[Sprawdzam] Drogi pamiętniczku…
No One Lives Under the Lighthouse
PC | Sowoke Entertainment Bureau | przygodowa • horror
Horror Sowoke ma wszystko, co lubię. Zamiast straszyć jump scare’ami buduje napięcie powoli. Ze względu na piksele wielkości wyrwanych paznokci pozostawia pole dla wyobraźni. A do tego wykorzystuje jeden z moich ulubionych motywów – łódki i latarnię morską. Do obowiązków bohatera należy zapalanie jej świateł każdego dnia przed zapadnięciem zmroku. Wkrótce okazuje się, że nie jest sam na maleńkiej wysepce, a wtedy… gra zaprzepaszcza dotychczasowy klimat z takim przytupem, że ziemia się trzęsie. Horrory z kiepskimi finałami to niestety standard, ale trzeba mieć prawdziwy talent, żeby schrzanić grę w takim stopniu. Gdyby metafora dotyczyła upadku z konia, No One Lives Under the Lighthouse spadłoby z niego i uderzyło czołem o jądro Ziemi. Sam pomysł był niezły, ale takiego nagromadzenia głupot i nietrafionych decyzji projektowych nie widziałam już dawno. Za to udźwiękowienie jest niesamowite, ciężkie, hipnotyzujące i naprawdę udane.
Metamorphosis
PC, PS4, XBO | Ovid Works| przygodowa • twórczość Franza Kafki
Piszę to w niedzielę wieczorem, świeżo po skończeniu Metamorphosis. Dotarcie do napisów końcowych zajęło mi dwa krótkie posiedzenia, a jednak gra zapisze mi się w pamięci na dłużej niż wiele kilkunasto- czy kilkudziesięciogodzinnych fabuł. Ovid Works zainspirowało się twórczością Franza Kafki – i, choć tytuł gry sugeruje gradaptację „Przemiany”, Metamorphosis znacznie bliżej do „Procesu”. Bohater, Gregor, zmienia się w insekta, po czym próbuje zorientować się w owadzim świecie i odzyskać swoją ludzką formę, a także pomóc przyjacielowi w tarapatach. Scenariusz jest dobrze napisany, stylowe lokacje wyglądają naprawdę nieźle, muzyka jest dziwaczna i fantastyczna, a zabawa w tej trójwymiarowej przygodówce polega przede wszystkim na nawigowaniu między gigantycznymi obiektami i przedstawicielami owadziej społeczności. Nie żałuję ani chwili spędzonej z grą – to prosta, ale dobrze zrobiona produkcja, której absurdalna atmosfera doskonale wpisała się w moje ciągoty do weird fiction i realizmu magicznego. Wcześniej Ovid Works stworzyło tylko VR-owy Interkosmos, ale trafia na moją listę studiów do śledzenia. Dzięki Metamorphosis mam też olbrzymią ochotę wrócić do Kafki.
Ninjin: Clash of Carrots
PC, PS4, XBO, NS | Pocket Trap | co-op • beat ‘em up • przetrwanie
Rzadko siedzę przed ekranem poza Twitchem, ale w czasach koronawirusa gra kooperacyjna na konsoli to w zasadzie randka czy inne spotkanie towarzyskie! Zwłaszcza w okolicy deadline’u powitałam Ninjin: Clash of Carrots z radością – to produkcja, którą można ogrywać, tuląc się na kanapie, oraz która nie wymaga używania mózgu. Wygląda trochę jak runner ze względu na mknące tła, ale w praktyce jest zwykłym beat ‘em upem ze zwierzątkami w rolach głównych i z personalizacją ekwipunku. Chodzi o zabijanie wszystkiego, co nie jest tobą lub twoim partnerem, i zbieranie wypadającej z przeciwników marchwi, a potem wydawanie jej na lepszy sprzęt. Widziałam może ze trzy lokacje, wszystkie kolorowe jak diabli, i chyba mi wystarczy. Jest w porządku do zabijania czasu, ale gdyby spaliła mi się konsola z produkcją Pocket Trap, wcale nie byłoby mi smutno.
„Sprawdzam” to cykliczny segment, w którym co poniedziałek przyglądam się trzem ogrywanym akurat produkcjom – głównie niezależnym, ale nie tylko. Jeżeli ci się podoba, zachęcam do rzucenia okiem na POPRZEDNIE ODCINKI.
Jeśli masz ochotę razem ze mną poznawać nowe tytuły, zapraszam na MÓJ KANAŁ NA TWITCHU (od poniedziałku do czwartku ok. 12, w piątki ok. 20, a w weekendy ok. 16). Do zobaczenia!
Czytaj dalej
3 odpowiedzi do “[Sprawdzam] Drogi pamiętniczku…”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

W tym tygodniu stałam pod latarnią, poderwałam pewną pajęczycę i wymieniłam garść marchwi za nóż w kształcie marchwi. Tak było.
Metamorfosis – bardzo przyjemna w odbiorze gra. Podobało mi się w niej przede wszystkim to, że twórcy nie rzucili się z motyką na słońce i stworzyli solidną, ale też nie porywającą, produkcję. Największy plus za sprawne wykorzystanie materiału źródłowego, który nie stał się pułapką dla twórców (jak to często niestety bywa w takich produkcjach) a znacznie wzbogacił prostą bądź co bądź historię. Dodatkowy plus za oprawę wizualną, która jest naprawdę ładna.
W przypadku No one lives… mam z kolei diametralnie różne odczucia. Dla mnie ta gra, pomijając już fakt, że sama w sobie toporna, od samego początku wzbudziła awersję. Nie działo się w niej absolutnie nic i nie miała żadnych argumentów za tym by dobrą grą się w jakikolwiek sposób stać. Nutka tajemnicy? Nie czułem. BARDZO powoli rozwijająca się historia, która mogłaby zaintrygować? Dla mnie to wyglądało bardziej na brak pomysłu. Punkt kulminacyjny? Tu przynajmniej można było się trochę pośmiać 😉