Wydawcy kupują u nas recenzje
Twierdzi tak Pani Ewelina Stój, dziennikarka PurePC.pl, której prowokacyjny felieton („Dlaczego oceny graczy i recenzentów są coraz bardziej rozbieżne?”) od kilku dni wywołuje w social mediach poruszenie. Jako osoba zatrudniona w największym w Polsce piśmie dla graczy, w dodatku mająca znajomości w większości rodzimych branżowych mediów (jeśli nie we wszystkich), bardzo chciałbym wdać się w polemikę. Z publikacją Pani Eweliny polemizować jednak trudno, podobnie jak trudno dyskutować z wywodami płaskoziemców, dowodami na rozpylanie przez Rząd Światowy chemtrails oraz poszlakami, zgodnie z którymi Paul McCartney nie żyje od blisko pół wieku (acz mimo wszystko nadal koncertuje).
Tym niemniej: spróbujmy.
Ostatnimi czasy, gdy po premierze danej gry sięgamy po recenzje krytyków, opinie recenzentów wydają się zupełnie nie pokrywać z naszymi osobistymi odczuciami.
– zagaja Pani Ewelina. Konstatacja skądinąd ciekawa, bo podobne rozbieżności znane są od… cóż, zawsze. Osiem lat temu zauważył to Jason Dietz (odsyłam). Być może – jako założyciel Metakrytyka – ma na ten temat mniejsze rozeznanie, niż Pani Ewelina, stąd nawet nie przytaczam opinii jakiegoś tam analityka The Guardian, który wziął na ruszt 10 tys. filmów, udowadniając, że skrajności na linii opinie mediów-oceny użytkowników dotykały już obrazów nakręconych w 1970. (Albo niech tam, przytoczę).
Na Pani Ewelinie wielkie liczby nie robią jednak wrażenia.
Chyba nie ma osoby, która widząc takie rozbieżności nie zastanawiałaby się, czym taki stan rzeczy jest podyktowany. Najłatwiej jest powiedzieć, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Ale czy dolary to jedyny „winowajca”? Dosadny argument o zawyżaniu przez recenzentów ocen gier mówi o „kupowaniu recenzji” przez deweloperów czy wydawców. Ot wydawca na literę U czy na literę E sypnie groszem i już portale przyznają z bananem na ustach ósemeczki i dziewiąteczki.
– kontynuuje Autorka. Z „dosadnością” dyskutować nie mogę, zatroskany pytam natomiast: gdzie tu „argument”? Argumentem jest (za Słownikiem PWN): «fakt lub twierdzenie przytaczane dla uzasadnienia lub obalenia jakichś tez lub decyzji». Zarówno fakt, jak i twierdzenie powinny mieć jednak dowód, którego Pani Ewelina, zapewne wyłącznie przez roztargnienie, zapomniała załączyć.

Redaktorka sama zdaje sobie zresztą sprawę, że może i sponio siądzie w tekście wrzutka o tym, że wydawca na literę U czy E trzyma media na pasku, ale jest to raczej… nieprzeintelektualizowany tok rozumowania. Rzuciwszy więc podejrzenie, wycofuje się z niego rakiem już w kolejnym zdaniu.
Nawet jeśli takie praktyki się nie dzieją, to istnieje jeszcze nieco bardziej ugrzeczniona wersja tego argumentu, bazująca w dalszym ciągu na układach.
O jakie układy chodzi? Pani Ewelina nie jest dobra w suspensie, stąd wkrótce wygasza w czytelniku egzystencjalne napięcia:
„A bo przecież jak ocenimy grę wydawcy na literkę T na szóstkę bądź jeszcze niżej, to z kolejną grą do recenzji możemy się pożegnać” – myślą redaktorzy.
Przyznaję, krucho u mnie z procesami kognitywnymi, bo nigdy podobna myśl mi do głowy nie wpadła. Sądzę zresztą, że skoro „na szóstkę bądź jeszcze niżej” oceniliśmy…
Murdered: Soul Suspect (4+/10 Square Enix), Everybody’s Gone to the Rapture (4+/10, Sony), Age of Empires II: HD Edition (5+/10 Microsoft), Wolfenstein: The New Order (5/10, Bethesda), The Sims 4 (4/10, Electronic Arts), Heroes of Might & Magic III – HD Edition (5/10, Ubisoft), WWE 2K18 (5/10, Take-Two), BioShock: The Collection (5/10, 2K Games), Pro Evolution Soccer 2017 (5/10, Konami), LEGO Marvel’s Avengers (5/10, Warner Bros.), Destiny 2: Curse of Osiris (4/10, Activision), Neverwinter Nights: Enhanced Edition (5/10, Infogrames), Disney Epic Mickey 2: The Power of Two (4+/10, Disney), Worms World Party Remastered (4/10, Team17), 11-11: Memories Retold (4/10, Bandai Namco), Contrast (4/10, Focus Home Interactive), Ryse: Son of Rome (4/10, Crytek), Resident Evil 0: HD Remaster (4/10, Capcom), Saints Row: Gat Out of Hell (4/10, Deep Silver), Mario Tennis: Ultra Smash (2+/10, Nintendo)
…a każdy z ww. wydawców wciąż przesyła nam materiały do testów – „praktyki” opisane przez Panią Ewelinę należałoby wziąć w cudzysłów. Nawet zaś założywszy, że wydawcy to nie racjonalne, operujące milionami firmy, ale naprawdę wk****i sześciolatkowie, którzy, gdy coś im się nie podoba, grożą, że wstrzymają oddech i się uduszą… to przecież media mają na tyle duże zaplecze finansowe, by grę sobie zwyczajnie kupić.

Pani Ewelina nie zawraca sobie zresztą głowy realiami rynku, prędziutko umykając w kierunku kolejnego oskarżenia.
Zostawmy jednak ten niechlubny element praktyk redaktorskich za nami i przejdźmy do kwestii mniej oczywistych, a przez to – moim zdaniem – ciekawszych. Nie mam „wtyk” we wszystkich redakcjach świata, ale w większości z nich redaktorzy mają płacone wyłącznie od poczynionej recenzji, nie zaś od godzin grania. Kiedy więc stoi przed nami możliwość zrecenzowania gier o fabule długiej na 8 godzin oraz o fabule długiej na 100 godzin, nie ma praktycznie szans, by obie te produkcje opisać równie dogłębnie, a co się z tym wiąże – równie obiektywnie. To z kolei skutkuje tym, iż redaktorzy nie są w stanie dotrzeć do tych elementów, do których ostatecznie docierają sami gracze, a które zaniżają ostateczny odbiór.
Posłużę Pani Ewelinie jako „wtyka” w redakcji CD-Action i życzliwie wyłożę, jak wygląda funkcjonowanie branżowych mediów. Jeżeli gra ma zająć 100 godzin – zlecenia podejmuje się autor, który ma dostateczne moce przerobowe. Jeżeli jest on zatrudniony na etacie – zajmuje się wyłącznie tym jednym tematem. Jeżeli jedynie współpracuje z redakcją – otrzymuje za artykuł stosownie wyższe wynagrodzenie, by mógł się skupić wyłącznie na nim.
Nie ma za co.
Pani Ewelina podnosi kolejny wątek – wydawcy wysyłają nam gry do recenzji, w czym, rzecz jasna, ma słuszność… tyle że jej wnioski są dość karkołomne.
Dostając coś za darmo, większość ludzi (i to przywraca mi wiarę w człowieka), nie jest w stanie na to narzekać (a przynajmniej przesadnie i publicznie).
Otóż tak, jak dziennikarz filmowy jest w stanie narzekać na premierę, na którą zaprosił go dystrybutor, krytyk literacki narzekać na pierwodruk powieści, przesłanej mu przez wydawcę, tak recenzent gier jest w stanie narzekać na grę (przesadnie i publicznie). Odsyłam zresztą do jednego z powyższych akapitów (tego z ocenami)… jak i do nadchodzącego wydania CD-Action. Znajdzie tam Pani, Pani Ewelino, chociażby enkiego, który wręcz rozaniela się nad Rage’em 2, którego dostał za darmo (cytuję: „drewno, amatorszczyzna, paździerz”), a Eugeniusz Siekiera wprost roztkliwia się nad Titan Quest: Atlantis, które otrzymał za friko („wizytówką tego rozszerzenia jest niechlujstwo”).
Rozumiem, że – jako recenzentka – kieruje się Pani tak… hmmm… osobliwym podejściem do zawodu. Zapewniam: nie jest to w naszej branży standard.
Przejdźmy dalej
Pani Ewelina rzuca podejrzeniami o łapownictwo, poświęcając im cały, długaśny akapit!
Nie jest tajemnicą, że recenzenci potrafią dostać na testy bogatsze edycje gier niż te, które znajdują się w regularnej sprzedaży. I znów – nie mogę wypowiadać się za wszystkie redakcje świata, ale z mojego doświadczenia wygląda to tak, że tester dostaje od czasu do czasu wersję pre-order, która opiewa (pisownia oryginalna – dop. red.) dodatkową broń czy skórki. Czy wpływa to na końcową ocenę? (…) I fakt, jeśli tak dzieje się faktycznie, a wybrane redakcje dostają grę pozbawioną przymusu „farmienia” bądź przyćmiewające tę konieczność dodatki niewymagające zakupu, to oceny końcowe mogą być tylko lepsze niż powinny.
Podejrzenia Pani Eweliny Stój są bardzo mocne! Liczę więc, że ma równie mocne dowody! Czy słusznie?
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Te rewelacje (prawdziwość) jest jednak trudno zweryfikować.
No cóż, szkoda. Dalsza część felietonu (?) Pani Eweliny to ślizganie się po temacie bugów (czy mają wpływ na oceny recenzentów czy też nie? Z serdecznością rozwieję napięcia: mają). Ale choć tekst był dotychczas jedynie zbiorem domysłów – pojawia się w nim również akapit posiadający znamiona (brzydkie słowo) researchu.
Autorka przytacza bowiem badania agencji EEDAR, z których wynika, że krytycy zajmujący się jedynym medium, w którym pojawia się gameplay – zwracają uwagę na gameplay.
Według badań zespołu analityków z EEDAR, krytycy w największej mierze skupiają się na… gameplay’u, czyli na szeroko rozumianym sterowaniu, zaprojektowaniu poziomów czy systemie walki.
Gdy już sprezentuje nam wywrotowy wniosek, Pani Ewelina rzetelnie streszcza, jakim kategoriom recenzenci poświęcają najwięcej miejsca. Załączam zresztą wykres i odsyłam do omówienia wyników, bo jest to ciekawa lektura.
Jednak Autorka postanowiła poprawić analityków, dopisując do ich badania dwa zgoła niespodziewane wnioski!
Wniosek pierwszy:
Otóż badający temat zaobserwowali tendencję, iż bardziej znany producent / wydawca ma większe szansę na uznanie, niż nieznane studio.
Przyznaję, że w tym miejscu Pani Ewelina nieco zbiła mnie z pantałyku, bo przecież też miałem wgląd w raport EEDAR i wydawało mi się, że badacze niczego takiego nie zaobserwowali. (Choć zdanie jest, rzecz jasna, prawdziwe).
Po chwili odkryłem jednak, na czym potknęła się Autorka. Pani Ewelino – dyskretnie w tym miejscu wytłumaczę, że „market” to z angielskiego „rynek”, nie „marketing”. Polecam zresztą raz jeszcze wczytać się w raport. Zauważy tam Pani definicję, zgodnie z którą dziennikarze mają baczenie na „czynniki rynkowe (tj. porównanie do liderów rynku, porównanie do poprzednich odsłon marki, jak tytuł dorósł do oczkiewań, jakie wytworzył)”.
Wniosek drugi:
Na trzecim miejscu znalazły się elementy związane ze społecznością. To oznacza, że krytycy przywiązują bardzo dużą uwagę do tego, co oferuje multiplayer bądź czy gra pozwala na dzielenie się np. zrzutami ekranu z przyjaciółmi. Szeroko rozumiana fabuła pojawiła się w badaniach dopiero na 4 miejscu. Dalej znajdziemy stronę graficzną, techniczną (mamy więc bugi), wartość produkcji (stosunek jakości do ceny, kwestia DLC), zaś na szarym końcu stronę audio. Jeśli przeanalizowalibyśmy ten proces oceniania chociażby na przykładzie gry Anthem, będziemy wstanie zrozumieć, dlaczego serwisy oceniły go nie tak znowu najgorzej. Ale nie tylko Anthem mógłby robić tu za przykład.
Kochana Pani Ewelino! Gdyby doczytała Pani omówienie wyników, na które się Pani w swym tekście powołuje, mogłaby Pani odnaleźć następujący wnioski:
Ostatecznie to single player wpływa na ocenę w recenzji, nawet w tytułach silnie nastawionych na multiplayer.
Fabuła gry jest kluczowa dla oceny.
Oraz:
Mimo że multiplayerowe elementy to trzecia z najbardziej omawianych kategorii (13 procent), multiplayerowe elementy mają mały wpływ na ocenę.
Badacze nie tylko bowiem przeanalizowali którym elementom gry recenzent poświęca w swym tekście najwięcej miejsca, ale również: które elementy mają wpływ na jego ocenę… wiem, wiem, Pani Ewelino, nieistotne.
Jak więc wyraźnie widać, rozbieżności w ocenianiu na linii gracze – recenzenci to nie tylko kwestia finansowa. (…) Krytycy wydają się podchodzić do tematu bardziej technicznie, choć czasami niestety i „wybiórczo-technicznie”. Analizują tytuły pod kątem jakości gameplay’u czy rozwiązań sieciowych, przymykając oko na bugi, jakość opowiadanej historii czy stronę audio.
Kończy swój tekst Pani Ewelina. Co prawda przytoczone przez nią badania świadczą o czymś zupełnie przeciwnym, a przed kupczeniem recenzji chroni odbiorcę mediów Urząd Ochrony Konsumenta oraz art. 36 ust. 3 prawa prasowego („Ogłoszenia i reklamy muszą być oznaczone w sposób niebudzący wątpliwości, iż nie stanowią one materiału redakcyjnego”). W dodatku nikt nigdy w Polsce nie złapał nikogo na kupowaniu recenzji…
…ale – tak poza tym – bardzo dobry tekst!
Miła Pani Ewelino,
Paradoksalnie udowadnia Pani, że jesteśmy, jako dziennikarze, potrzebni. Chociażby po to, by trzymać się faktów, rzetelnie relacjonować badania, prostować nieścisłości i wyłapywać błędy, czym też – na użytek polemiki z Pani felietonem – musiałem się, niestety, zająć.
Czytaj dalej
140 odpowiedzi do “Wydawcy kupują u nas recenzje”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.


Właśnie wyobraziłem sobie jak puszczacie hip-hop’owy bit i się dissujecie 😀
@arianrod, @dlabeki: Ja bym raczej obstawiał, że ów ”nabzdyczony ton gimnazjalisty” (którego osobiście w jego tekście nie dostrzegam) jest efektem tego, iż Papkin (jak chyba każdy z nas) nie lubi kiedy zarzuca mu się coś, czego nie robi, w dodatku jeszcze na podstawie „argumentów” z rzyci wziętych. Ale co ja tam mogę wiedzieć.
Tak szczerze mówiąc to wszystkie te opinie tych „fachowców” mi latają. Kupione, nie kupione. Obie tyle samo warte, bo to tylko opinia jednego człowieka, która wcale nie musi się pokrywać z moją. Jak już czytam jakąś recenzję to nie po to by się dowiedzieć czy gra jest fajna, tylko czy zawiera jakiś element.
@Smuggler „”To ja rzuce haslo – wsrod graczy jest wielu pedpfili! A dowody sobie wezme z d… I dopiero sie zagotuje w komentarzach”Wiesz, chyba ty najlepiej znasz swoje własne skłonności… Ale jak coś, to ja, znaczy się współgracz, cię nie oceniam – eee, znaczy, jako odwieczny hater dzieci tylko tyle…tego, no…zrozumienia mogę okazać.BTW Przypomni mi ktoś wymówkę dla braku oceny najpierwsiejszej recenzji Dying Light w CDA? (pamiętam tylko, że ją kupiłem, bo na oceny i tak nie patrzę 😉
Diabeki – pierwszy post – 3 dni bana.
@Zadymek – daruj sobie wycieczki ad personam i argumentacje na tym poziomie. A oceny braklo, bo w procesie produkcji po prostu ja wcielo. Zdarza sie, „wciecie” nastapilo juz w momencie gdy tekst byl po wszelkich koretkach itd. Po prostu zniknela warstwa z ramka (DTPowcy zrozumieja).
Ogólnie podoba mi się, że większość stwierdzeń z felietonu jest skwitowana zwykłym „mapandowud?” bez jakiejkolwiek rzeczowej polemiki. W ten sposób ten tekst jest jeszcze mniej merytoryczny niż ten, który jest poddany krytyce.W tekście pada bardzo ciekawe zagadnienie – różnic w wersji preview od pudełkowych. Nie jest raczej niczym dziwnym, że wersje preview często mają wyłączone lootboksy czy mikropłatności. Wszak często serwery nie są jeszcze nawet aktywne. Czy to ma wpływ na ocene?
A skąd mam wrażenie, że wersje recenzenckie nie mają lootboksów i mikropłatności? Bo często w ogóle recenzja o nich nie wspomina. Więc albo redaktor nie miał z nimi styczności, albo celowo informacja o tym aspekcie gry jest w recenzji pomijana. Jest jakaś trzecia opcja?
No i przykłady recenzji gier, które dostały u was niskie oceny to są prawie wyłącznie gry, które nikogo.|Jeszcze się taki redaktor pisma z grami nie urodził, który by dał Battlefield V 4/10 i to pomimo, że gra wyszła w stanie nieukończonym.Recenzje ludków takich jak Angry Joe też różnią się zwykle od typoch recenzji magazynowych. I akurat ten Pan sam kupuje gry do recenzji, nie bierze żadnych promek. Przypadeg?
@Smuggler pytałeś o przypadek gry, w CDA, która dostała wysoką notę a miesiąc potem była jako pełniak.Ja już nie pamiętam jej tytułu, ale była to gra o aniołkach i diabełkach – taka gra nastawiona na deathmatch multi. Gra dostała wysoką notę w CDA, a miesiąc później była pełniakiem.Jak odpaliłem ten kaszan to byłem lekko mówiąc, zniesmaczony. Ale może to tylko moje wrażenia i Pan redaktór naprawdę szczerze się tym czymś zachwycił 😉 A to, że gra była pełniakiem numer potem? Czysty przypadek 😉
Witam. Sądząc po poziomie wypowiedzi, stoczyliśmy się razem z całym forum na tą samą głębię, co forum cytowanego powyżej artykułu i całego portalu purepc. Sam też jestem zmuszony wystąpić z wycieczką ad personam. |Otóż autorka recenzowanego artykułu nawet u siebie ns portalu nie słynie z jakości swoich artykułów. O ile część komentarzy jest zdecydowanie płciowych, to jednak poziom merytoryczny tej pani nie sięga poza skorzystanie z google translatora, a i to nie zawsze prawidłowo.
@Fandir|OK, ja to rozumiem. Tylko jeśli argumenty są z rzyci, to tym bardziej nadają się do obśmiania – mało tego myślę, że polemika w takiej formie ma więcej sensu niż pisanie tekstu, który można skrócić do „jestem fajny, a pani jest gópia”. Jak dla mnie, w wykonaniu Papkina jest to bardzo rozczarowujące.
@Diabeki|Człowieku, weź się nie kompromituj…
Z jednej strony, niby gracze są złośliwi i walą najniższymi ocenami za drobnostki. Z drugiej strony, przez tyle lat z takimi pierdołowatymi ocenami nie było żadnego problemu, a teraz nagle jest. Podejrzewam, że o ile CDA stara się trzymać poziom, to, niestety, nie każdy może być cedeczkiem.
Różnie z tym bywa 🙂 No ale jak widzę 9/10 lub 10/10 wystawione np; Oblivion lub Skyrim w CD-Action…
@Smuggler Ależ, zaraz atak (ad personam? Spieramy się?). Po prostu: gdy gracz mówi mi o problemie graczy, to automatycznie oferuję wsparcie pierwszemu graczowi, jaki przychodzi mi do głowy. Solidaryzuję się ;)|A, i dziękuję za przypomnienie. Jak wspomniałem, oceny mi powiewają, nie ma sprawy, chciałem tylko przypomnienia.PS Wg google „Zadymek” to jest postać z jakiejś romkom. NIE ja. No, i kto tu kogo ad personam? 🙁
Faktycznie pani wypowiada kompletne bzdury. Zawyżona czy zaniżona ocena świadczy tylko jakości recenzenta. Przykład? Cd action to gówno gazeta, która nie zna się na robocie, bo dała Umbrella Corpsom pozytywną note, kiedy sama gra dostała się do top 5 najgorszych gier 2016 przez prawie każdego innego recenzenta. Tak to jest bait, ale jestem ciekaw czy redakcja się odwoła do tej recenzji XD
Ja tam skajrimowi spokojnie wystawiłbym 9/10 a recenzentem w cd-a nie jestem, i co teraz?
@Papkin Pani Ewelina na pureprc i tak jest najbardziej kontrowersyjnym autorem i często jest masa negatywnych opinii pod jej „newsami”
@silvver – ba są domniemania, że Pani Ewelina na PPC jest bezpośrednim powodem wyłączenia ocen artykułów oraz usunięcia informacji o tym, kto jest autorem artykułu na stronie głównej serwisu.|Jakkolwiek ja bym się z ciekawością dowiedział, co redakcja CDA sądzi o rozbieżności ocen recenzentów i graczy i jak się odnosi do nieaktywnych mikropłatności w wersjach recenzenckich?
Ależ mnie tym tekstem zirytowaliście. Próba ośmieszenia i wyszydzenia czyjegoś tekstu jest według was wdaniem się w dyskusję? Mam chyba dość pseudo-action.
Nie jestem w stanie odnieść się do tekstu Pani Eweliny w taki sposób, jak Papkin, choćby z racji tego, że nie pracuję w branży i nie piszę recenzji. Ale jako odbiorca różnych form rozrywki multimedialnej (gier czy przywołanych tutaj filmów), nie mogę powiedzieć że uważam przepaść między ocenami profesjonalistów a zwykłych zjadaczy chleba za coś zrozumiałego. Czy jest to wina szeroko pojętego przekupstwa recenzentów? Czy skoro problem istnieje od 1970 roku, to czy nie powinniśmy czegoś z tym zrobić?
@Cenvult tak, zróbmy z tym coś! REWOLUCJA!
@Arry: Rozbieżność wynika między innymi z tego, że recenzenci są ze swoich recenzji rozliczani. Minimalne i maksymalne noty zdarzają się więc niezwykle rzadko, bo i rzadko gry rzeczywiście na nie zasługują. Przeciętnemu graczowi nikt nie przeszkodzi w wystawieniu dychy grze, która mu się podobała, lub jedynki (albo zera) czemuś, co nie przypadło mu do gustu. Do tego dochodzi chociażby review bombing – i cyk, większość gier ma z automatu niższy userscore niż metascore.
Co do „nieaktywnych mikropłatności” i (moim zdaniem o wiele gorszych z punktu widzenia odbiorcy recenzji) „wypasionych” wersji recenzenckich, np. z dodatkową zawartością czy bonusowymi przedmiotami… cóż, tutaj wszystko rozbija się o transparentność (ze strony recenzenta) i zaufanie (ze strony jego odbiorców). Na zaufaniu do recenzji buduje się medium, które takie recenzje posiada – wiedzą powszechną w mediach jest więc, że cyrki ze „sprzedawaniem recenzji” albo „uleganiem wpływom” źle by się skończyły.
Korupcja wśród recenzentów na pewno jakaś tam jest, ale nie na taką skalę, o jakiej najczęściej czyta się w wypowiedziach osób niezorientowanych. Ja nigdy osobiście się z żadną korupcją nie spotkałem. Za to ilekroć jestem świadkiem, że przedstawiciel mediów styka się z takimi zarzutami, słyszę w odpowiedzi ten sam dowcip: „skoro wydawcy płacą za recenzje, to gdzie są moje miliony?”. Artykuł Papkina też pojawił się w paru „branżowych” miejscach i poleciały żarciki w tym samym stylu.
Potencjalnie niepokoić odbiorców mogłyby nasze kontakty z wydawcami, bo faktycznie, znamy się z ludźmi tworzącymi, wydającymi gry i PR-ującymi im. Ale tutaj wracamy do kwestii zaufania. Albo wierzycie, że podchodzimy do naszej pracy rzetelnie, albo nie.
Wielu wybiera drugą opcję, bo na pewno łatwiej jest uwierzyć, że gem wystawił dychę WoT-owi, bo z jakiegoś powodu zależało mu na kodach dodawanych do czasopisma (co dla mnie, znającego sprawę od środka, jest absurdem – jedno z drugim nigdy nie miało nic wspólnego). Prawda jest nudna: gem jest w WoT zakochany, a recenzowana przez niego wersja 1.0 była spełnieniem jego marzeń. Tylko tyle i aż tyle – taką ma opinię, którą, jako recenzent, miał obowiązek (pomimo oczywistych skrupułów) spisać.
No ale „recenzenci wystawiają wysokie oceny grom, które im się podobają” to nie jest materiał ani na klikalny nagłówek, ani na lajkowalny komentarz na Facebooku. 🙂
Gónwo. Pamiętam jak płaciłem wam przelewem żebyście dali 4/10 Bloodborne’owi i jakoś lipa. ;/
@deanambrose może za mało zapłaciłeś?
CDA pomyliło felieton z artykułem naukowym. Współczuje.
@Celdur – jest polemiką. Jeżeli ktoś (bazując wyłącznie na własnych domysłach) deprecjonuje pracę (m.in.) CD-Action – chyba warto pokazać, że jej/jego wywód trzyma się na glinianych nogach. A tej akurat publikacji trudno nie wyśmiać, bo jest ona śmieszna sama w sobie. @kumpel33333 – z różnych przyczyn nie uważam tekstu PurePC za felieton. Niezależnie jednak od gatunkowej przynależności – artykuł powinien trzymać sie kupy, a jeżeli autor posługuje się badaniem – nie powinien go przekłamywać.
Raczej p6skówką, a nie polemiką.
Pozwole sobie zaoponowac. Ani nie jestem wulgarny (wyłączywszy jedno, zresztą wykropkowane słówko), ani niemerytorycznych, ani nie pisałem go w dużych emocjach. Odnoszę się do zarzutów, wytykam błędy, nie uciekam się do wycieczek personalnych, trzymam się tematu. Wybacz, jednak polemiką.
Zaznaczam, że to nie jest atak na Twą osobę i podobnie jak Ty (jedynie zakładam) napisałem swój poprzedni komentarz w stanie lekkiego wzburzenia, w każdym bądź razie ostatnie zdanie. Mógłbyś mieć nawet 100% racji, jednak sama forma, w jakiej mi jako czytelnikowi starałeś się przekazać twój punkt widzenia jest ciężki do przetrawienia. Oczekiwałem wyważonego, cholernie inteligentnego tekstu, poprzeplatanego tu i ówdzie celnymi szpilami. Czytając Twój wywód czułem…
…jakbym poszukiwał źdźbła siana w stosie igieł, uwierz mi nie była to łatwa przeprawa. Jak wspomniałem, oczywiście, w tekście można, ba, czasem wręcz trzeba zawrzeć kilka szpil. Niemniej, jeśli wpis składa się niemal wyłącznie z nich, to cholernie łatwo zgubić gdzieś jego sens. Wydaję mi się, że od profesjonalnego redaktora (szczególnie, że masz ciekawy styl, szeroki wokabularz), profesjonalnego czasopisma można oczekiwać nieco więcej. Ewentualnie zdziadziałem przedwcześnie i nie nadążam za nową modą 😛
Jak dla mnie polemika nie polega na pisaniu, że autor tekstu jest roztargniony i „a bo wcale że nie! Ma pani dowód?!?!”, no ale jak tam uważasz.Jeżeli jej tekst nie był merytoryczny, to twoja odpowiedź jest jeszcze mniej konkretną…
Wy po prostu nie czytacie tego tekstu ze zrozumieniem. Żenada.
@keeveek Wygoogluj sobie na kim spoczywa ciężar udowodnienia czegoś w dyskusji, może ci to trochę rozjaśni.
@Papkin „Pozwole sobie zaoponowac. Ani nie jestem wulgarny (wyłączywszy jedno, zresztą wykropkowane słówko)”|Zależy jak dla kogo. Na waszym forum mod (i nawet admin) by się rzucał nawet o to. To tak na marginesie, bo popisowo zjechałeś tą pismaczkę – że się tak wyrarzę.
@keeveek|Zarzuty niepoparte dowodami to jedynie insynuacje i to w najlepszym interesie ich autora jest byc w stanie je poprzec konkretnymi dowodami. Jesli tego nie zrobi, to caly tekst mozna umiescic co najwyzej w kategorii teorii spiskowych majacych generowac kliki.
Ważne że się klika. Na czymś się wybić trzeba xD
@orzel286 najpi3rw wygugluj sobie co to jest felieton, a co to jest dyskusja. Bo dyskusje to tutaj próbował wszcząć papkin.|I w dyskusji obie strony powinny skupić się na faktach i dowodach, a już na pewno osoba, która chce to nazwać polemika 😉
A jeśli uważasz, że wystarczy zaprzeczyć, żeby „wygrac” dyskusje, to chyba mało uważałem w podstawówce na kółku debat szkolnych.
uważałeś *
W innym przypadku zamiast tego papkin mógł po prostu wkleić obrazek Korwina krzyczacego „mapandowud?!” i zaoszczędzimy trochę czasu…
Faktem jest, że rozbieżności między ocenami recenzentów a odbiorców to nie kwestia „ostatnich miesięcy”, co udowodniłem przytaczając i dane Metacritica, i analizę Guardiana. Faktem jest, że autorka nie przedstawiła dowodu na kupczenie recenzjami, co wytknąłem. Faktem jest, że CDA (i nie tylko ono) oceniło negatywnie gry dużych wydawców, które ci przysłali pismu do testów, co wypomniałem odwołując się do kilku ostatnich roczników magazynu. Faktem jest, że krytyka bywa(ła) „dosadna i publiczna”, o czym…
…świadczą przytoczone cytaty. Faktem jest, że autorka tekstu źle odczytała wyniki badań EEDAR, co wypomniałem używając w tekście fragmentów ich omówienia. Faktem jest, że stoją one zresztą w rażącej sprzeczności z tezami artykułu (jakkolwiek go nie nazwiemy). Faktem jest również, że przed kupowaniem recenzji chroni użytkownika prawo prasowe i Urząd Ochrony Konsumenta, na które się powołałem.
Sugeruję jednak przeczytać ten tekst ze zrozumieniem. Wówczas – faktycznie – zaoszczędzimy trochę czasu… Dodam zresztą, że to raczej oskarżyciel powinien dostarczać „faktów i dowodów” na poparcie swoich wynurzeń, czego wcale nie uczynił(a). Jeżeli już nawet w tekście pojawiają się jakieś dane – autorka przekłamuje je i manipuluje nimi.
@keevek W takim razie jesteś niepełnosprawny umysłowo, kradniesz samochody i grasz w pornosach z osłami. I to jest 100% prawda, nie muszę przedstawiać dowodów, bo to tylko moja opinia (coś jak felieton, tylko mniej rozbudowane). A ty się tam nawet nie oburzaj, bo co, z faktami będziesz – khem! – dyskutował? Kółko debat szkolnych to dla ciebie o wiele za wysokie progi, jeżeli „myślisz” (czy co tam robisz), że w felietonach/opiniach stawiając tezy nie trzeba mieć dowodów.