[Po mojemu] Pudełka z przeszłości? Pudło!
Pod krótkim wideo z unboxingiem Mass Effect 3 w wersji na Xboxa 360 byliście zawiedzeni zawartością pudełka. Dwie płytki, dwa kupony, żadnej instrukcji i poradnika. A przecież znane z przeszłości wielkie kartony z toną badziewia nie są warte tęsknoty.
Powiedzcie mi – czego oczekiwaliście? W dzisiejszych czasach instrukcje nie są potrzebne, bo większość poważnych gier ma poziom tutorialowy i łatwo dostępną konfigurację klawiszy. Już nie od dziś misje i zadania są układane wraz z rosnącym poziomem ich trudności. Poradnik? Może i czasem się przydaje, ale nie wiem, jak trzeba grać w Mass Effect 3, żeby mieć jakiś problem z przejściem danego momentu. Jeśli nawet, to w sieci roi się od solucji niedługo po premierze. Nie wiem jak wam, ale mnie łatwiej i wygodniej nacisnąć alt-tab, niż wybijać się z rytmu kartkowaniem książeczki. Hmm… czego jeszcze może wam brakować… może mapy? Niepotrzebna, zresztą klawisz M pokazuje obszar gry we wszystkich produkcjach, w których jest to potrzebne do szczęścia. Płyta z tapetami i materiałami zza kulis? W dobie oficjalnych stron i dev diary nie ma to sensu. Plakat? Grafiki z nadchodzącej gry BioWare są w najlepszym razie średnie. Już lepsze plakaty dodawano do CD-Action. Na pocztówki spojrzy się raz i odłoży, pen-drive'y są tanie, naszywki – poza nazwami zespołów muzycznych na plecakach zbuntowanych indywiduów – rzadko używane. Naklejki… tu mnie macie. Brak naklejek jest bolesny, bo nasze laptopy są bez nich zbyt nudne.
Narzekanie na dzisiejsze premierowe wydania gier – a spotkałem się z nimi nie tylko tutaj, ale też wśród znajomych poza siecią – przypomina nostalgię związaną z dawnymi, lepszymi grami. Sam pamiętam, kiedy wracałem z gdańskiej Ar-Medii (tu chyba nie ma kryptoreklamy, bo ta hurtownia już nie istnieje) dzierżąc Euro 2000 oraz Lego Szachy i musiałem patrzeć, żeby się nie potknąć po drodze. Podejrzewam, że duża część z was przypomina sobie co jakiś czas podobne sytuacje. Fakt, że wielu graczy miało przed dekadą mniejsze ręce i resztę gabarytów, dodatkowo potęgował modę na pudła kilkukrotnie większe od dzisiejszych DVD-boxów. Mieliśmy wrażenie obcowania z czymś wspaniałym i na tyle wielkim, że nie dało się tego zmieścić na co bardziej ciasnych regałach. Nawet jeśli większość zawartości składała się z 78 procent azotu, 21 procent tlenu i szczypty gazów szlachetnych, to było coś. Nie miało dla nas znaczenia, że w wielu wypadkach wnętrze pudełka było identyczne w stosunku do dzisiejszych – niby gorszych – wydań. Poza tym, imponujące kartony sprawiały, że nasze gry były wyjątkowe. Kasety VHS, płyty DVD i albumy muzyczne nie miały tak widowiskowych opakowań, optycznie ustępując ogromowi takich Corsairs czy Settlersów.
Warto jednak zadać sobie pytanie – czy to tęsknota za formą podania, czy za minionymi latami? Naprawdę pojawienie się kompaktowych pudełek z plastiku w odwrocie od topornych, tekturowych klocków z niepotrzebnymi pierdółkami to minus? Moim zdaniem to jeden z najbardziej udanych ruchów w dystrybucji. Zwłaszcza, że dawniej i tak korzystało się z normalnych opakowań na płytki CD, a resztę rzucało się w kąt, w którym do końca świata się walała. Teraz mamy DVD-boxy, które łatwiej się transportuje, układa i odbiera ze sklepu. A jeśli ktoś chce być potraktowany po królewsku, to kupuje edycję kolekcjonerską i ma wszystko na swoim miejscu. Albo – jak pokazało Dead Island – nawet więcej, niż potrzebuje.
O co zatem chodzi, mili moi, z tą tęsknotą za starymi pudłami? Czy jest to sprawa na tyle ważna i ikoniczna, żeby CD Projekt musiał uruchamiać specjalną linię dla gier THQ, opakowanych w stylu retro? Czy naprawdę były lepsze od dzisiejszych?
Od lat gram, piszę, gadam i robię gry. W efekcie gadam o grach popisowo zrobionych. Zagraj w Unavowed.