Jaka jest przedwojenna Polska w The Thaumaturge?

Więcej o dziele Fool’s Theory możecie przeczytać w recenzji autorstwa Karola Laski, ja natomiast zostanę dzisiaj waszym przewodnikiem po Warszawie Anno Domini 1905. Oprowadzę was po znanych miejscach, opowiem nieco o tym, jak alternatywna historia z gry ma się do tej prawdziwej, a także sięgnę do starych legend i wierzeń, żeby wyjaśnić zawiłości zawodu taumaturga.
Rasputin, car i inne postacie historyczne
Mimo że w świecie wykreowanym w The Thaumaturge mamy do czynienia z magią, której obecność w jakimś stopniu wypacza historyczny kontekst, studio Fool’s Theory zadbało o to, żeby jak najlepiej oddać realia początków XX-wiecznej Warszawy, stolicy Królestwa Polskiego – obszaru pod zaborami Cesarstwa Rosyjskiego. W tle opowieści zetkniemy się więc nie tylko z biczem okupacji, ale też z socjalistyczną opozycją, która coraz śmielej się rozwija.
Echa tej drugiej odbijają się w grze, czas akcji pokrywa się bowiem z początkiem tzw. rewolucji 1905 roku, w trakcie której polskie ruchy robotnicze zaczęły duży strajk. Na ulicach miasta, a także na warszawskich salonach czuć więc napięcie związane z nadchodzącymi zmianami – nawet jeśli od upadku caratu i odzyskania niepodległości przez Polskę dzieli nas ponad dekada.
Dobrze widać to w jednej z pierwszych scen, tuż po tym, jak Wiktor Szulski przybywa do stolicy. Wizyta cesarza Mikołaja II Romanowa (swoją drogą, nie znalazłem żadnych zapisków o tym, żeby rzeczywiście się wydarzyła) oraz ogłoszenie Gieorgija Skałona gubernatorem Warszawy wywołuje tumult i nasz bohater szybko odkrywa, że socjaliści to nie tylko najubożsi pracownicy, a przyświecające im ideały podzielają też członkowie i członkinie wyższych warstw społecznych. Jednakże Romanow i Skałon to niejedyne postacie historyczne, które pojawiają się w grze.


Ważną rolę odgrywa też Grigorij Rasputin, mistyk i kaznodzieja – mężczyznę poznajemy w trakcie jego duchowej wędrówki, na której staje się towarzyszem głównego bohatera. Co prawda jego historia wyglądała ździebko inaczej niż w The Thaumaturge, ale twórcom i twórczyniom udało się zgrabnie połączyć okultystyczne wątki fikcyjne z legendą Rosjanina. Rzekome jasnowidztwo i parapsychiczne zdolności Rasputina nie tylko odgrywają w przygodzie Szulskiego ważną rolę, ale zapowiadają też przyszłe wydarzenia – co jest doskonałym wykorzystaniem tła historycznego, bo legitymizuje mężczyznę jako prawdziwego wróżbitę.
Moim zdaniem najciekawsza jest jednak sama Warszawa, ludzie na jej ulicach czy znane miejsca. Szczególnie że wiele z nich możecie odwiedzić, bo wciąż istnieją! Podumamy zatem nad kruchością egzystencji na Powązkach, poczujemy zapach szlamu i ryby w Porcie Praskim, a także zrobimy zakupy na Bazarze Różyckiego (wciąż funkcjonujący na Targowej 54, na Pradze-Północ). Fool’s Theory dość wiernie odwzorowało ówczesną architekturę, więc zobaczymy m.in. synagogę im. Małżonków Nożyków (przy ul. Twardej 6) czy cerkiew Świętej Równej Apostołom Marii Magdaleny (na alei „Solidarności” 52) – oba budynki można też zwiedzić na żywo przy okazji wizyty w stolicy.


Ferdek Kiepski i dem spotykają się w Warszawie
Nawet najwspanialsze i najpiękniejsze miasto jest jednak niczym bez ludzi zapełniających jego ulice. I choć The Thaumaturge raczej nie sili się na tworzenie choćby iluzji tętniącego życiem świata, ciekawie przeplata współczesność z początkami XX wieku właśnie za sprawą enpeców. Niekiedy popkulturowe nawiązania pasują idealnie, jak wtedy, gdy jeden warszawiak skarży się drugiemu słowami „W tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem”, cytując wielkiego myśliciela naszych czasów, Ferdka Kiepskiego. Innym razem rzucony mimowolnie „Niszczyciel dobrej zabawy, pogromca uśmiechów dzieci” nieco wybija z klimatu, ale wywołuje szczery uśmiech. Dowiadujemy się też, że „Po szychcie chodzi się na kremówki”. Drobnych smaczków jest oczywiście więcej, jak hotelowy pokój o numerze 237 rodem z „Lśnienia” czy obecność Waltera Pinkmana, podróżnika z Albuquerque.

Nie tylko memami Warszawa stoi. Czasem napotykane postacie zdradzają trochę więcej o swoich poglądach na obecną sytuację polityczną. Nie ogranicza się to jednak do prostego „socjaliści vs. imperialiści”, bo sam Wiktor Szulski odnosi się m.in. do pozytywistycznych idei przedstawionych w twórczości Bolesława Prusa. Duch tego autora unosi się w powietrzu również za sprawą obecności dwóch gazet, z którymi pisarz był związany – Kurjera Warszawskiego i Kurjera Codziennego. W tym drugim, w odcinkach, publikowano „Lalkę”, a sam dziennik został zamknięty w 1905 roku, a więc w tym samym czasie, w którym dzieje się akcja gry.

Nie brakuje też bardziej przyziemnych odniesień, choćby do kuchni. Gdzieniegdzie znajdziemy przepisy, np. na kapłona (czyli specjalnie tuczonego koguta), a także menu restauracji Kasztelańska. Czym raczyli się warszawiacy według Fool’s Theory? Proponowane w karcie dań zupy to barszcz, bulion lub zupa owocowa, a na drugie – potrawka z raków, gęś w galarecie czy młode indyczki. Do tego mizeria, kompot bądź czarna kawa, na barze zaś piwo żywieckie czy angielski porter. Zgadza się to z tym, co rzeczywiście serwowano w tamtych czasach – kapłony, raki, gęsi, wszystko to, co gości na naszych talerzach raczej rzadko, było dość popularne w przedwojennej Polsce. Chętnie jadano wtedy drób, ryby, rzadziej natomiast wieprzowinę. Kulinarne nawiązanie stanowi też nazwa baru Meta, Seta i Lorneta. Meta to miejsce sprzedaży alkoholu, a seta i lorneta to wódka (100 ml i jeden, dwa kieliszki) – do tego najlepiej serwowane z galaretą/meduzą, czyli mięsem wieprzowym/drobiowym w galarecie.
Okultyzm, taumaturgia i mitologia chrześcijańska
To, o czym piszę wyżej, to w najlepszym wypadku ważne fabularnie tło, ale wciąż tło. Na pierwszym planie stoi przede wszystkim wątek osobisty oraz taumaturgia, czyli według podań moc czynienia cudów – tutaj „ultraempatii” – obecna choćby w mitologii chrześcijańskiej. I z mitologią, nie tylko chrześcijańską, związane są salutory, potężne istoty, które możemy „łapać” i wykorzystywać m.in. w walce. Większość z nich to mniej lub bardziej swobodne interpretacje stworzeń i bóstw znanych z legend i wierzeń judaistycznych, słowiańskich czy kaukaskich. Pewnie niemal każdy bez trudu rozpozna Upyra, czyli po prostu upiora, który w grze jest duchem dumnego szlachcica poległego w bitwie. Do grona swojskich salutorów należy też Lelek, w staropolskich legendach niesforny duszek utożsamiany przez Kaszubów z głupotą, czy Weles, słowiański bóg magii i bogactwa. Piszę ten tekst wiosną, więc nie mogę pominąć Moreny, czyli Marzanny, istoty, której spalenie bądź utopienie ma zakończyć zimę.

Wspomniane wpływy chrześcijańskie i judaistyczne są widoczne choćby w postaciach Dybuka czy Paimona, demonów z kabały. Golem zaś to gliniana istota animowana poprzez umieszczenie w niej zwoju z konkretnym słowem. Ciekawym przypadkiem jest też Baalberith, który wydaje się połączeniem dwóch piekielnych istot z okultystycznych tradycji – Baala i Beritha. Część salutorów, jakie możemy sobie podporządkować, sięga jednak kultur nieco bardziej egzotycznych. Sirin, syrena, jest bowiem stworzeniem kojarzonym raczej z mitologią grecką, ale przeniknęła do wielu innych tradycji w krajach bałtyckich, choć pod rybią, a nie ptasią – jak w Grecji – postacią. W grze możemy spotkać też Djinna, czyli dżina, wywodzącego się z arabskich wierzeń duch pustyni.

Okultystyczne stowarzyszenia działające w cieniu w Warszawie, a także sposób funkcjonowania taumaturgii to już jednak autorska wizja studia z Bielska-Białej. Choć cudotwórstwo było obecne w wielu różnych religiach, od hinduizmu, przez chrześcijaństwo, po buddyzm, to utożsamiano je raczej z mocami pokroju uzdrawiania czy przewidywania przyszłości. W grze taumaturdzy potrafią nie tylko widzieć i wykorzystywać salutory, ale też odczytywać emocje z przedmiotów i sytuacji, wyciągając na wierzch najgłębiej skrywane sekrety, lęki i marzenia innych osób. Idea ta jednak doskonale wpisuje się w mechanizmy rozgrywki, ułatwiając prowadzenie śledztw i poznawanie ludzkich losów i problemów, które – mimo ponad stu lat różnicy – potrafią być bardzo podobnego do naszych.
Mnogość nawiązań do historii czy kultury, w międzynarodowej produkcji przeznaczonej w sumie bardziej na eksport (brak polskiego dubbingu!), jest ogromną szansą, żeby pokazać przedwojenną Polskę zachodnim odbiorcom. The Thaumaturge robi to nienachalnie, stawiając w centrum osobistą opowieść, turową walkę i elementy okultyzmu. Ale dzięki wiernemu oddaniu realiów, a także przemycaniu treści w wątkach pobocznych, wypowiedziach enpeców czy znajdowanych notatkach osoba grająca poznaje Warszawę roku Pańskiego 1905 mimowolnie. Wydaje mi się, że to dobry kierunek, choć czy tak jest naprawdę – czas pokaże.
Czytaj dalej
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.