13 lat czekałem na Test Drive Unlimited Solar Crown. A teraz kocham tę grę i nienawidzę jej zarazem [RECENZJA]
13 lat czekania na kontynuację kultowych wyścigów w otwartym świecie. Gdy pierwsze informacje o nowym Test Drive Unlimited ujrzały światło dzienne, ucieszyłem się jak dziecko wyciągające spod choinki upragniony prezent. Teraz chętnie poczekałbym jeszcze, byle tylko móc uniknąć zawodu, jaki przeżyłem.
Zdaję sobie sprawę, że Test Drive Unlimited 1 i 2 to tytuły tak kultowe w oczach wielu graczy, że jakakolwiek próba sprostania ich oczekiwaniom jest misją wręcz niewykonalną. Solar Crown tylko to potwierdza. Jasne, tkwi w owej produkcji ogromny potencjał. Kusi, nęci, gra na sentymencie, lecz w tym samym czasie robi bardzo dużo, abyśmy postanowili odłożyć pada i zajęli się czymś innym. Szczerze? Czułem się, jakbym wpadł w pułapkę syndromu sztokholmskiego. Już nie chciałem, już nie mogłem, doskwierało mi zmęczenie, ale po wyłączeniu tytułu znów myślałem o tym, aby wyjechać na ulice Hongkongu…
Zaczyna się niewinnie…
Podobnie jak w poprzednich częściach, przybywamy do nowego miejsca jako żółtodziób, który chce zostać mistrzem kierownicy. Z miejsca jesteśmy werbowani do udziału w prestiżowych, tytułowych zawodach Solar Crown. Po krótkim i „luksusowym” wstępie (Test Drive na każdym kroku prezentuje przepych i bogactwo) tworzymy swoją postać. Dałem się pozytywnie zaskoczyć temu elementowi, bo, umówmy się, personalizacja bohatera w grze wyścigowej to zwykle kwestia drugorzędna, a tutaj otrzymaliśmy do dyspozycji bardzo rozbudowany kreator.
Po dokończeniu formalności wyruszamy w miasto wypasioną furą w ramach krótkiego samouczka. W nagrodę możemy wybrać swój pierwszy samochód i od tej pory mamy wolną rękę. Fabuła w nowym Test Drivie istnieje, ale jest zaledwie pretekstem do rywalizacji między klanami Sharp i Street. Z czasem musimy zdecydować, do którego z nich będziemy przynależeć. Pierwszy składa się z kierowców ceniących sobie bogactwo i splendor. Drugi natomiast przygarnie każdego ściganta lubiącego luz i dobrą zabawę. Nasz cel stanowi z kolei uzyskanie tytułu najlepszego zawodnika Solar Crown i statusu legendy wybranego przez nas klanu. Na papierze wygląda to nawet fajnie, tylko że bardzo mozolnie się rozkręca i wcale nie czuć tego wielkiego show.
Pusto wszędzie, nudno wszędzie, co to będzie?
W grze pojawia się stary znajomy, czyli system FRIM polegający na zarabianiu dodatkowej kasy poprzez jazdę i wykonywanie różnych szalonych manewrów (drift, mijanie o włos samochodów itp.). Znajdziemy też do bólu oklepane szukanie wraków za pomocą radaru, które pozwoli nieco uzupełnić kolekcję naszych maszyn, i oczywiście opcje ścigania się – tyle. Nie ma tu ekscytujących zadań pobocznych rodem z poprzednich części (ciepło wspominam przede wszystkim transport aut na czas bez ich uszkodzenia). Świat jest koszmarnie pusty. Hongkong to wielka metropolia licząca sobie ponad siedem milionów ludzi, a przemierzając grową wersję miasta, czujemy się jak… w Ghostwire: Tokyo. Ulice widmo, chodniki bez przechodniów, mało aktywności. Wyobraźcie sobie, że gdy osiągnąłem piąty poziom, kolejne zadanie fabularne brzmiało: „Zdobądź level 12”. Fajnie, ale na tym etapie dane mi było odbyć tylko dwa wyścigi (w zasadzie trzy, ale jeden nie działał…), więc gra zmusiła mnie do grindowania tych samych dwóch tras przez najbliższą godzinę z hakiem. Przyjemności tu nie za wiele.
W trakcie grania odblokowuje się więcej rodzajów zawodów, salonów samochodowych, tras terenowych, ale mimo to nadal miałem poczucie nudy, a Hongkong wciąż wiał pustkami. Gdzie dostrzegam plusy? Cóż, jako produkcja stawiająca na pokazanie piękna motoryzacji (tak wnioskuję po tym, co prezentuje fabularnie i gameplayowo), świetnie się nadaje do luźnej, rekreacyjnej jazdy po mieście lub bezdrożach, np. z przestrzeganiem przepisów ruchu drogowego. To akurat bardzo przyjemne i całkiem wciągające, ale tylko wtedy, jeśli złapiemy odpowiedni nastrój, aby uskuteczniać tego typu sposób zabawy.
Łatwo i przyjemnie
Test Drive Unlimited Solar Crown jest do bólu arcade’owe. Nawet po wyłączeniu wszystkich asyst gra nadal nie stawia żadnego wyzwania. Samochody mogą pochwalić się niezwykłą przyczepnością, a wpadnięcie w jakikolwiek poślizg wyratuje nie tylko weteran ścigałek, lecz także osoba, która pierwszy raz trzyma pada w ręce. Hamulce chyba mają 200% siły i wychodzimy dzięki nim z każdej opresji, ale czy to właściwie źle? No tak, istnieje ryzyko, że fani dwóch poprzednich odsłon Unlimited poczują się trochę zawiedzeni, wcześniej bowiem jazda wymagała więcej wysiłku, niemniej biorąc pod uwagę fakt, jak mnóstwo gier wyścigowych próbuje iść dzisiaj w stronę symulacji albo chociaż simcade’u, na rynku brakuje wręcz czysto arcade’owych ścigałek, w których możemy po prostu oddać się zabawie.
Model jazdy w Solar Crown okazuje się na tyle przyjemny w swojej prostocie, że aż chce się śmigać po drogach więcej, będąc w pełni zrelaksowanym. Grę testowałem na PS5, tym razem tylko na padzie – mogę powiedzieć, że DualSense fajnie podkręca wrażenia z siedzenia za kółkiem za pomocą swoich haptycznych wibracji, choć mowa tu jedynie o asfalcie, na szutrze mamy bowiem poczucie, jakbyśmy jeździli bardziej po lodzie aniżeli po małych kamyczkach wymieszanych z piaskiem. Da się jednak do tego szybko przyzwyczaić, w efekcie czego prowadzenie samochodów jest po prostu przyjemne w obu przypadkach.
Co do samych wyścigów mamy kilka ich typów. Walka z czasem albo zmagania z rywalami w paru wariantach. Generalnie nie wybieramy poziomu trudności. Zaczynamy od najniższego, lecz im więcej wygrywamy, tym „skill” botów rośnie – gra sama to wychwytuje. AI konkuruje więc z nami w sposób twardy, ale jednocześnie uczciwy. Zawody potrafią być całkiem emocjonujące i nierzadko rozstrzygnięcie przypada na ostatnią prostą przed metą. Oczywiście to produkcja nastawiona na rywalizację sieciową, lecz w wersji przedpremierowej nie udało mi się trafić na żadnego gracza online.
Fani „rupieci” nie mają tu czego szukać
Jak wspomniałem, Test Drive Unlimited Solar Crown to luksus i przepych na każdym kroku. Nie uświadczycie tutaj zatem wiekowych samochodów, które lata świetności mają już za sobą. Liczy się piękna linia, nowoczesność i styl. Lamborghini, BMW, Mercedes, Mustang i tym podobne czterokołowce to coś, czego możecie się spodziewać (okej, jest tu np. Lancia Delta i kilka innych staruszków, ale to wyjątki). Zważywszy na fakt, że cała gra bazuje na wielkim show dla bogaczy, dobór fur jest według mnie po prostu idealny. Zanim wydamy ciężko zarobione pieniądze, możemy dany samochód przetestować. Zaimplementowano również skromny wizualny model zniszczeń, ale w razie czego szybko przywrócimy piękno naszej maszyny na rozsianych po mapach stacjach benzynowych.
Gracze lubujący się w tuningu wizualnym też niezbyt się tutaj pobawią. Można zmienić kilka elementów wyglądu, ale jest to wszystko bardzo ograniczone i raczej trzymające się konwencji gry. Więcej da się zdziałać na polu usprawnień mechanicznych. Z czasem odblokowuje się kolejne etapy upgrade’u dla danych części takich jak zawieszenie, silnik czy skrzynia biegów, ale też nie ma tu jakiegoś szaleństwa. Ustawienia samochodów to gotowce przygotowane przez twórców. Nie uświadczymy żadnych suwaków i tym podobnych rozwiązań. Z biegiem zabawy zdobywamy nowe wersje setupów i wybieramy je ze skromnej listy. Dla wielu to może i wada, ale ja nie czułem potrzeby tak intensywnej ingerencji w samochody.
Wykonanie zabija cały potencjał
Nowy Test Drive cierpi niestety na zatrzęsienie problemów technicznych. Już grając w demo na PC, zwróciłem uwagę na koszmarną optymalizację. W przypadku PS5 nie jest wcale lepiej. Produkcja oferuje dwa tryby rozgrywki – wydajności i jakości. Kłopot w tym, że oba są brzydkie i nie działają zbyt dobrze. Najpierw zacząłem od tego, który powinien oferować ładną grafikę i przynajmniej 30 klatek na sekundę. I muszę przyznać, że Test Drive Unlimited Solar Crown to jedna z najbrzydszych gier, w jakie grałem w ostatnich kilku latach! Tekstury budynków w dzień wyglądają nijako, odbicia w kałużach i na szybach to istny żart. Żeby ten nieśmieszny dowcip podkreślić, dodam, iż wspomniane odbicia często nie odpowiadają temu, co faktycznie znajduje się wokół nas. Raz stojąc między drapaczami chmur, miałem „wyświetlone” na szybie… drzewa.
Niektóre samochody wyglądają ładnie, inne trochę gorzej. Jedynie na terenach lesistych i w nocy jest nieco lepiej, lecz i tu często kuleje oświetlenie. Tryb jakości działa bardzo słabo. Czuć, że gra nie trzyma 30 fps-ów, a do tego dość często się zacina (wiele razy zderzyłem się z ruchem ulicznym przez drobne zwiechy). Jak tak sobie myślę, dochodzę do wniosku, że może to i lepiej, iż miasto jest puste, bo gdyby wypełnić je dużą liczbą aut i pieszych, chyba tylko sprzęty NASA dałyby sobie radę, ale na pewno nie moje PS5.
Po kilku godzinach męczarni musiałem w końcu przejść do trybu wydajności, aby przestać cierpieć. Nie do końca się to udało – gra faktycznie działała płynniej, ale nadal potrafiła się przycinać! Bywały miejsca na mapie, gdzie te chwilowe przymrożenia pojawiały się co parę sekund. Na szczęście w większości lokacji TDU w miarę dobrze sobie radziło (mówię dalej wyłącznie o trybie wydajności), lecz marne to pocieszenie. W produkcji, w której liczą się ułamki sekund i nasza szybka reakcja, taki stan optymalizacji okropnie utrudnia zabawę.
Oczywiście tryb wydajności znacząco pogarsza grafikę. Mnóstwo obiektów jest rozmazanych, lakiery na samochodach wypadają czasem sztucznie, kałuże to niewyraźne plamy, a odbicia wyglądają jak losowe tekstury z gierki z lat 2000-2005. Szuter często przypominał jednolity brązowy lód, ale na pocieszenie samochód zostawiał na takiej nawierzchni całkiem realistyczne ślady… Oczy krwawiły, lecz był to tak naprawdę jedyny tryb, który pozwalał na jakkolwiek „komfortową” zabawę.
Studio nie poradziło sobie także z wyreżyserowanymi fragmentami swojej produkcji. Przykładowo: pojawia się cutscenka, w której organizatorka rozmawia z naszym bohaterem. Nie patrzy na niego, tylko w pustą przestrzeń, i to martwym wzrokiem. Włosy postaci wyglądają naturalniej nawet w MotoGP (a tam ich praktycznie nie oglądamy). Pojawiają się też dziwne artefakty, jeśli chodzi o cienie. Te czasem wręcz wariują. Progi zwalniające są z kolei płaskimi teksturami. Przejeżdżając po nich, poruszamy się jak po gładkim asfalcie, nie wpływają na nasz samochód. KT Racing ma tu jeszcze mnóstwo do roboty.
Za wcześnie…
Gdyby dać produkcji więcej czasu, może zostałaby dowieziona w znacznie lepszym stanie technicznym i z większą ilością zawartości. Czuję się kompletnie rozdarty, ponieważ naprawdę całkiem niezłą jazdę niszczy po prostu stan techniczny. Dlatego właśnie wspomniałem o syndromie sztokholmskim. Tytuł swoim działaniem i słabą grafiką mnie zniechęca, bije w twarz, ale mimo to jest w nim coś, co sprawia, że znów chcę go włączyć i znosić ów ból. Tylko chyba nie na tym to polega. Gra powinna dawać pełnię radości. Nic nam też po planie rozwoju i dodaniu wspaniałej Ibizy w przyszłości. Studio powinno teraz zakasać rękawy i czym prędzej wziąć się do pracy, aby ta gra dobrze działała i nie odstraszała.
W Test Drive Unlimited Solar Crown graliśmy na PS5.
Ocena
Ocena
Zmarnowany potencjał. Samo ściganie nawet się broni, ale niezbyt obfita zawartość i przede wszystkim fatalny stan techniczny skutecznie utrudniają zabawę. Naprawdę byłbym w stanie poczekać dłużej, byle dostać coś lepszego, a tak to na ten moment mogę tylko życzyć sobie i wam, aby studio poprawiło stan swojej produkcji. Na pocieszenie kupicie ją w niskiej cenie…
Plusy
- przyjemny, relaksujący model jazdy
- piękne samochody dostępne w grze
- klimat dużej metropolii w nocy
- rozbudowany kreator postaci
- klanowa rywalizacja
- przystępna cena gry
- emocjonujące wyścigi z AI, o ile nic się nie przytnie
Minusy
- słaba optymalizacja, nawet w trybie wydajności
- brzydka i nierówna grafika w obu trybach
- wymarłe miasto
- mało zawartości
- często wieje nudą
- sporo grindu
Czytaj dalej
Pochodzę z Dąbrowy Górniczej. Od dziecka jestem pasjonatem wszelkiego rodzaju wyścigów, zwłaszcza motocyklowych. Pisanie dawało mi mnóstwo frajdy już od wczesnych lat szkolnych, dlatego bez zastanowienia obrałem drogę dziennikarską. Uwielbiam zagłębić się w świat rozrywki elektronicznej, choć przede wszystkim odpalam te wyścigowe, co skutecznie połączyłem z esportem. Kocham zabawę głosem. Czytanie i dubbing sprawiają mi niesamowitą frajdę i stale się w tym doskonalę. W wolnych chwilach sięgam po gitarę :).