15
12.12.2022, 18:15Lektura na 6 minut

[Sprawdzam] Komisja jest zgodna

Tym razem trzy razy na nie.


Iza „9kier” Pogiernicka

Munchkin Digital

Dire Wolf | PC | karcianka • wczesny dostęp

W papierowego „Munchkina” – karciankę, w której gracze podkładają sobie wzajemnie świnie i ścigają się po najwyższy poziom – grałam może ze dwa razy w życiu i jej prawdziwą siłą były właśnie wredne (no dobra, pozytywne od czasu do czasu też) interakcje przy stole. W wydanej we wczesnym dostępie na początku grudnia wersji cyfrowej oprócz sieciowego PvP Dire Wolf oferuje także testowany przeze mnie tryb solo. Są pewne rzeczy, które wypada pochwalić – mechanika jest prosta, a samouczek dobrze prowadzi gracza za rękę przez podstawowe i bardziej zaawansowane mechanizmy. Gra polega, w dużym skrócie, na wbiciu dziesiątego poziomu, zanim zrobi to ktoś inny; tury natomiast składają się najczęściej z zagrywania rozmaitych kart (ekwipunku, akcji lub związanych bezpośrednio z postacią), króciutkich starć, które gracze utrudniają sobie wzajemnie, i otwierania skrzyń ze skarbami. Lubię ten gatunek i myślałam, że będę się świetnie bawić, jednak wytrzymałam z Munchkin Digital jedynie 2,5 godziny. Miałam ku temu cztery powody. Po pierwsze rozgrywka jest na tyle powtarzalna, że po dwóch czy trzech meczach nie miałam ochoty dalej grać. Po drugie gra jest zbyt łatwa i zwycięstwo nie daje satysfakcji nawet na poziomie trudności „hard” – po standardowym podejściu rozpoczęłam jedno ze specjalnych wyzwań o zmodyfikowanych zasadach i je również zrobiłam z palcem w nosie. Po trzecie jest chaotycznie, tury AI lecą zbyt szybko i jeśli nie znasz kart, nie wiadomo, co zagrywają przeciwnicy. Po czwarte tania kreskówkowa oprawa wizualna zwyczajnie mnie odrzuca. Zdaję sobie sprawę, że grafiki na kartach pochodzą z gry mającej już ponad dwie dekady i powinny być przede wszystkim rozpoznawalne, jednak warto byłoby je dostosować do współczesnych standardów (plus za to, że da się wyłączyć mechanizmy związane z binarnym podziałem na płeć). Nie wracam i nie polecam.


Marvel’s Midnight Suns

Firaxis Games | PC, PS5, PS4, XSX, XBO, NS | przygodowa • karcianka

Jako wielbicielka ostatnich XCOM-ów czekałam na Midnight Suns, mimo że nie jestem fanką uniwersum Marvela i ograniczam nasz kontakt do Marvel Snap. Z tych dwóch tytułów to jednak karcianka Second Dinner Studios dostaje złoty medal, a nie gra Firaxis. Bardzo chciałam lubić Midnight Suns, choć już po samouczku wiedziałam, że – ze względu na istnienie przeciwników-sługusów, których wystarczy walnąć czymkolwiek, oraz brak procentowej szansy na trafienie – próżno szukać tam emocji znanych z XCOM-a 2 czy Chimera Squad. W karcianej mechanice najbardziej podoba mi się możliwość wykorzystywania otoczenia, by np. rozwalić komuś łeb kamieniem, poza tym jest po prostu okej. To nie z nią mam problem, tylko ze wszystkim tym, co dzieje się pomiędzy potyczkami. Rzecz w tym, że Midnight Suns to dwie różne gry, które ani nie są ze sobą specjalnie połączone (trochę tak, jakby w Cult of the Lamb to, co dzieje się w osadzie, nie miało wpływu na sekwencje w lochach i odwrotnie), ani nawet równo rozsmarowane na kromce. Produkcję reklamowano jako taktyczną karciankę, podczas gdy większość zabawy to… trzecioosobowa przygodówka. Rozmowy z superbohaterami zamieszkującymi opactwo, które zresztą przypomniały mi interakcje z Mass Effecta, są koszmarnie przegadane, średnio napisane i jest ich po prostu za dużo, zwłaszcza jeśli chce się wyczerpać wszystkie kwestie dialogowe i niczego nie przegapić. Do tego dochodzi aspekt eksploracyjny. Twórcy dali graczowi do zwiedzania spory teren, którego kolejne fragmenty odblokowuje się, ucząc specjalnych zaklęć. Wczoraj spędziłam pięć godzin, łażąc po mapie, otwierając skrzynki z kosmetyką, zbierając rośliny i grzyby, których jeszcze fabularnie nie mam powodu gromadzić, i miałam w tym czasie tylko jedną, trwającą cztery tury potyczkę z głównego wątku. I zbierałam karteczki… Ach, marzy mi się, żeby w końcu twórcy przestali uważać, że idealnie zachowana pomimo warunków atmosferycznych notatka czy strona z pamiętnika zostawiona w przypadkowym miejscu to święty Graal narracji. Na szczęście na pewnym etapie eksploracja staje się opcjonalna, ale pominięcie jej byłoby wyrzuceniem, mam wrażenie, 70% gry do śmietnika. Nie na przygodówkę się pisałam! Dam jeszcze Midnight Suns ostatnią szansę, robiąc wyłącznie główne misje, żeby móc sobie w końcu więcej powalczyć, ale obecnie jestem Północnymi Słońcami bardzo zmęczona. Oczekiwałam gry taktycznej, a nie zbierania grzybów, wieczorów filmowych z postaciami i mikrotransakcji.


Dwarven Skykeep

Hack the Publisher | PC | strategiczna • budowanie i obrona wież


Zwiastun Dwarven Skykeep obiecywał pikselową strategię z budowaniem wież – oczyma wyobraźni widziałam w tym trochę Spellcaster University, trochę Guild of Dungeoneering – i byłam bardzo zdziwiona tym, co zobaczyłam w samouczku. Gra okazała się dużo szybsza i bardziej chaotyczna, niż się spodziewałam, a do tego sporą część mechaniki stanowi odpieranie wrogich ataków. Przyznaję, że po tutorialu byłam gotowa porzucić zabawę. I z jednej strony cieszę się, że tego nie zrobiłam, bo też właściwe misje są wolniejsze i ciekawsze niż samouczek; z drugiej w questach głównych poziom trudności wzrasta zbyt powoli i po paru krótkich, prostych i mało wymagających zadaniach nie chce mi się – mimo zapewnień jednego z developerów, że później się rozkręca – dalej w Dwarven Skykeep grać. W trakcie misji można wyprztykać się z kart, wskutek czego opcjonalne, trudniejsze wyzwanie ukończyłam tylko dzięki łutowi szczęścia; sterowanie czasem zawodzi i trudno wycelować zaklęciem ofensywnym; można zablokować się podczas rozbudowy; wreszcie zarządzanie wieżą to ciągła bieganina od pokoju do pokoju i zlecanie czynności krasnoludom. Nagromadzenie takich drobnych elementów sprawia, że choć widzę w Dwarven Skykeep potencjał, nie mogę gry polecić. Developerzy powinni byli pójść w powolną strategię z prawdziwego zdarzenia, a nie w taką dziwną hybrydę z ciągłym lataniem po zamku.

„Sprawdzam” to cykliczny segment, w którym co poniedziałek przyglądam się trzem ogrywanym akurat produkcjom – głównie niezależnym, ale nie tylko. Jeżeli ci się podoba, zachęcam do rzucenia okiem na POPRZEDNIE ODCINKI

Jeśli masz ochotę razem ze mną poznawać nowe tytuły, zapraszam na MÓJ KANAŁ NA TWITCHU (od wtorku do czwartku od ok. 13, w piątki od ok. 13 lub 18, w soboty od ok. 16). Do zobaczenia!


Czytaj dalej

Redaktor
Iza „9kier” Pogiernicka

Streamuję w przyjemnej atmosferze gry, których nie znasz. Zajrzyj: www.twitch.tv/9kier ;)

Profil
Wpisów388

Obserwujących28

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze