11
17.04.2023, 15:45Lektura na 5 minut

[Sprawdzam] Najlepsza karcianka tego roku i inne opowiadania

Kupuj ją w ciemno, jeśli nie boisz się potu i łez.


Iza „9kier” Pogiernicka

Tetris Effect: Connected

Monstars Inc., Resonair, Stage Games | PC, PS5, PS4, XSX, XBO, NS | logiczna


Nie jestem fatalna w Tetrisa, nie jestem też świetna – plasuję się gdzieś na środku. Odświeżenie klasycznej gry – pełne audiowizualnych fajerwerków, których nie byłam w stanie docenić, skupiona na spadających klockach – potraktowałam jako jednorazową przygodę na trzy godziny. W tym czasie udało mi się przejść kampanię od początku do końca na normalnym poziomie trudności, choć przyznaję, że dwie ostatnie sekwencje pokonałam ledwo. Na tym etapie miałam już w miarę ogarniętą mechanikę „zone”, czyli chwilowego zatrzymywania czasu, a możliwość przetrzymywania klocków w schowku pamiętałam z Puyo Puyo Tetris. Nauczyłam się za to pod koniec nowej sztuczki, którą do tej pory miałam tylko okazję obserwować u innych – gorączkowego obracania i przesuwania klocków przy „ziemi” w nadziei, że zyskam trochę na czasie i uda mi się je w miarę sensownie ułożyć. Bez tego nie dałabym rady, bo myślę wolniej, niż spadają w finałowych sekwencjach, i mój mózg potrzebuje chwili, by zarejestrować, co się dzieje. Oczywiście bez patrzenia na czekającą w kolejce figurę ani rusz! Czuję, że podczas tej jednej sesji z Tetris Effect: Connected zdobyłam jako gracz jakiś mały punkt doświadczenia, więc choć nie uważam produkcji za mistrzostwo świata, odczułam po dotarciu do końca pewną satysfakcję. Multi nie testowałam.


Wildfrost

Deadpan Games, Gaziter | PC, NS | taktyczna karcianka • roguelite



Wkręciłam się w Wildfrosta tak, że w ciągu czterech dni nastukałam 28 godzin – dla fanów taktycznych karcianek to pozycja absolutnie obowiązkowa. Mieszane opinie na Steamie wynikają z – takie przynajmniej mam wrażenie po przeczytaniu części negatywnych recenzji – z wysokiego poziomu trudności, bo gra faktycznie się nie patyczkuje i trzeba się skoncentrować. Dla mnie to akurat jedna z wielu zalet, a nie wada, choć potrafię zrozumieć, że nie każdy lubi się przy grze nagimnastykować. Rdzeń wciągającej mechaniki Wildfrosta da się wyjaśnić w jednym zdaniu – jednostki na mapie mają liczniki, których cyferki spadają po zagraniu karty, a kiedy dojdą do zera, postać atakuje. Celem jest oczywiście wybicie nieprzyjaciół, zanim zmiotą z planszy twoją drużynę. Naturalnie dochodzą do tego dodatkowe elementy, takie jak możliwość zdobywania i personalizacji kart sojuszników, narzędzi czy zaklęć. Opcji tworzenia talii jest od groma. A jakby tego było mało, Wildfrost szalenie dobrze wygląda i brzmi, ma trzy nacje, i garść innych rzeczy do odblokowania, a także questy dzienne, jeszcze trudniejsze niż standardowa rozgrywka. Da się też nazywać karty! Gdyby dało się jeszcze zrezygnować z wyboru karty podczas otwierania skrzynki ze skarbem i wprowadzono sensowne polskie znaki, byłabym wniebowzięta. Pełna recenzja w kolejnym numerze CD-Action.


Passpartout 2: The Lost Artist

Flamebait Games | PC | malowanie • przygodowa


O Passpartout zdążyłam niemal zapomnieć, w pamięci mając wyłącznie głupie obrazki, jakie malowałam w „jedynce” – świętego walczącego z pająkiem czy własną wersję Mony Lisy. Premiera „dwójki” wzięła mnie z zaskoczenia, a do tego twórcy obiecali rozwinąć warsztat biednego artysty o nowe narzędzia. I faktycznie! Malarz ma do wyboru cały wachlarz technik – różne rodzaje pędzli (np. taki pozwalający na cieniowanie), kredki, akwarele, spreje, gąbki, spryskiwacze – które może, podobnie jak płótna (np. w kształcie serca), nabyć w okolicznym sklepie. Bohater biega po małym miasteczku, realizuje zamówienia i sprzedaje obrazy namalowane „dla siebie”, ale ten aspekt gry wraz z całą fabułą najmniej mnie interesował. Miałam w głowie tylko potencjalne dzieła! Najbardziej dumna jestem z dwóch prac – ptaszka na gałęzi drzewa owocowego i drzewa cytrynowego namalowanego na prośbę właściciela restauracji – ale podczas dwóch sesji z grą tworzyłam także głupoty. Choćby rękojeść w kształcie baby Yody, tyłek centaura, kupę noszącą klapki ze skarpetami, trzymającą chorągiew i trójząb, a także zmutowaną, przypominającą węgorza rybę, która jako pierwszy obraz w „dwójce” kompletnie mi nie wyszła. Wykonałam też najgorszy na świecie autoportret, za który ktoś zaproponował mi mnóstwo pieniędzy. Najwięcej zabawy miałam ze wspomnianym cieniowaniem, cieszę się także, że developerzy wprowadzili do gry różne palety farb, z których aż trzy można mieć przy sobie. Jednak czy skończę Passpartout 2, nie wiem – gra jest słabo zoptymalizowania i przycina się podczas chodzenia po mieście, interakcje z postaciami są źle napisane i zwyczajnie mnie męczą, a do tego po paru godzinach wpatrywania się w obrazy bolą mnie oczy, a przy innych grach nie mam takiego problemu.

„Sprawdzam” to cykliczny segment, w którym co poniedziałek przyglądam się trzem ogrywanym akurat produkcjom – głównie niezależnym, ale nie tylko. Jeżeli ci się podoba, zachęcam do rzucenia okiem na POPRZEDNIE ODCINKI

Jeśli masz ochotę razem ze mną poznawać nowe tytuły, zapraszam na MÓJ KANAŁ NA TWITCHU (od wtorku do piątku od ok. 12, w soboty od ok. 16). Do zobaczenia!


Czytaj dalej

Redaktor
Iza „9kier” Pogiernicka

Streamuję w przyjemnej atmosferze gry, których nie znasz. Zajrzyj: www.twitch.tv/9kier ;)

Profil
Wpisów387

Obserwujących27

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze