Blizzard mógłby się od nich uczyć. Dzięki temu studiu wsiąknąłem w PoE i kupię Path of Exile 2
Path of Exile zdobywa serca graczy hack’n’slash nie tylko jakością, ale też tym, jak twórcy się zachowują. A trzeba przyznać, że Grinding Gear Games to pod tym względem wzór do naśladowania.
Kiedy robisz grę free-to-play, łatwo wpaść w ekonomiczną pułapkę albo w ogóle nie przejmować się reputacją. Stworzysz uzależniającą pętlę rozgrywki, więc odbiorcy i tak przyjdą i się wciągną. I będą płacić, by nadgonić zaległości w zasobach in-game’owych (tak pożegnałem kilka stówek przekazanych wiele lat temu na Hearthstone’a).
Tymczasem Grinding Gear Games graczy nie doi. Od lat rozwija potężny produkt, którego samouczek, przepraszam, kampanię można ogrywać za darmo – tak jak endgame – i jakoś sobie radzić bez dodatkowych zakupów. Ale to początek zalet studia. Zalet przyciągających graczy. Zalet mogących stanowić przykład dla reszty branży.
Gracz z przypadku
Wiecie, nie planowałem wsiąknąć w Path of Exile. Owszem, przyglądałem się z zainteresowaniem rozwojowi „dwójki”, która może pozamiatać w świecie hack’n’slashy czy action RPG w ogóle. Owszem, uwielbiam izometryczne rąbanki z klimacikiem, odrobiną fabuły i systemem lootu. Wtopiłem setki godzin w serię Diablo, Grim Dawn, nawet koślawego Wolcena, a także w wiele antyków (Throne of Darkness, Sacred i takie tam). Path of Exile próbowałem kilka razy, ale odbijałem się, bo od czasu League of Legends nie szukałem gry, która będzie wymagała tylu godzin, by okiełznać mechaniki i niuansiki.
Teraz jednak po pierwsze PoE sięgnąłem. I powiem wam, że się wkręciłem. Raczej „prosem” nie zostanę, choć podoba mi się fabuła kampanii. Mogłaby być lepiej zaprezentowana, ale niektóre dialogi oraz całe, mocno lovecraftowskie, lore intrygują. Mechaniczne zależności, w tym legendarne drzewka pasywów, na początku trochę onieśmielają, lecz po chwili i kilku tłumaczeniach dobrych znajomych (Chińcu, pozdrawiam!) idzie się w tym połapać. System lootu, crafting oraz rozwój gemów-umiejętności zwyczajnie wciągają. I nawet nieco niespójny styl artystyczny oraz przestarzały silnik mają coś w sobie. Tak, w PoE da się grać casualowo czy midcore’owo, czerpać z tego przyjemność i wymaga to w sumie minimalnego samozaparcia. O ile nie napinamy się, że od razu stworzymy idealnego wymiatacza, którego skille wyczyszczą pół mapy jednym uderzeniem.
Twórcy z wyboru
Nie przekonałbym się o tym, gdyby nie to, jak bardzo imponują mi twórcy Path of Exile. Zacząłem baczniej obserwować przekaz Grinding Gear Games, bo lubię hack’n’slashe, a druga część serii zapowiadała się po prostu rewelacyjnie. Poza tym kibicuję studiom, które przejawiają prokonsumencką postawę, jak Larian. A GGG zachowuje się podobnie, choć chyba miało mniej dramatycznych zawirowań w karierze niż ekipa Swena Vinckego.
Studio zaczynało w garażu jako paczka pasjonatów z Nowej Zelandii (Chris Wilson, Jonathan Rogers, Erik Olofsson, Brian Weissman). Kochali Diablo 2 i z powodu niedosytu wzięli sprawy w swoje ręce. Udało im się zebrać fundusze na Kickstarterze (a potem zainwestował w nich też Tencent) oraz rozwijali grę metodą prób i błędów. I oto stoją przed nami z produktem, do którego ludzie porównują Diablo 3 i 4 – a w zestawieniach tych w oczach wielu Path of Exile wypada lepiej. Pozytywne okazują się też przewidywania co do jakości „dwójki” (byłoby tylko miło, gdyby co zapalczywsi fani zostawili graczy Diablo 4 w spokoju i dali im czerpać radość z gry, którą wolą – nawet jeśli blednie przed ogromem opcji serii PoE, to robienie za aroganckiego misjonarza na grupkach, gdzie ludzie po prostu cieszą się sieczką w Sanktuarium, jest trochę niesmaczne).
Wierna – i liczna – grupa odbiorców, którzy rozpracowują grę do ostatniej śrubki to jednak owoc długiej, wytężonej pracy. I to nie tylko nad samym PoE. To przede wszystkim odpowiednia, pielęgnowana latami postawa wobec społeczności. To otwartość i coś, co często nie wychodzi dużym korporacjom – zdolność przyznawania się do błędu i naprawiania go. Zdarzały się ligi, które wzbudziły kontrowersje, bo np. gameplay stał się zbyt wolny albo bohaterowie – zbyt ponerfieni. Co robili ludzie z GGG? Przepraszali, adresowali problem i naprawiali grę, bez PR-owej gładkiej gadki.
Podobnie sprawa wygląda z całą komunikacją dookoła Path of Exile 2. Zainteresowani gracze dostają wyczerpujące, pełne szczegółów technicznych zapowiedzi dotyczące klas postaci, zmian względem „jedynki” w craftingu, mechanikach, dowiadują się o tym, co się pojawi, co ma szansę pojawić się w przyszłości, o endgamie – o wszystkim, co może klienta zainteresować, a nie stanowi niespodzianki szykowanej na start wczesnego dostępu czy właściwą premierę. To konkrety. Konkrety podawane przez pasjonatów takich jak Rogers, który w wywiadzie dla Talkative Tri przyznał, że wierzy, iż to transparentność nakręci odbiorców.
Obaj panowie jednak odpowiadają na pytania mediów sami, bez marketingowca wiszącego im nad głową. I co najważniejsze, opowiadają o rzeczach związanych z Path of Exile ze spokojem i pewnością siebie. Z zaangażowaniem kogoś, kto zna swój produkt na wylot, kto wie, ile może o nim przekazać mediom i fanom, i rozumie, dla kogo to wszystko jest stworzone oraz dlaczego”. A stworzone zostało z miłości do gatunku i by wypuścić „najlepszego możliwego hack’n’slasha”. Ja się nie dziwię, że w takiej otoczce poprzednią community managerkę, niejaką Bex, społeczność nosiła na rękach, a pracowniczka została uwieczniona na jednej z tzw. divination cards, dzięki którym możemy zyskać trochę skarbów.
Nikt nie zostaje w tyle
W ogólnym przekazie GGG dba o każdy typ gracza. Bo owszem, daniem głównym tego przeżycia jest wyzwanie mechaniczne, ale twórcy fabuły też mają sporo do powiedzenia. Wiedzą, że istnieje grupa łowców lore i tych dziwaków, którzy nawet w PoE i Tetrisie szukają opowieści (jak niżej podpisany). Udowadnia to choćby wystąpienie Matta Dymerskiego na Exileconie, gdzie pisarz tłumaczy, jak dopasowuje storytelling do różnych rodzajów graczy (materiał podrzucił mi znany skądinąd Piotr Maciejczak, z tego miejsca dziękuję!). No i właśnie – GGG wciąż dba o wyróżnienie fanów poprzez specjalną imprezę. Nie wiem, czy zauważyliście, ale to wszystko są gesty, na które niegdyś pozwalał sobie Blizzarda – tylko podane prościej, bez aż takiego „szołmeństwa” i bardziej do ludzi.
Nie wiem, może Nowozelandczycy to tak naprawdę geniusze zbrodni, którzy trzymają jakieś niewyobrażalne trupy w szafie. Albo kiedyś po prostu zgorzknieją i skończą wypaleni – ale na razie im się chce. Wykonują dużo wielkich i drobnych gestów, by to udowodnić. A efekt wygląda następująco: wymagana sumka za early access Path of Exile 2 przewędruje do GGG, choć jeszcze miesiąc, dwa temu wcale tego nie planowałem. I pewnie nie będę jedyny.
Czytaj dalej
Prawdopodobnie jedyny dziennikarz, który nie pije kawy. Rocznik '91. Szop w przebraniu. Gdzie by nie mieszkał, pozostaje białostoczaninem. Pisał do Dzikiej Bandy, GRYOnline.pl, Filmomaniaka, polskiego wydania Playboya, wydrukowano mu parę opowiadań w Science-Fiction Fantasy i Horror. Prowadzi fanpage Hubert pisuje, a odważni mogą szukać profilu na wattpadzie o tej samej nazwie. Kiedyś napisze książkę, a w jego garażu zamieszka odpicowane BMW E39 i Dodge Charger. Na pewno! Niegdyś coś ćwiczył, ale wybrał drogę ciastek. W miłości do Diablo, Baldura, NFSa i Unreal Tournament wychowany.