Piraci z parlamentów

Piraci z parlamentów
Piractwo komputerowe to oczywisty przykład łamania prawa. Są jednak ludzie, dla których nielegalne ściąganie plików stało się symbolem czegoś więcej: buntu przeciwko systemowi i walki o wolność internetu. Walki, którą zamierzają rozstrzygnąć przy urnach wyborczych. Brygi sejmowych piratów śledzi: Wojciech Zaręba

Jest całkiem możliwe, że przeciętny obywatel zapytany o Partię Piratów uśmiechnąłby się pod nosem i wyobraził sobie dokonujących abordażu na gmach sejmu czarnobrodych awanturników, wymachujących rapierami i warczących: „Yarrr”. Należy jednak stanowczo stwierdzić, że polityczny ruch piratów komputerowych jest czymś innym niż satyryczne partie w rodzaju Polskiej Partii Przyjaciół Piwa czy Kanadyjskiej Partii Nosorożców. 6-letnia historia ugrupowań spod znaku czarnej bandery pokazuje, że ich członkowie naprawdę wierzą w swoje idee i są zdolni do przekonania do nich tysięcy wyborców.

I cóż, że ze Szwecji?
1 stycznia 2006 roku informatyk i zdeklarowany przeciwnik pojęcia „własność intelektualna” Rickard Falkvinge zarejestrował Piratpartiet – szwedzką Partię Piratów. Fakt założenia partii politycznej przez środowisko przyznające się do łamania obowiązującego prawa – i czyniące z tego faktu podstawę programową – wzbudził swego rodzaju zainteresowanie, lecz traktowany był z pobłażaniem jako wyraz politycznej egzotyki. Nie zważając na początkowe poparcie oscylujące w dolnych granicach błędu statystycznego, Piratpartiet działała, a w ślad za skandynawskimi piratami poszli ich towarzysze broni z kilku innych krajów – od Niemiec aż po USA.

Losy szwedzkiego ugrupowania nierozerwalnie złączone są z historią portalu The Pirate Bay – jednego z najbardziej znanych i popularnych serwisów umożliwiających bezpłatną wymianę plików. Zatoka Piratów została stworzona w 2004 r. przez organizację Piratbyrån (szw. Biuro Piratów), po kilku miesiącach przekształcając się w byt samodzielny, choć o niezmiennym charakterze działalności.

W roku 2006, kilka miesięcy po powołaniu do życia Piratpartiet, szwedzka policja przeprowadziła akcję wymierzoną przeciwko TPB. Komputery, na których postawiona była Zatoka, zostały zarekwirowane, a portal na kilka dni zniknął z sieci – odradzając się wkrótce na holenderskich serwerach. I chociaż po kilkunastu dniach TPB wróciła do Szwecji, to kontrowersyjny nalot policji i udział w całej sprawie MPAA (amerykańskiej agencji walczącej z łamaniem praw autorskich) pozwoliły Partii Piratów na zaistnienie w mediach i przedstawienie swoich postulatów. Jak powiedział Falkvinge w wywiadzie dla WikiNews: – Po nalocie na The Pirate Bay i potrojeniu się liczby naszych członków nie potrzebujemy reklam. Wiadomości o nas pojawiały się co godzinę w prawie każdym dzienniku na kanałach telewizji publicznej w ostatnim tygodniu. Piraci złapali wiatr w żagle, ale prawdziwy sukces odnieśli dopiero 3 lata później.

Abordaż na Brukselę
Do 2009 roku w świecie piratów-polityków sprawy nie układały się za dobrze. W kilku krajach, w których powiodła się rejestracja partii spod znaku czarnej bandery, brakowało sukcesów skłaniających do poważnego ich traktowania.

Znak do abordażu ponownie dała Piratpartiet – i ponownie sukces Szwedów związany był z problemami The Pirate Bay. Administratorzy serwisu popadli w tarapaty, których ukoronowaniem był proces rozpoczęty w Sztokholmie 16 lutego 2009 r. Po dwóch miesiącach czterech oskarżonych o nielegalne rozpowszechnianie treści objętych prawami autorskimi usłyszało wyrok skazujący. Każdy z piratów miał odsiedzieć rok więzienia i zapłacić grzywnę w wysokości 7,5 mln koron (około 3 mln zł).

W ramach protestu przeciwko wyrokowi na ulice wyszły tysiące internautów, a liderami demonstracji stali się politycy Partii Piratów. Ugrupowanie po raz kolejny zaistniało w mediach, a mobilizacja środowisk sympatyzujących z nim okazała się tak wielka, że w ciągu kilkunastu dni od ogłoszenia werdyktu liczba członków partii zwiększyła się niemal trzykrotnie, do około 40 000 osób.
Mimo gigantycznego wzrostu popularności nikt nie spodziewał się, że w przeprowadzonych 7 czerwca wyborach do Parlamentu Europejskiego Piratpartiet zdobędzie ponad 7% głosów i historyczny mandat europarlamentarzysty. Po wejściu w życie zmian przewidzianych Traktatem Lizbońskim od 1 grudnia 2011 r. do Christiana Engströma dołączyła druga piracka deputowana – Amelia Andersdotter. Sukces Szwedów podziałał stymulująco na piratów z innych państw. Po czerwcu 2009 r. zarejestrowano m.in. brytyjską i kanadyjską partię, a współpraca ugrupowań została sformalizowana dzięki powstaniu pirackiej Międzynarodówki.

Wolność czy kradzież
Co piraci odpowiadają na zarzut, że propagują przestępstwo? Falkvinge: – Och, to jest przestępstwo. I w tym cały problem! Sedno tkwi w tym, że to, co robi 20% głosujących, jest zabronione pod karą więzienia. To właśnie chcemy zmienić. Podczas gdy istniejące partie mówią, że to wyborcy są źli, my mówimy, że prawo jest złe.

Programy polityczne piratów z całego świata są do siebie zbliżone: chodzi o całkowite przedefiniowanie porządku prawnego z zakresu pojęć takich jak „prawo autorskie” czy „własność intelektualna”. Głównym postulatem ugrupowań jest zupełna swoboda wykorzystywania plików do włas­nych, niekomercyjnych celów oraz zakaz korzystania z zabezpieczeń DRM. Te śmiałe żądania uzupełnione są wnioskami o zniesienie patentów oraz obronę wolności i prywatności obywatela, szczególnie w kontekście jego działalności w cyberprzestrzeni. Piraci chcą, by internet przypominał ogromną, otwartą bibliotekę, z której każdy może do woli czerpać dla swoich korzyści. A korzyści twórców? Wersja piratów głosi, że oni i tak zarabiają głównie na występach i sprzedaży gadżetów. W odniesieniu do pisarzy czy grafików nie brzmi to jednak przekonująco.

Wydawałoby się, że kontrowersyjne partie polityczne jednej sprawy, nieproponujące rozwiązań w zakresie kluczowych kwestii, jak gospodarka czy stosunki zagraniczne, nie mają szans na osiągnięcie sukcesu. Tak też wygląda sytuacja w wielu krajach, gdzie partie piratów upadły lub funkcjonują wyłącznie w sieci. We wrześniu 2011 r. po raz kolejny okazało się jednak, że na ruchu piratów nie można stawiać krzyżyka.

Pirat po berlińsku
Wiadomość, że w wyborach do lokalnego parlamentu w Berlinie niemiecka Partia Piratów osiągnęła niemal 9-procentowy wynik, pojawiła się w mediach całego świata. – To historyczny dzień dla Partii Piratów i dla Niemiec – ogłosił z dumą Sebastian Nerz, przewodniczący ugrupowania.

Najnowsze informacje z końca marca 2012 r. wskazują zaś, że Piratenpartei zdobyła ponad 7% głosów w lokalnych wyborach w Kraju Saary. Tak wysokie poparcie w poszczególnych landach – potwierdzane ogólnokrajowymi sondażami – pokazuje, że Czarne Bandery na dobre zadomowiły się na scenie politycznej naszych zachodnich sąsiadów.

Wypowiadający się o sukcesach niemieckiego ugrupowania politolodzy stwierdzili, że piraci przyciągają do siebie młody, zbuntowany elektorat – „oburzonych”, mających dość kryzysu, skorych do buntu i broniących nieskrępowanej, często przekraczającej granice prawne, wolności internetu. Ludzie o podobnym usposobieniu są w ostatnich miesiącach wyjątkowo dobrze słyszalni: także w Polsce, gdzie podpisanie ACTA stało się pretekstem do wypowiedzenia posłuszeństwa rządowi i całej klasie politycznej.

Na naszych wodach
Polscy „piraci” oficjalnie zarejestrowali swoją partię pod koniec listopada 2007 r. Na jej czele stanął absolwent Politechniki Gdańskiej Błażej Kaczorowski. Piraci podjęli kilka inicjatyw – zwłaszcza walkę z Pakietem Telekomunikacyjnym – nie potrafili jednak na trwałe zaistnieć na scenie politycznej. Ostatecznie pod koniec 2009 r. zostali wykreśleni przez Państwową Komisję Wyborczą z rejestru partii politycznych. Do zmartwychwstania polscy piraci potrzebowali impulsu, którym niewątpliwie może stać się ACTA. Radek Pietroń, lider niezarejestrowanej jeszcze Partii Piratów 2.0, powiedział CD-Action: – Kończymy zbieranie podpisów, rejestrujemy się z powrotem jako formalna partia polityczna, ruszamy z nową stroną internetową. Czas pokaże, czy drugie życie przyniesie Partii Piratów sukces.

Czy partie piratów – tak ta polska, jak i te europejskie – pójdą za ciosem i przekonają internautów do powierzenia im swoich głosów? A może pozostaną zjawiskiem marginalnym, politycznymi kolorowymi ptakami, osiągającymi dostrzegalne sukcesy raz na kilka lat? Trudno to przewidzieć – można jednak założyć, że im szybciej będzie rosnąć niezadowolenie z polityków i systemu prawnego, tym więcej głosów będą zdobywać partie antysystemowe i alternatywne – dokładnie takie jak partie piratów.

>>>>>>>>>>

Główne postulaty partii piratów:

  • Reforma prawa autorskiego. Nieograniczona możliwość darmowego wykorzystywania i kopiowania dzieł kultury w celach niekomercyjnych. Szybsze wygasanie praw autorskich w obrocie komercyjnym.
  • Zakaz wykorzystywania zabezpieczeń DRM i klauzul ograniczających prawa konsumenta.
  • Likwidacja patentów.
  • Ochrona ludzkiej prywatności. Zakaz inwigilacji i gromadzenia przez rząd danych o obywatelach.
  • 31 odpowiedzi do “Piraci z parlamentów”

    1. Piractwo komputerowe to oczywisty przykład łamania prawa. Są jednak ludzie, dla których nielegalne ściąganie plików stało się symbolem czegoś więcej: buntu przeciwko systemowi i walki o wolność internetu. Walki, którą zamierzają rozstrzygnąć przy urnach wyborczych. Brygi sejmowych piratów śledzi: Wojciech Zaręba

    2. Jest jakiś sens i logika w ich działaniach, ale porywają się na zbyt wiele. Ten nagły przyrost po manifestacjach też daje do myślenia.|Współczesny świat nie może funkcjonować bez egzekwowania prawa autorskiego, i mimo poparcia sporej części społeczeństwa koncerny i większość twórców na to nie pójdzie.

    3. Zero komentarzy pod tak ciekawym artykułem? O.o|+1 ^^

    4. Dużo mądrej i podniosłej paplaniny o walce z uciskiem, wyzyskiem i nacisiem a i tak większość z tych ludzi chce po prostu bezkarnie zasysać co tylko im się pod kursor napatoczy. Sad but true ;(

    5. Oni są żałośni ! Podam na przykładzie czego oni chcą… Ściągam sobie Splinter Cell Conviction, mam mieć pełne prawo wykorzystywania 100 % możliwości gry za darmo (w własnych celach) a producent nie ma prawa mi tego utrudnić przez zabezpieczenia i nie mają prawa inwigilować mnie z tego powodu (brak możliwości ustalenia tożsamości pirata(złodzieja)).Żałosne…

    6. Jednym słowem, legalizacja piractwa.

    7. Hm, a może specjalnie podwyższają poprzeczkę, by tak naprawdę osiąść w połowie drogi i zyskać to, czego tak naprawdę chcą? Może to jest taktyczne, psychologiczne zagranie, by kompanie poszły na pewne ustępstwa nie spełniając wszystkich (absurdalnych czasem) warunków – co jednocześnie usatysfakcjonuje wszystkich? Nikt nie wpadł na to?

    8. ja sciagam piraty jestem jack sparrow i jestem fajny yo

    9. Ja tam jestem za, bo potrzebna by była zmiana prawa patentowego tak by jeden patent był na cały świat, a nie że jak patentujemy w Polsce to w USA czy Japonii mogą to samo opatentować. A patent Amerykański nie jest na Polską kieszeń. Podobnie z prawami autorskimi. Lub to co oni proponują, tak jest min w Rosji.

    10. Czyli krótko mówiąc, te partie chcą po prostu OKRADAĆ ludzi z ich własności? Jeżeli ktoś robi gre, to ma prawo zarządać za nią każdej ceny. Ty ją kupujesz, albo nie. Rozumiem, że jak w sklepie was na coś nie stać, to po prostu to kradniecie? Żałosna zagrywka, mająca na celu zdobyc głosy młodej, naiwnej dzieciarni.

    11. @Spooq Mówisz tak jak by problemu z „kradzieżą” nie było. Jak dla mnie sposobem na zlikwidowanie problemu jest albo usunięcie prawa autorskiego, zaostrzenie go lub zmiany sposobu wydawania gier przykładem może być Kickstart

    12. Co za populizm! Ludzie popierający takie postulaty są albo zagorzałymi komunistami, albo żałosnymi ignorantami. W obu przypadkach nie zauważają destrukcyjności swojej postawy. Napędem twórczym jest m.in. to, że owoce mojej ciężkiej pracy należą do mnie. W momencie likwidacji patentów nikomu nie będzie się opłacało wydawać milionów na opracowywanie nowych leków czy technologii. To upadek cywilizacji jaką znamy i z pewnością załamanie gospodarki. W imię czego chcemy pozbawić miliony ludzi pracy?

    13. Dla darmowych gier, których rynek stopnieje do kilku największych koncernów, które wytrzymają absurdalne prawo? Ja nie widzę w tym logiki.

    14. @TomekJ – To nie barter, tylko polityka, tutaj tak się nie da.

    15. „nielegalne ściąganie plików stało się symbolem czegoś więcej: buntu przeciwko systemowi i walki o wolność internetu” Co ma kradzież czyjejś ciężkiej pracy na chleb z walką o wolność słowa?|Piractwo to kradzież nieważne jak dobre argumenty będą mieli piraci.|Fakt, że wydawcy to banda złodzieji i debili to kompletnie inna sprawa.

    16. „Fakt, że wydawcy to banda złodzieji” Rozumiem, że zrobili ci „wjazd na chate” i okradli, że tak mówisz? Oni moga za swój produkt zarządać i tysiąca złotych, ale nie będą zlodziejami, bo to jest ich, i mogą z tym robic co chcą.

    17. @frycek42- I myślisz, że będą robione gry, filmy i nagrywana muzyka, jeśli kopiowanie tego wszystkiego za darmo będzie legalne? A ty modelowałbyś, programował i grał na perkusji 8 godzin dziennie za darmo?

    18. Chcesz być wolny? Zrezygnuj z internetu, on Cię ogranicza. Bo człowiek wolny może żyć bez gier, muzyki z sieci (może słuchać jej w radiu, może grać sam, chodzić na koncerty, słuchać jak inni grają), oglądać prawdziwy świat zamiast filmów, albo same filmy w TV, w kinie i wyliczankę można ciągnąć dalej.|Ale co? Nie chce się tak żyć? To w takim razie czemu o wolność walczy ktoś, kto sam się jej pozbawia? :pPS: Wybaczcie dziwną rozkminę, ale czasem tak mam. :DDD

    19. A gier NIE-wirtualnych też są miliardy. 😛

    20. I żeby nie było, sam gram na kompie i PS2 (w oryginały, bo zazwyczaj póki nie jest to oryginał to nie mam powodu by grę przejść [jak choćby ta wydana kasa, albo ambitna fabuła] i szybko mi się nudzi), więc nie zgrywam chybionego Mesiasza. XD

    21. Francuzi dostali Hadopi, ani koncerny na tym nie zyskały (odnotowano spadki sprzedaży dzieł objętych prawem autorskim), ani francuzi nie zyskali (brak dostępu do dzieł nowoczesnej kultury krajowej i zagranicznej w dobie internetu uczyni ich niedouczonymi prostakami w większym zakresie niż są obecnie). Więc nie można dać się zwariować zarówno w jedną jak i w drugą stronę.

    22. Większość z tych „postulatów” nie ma szans na realizację. Popieram natomiast zakaz DRM – to tylko przeszkadza kupującym legalne oprogramowanie. Złodziej jak chce, to i tak zagra.

    23. To może dal równowagi założymy partię legalizującą fizyczne kradzieże? 😛 Ale oczywiście tylko takie na niekomercyjny użytek 😛 To by dopiero pokazało „anarchistom” co czuje autor kiedy ktoś kopiuje jego dzieła.

    24. Legalizacja piractwa negatywnie wpłynie na rynek multimediów i potem nie płaczcie, jak ceny gier i filmów wzrosną o 100% lub wgl nie będą wydawane bo po co kupić jak można ściągnąć (za darmo i legalnie) ?

    25. Powiem krótko : Ha-ha.

    26. Mi się tam zdarza nawet coś z sieci ściągnąć mimo że oryginał zbiera kurz z półki, pewnie dlatego że pudła z płytkami są u mnie dość wysoko, a stary laptop nie ma napędu a dla idei nie planuję inwestować mniej więcej połowy jego wartości w dobry napęd na usb.

    27. @X5452 Nie zgadzam się. Uważam, że jeśli zalegalizowano by piractwo niekomercyjne w Polsce, wydawcy przestaliby po prostu wydawać gry. Zresztą rozwiązanie problemu tkwi chyba w rozwoju gier komputerowych. Jeśli spojrzymy dziś na ich rozbudowanie, to owszem, w większości gier istnieje single player, jednak cała masa gadżetów otwiera się tuż po zarejestrowaniu gry w necie. Toteż rozwiązanie mamy jak na dłoni… legalizacja piractwa jest możliwa, tyle że wersje gier na CD będą żałośnie okrojone.

    28. Powoli kończy się kapitalizm, przyczyna upadku ludzkości !!!!

    29. Szanowni…chciałbym zwrócic uwage na pewne zjawisko. Sam ejstem mega gadżeciażem i osoba która uznaje TYLKo oryginały na swojej „półce chwały”, ale zjawisko, owe ma sie tak iz za pare lat nie będzie wydań pudełkowych … piractwo dopiero wtedy będzie miało zagwostkę. Ok zgadzma sie jedna osoba kupi oryginał ściągnie i jest pirat ALE … co jeżeli będa to gry z systemów typu STEAM ?

    30. Wojtek7878 7 maja 2012 o 18:14

      @frycek42, mówisz o ściągnięciu gry aby ją sprawdzić, a czy słyszałeś kiedyś o wersjach demo. Moim zdaniem to wystarczy aby sprawdzić czy gra nam się podoba, czy pójdzie na naszym sprzęcie. Problemem jest to że teraz jakoś mało tych dem się wydaje.

    31. Cwiekoszczak 15 maja 2012 o 15:48

      @Wojtek7878|Wersja demo, chyba sobie marzysz. Demówki będą kosztować 10% ceny gry i oferować pół godziny zabawy. Jesteśmy teraz na etapie testowania ile konsument o mentalności leminga jest w stanie znieść wydawniczych upokorzeń.

    Dodaj komentarz