Airline Tycoon 2 ? recenzja

Szperam sobie po sieci i widzę, że chyba jestem pierwszą osobą w Polsce, która recenzuje Airline Tycoon 2. Nie wiem, czy wynika to z niszowości tej gry, czy też trudnym dostępem do niej. Tak czy inaczej, przed instalacją uświadomiłem sobie, że „dwójka” rozbudziła we mnie uczucie, którego nie zaznałem od dawna. Mało nie oplułem monitora na widok zwiastunów i zapowiedzi daty premiery. Codziennie wchodziłem na oficjalną stronę i z wypiekami na twarzy otwierałem pudełko, gdy wreszcie gra do mnie dotarła. Jednocześnie nie stawiałem jej zbyt wygórowanych wymagań. Choć pierwowzór wraz z dodatkami First Class i Evolution wciągał jak diabli wiedzą co, nie była to produkcja, której biło się pokłony, lecz raczej wspominało z uśmiechem. A jednak – jakoś tak pokochałem ją wtedy, dlatego teraz naprawdę ostrzyłem sobie kły na sequel.
Założenia są dość proste – prowadzimy własną linię lotniczą. Kupujemy samoloty, urządzamy je, zatrudniamy pilotów i stewardessy oraz organizujemy harmonogram lotów. Przy okazji dbamy o wizerunek firmy, patrzymy trzem konkurentom na ręce i w razie potrzeby (która zdarza się nader często) podcinamy skrzydła dzięki sabotażom, przed którymi musimy się chronić. Całość jest spięta klamrą kosztów – praktycznie każde działanie uszczupla stan naszego konta, a przecież musimy cały czas zachowywać balans i osiągać zyski. Miejscem akcji jest lotnisko, na którym są pełnione wszystkie usługi potrzebne nam do stania się tytułowym magnatem.
Pierwsze pomyślne wiatry…
Już przed rozpoczęciem pierwszej misji (nie licząc samouczka) widzimy dwie dość istotne nowości. Po pierwsze możemy stopniować poziom trudności, czego wcześniej nie było. Ponadto cztery grywalne postacie różnią się nie tylko wyglądem i charakterem, lecz również pewnymi profitami. I tak rosyjski rekin finansjery Igor Tuppolevsky może liczyć na niższe oprocentowanie kredytów, były pilot wojskowy z Kongo Mbangwe Mogambo oszczędzi na paliwie. Płeć piękną reprezentują Tina Cortez, która dzięki zamiłowaniu do ojczystej hiszpańskiej kuchni dostanie zniżki na catering, oraz gwiazda świata mody Natalie Childman, mająca wszędzie kolegów, co pozwala jej zorganizować kampanie marketingowe po kosztach.
… ach, zefirek ledwie
Grać możemy w trybie kampanii oraz w sandboksie, który daje nam dowolny budżet i dostęp do wszystkich opcji, dzięki czemu możemy poćwiczyć w nim różne strategie. W kampanii zaś mamy 6 misji, co uważam za porażkę. Nie interesuje mnie, że pierwsza część serii miała ich tyle samo. Częstowanie fanów „jedynki” (których, wbrew opinii Huta, jest więcej niż jeden) tak śmieszną liczbą misji, kiedy ci ograli ich niemal 30 w Airline Tycoon z dodatkami, jest nie do przyjęcia. Fakt, ukończenie danego zadania jest bardziej czasochłonne, ale w dwóch przypadkach mamy do czynienia po prostu z rozwleczonym wariantem z pierwszej części. I tak w jednej misji zamiast „jedynkowych” 2500 pasażerów musimy przewieźć 10000, a zamiast 5 milionów zysku musimy wypracować 400 milionów.
I tutaj muszę przyczepić się do pewnych spraw, za które twórcom nie należy grozić palcem, lecz wywalić ich na bruk. Pierwsza misja opiera się na osiągnięciu odpowiedniego wizerunku linii na jednym z połączeń. Niestety, naturalne skojarzenia trzeba odstawić na bok. Agencja marketingowa nie jest jeszcze wtedy dostępna. Tylko niech mi ktoś powie jak koniowi – dlaczego w takim razie konkurencja wchodzi do agencji tak często, że zawiasy w drzwiach dyndają luzem? Co prawda, to błąd gry, bo nie ma odzwierciedlenia tego procederu w wynikach, niemniej irytuje. Zresztą, misja okazała się wyjątkowo łatwa – wystarczyło zapchać kalendarz darmowymi lotami, aby zebrać klientów i podjudzić ich zatrudnieniem najlepszego personelu. Forsy było na tyle dużo, że nie zdążyłem zbankrutować przed końcem misji. Ekonomia stosowana pożal się Thorze.
Jeszcze gorzej było w następnej misji dotyczącej przewozu pasażerów. Na jej początku uczymy się, jak przyjmować zlecenia z biura podróży. Przy ich opisie widnieje liczba przewożonych pasażerów. Mieszałem więc kontrakty z połączeniami, które można organizować zawsze i jakoś się to kręciło, z tym że źle coś skalkulowałem, pojawiły się straty i zacząłem od nowa opierając się tylko na zleceniach. I co? I pupa! Gra po prostu nie zliczała mi pasażerów, mimo że wcześniej przedstawiła mi, że należy w taki sposób działać. W tym momencie gracz zostaje wprowadzony w błąd, a to jest błędem niewybaczalnym. Swoją drogą, misję wygrałem w sposób podobny do wcześniej wymienionego.
W trzeciej misji boksujemy się z konkurencją, by osiągnąć 80 procent przelotów na danej trasie. Momentami zasady wydają się losowe – działałem według prostego schematu, a wskaźnik postępów skakał i nurkował bardziej widowiskowo, niż Adaś Małysz i Nuno Gomes. Dalej jest już lepiej, z akcentem na ostatnie zadanie, w którym warunkiem zwycięstwa jest bankructwo konkurencji. Mimo tego pozostaje spory niesmak, bo reguły gry bywają niejasne i czasem nie mają nic wspólnego z przedsiębiorczością. Wybaczcie wyliczankę, ale tych głupstw pominąć nie sposób z szacunku do pierwszej odsłony Airline Tycoon.
Gdy nie ma dokąd iść
W strukturze lotniska (i co za tym idzie – samej rozgrywce) pojawiło się sporo zmian. Twórcy zlikwidowali – ich zdaniem – niepotrzebne miejsca i dodali istniejącym punktom dodatkowe funkcje. Smutno mi to przyznać, ale tu też przesadzili. Miało być kompaktowo i intuicyjnie, a zrobiło się zwyczajnie zbyt prosto, oczywiście mówiąc o budowie gameplayu, nie poziomie trudności. Kilka przykładów:
Mógłbym dalej wymieniać, ale aż żal mi się wyżywać na tej grze. Te wszystkie uproszczenia sprawiają, że czasami – jeśli szybko sprawimy się z codziennymi sprawami, jak loty, kadry i reklama – zwyczajnie nie ma co robić. Czynności, które zapełniały czas i tak bardzo bawiły w „jedynce”, po prostu zniknęły. A jest to tym bardziej dziwne, bo Airline Tycoon 2 na każdym kroku mruga okiem do fanów poprzedniczki. Smaczki takie, jak ojciec chrzestny Uhriga w roli dyrektora lotniska, nieśmiertelni pan Hagerdorn i panna Selig w dziale kadr czy chociażby futerał na skrzypce konieczny do przeprowadzenia sabotażu. Tego rodzaju humor oraz mnogość innych easter eggów (za sabotaże odpowiada sobowtór Terminatora, za budowę samolotów – Einsteina, zaś ochronę zapewnia alter ego Wolverine’a) kusi miłośników pierwszej części, których potem całokształt gry wali po pysku.
Łabędzi śpiew
Zmarnowany potencjał gry potęgują dobre pomysły, które mogłyby rozszerzyć funkcje Airline Tycoon i dać kolejne godziny zabawy. Mówię tu o zdarzeniach losowych, jak burze pogarszające zarówno stan samolotów, jak i humory pasażerów. Czasem zdarzy się jakaś rewolucja blokująca lotnisko za granicą, innym razem ktoś znajdzie podejrzany pakunek… Raz nawet o przysługę poprosił mnie pewien poszukiwacz skarbów, który płacił grube miliony za transport z Madrytu do Indii. Ciekawostką są też sabotaże, które nie zawsze się udają. Wszak trudno straszyć ptasią grypą na pokładzie konkurencji, kiedy pasażerowie się jej nie boją. I kasa w plecy. Ponadto udało się zachować specyficzny styl grafiki i muzyki, a samoloty nie istnieją już tylko na papierze – w dowolnej chwili możemy zobaczyć, jak startują lub fruną ponad chmurami. To jednak tylko rodzynki w zakalcowym cieście. Kilka niuansów nie jest w stanie uratować nieudanej całości.
Nie o takie sequele walczyliśmy
Jestem smutny. Jestem zawiedziony. Jestem wściekły. Do Airline Tycoon 2 wracać nie zamierzam, bo poza nawiązaniami i istotą rozgrywki, gra nijak nie może równać się z pierwszą częścią. To produkcja, która jedynie humorem, garstką podobieństw do „jedynki” i tematyką rozgrywki wybija się odrobinę ponad przeciętną. Mam osobiście wielki żal do Kalypso Media, że w ten sposób zabito nadzieje rosnące i malejące we mnie na przemian przez długie lata. A przecież Airline Tycoon nie był na tyle skomplikowaną grą, by stworzenie godnej kontynuacji było robotą dla arcymistrzów…
Ocena: 6.0
Plusy:
Minusy
Czytaj dalej
30 odpowiedzi do “Airline Tycoon 2 ? recenzja”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
13 lat minęło od premiery pierwszej części Airline Tycoon. Przez ten czas powstało mnóstwo spekulacji na temat tego, czy sequel ujrzy światło dzienne. Ostatecznie się ukazał, a Adzior sprawdził, czy warto było czekać. Recenzja cdaction.pl!
Goddddddamn! Już miałem im hajs wysyłać, a tu takie szajsy 🙁
Wielka szkoda. :/ Jedynkę bardzo fajnie wspominam z dzieciństwa. Był to pierwszy (i chyba jedyny 😛 ) tycoon, który wciągnął mnie od początku do końca kampanii.
Od razu nie wierzyłem w ten tytuł ;p.
Większość minusów bym przebolał, ale ostatni tj. nie wciąga, deklasuje i usuwa gra z mojej listy zakupów na wsze czasy 😛 . Nie wyobrażam sobie tycoona który nie wciąga… Więc sorry, nie tym razem. Czekam na Anno 2070.
To co panowie, trzeba instalować pierwsza część i wtopic się w ten klimat sprzed wielu lat 🙂 Ale wolałbym jednak aby druga częśc była tak dobra jak pierwsza, może dodatki czy patche cos zmienią…
Ehh, i marzenia legły w gruzach.
to za co to 6, bo chyba niekompletna ta recenzja?
Ehh a miałem taką nadzieję 🙁 Cóż trzeba wracać do jedynki, bo w dwójkę z tego co widzę to nie ma co inwestować :/
„I co?I pupa!” Haha, mało nie spadłem z krzesła!
„liczne uproszczenia” – podziekowali. Dla mnie zaden Tycoon nie moze byc uproszczony, bo to mija sie z celem gry.
Zapomnial o zdecydowanym nadmiarze interfejsu i wkurzajacych ekranach ladowania, ktorych w jedynce praktycznie nie bylo.
kurcze szkoda …
Nawet nie skonczylem samouczka w demie. Wole 1 czesc.
Nie znoszę takich gier 🙁
AT 1 to było coś do dziś gra się w nią z przyjemnością. W 2 część nie zamierzam grać, widziałem demo wystarczy mi ; / Może 3 część za kolejne 13 lat, będzie udana tak jak 1 ; ]
brawo, gratuluje im udanej gry, juz przy ladowaniu menu error language.cpp|brawo! zobaczymy, moze uda im sie pobic gta 4 z bledami i problemami przy wlaczaniu 😀
Uważam, że ocena 6 jest zdecydowanie za wysoka. Tak na prawdę nie można o tej grze powiedzieć ani jednego pozytywnego słowa, bo tak na prawdę cutscenki startowania czy lotu samolotu nic nie wnoszą do rozgrywki a po obejrzeniu raz czy dwa zaczynają się nudzić. Najbardziej denerwującym faktem jak dla nie była konieczność biegania do globusa w celu ustalania połączeń a nie korzystanie z laptopa. A tak przy okazji odpalał ktoś podstawowe AT1 na 7-mce 64 bitowej?? 🙂
Bedzie PL?
W Polsce nie ma planów wydania więc jedyną możliwością na spolszczenie będzie wersja zrobiona przez graczy 🙂
@ Arek900704 tak mi się udało, są drobne problemy i trzeba troch się nagimnastykować, ale da się 🙂
Ojj w jedyneczkę zagrywałam się 😉 Może wypróbuję dwójkę…?
„Igor Tuppolewski”? Bye, Bye polskie wydanie gry….
Nigdy nie grałem w jedynkę. Postaram się jakoś to nadrobić.
@Raphael57, to nazwisko było też używany w 1 części, jakbyś grał to byś wiedział.
AT 1 była jedną z pierwszych kupionych przeze mnie ORYGINALNYCH gier. Pamiętam jakby to było wczoraj, że zapłaciłem za nią 69 zł. Pudełko było b. duże w porównaniu z tym co serwują nam teraz wydawcy. Na zakup zdecydowałem się po zagraniu w demo zamieszczone w CDAciton 🙂 . Byłem strasznie ciekawy co się robi w lokacjach niedostępnych w demie i dlatego ubłagałem mamę, żeby kupiła mi tą grę. Co się dziwić, miałem wtedy 15 lat i nie zarabiałem 😉 . Zagrywałem się w nią dziesiątki godzin. Po kilku latach
Po kilku latach dorwałem AT Evolution, niby taka ulepszona część pierwsza ale już mnie nie porwała ponieważ zwyczajnie gra mi się już znudziła (kilkadziesiąt jeżeli nie kilkaset godzin gry robi swoje).|W każdym razie wielka szkoda, że tak zepsuli drugą część, po w przeciwieństwie do tego co twierdzi Hut, AT 1 miała/ma rzesze swoich fanów/zwolenników. Niestety po recenzji nie zamierzam zagrać nawet w demo. Jak można było zrezygnować z kiosku, laptopa czy telefonu czy innych świetnych miejsc w grze
które dodawały grze humoru i sprawiały masę frajdy. Uwielbiałem kupować tańsze paliwo u araba lub wykupować akcje konkurencji i puszczać przeciwnika z torbami 🙂 .
Kermi – dzięki za opisanie mojej przygody z AT 😉
Właśnie przeczytałem bardzo ciekawą informację 🙂 AT2 zostanie wydane w Polsce przez Cenegę w I kwartale 2012. Jestem bardzo ciekawy czy gra będzie spolonizowana i w jakiej cenie…