[Sprawdzam] Trzy razy Nikita
Ograłam całą kolekcję krótkometrażowych nowelek z bundla Missing Calm – poniżej trzy najciekawsze.
Milk inside a bag of milk inside a bag of milk
Nikita Kryukov | PC | visual novel
Piszę o Milk inside a bag of milk inside a bag of milk dlatego, że to klasyk. To, że sięgnęłam po niego dopiero teraz, musi być wynikiem jakiegoś błędu w matriksie, zwłaszcza że Milk inside a bag of milk inside a bag of milk jak mało co trafia w mój gust. To niepokojąca nowelka (3,60 zł, jakieś 17 minut rozgrywki), w której postać próbuje kupić mleko i prosi gracza o pomoc. Jest tu dużo dziwacznych interakcji i jeszcze dziwniejszych dialogów – sięgnij po grę, jeśli lubisz naprawdę odjechane rzeczy, które wyglądają, jakby stworzono je po zażyciu substancji psychoaktywnych. Jeszcze w tym roku powinien ukazać się sequel, Milk outside a bag of milk outside a bag of milk, co brzmi jak żart Aszdziennika, ale nim nie jest.
Lighthouse Keeper
Nikita Kaf | PC | visual novel
Latarnie to jeden z moich ulubionych motywów w filmach grozy. Uważam, że „The Lighthouse” – czarno-biała produkcja z Willemem Dafoe and Robertem Pattinsonem – jest niesamowicie klimatyczna i również w grach szukam podobnej atmosfery. Do tytułów takich jak No one lives under the lighthouse, Montague’s Mount i The Shore lgnę więc niczym ćma do lampy, po czym przeżywam gorzkie rozczarowania. Krótkometrażowy Lighthouse Keeper, choć oferuje przewidywalne i może trochę zbyt pośpieszne zakończenie, może być najciekawszą grą z latarnią morską, z jaką miałam do tej pory do czynienia, a także najlepszą grą Nikity Kaf. Czarno-biała, z voice actingiem o bardzo wyrazistym akcencie, ciekawie napisana. Jest chyba najgorzej ocenianą grą z bundla Missing Calm, ale moim zdaniem bardzo niesprawiedliwie.
My name is You and it’s the only unusual thing in my life
Nikita Kaf | PC | visual novel • tekstowa
Choć w tłach My name is You and it’s the only unusual thing in my life występują grafiki i oszczędne animacje, fundamentem rozgrywki jest tekst. Dodano do niego bardzo klimatyczny voice acting, który mnie kojarzy się najbardziej chyba z The Stanley Parable, i właśnie on czyni z My name is You… tak interesującą nowelkę. W półgodzinnej zabawie, kosztującej zaledwie 11 zł, zamknięto mrowie wyborów, a w konsekwencji aż dziesięć zakończeń, i przyznaję, że połączenie nieliniowości, głosu narratora oraz krótkiej fabuły sprawia, że mam ochotę sięgnąć po grę raz jeszcze. Finał, który widziałam, zostawił mnie z większą liczbą pytań niż odpowiedzi, jednak mam pewne podejrzenia dotyczące oniryczności wydarzeń. Na razie wiem na pewno, że w świecie przedstawionym istnieje jakaś dziwna choroba i to ona jest powodem, dla którego partnerka postanawia zostawić bohatera; wiadomo, że jest on zatrudniony u swojego szefa i zostały mu trzy dni do urlopu; wiadomo, że ma na imię You i w efekcie trudno się z pracownikiem korporacji chociaż trochę nie utożsamiać.
„Sprawdzam” to cykliczny segment, w którym co poniedziałek przyglądam się trzem ogrywanym akurat produkcjom – głównie niezależnym, ale nie tylko. Jeżeli ci się podoba, zachęcam do rzucenia okiem na POPRZEDNIE ODCINKI.
Jeśli masz ochotę razem ze mną poznawać nowe tytuły, zapraszam na MÓJ KANAŁ NA TWITCHU (od wtorku do czwartku od ok. 13, w piątki od ok. 18, w soboty od ok. 16). Do zobaczenia!