oczywiście można być obrażonym – jak Berlin – na to, że Wake nie odkrywa w tej grozie niczego nowego, ale trzeba przyznać, że ten gatunek „bestsellerowego horroru” przenosi do medium gier jak żadna inna produkcja. A nawet zachwycić się tym, jak totalnie to robi. Pisałem o tym zresztą w recenzji wersji X360 przed dwoma laty: „To, co w scenariuszu spodobało mi się najbardziej, to jego błyskotliwość. Dawno już nie grałem w produkcję, która toczyłaby ze mną dialog na tak wysokim poziomie. Fabuła prowadzona jest z zaskakującą lekkością, z doskonałym wyczuciem momentów, w których trzeba gracza postraszyć, i tych, w których należy mu się trochę humoru dla rozładowania napięcia. Dialogi często „puszczają oko” do gracza – np. wtedy, gdy Alan trafia do sanatorium dla emocjonalnie niestabilnych artystów, gdzie nieudolnie straszy go jeden z pacjentów, co oprowadzający bohatera lekarz komentuje: – To twórca gier, żaden tam z niego artysta. Próbuje być straszny, ale kto by się tam go bał”.

Te zapożyczenia są w grze świadome w 100%, o czym świadczy choćby to, że scenarzysta Alana Wake’a pojawia się w pewnym momencie na ekranie i prowadzi z bohaterem dialog – a wszystko sprzedane jest w sposób, który pozwala to kupić i w to uwierzyć. Dodatkowo to zapożyczenia wykonane z miłości do materiału źródłowego. Gdyby było inaczej, po co ekipa Remedy traciłaby czas i pieniądze na dorabianie do gry pobocznych narracji – serialu wzorowanego na „Twilight Zone”, w którym każdy odcinek opowiada inną, niegłupią historyjkę z puentą? Przecież połowa graczy nawet tego nie dostrzeże? Po co traciliby czas na nagrywanie kolejnych smaczków – jak np. opowieści radiowego DJ-a? A gdyby rzeczywiście chcieli tylko „zerżnąć”, czy zachodziliby w głowę, jak połączyć w sensowną całość tak wiele różnych odniesień? O tym też pisałem w recenzji: „Najwięcej frajdy Alan Wake sprawi miłośnikom filmowych i książkowych horrorów. Gra rozpoczyna się cytatem ze Stephena Kinga, a potem – już do samego końca – nafaszerowana jest nawiązaniami do najróżniejszych „strachów” wymyślonych przez najwybitniejszych twórców gatunku. Najwięcej jest rzeczywiście Kinga: jest postać autora, kreatora światów (jak w „Mrocznej połowie”), jest wątek źródeł zewnętrznych wpływających na to, co pisarz tworzy (jak w „Misery”), są wreszcie „ożywione” pojazdy zmotoryzowane (jak w „Christine” czy opowiadaniu „Ciężarówki”). […] Alan Wake to jednak hołd złożony nie tylko Stephenowi Kingowi. Finowie ze studia Remedy równie nisko kłaniają się Hitchcockowi, przytaczają sceny z filmu „Lśnienie” (opartego na książce Kinga, ale to Stanley Kubrick sprawił, że do dziś pamiętamy siekierę przebijającą drzwi), a już w samouczku przypominają „Koszmar minionego lata” (i każdy inny film grozy rozpoczynający się przejechaniem nieznajomego). Doszukać się tu można nawiązań do grozy à la Lovecraft, mrocznej mitologii okładek płyt zespołów metalowych, tajemniczego klimatu serii typu „Strefa Mroku”. Część przeciwników to obiekty żywcem wyjęte z „Ducha”, a twórcy śmiało korzystają z innych „symboli” gatunku, jak latarnia morska czy starsza pani ubrana na czarno z twarzą skrytą za woalem. Jeśli jakiegoś rodzaju horroru brakuje w Alan Wake’u, to tylko krwiożerczych piranii i wampirów. Nawet ci twórcy grozy, których dzieła nie zostały wprost „przerobione” przez ekipę Remedy, pojawiają się w grze – wszystko załatwia pewien agent FBI, który hurtowo składa im wyrazy szacunku (jak? nie powiem…). Mistrzostwo!”.

Trudno też nie dostrzec, że o ile w kwestii motywów, Alan Wake rzeczywiście nie wnosi niczego do gatunku grozy (może poza „Dobrze oświetlonym pokojem”, jednej z bardziej zapadających w pamięć lokacji, jakie widziałem kiedykolwiek w grach), to próbuje zabawić się sposobem narracji – czemu służą odnajdywane przez Alana notatki Alana, które być może zapowiadają, a być może wcale nie, to co wydarzy się za najbliższym rogiem. To detal, który jednak w wielu recenzjach został pominięty: ten pomysł sprawia, że nigdy nie wiadomo, czym gra za chwilę zaskoczy – to też rozwiązanie, którego próżno szukać w jakiejkolwiek innej grze. Oczywiście, nieliniowości szkoda. Ale jeśli zespół Remedy wymyślił sobie, że zrobi grę wyreżyserowaną od A do Z, to taką ją sobie wymyślił – i nie zamierzam nad tym biadolić.

A sama akcja? Wake zaskakuje tym, że na niej jest skoncentrowany. I znów – można o niej pisać tak, jak Berlin. Ale można tak, jak ja w swojej recenzji: „Mimo więc że arsenał jest stosunkowo niewielki, a wrogowie właściwie do siebie podobni, gra co chwilę zaskakuje czymś nowym. W jednej sekwencji umieszcza Alana w ciemnym lesie bez latarki; w innej daje mu latarkę, ale odbiera broń, musi więc wskazywać cele postaci sterowanej przez konsolę; w kolejnej dodaje Wake’owi dwójkę partnerów i każe przebić się przez całkiem pokaźną gromadę Opętańców; a potem wysyła kompanów Alana do śmigłowca ratowniczego, by z nieba osłaniali jego dalszą drogę, świecąc reflektorem”. To – generalnie rzecz biorąc – shooter. W shooterze się chodzi i strzela. Nie wiem, czego Berlinowi zabrakło w tym chodzeniu i strzelaniu, bo moim zdaniem elementy te w Alanie Wake’u zrealizowane są albo dobrze, albo bardzo dobrze, albo nawet doskonale (np. płynność przejść między sekwencjami ze spowolnionym czasem i tymi, w których pędzi on normalnie). Myślę, że jutrzejsza premiera Alan Wake’s American Nightmare – gry, w której ma być już tylko ta akcja – to udowodni.

Czasy mamy takie, że nic nowego już nie zostanie wymyślone. Wszystko jest remiksem starych motywów, wcześniejszych rozwiązań, pomysłów minionych pokoleń. Z drugiej strony mamy też takie, w których każdy jest nadawcą i każdy może publicznie powiedzieć, co myśli na taki, czy inny temat. Jeśli przy tym nieźle posługuje się językiem – a nie przez przypadek Berlinowi coraz bliżej do stałej, wewnątrzredakcyjnej ekipy CD-Action – dowolną opinię może przedstawić tak, że wydaje się tą właściwą. Nie dam jednak jechać po Alanie Wake’u jak po Kingowskiej „Bezsenności”. Ja akurat byłem zachwycony.

88 odpowiedzi do “[Mano-a-mano] Alan Wake, czyli Hut i Berlin walczą o jednego byka”

  1. Jak na grę, w której główny bohater zarabia na życie kreatywnością i wyobraźnią, Alan Wake jest zaskakująco bardzo pozbawione właśnie tych dwóch cech. Pojawiając się na komputerach w dwa lata po konsolowej premierze może i wygląda ładniej, ale niestety wciąż pozostaje tą samą tandetną historyjką zamkniętą w formie “eksperymentu”, który sprzedał sie średnio.

  2. Artykuł świetny, gratuluję… mimo wszystko i tak Alana uważam za udany zakup. 😉

  3. ” dlaczego w takim razie nie mogę mieć wpływu na cokolwiek, co się w tej grze dzieje? ” Przeszedłeś grę? Przecież to jest wyjaśnione fabularnie…

  4. Ha. Jakiś czas temu kupiłem AW na X-a, przeszedłem tak na oko 60% i mi się znudził, od kilku miesięcy leży i się kurzy. Nie wiedziałem czemu, teraz widzę.

  5. Niestety, ale z Berlinem nie zgadzam się zupełnie. Dawno nic mnie tak nie zachwyciło jak Alan Wake. Każdy element uważam za doskonały na czele z rewelacyjną fabułą.

  6. @Vysogota Dokładnie, niemal przez cały czas gry jest tłumaczone dlaczego historia toczy się tak, a nie inaczej. 🙂

  7. Hut to fanboj xboxa i gra musi być fajna. Natomiast Berlin piszę prawdę gra jest nudna i wkurzająca tymi walkami. Nudy smęty tam są, a te łażenie z punktu a do b może zanudzić. Sterowanie ssie nie można chodzić prosto tylko cały czas mi skręcał typek w lewo. lol

  8. Hut napisał: „zresztą umówmy się – przerażająco strasznej gry nie ma i nie będzie, to medium po prostu tak nie działa”. Nie zgadzam się to chyba najbardziej subiektywna rzecz czy gra się komuś podoba czy nie, czy ktoś uważa grę za przerażająco-straszną czy też nie. Dla mnie taką grą jest „Amnesia: The Dark Descent”. A kiedyś dawno temu najbardziej przerażająco straszny level wśród gier miał „Thief: The Dark Project”. Mowa tu o słynnej misji „Return to the Cathedral”, która nic się nie zestarzała.

  9. Rany Berlin, każdy kolejny taki tekst tylko utwierdza mnie w przekonaniu że naprawde kierujesz sie jakimiś wartościami odnośnie tego jak gra jest odbierana przez media i ogół ludzi. Ganisz wszelaki większe hity AAA, wychwalane gry indie, ale gry o których nikt nie słyszał, w szczególności te specyficzne i artystyczne wynosisz pod niebiosa, ewentualnie AAA które nie zyskały dużej popularności Glupi hejting ? Może i, ale jak narazie sprawdził się w 90% recenzjonowanych przez ciebie grach

  10. Przecież AW jest pokazany w formie serialu, więc wielu zarzutów w ogóle nie rozumiem. Liniowy jest ale to też ma swoje wyjaśnienie. Ta gra to hołd dla Kinga i wielu horrorów. Alan Wake jest specyficzny ale część zarzutów wynika po prostu z konwencji tego tytułu, więc nie zrozumiem jak można się oburzać na pewne rzeczy.

  11. Nie zgadzam się z Berlinem. Ta gra jest hołdem dla twórczości Kinga, Miasteczka Twin Peaks itd. Klimat aż wylewa się z monitora, fabuła jest ciekawa i trzyma w napięciu (tak wiem że jest złożona ze schematów i wie to nawet główny bohater – patrz jego odzywka kiedy wróg „przebija się przez drzwi jak Jack Nickholson w „Lśnieniu”), kamera nie przeszkadzała mi wcale, a ilość cut-scenek również nie wybijała z rytmu gry. Jedyne co mi się nie podobało tak jak Berlinowi to jazda samochodami…CDN

  12. CD schematyczność walk (zawsze tak samo najpierw oświetl wroga latarką a potem ładuj ile wlezie w obojętnie jaką część ciała i tak padnie albo po 3 albo po 6 strzałach) no i to że ta gra… w cale nie jest horrorem! OK jest klimacik ale nic w tej grze mnie nie przeraziło (a dla przykładu w takiej Penumbrze bałem się prawie cały czas). Chociaż i to można usprawiedliwić bo np. książki Kinga też straszne nie są a uważa się je za klasykę horroru.

  13. Nie dam jechać po Alanie Wake’u i od siebie dodam iż gra nadrabia wszystkie niedociągnięcia doskonałą fabułą, ciekawym pomysłem na rozgrywkę, grafiką i oczywiście kingowskim klimatem. Jeden z najlepszych tytułów na wyłączność (do teraz) w jaki grałem.

  14. Dla mnie AW jest jedną z lepszych gier ostatnich lat. ;]

  15. Jezu ale pan Berlin zaszalał. Szczególnie śmieszy mnie ten momęt ”ale recykling ich fragmentów w trakcie rzeczywistej rozgrywki trochę śmieszy i żenuje – nawet nie jestem w stanie policzyć ile razy w kilkusekundowych flashbackach widziałem scenę z postacią wciąganą na dno jeziora.” Przecierz to jest oparte na na pomyśle serialu więc robi się powtórki. A pozatym było to wydarzenie wstrzasajace dla alana a takie pamięta sie długo dlatego „atokowały” go w różnych momętach! A czy pan berlin zwrócił uwage…

  16. jak podatna na interpretacje jest fabułą Aw? Czy wie co naprwde znaczy końcowy cytat „to nie jezioro to ocean”? Gdy gra staniej ja ją kupie na pewno. grałem już na xboksie ale bez dodtków.

  17. Jak dla mnie jedna z najlepszych gier tej generacji A opinie pierwszego pana redaktorażenująca

  18. @berlin czasami masz takie huśtawki w swoich artykułach że już sam nie wiem co sądzić. Żadasz by AW był rpgiem nieliniowym( co mogło by zniszczyć klimat), a zaraz jeszcze zarzucasz że ma nadmiar akcji i nie daje wytchnąć – czyżby bulletstorm był tylko dla ciebie przechadzką w parku??Czyżby AW był tak męczącą fizycznie grą??

  19. Dla mnie 9+. Zaznaczam jednak, że jestem ogromnym fanem Kinga. 😀

  20. Wszyscy marudzą a to naprawdę świetna gra 😀

  21. Ludzie, już od kilku miesięcy się winniście przyzwyczaić, że Berlin tam w CDA jest od narzekania na wszystko co się rusza(bo tak jest cool).

  22. Częściej takie zetknięcie recenzentów proszę. 🙂 |A Berlin b. dobrze pisze recenzje i zgodzę się, że jest b. blisko dołączenia do ekipy tworzącej pismo. Chętnie poczytam więcej felietonów i recenzji, nawet w samym piśmie. 🙂

  23. Po wstępie odechciało mi się czytać tych bzdur. Jest tak jak przewidziałem kilka miesięcy temu, grając na x360 AW był niesamowitym przeżyciem. Teraz rzucili tą grę w PC-towy motłoch i „hardkorofcy” z gimnazjum będą narzekać.

  24. kaczmwoj1994 20 lutego 2012 o 19:05

    Z Berlinem zgadzam się tylko w jednej kwestii: model jazdy ssie. Reszta jest dla mnie totalnie pokręcona.|I przede wszystkim: po co tak rozkładać grę na czynniki pierwsze (bieg – potyczka – cut – scenka – bieg itp.)?|Bo tak chwalony przez Berlina Bulletstorm miał jeszcze prostsze elementy (potyczka – cut – scenka – potyczka, ewentualnie mierny dialog, próbujący udawać głębie fabularną bohatera, w międzyczasie…). Ogólnie i krótko, nie zgadzam się z Berlinem.

  25. kaczmwoj1994 20 lutego 2012 o 19:08

    No i scenariusz na pewno nie jest dla mnie kiczowaty. To jedna z najlepszych historii w grach ostatnich lat. |Kiczem to jest wypełniony scenariusz chociażby Bulletstorma właśnie (lub Mass Effect, ale w tych produkcja trudno, żeby się bez tego obejść).

  26. @Dives|Nikt nie robi Xpudłu takiej antyreklamy jak podobni tobie fanboje.

  27. @kaczmwoj1994 – Bulletstorma promowano jako sytego fpsa – ktoś lubi syte fpsy to kupi. Alana Wake był zapowiadany jako gra akcji. Ja kupiłem i strasznie monotonna mi się wydała.|Tylko ładna grafika, wciągające przerywniki i bardzo fajny klimat sprawiły, że nie żałuję kasy.

  28. Mam wrażenie, że na trailerze z 2005 klimat był jakiś mroczniejszy.|http:www.youtube.com/watch?v=SE1ITZA9Odg

  29. Jak zwykle anty Berlin, nie muszę czytać żeby wiedzieć co jest wyżej napisane ale i tak to zrobię 🙂 i się nie zgodzę, al to jest w nas piękne, że się różnimy 🙂

  30. 4 akapit 1 linijka tekstu HUT’a nie pogrubiliście ALANA

  31. przeczytałem, Berlin ogarnij się gdy się wpisuje w stopce gatunek:FPS, nie ocenia się gry jako samochodówki i nie wpisuje się w minusach małego wyboru wozów. Chyba wiesz o co kaman. Wracam na forum Remedy zachęcać do wydania AW:AN na PC, bo dzięki temu mamy jedynkę na PC (choć w tym wypadku Remedy nękałem mejlami 🙂

  32. BERLIN :|owacja na stojąco.

  33. Niestety w tej populacji mamy tylko dwie próby, a co na to inni redaktorzy CDA?? Z dwiema próbami to g… za przeproszeniem da się zrobić. A poza tym inna sprawa jest taka że jak dla mnie to „recka” berlina pachnie tak na 7/10 tylko ten cały styl obniża do 5/10 co już może mocno dziwić. Cóż w statystyce wyniki mocno odstające po prostu się nie uwzględnia.

  34. Jako ktos, kto przeczytal ksiazke Kinga (obecnie tylko jedna) i zobaczyl kilka filmow podciaganych pod gatunek horrorow, moge smialo powiedziec, ze AW niczym mnie nie zaskoczylo. mam wrecz uczucia bardzo podobne do Berlina. Z tego powodu tez nie kupilem gry na x’a, kiedy sie ukazala. Natomiast kiczowa (kijowa?) fabula (cos, czego w grach nienawidze, tak pije do ME i CoD…) skutecznie zniechca mnie do kupna gry nawet, kiedy bedzie w bardzo atrakcyjnej cenie.

  35. Berlin bez urazy ale czasem gdy czytam twoje teksty…mam wrażenie jesteś wiecznie nie zadowolonym PANICZEM…Mi Alan na PC się podoba i basta:)

  36. Chciałem przeczytać ale zobaczyłem te obrazki i zrezygnowałem, dziękuję.

  37. @kamil999666: czytałeś linka, który umieściłem w newsie o świetnej sprzedaży? Jak nie to przeczytaj – wyraźnie jest tam nakreślona obecna sytuacja AN na PC

  38. Kompletnie nie rozumiem Cię Berlin. Jak można narzekać na to, że twórcy zebrali do kupy wszystkie wybitne dzieła Kinga i nie tylko wymieszali to z serialem Twin Peaks i jeszcze innymi filmami/serialami w podobnych klimatach i stworzyli coś co zawsze chciało się zobaczyć/przeczytać czy zagrać ;] Zawsze marzyłem o czymś takim ale zawsze dostawałem wybrakowany produkt a Remedy spełniło to marzenie. Gra po prostu epicka kto lubi Kinga odnajdzie się tu bez problemu ;] Plecam.

  39. MAM POMYŚŁ NA URODZINOWY NUMER, SŁUCHAJCIE WSZYSCY I CDA. MEGA RECENZJA MASS EFECTA 3, napiszcie o SYNDICATE, SSX, ALAN WAKE’S AMERICAN NIGHTMARE, I’AM ALIVE, FIFA STREET I JESZCZE LEPSZYCH TYTUŁACH. DAJCIE KALENDARZ. NA PEŁNIAKI : THE ELDER SCROLLS 4 OBLIVION,FAR CRY I BURNOUT PARADISE. O TO PLIS CDA!. A WY LUDZIE MÓWCIE CO O TYM MYŚLICIE. POZDRO!

  40. @Professor – kijowa fabuła ale nie grałeś? Taaaa, to jest podejście do tematu…|Nie mam pojęcia co ludzie mają do fabuły AW. W większości gier cRPG i FPS-ów powiedziano już chyba wszystko a ludzie często je chwalą, a jak pojawia się coś 'innego’ niż pozostałe tytuły to się czepiają do fabuły.

  41. A mi się fajnie gra, jeden z lepszych gier jakie ostatnio nabyłem.

  42. @GRUBYX po pierwsze nie krzycz,po drugie nie tutaj ten temat, po trzecie odejdz od komputera,zrób sobie herbatę i poczytaj jakąś mądrą książkę.Po czwatre może ktoss inny ci wytłumaczy dlaczego twój komentarz jest zły, a poza tym nie masz jutro jakiegoś sprawdzianu?

  43. Czytałem wieki temu, co nie znaczy że sprzedaż AW1 miała być dla nich pewnym wyznacznikiem rynku. To się chyba samo rozumie. Wypowiedź zwyczajna marketingowa, mająca na celu nakręcić sprzedaż, typu „kupcie AW to zobaczmy, nie mówimy nie..,” 🙂 A czego się spodziewałeś w wywiadzie w dzień premiery 🙂

  44. Co jak co, ale Alan jest jednym wielkim nawiązaniem i hołdem do klasyki horrorów i thrillerów. W POZYTYWNYM tego słowa znaczeniu. Grę przechodziłem dwa razy, za każdym razem bawiąc się świetnie siedząc po uszy zatopiony w gęstym klimacie.

  45. Aż musiałem założyć konto bo nie mogłem tego nie skomentować. Ok każdy ma prawo do własnego zdania ale serio odnoszę wrażenie (jak widać nie tylko ja) że imć Berlin jakby na siłę szuka coraz to nowych pretekstów do których można się przyczepić. Tylko po co? Jak czegoś nie trawię to tego unikam a nie wylewam swoje żale i frustracje. Ok dzieckiem już nie jestem i nie idealizuję na siłę, potrafię dostrzec wady. Ale jeśli już w coś gram to chcę i staram się czerpać z tego maximum przyjemności.

  46. A od takiej postawy jaką prezentuje Berlin łatwo nabawić się np wrzodów. Jego prawo. Ale wg mnie traktuje Alana cholernie niesprawiedliwie bo to naprawdę kawał dobrej opowieści, dawno już żadna gra nie dostarczyła mi tyle frajdy i wiem że na pewno nieraz do niej wrócę. Widać że autorzy włożyli w nią masę pracy i serca – te wszystkie smaczki, dialogi itp po prostu mistrzostwo. Tylko dla Alana rozważałem zakup x360, teraz wybór jest oczywisty (ps3 i GoW, LBP, Uncharted itp).

  47. Berlin tak ma trzeba się przyzwyczaić, co nie zmienia faktu że cel osiągnął: KONTROWERSJA, DYSKUSJA i ten cho***ne memy, jakby ich w necie było mało jeszcze Berlin musi przypominać że też ma przeglądarkę i dwie ręce 🙂

  48. Ps: Czy wam też telewizyjne wstawki z Alanem w roli głównej kojarzą się z inną grą Remedy? O niejakim Maksie P. 😀

  49. Poczekam na lektora aby nie przeoczyć czegoś na ekranie.

  50. Kojarzą, ale to oczywista oczywistość, szkoda wspominać…

Dodaj komentarz