[TYDZIEŃ Z GHOST OF TSUSHIMA] Czas Kurosawy
![[TYDZIEŃ Z GHOST OF TSUSHIMA] Czas Kurosawy](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2021/11/20/7bcc3f29-23a9-4376-8a16-f62ccfcdc38d.jpeg)
W grze znalazł się specjalny tryb, który spowija ekran czarno-białym filtrem i dodaje artefakty imitujące starą taśmę filmową, wzmacnia siłę wiatru, a nawet zubaża dźwięk, zamieniając 3D w mono. W połączeniu z japońskim dubbingiem robi to niesamowite wrażenie, przez co na kilkadziesiąt godzin możemy niemal przenieść się w czasie. Autorom gry zależało na tym, by ten szczególny wariant nazwano trybem Kurosawy, na co uzyskali oficjalną zgodę od spadkobierców reżysera.
Po cóż te wszystkie zabiegi i starania? Z jednej strony to niezły chwyt marketingowy (Kurosawa Mode po prostu dobrze brzmi i na pewno przyciągnie uwagę dodatkowych odbiorców), a z drugiej po prostu nie mogło być inaczej – wszak wpływ filmów japońskiego mistrza na dzieło Sucker Punch Productions jest ogromny.
Kurosawa znany był z obsesyjnego perfekcjonizmu na planie, nierzadko uciążliwego dla ekipy. Potrafił do znudzenia powtarzać te same ujęcia, często ryzykując zdrowiem, a nawet życiem aktorów w imię jak największego realizmu. Wszystko musiało być dopracowane idealnie, bo przywiązywał uwagę również do tych detali, których oko kamery ostatecznie nawet nie uchwyciło (na przykład szpitalne szafki, które i tak nie były otwierane, musiały zawierać leki stosowne do epoki, której dotyczył film).
Jego scenopisy dokładnie omawiały najdrobniejsze elementy, takie jak długość konkretnych ujęć, oświetlenie na planie, to, jak ma poruszać się bohater w danej scenie, jakie emocje ma wyrażać, a nawet jak wiąże buty. Kurosawa miał zwyczaj wszystko dokładnie rozpisywać jeszcze przed realizacją projektu, a na planie pojawiał się już ze stosem gęsto zapisanych notesów. To wszystko przełożyło się na kino tak charakterne i wyraziste, a jednocześnie doskonale czytelne zarówno dla jego rodaków, jak i zachodniego widza.
Wirtualna Cuszima nie jest odwzorowaniem prawdziwej wyspy w skali 1:1, bo i nigdy nie miała taka być. To raczej list miłosny skierowany do fanów Japonii, niezwykle barwny kolaż wszystkich możliwych pejzaży, które kojarzyć się mogą tylko z jednym regionem na świecie – Krajem Kwitnącej Wiśni. Tenże świat jest w grze bohaterem pierwszego planu, a zarazem środkiem wyrazu. Podobnie jak u Kurosawy, ważniejszy od dialogu jest obraz, a jeśli o nim mowa, niebywale istotny jest ruch i szeroki kadr.
W grze ciągle się coś dzieje, przyroda nieustannie manifestuje swą obecność poprzez podmuchy wiatru, liście spadające z drzew i wirujące płatki kwiatów. Na leśnym trakcie trafimy na dzikie zwierzęta, a pędząc przez pola malowniczo kołyszącej się trawy spłoszymy stada ptaków.
Mamy pełną kontrolę nad kamerą, ale w szczególnych sytuacjach gra przejmuje pałeczkę. Gdy dotrzemy do punktu widokowego, obraz znacznie się oddali, ukazując jeszcze większą połać lądu, a w scenach, które poprzedzają samurajskie pojedynki w kręgu, kamera niemal celebruje to wydarzenie, ukazując na zbliżeniach między innymi twarze walczących czy dłonie zbliżające się do miecza.
Każdy gest, każdy ruch jest rozciągnięty w czasie, bo gdy już zacznie się właściwa walka, trudno będzie o złapanie oddechu. Dokładnie tak, jak w filmach japońskiego mistrza, który podobne sceny dopracował do absolutnej perfekcji. W pamiętnych „Siedmiu samurajach” dzięki zastosowaniu długich obiektywów udało się dokładnie uchwycić na zbliżeniach szerokie spektrum emocji, które targają bohaterami. Zgodnie z nieśmiertelną maksymą, że jeden obraz może powiedzieć więcej, niż tysiąc słów.
Choć mistrz cenił kino nieme, na którym przecież się wychował, niezwykle istotną rolę przypisywał muzyce w filmach. Idealną harmonię zapewniały melodie wykorzystujące tradycyjne, japońskie instrumenty sprzęgnięte z dźwiękami natury.
Siekący wściekle deszcz, zawodzenie wiatru czy łopoczące chorągwie były dla Kurosawy kolejnym środkiem wyrazu podczas budowania sceny i podkręcania klimatu. Równie znaczącą rolę odgrywa muzyka w produkcji Sucker Punch. Tam, gdzie to konieczne, aranżacje zagrzewają to boju, a podczas niespiesznej eksploracji relaksują i odprężają.
Dźwięki natury okazują się zresztą równie istotne. Huk grzmotu mimowolnie sprawia, że szukamy schronienia, a obserwacja przyrody (na przykład tego, w którą stronę wieje wiatr) i nasłuchiwanie śpiewu ptaków nierzadko może doprowadzić nas do szczególnego miejsca.
Jako twórca raz za razem czerpiący z dorobku literatury europejskiej, Kurosawa szczególnie umiłował sobie Dostojewskiego i Szekspira, przenosząc niektóre z ich dzieł na rodzimy grunt. Nie dziwi zatem, że w jego filmach często przewijają się wątki dramatyczne, rozważania na temat ułomności ludzkiej natury, rozterek moralnych oraz nigdy niekończącej się walki dobra ze złem. Bohaterzy, których portretował, niejednokrotnie musieli zboczyć z obranego wcześniej szlaku, przyjmując styl działań przeciwnika.
A to przecież filar, na którym bazuje scenariusz Ghost of Tsushima – przemiana głównego bohatera to długa i wyboista droga, ale jej pierwszym przystankiem jest zgoda na to, by postępować niezgodnie z zasadami kodeksu Bushidō. Samuraj, który zawsze powinien stawać do otwartej walki, patrząc w oczy wroga z odwagą i szacunkiem, musi odtąd działać w ukryciu, kierując się podstępem i przebiegłością, które charakteryzują przeciwnika.
By przeżyć i pomóc swoim ludziom, Jin Sakai musi przystosować się do nowych zasad. Oczywiście nie jest to w zgodzie z jego sumieniem, ale robi to w imię wyższego dobra. Tak oto samuraj staje się duchem.
Czytaj dalej
5 odpowiedzi do “[TYDZIEŃ Z GHOST OF TSUSHIMA] Czas Kurosawy”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Wincy wincy, dejta mi jeszcze bo dobre toto a autorowi sake polać bo dobrze prawi.
Dołączam się, oby wincyj takich tekstów.
Naprawdę spoko tekst. Aż mi się przypomina dział o kulturze w starych Resetach (głównie dla tego działu ongiś kupowałem)!
Pamiętam, że tylko raz w życiu miałem do czynienia z twórczością Kurosawy a mianowicie jeszcze jako dziecko obejrzałem jego wersję „Makbeta”. Ledwo już co pamiętam ten film, ale po tym co tutaj przeczytałem, chyba zrobię sobie seans jakiegoś jego filmu.
ja właśnie jestem po Yojimbo. muszę znaleźć 3 godziny czasu na 7 samurajów, będzie ciężko, w ostateczności obejrzę na dwa razy. ale te filmy są świetne, wyprzedziły swoje czasy i to sporo.