Często komentowane 167 Komentarze

[Po mojemu] Jak nie zostałem e-sportowcem, czyli nauka od podstaw

[Po mojemu] Jak nie zostałem e-sportowcem, czyli nauka od podstaw
Adziorro, what a fail you are – brzmiały ostatnie słowa mojej pierwszej (i ostatniej) gierki w League of Legends. I choć zarzuty co do mojego kalectwa były słuszne, a nakląłem się soczyście, to jedno się nie zmieniło - nie lubię uczyć się gier na pamięć od podstaw.

Sam nie wiem, co mnie pokusiło, żeby odpalić LoL. Może była to długość rozgrywki, dzięki której produkcja Riot Games może służyć jako dobranocka dla graczy. Może kilku znajomych, którzy zarywają przy niej noce. Może transmitowany na żywo turniej, który oglądałem z większym zainteresowaniem, niż niejedno spotkanie w Lidze Mistrzów. A może wszystko po trochu. W każdym razie doświadczyłem brutalnego uczucia, typowego dla pierwszy raz odpalonego multiplayera. Człowiek myśli sobie, że wie dużo, że umysł tęgi i palce zręczne, a potem po dziesięciu minutach spotyka go gorzka prawda. W sumie podobnie było z moimi „wyczynami” na Battle.necie, gdy początkowo nie przypuszczałem, że moje umiejętności w Warcraft III są żadne. Ja w ogóle chyba nie jestem stworzony do gry w sieci z dużą rolą taktyki i planowania, bo multiplayer w Gears of War 3, Mass Effect 3 i Assassin’s Creed: Brotherhood zjadał mi czas całkiem sprawnie i nie szkodziłem drużynie, za to skutecznie pomagałem. Cóż, widocznie „Pambuk” mnie powołał do nieco innych zadań.

Chociaż z matematyki i fizyki byle licealista pewnie by mnie teraz zagiął, to w kwestii gier – nawiązując do Rejsu – ja, proszę państwa, jestem umysł ścisły i mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Szkoda mi czasu na naukę takiego LoL-a, w którym możliwości rozgrywki są ogromne i z umysłem pierwszoklasisty trzeba wkuwać je na pamięć, uprzednio rozgrzewając do białości kości palców u rąk. Podobnie załamałem ręce, gdy FIFA 12 okazała się niesamowicie irytująca przez nowy, mniej dynamiczny system obrony. Czternaście lat wirtualnych treningów i nabytych w tym czasie przyzwyczajeń poszło na odwyk, bo tego samego trzeba się uczyć na nowo. Ludzie, przecież na tym właśnie polega poetyka grania w piłkę na komputerze i konsoli – żeby zasuwać po boisku i zdobywać masy goli. Na tym polega frajda! Dlatego na podwórkowym boisku każdy chce grać w napadzie, dlatego największe gamonie stały na bramce, do diaska. Ostatecznie w ostatniej FIFIE rozegrałem z pięć spotkań, a potem znów rozpłakałem się, gdy wyłączyli mi serwery „dziesiątki”. Trudno, nie ma FIFY po sieci, kuzyna muszę wołać.

I pewnie myślicie, że znajduję filozoficzne wytłumaczenia tego, że nie umiem grać. Fakt faktem, LoL i FIFA 12 są w mojej obecnej sytuacji poza zasięgiem. Ale w takich momentach jestem podświadomie zadowolony z tego, że obecnie mało która gra nie ma w nazwie numerka. Ja nie chcę niczego nadmiernie kalkulować, nie chcę opracowywać swojej taktyki korzystając z sekundnika i calówki, nie chcę traktować gry jak kolejnej dyscypliny nauki. Chcę grać, kurka blaszka, cieszyć się rozgrywką, bo warto śmiać, cieszyć się, warto kochać! A jeśli dostanę po piórach, to dlatego, że czegoś nie zauważyłem, nie schowałem się za ścianę, nie kupiłem amunicji czy coś w tym rodzaju, a nie ze względu na maksymalną wydolność 150 akcji na minutę i nieprzyłożenie się do nauki. I to nie jest tak, że każdej gry trzeba uczyć się na blachę od zera – wspomnę chociażby Minecrafta, który ustalał sporo nowych reguł, a do ich opanowania wystarczyła kartka papieru i otwarty umysł.

Być może dlatego też nie przepadam za ortodoksyjnymi RPG-ami. Jakoś nie przypominam sobie, by bohaterowie jakiegokolwiek dzieła fantasy chodzili dookoła z liczydłem i pergaminem. Takie cuda nie były potrzebne, by pomyśleć, czy lepiej zajść kogoś flanką i ciąć na odlew sztyletem, czy wjechać od frontu i wyrąbać toporem. Decyzje i planowanie nie opierały się na bzdurnych kalkulacjach, tylko na rozsądku i intuicji. Tego wymagam od gier, na szczęście jest takich wiele, więc posłanie do śmieci tych, które na siłę chcą zrobić ze mnie żółtodzioba, nie sprawia mi specjalnego bólu.

Mam duży respekt do e-sportowców. Szanuję ich za to, że rozwinęli swoją pasję i umiejętności do poziomu gwarantującego dochód, o którym ja mogę co najwyżej z zazdrością opowiadać. Na tym jednak moja sympatia się kończy, bo ja ambicji w tym kierunku nie miałem i nie planuję mieć. Nie lubię, kiedy gra prowadzi mnie przez korytarz za rękę nagradzając workiem złotych medali, ale tak samo nie znoszę, gdy muszę z wytrwałością uczyć się w chwilach przeznaczonych na rozrywkę. Ruszyć głową – zawsze, wkuwać i szlifować – nigdy w życiu.

167 odpowiedzi do “[Po mojemu] Jak nie zostałem e-sportowcem, czyli nauka od podstaw”

  1. Skoro już zyjesz chorą rywalizacją to przyjmij przegrana na klate. A nie uciekaj z pola bitwy przed przegraną a potem chwal się przed innymi dzieciaczkami jaki to jesteś PRO i jakie masz nieskazitelne STATY. Zauważalne jest też to, że takim hejterom szybko się gra nudzi i przeskakują z jednej gry na drugą. Kiedyś uprzykrzali gre w CS’a ale sie przerzucili na COD’a i teraz np na serwerach CS’a już tej dziecięcej wulgarności mniej co nie znaczy, że nie ma jej wcale. Myślę, że to walka z wiatrakami.

  2. SiergiejUljanow 21 maja 2012 o 06:22

    Piąteczka Adzior, mam to samo! I omijam szerokim łukiem cyferkowe gry, a także wszelkie modyfikacje które dodają do nich masochistyczne dodatki pokroju zaawansowanych potrzeb do Skyrima – w Falloucie NV były głód, nawodnienie i sen. To było spoko. Ale nagle do Skyrima też wypuścili chorą modyfikację z poziomem białek, węglowodanów, stresu psychicznego… Jezusie, kto tego używa?

  3. Płacz casuala…nothing more

  4. Super tekst ! Nikt grając w LoLa nie cieszy się grą, wszyscy chcą tylko wygrać za wszelką cenę. Nie znoszę tych wszystkich nerdów, którzy tylko wyzywają i nie mają życia poza grą. Wszyscy są winni, ale nie oni. Dlatego rzadko gram online. I moim zdaniem, aspekt poruszony w tekście może po części tłumaczyć sukces ,, casualowych ” gier i Nintendo. Najgorszą rzeczą w przemyśle gier są moim zdaniem ,, pro gracze „, dla mnie to synonim chamstwa, obelg.

  5. Aha, komentarz pana pode mną doskonale obrazuję, o kim mówię.

  6. czyli w skrócie cał tekst to „przestańcie lubić czego ja nie lubię”

  7. Jeżeli chodzi o mnie to są gry, które lubię bardzo zgłębiać i bić rekordy, szlifować w nich umiejętności, ale i takie, dla których poświęcę co najwyżej kilkanaście minut, może kilka godzin, bo ładna grafika, ciekawa historia, fajny pomysł na rozgrywkę itp. Dlatego podoba mi się podejście Blizzarda. Ich gry są łatwe w podstawach, ale trudne do opanowania w perfekcji. Zarówno casuale jak i hardkorzy są zadowoleni.

  8. Ludzie, jaka inteligencja ? O czym wy gadacie ? Gratuluję osobom, które oceniają innych po znajomości gier ( bo akurat gier takich jak LoL, CS, SC to się po prostu uczymy grając ). Musisz rozegrać mecze, ,, poczuć ” postać, zrozumieć zasady – czyli długo grać. Nie wszyscy mają na to czas. Aha, największe ,, pro ” prawie zawsze wyzywają, itp. więc o czym mowa. Ja wolę grać, nie będąc przy tym wyzywanym. I Polacy w multi to wiekszy wstyd niż Koko Euro Spoko.

  9. @Messer, trochę śmiszna sprawa, bo pod tamtym postem, był Twój inny post xD|Z innej beczki, Co to znaczy cieszyć się grą? Osobiście potrafię docenić przegraną grę, w której pokazałem się z dobrej strony, a mecz jako całośc był wyrównany. Niemniej LoL jako gra nastawiona na współzawodnictwo motywuje do starania się o sukces. I poza różnorakimi pr0 denerwują mnie ludzie, którym nie zależy na zwycięstwie, tylko „chcą pośmiszkować tym fioletowym pikachu”.

  10. … Dlaczego ja mam cierpieć bo oni chcą się dobrze bawić?

  11. @MeSSer, my bad, dopiero teraz mama mi przeczytała Twój post, więc odwołuję to o śmisznej sprawie.

  12. Hehe, rozwalił mnie tekst o obronie w Fife. Rozumie, drogi Adziorze, że wolisz cały czas dusić „3” na padzie i patrzeć, jak zawodnik odbiera piłkę? Ba, i ćwiczyłeś to tyle lat? Rozumiem, że ogólna każualizacja ostatnio panuje, ale płakać, że EA zmieniło system obrony na taki, który wymaga trochę skupienia i odrobinę skilla, zamiast zostawić stary (btw, można sobie nawet chyba przestawić), który świetnie odmóżdżał,a jak ktoś grał słabszym zespołem, miał bardzo małe szane na zwycięstwo. Nie ogarniam, wychodzę

  13. „Rozumiem”, oczywiście. „m” zjadło.

  14. @pawel1897|”Szanse”, oczywiście. „s” zjadło.|

  15. Mam dokładnie tak samo. Po dłuższym czasie wróciłem do Warcrafta III i okazało się, że takie skautowanie jednostką to jednak nie taka fajna i prosta sprawa (ctrl+j…och wait nie chyba nie). Bardzo dobrze bawiłem się przy wszystkich Popach, pierwszych dwóch assasynach (potem to już za dużo zbieractwa…), multi w brotherhoodzie zapewniał odpowiednią ilość adrenaliny. O dziwo dobrze mi szło w Empire At War, potyczkach w kosmosie ale może muszę to czuć, że mam w rękach destroyera xD

  16. W Lola chciałem zaczać grac, w końcu są podpowiedzi jakie itemki składać, w dotę się nieco grało, może nie będzie tak źle? A bullszyt – ściąganie paczy 2 godzinki a potem i tak błąd serwera czy firewalla czy sieci akademickiej. Życie 😀 |Obecnie mało jest gier gdzie dostajesz miecz do ręki i tłuczesz odpowiednio kombinacje, nie bezmyślne kombinacje (różnica w stylu Warrior Within vs DMC – inaczej się walki planuje choć taki Ninja Blade dał mi w ciul radochy)

  17. TrollingStones 29 maja 2012 o 15:47

    Ja na przykład lubię gdy gra wymaga ode mnie kombinowania i nauki, ponieważ tylko wtedy daje mi ona satysfakcję z gry. Gdy widzę, że taktyka, którą opracowałem i się jej wyuczyłem działa i jest na tyle dobra, że przy okazji wymaga kombinowania od innych graczy (w multi oczywiście) to wtedy czuję prawdziwą satysfakcję. Wargasm. Może dlatego też jestem fanem nietypowych (jestem normalnym człowiekiem [jeśli nastolatek może być normalny] i rutyna też mnie nudzi) gier logicznych z Braidem. na czele.

Dodaj komentarz