Be My Horde – recenzja wczesnego dostępu. Ta polska odpowiedź na Vampire Survivors ma szansę podbić Steama
Be My Horde, roguelite opowiadający o łaknącej władzy nekromantce, ma szansę osiągnąć niemały sukces, jeżeli twórcy dopracują jeszcze parę kwestii.
Gra wrocławskiej grupy developerów o sprytnie brzmiącej i wieloznacznej nazwie Polished Games to czysty roguelite, w którym wcielamy się w postać intrygującej nekromantki próbującej zebrać hordę popleczników i z ich pomocą zawojować świat. Produkcja doczekała się premiery we wczesnym dostępie i czas napisać o tym, co działa, a nad czym wypada jeszcze posiedzieć nieco dłużej.
Świetna koncepcja
Be My Horde w mainstreamowych mediach reklamowane było nie bez przyczyny jako polska odpowiedź na hitowe Vampire Survivors (nieco więcej pisał o nim swego czasu Smuggler). Jak na klasycznego przedstawiciela tego gatunku przystało, do zaliczenia omawianego tytułu mamy tylko jedno podejście, a później możemy wydać zdobyte własną krwawicą duszyczki na ulepszenia wspomagające nas w trakcie kolejnej próby. Różnica między wspomnianymi wampirami a przypominającą alternatywkę czarnoksiężniczką jest następująca: tutaj kluczymy otoczeni naszymi zmartwychwstałymi „chłopami” po planszy, a oni poddani mentalnej tyranii mordują kolejnych. Tym samym automatycznie przyłączamy do naszej armii nowych popleczników i tak tworzymy tytułową hordę. Z każdą minutą wyzwanie staje się coraz trudniejsze, a na mapie pojawiają się potężniejsi wrogowie: od prostych rycerzy, przez paladynów, po wielkich magów.
Od strony projektanckiej wszystko tutaj gra i buczy. Gotowe do wskrzeszenia trupy wyraźnie podświetlają się nawet na tle dziesiątek przeciwników, dzięki czemu doskonale wiemy, dokąd się udać, aby dołączyć je do motłochu. Kamera niemal niezauważalnie oddala się, gdy nasz niszczycielski kondukt osiąga niebotyczne rozmiary, chociaż w końcowej fazie chciałbym mieć ją znacznie wyżej, aby wygodniej kontrolować tłum (oraz napawać się swoją siłą).
Developerzy zadbali również o to, aby wycinanie w pień kolejnych grup satysfakcjonowało i uzależniało, prawie jak w VS, którego twórca przekuł swoje doświadczenie z gier hazardowych w steamowy bestseller. Obserwowanie, jak horda się powiększa, dostarcza dużo przyjemności, a jeszcze milsze jest pozostawianie za sobą trucheł wojowników, sprawiających nam problemy na wcześniejszym etapie rozgrywki.
Ważną rolę odgrywa także przyswojenie odpowiedniego sposobu poruszania się. Rozgrywka nie polega wyłącznie na tym, aby chodzić po planszy i zabijać kolejnych obrońców. Najważniejsze jest umiejętne manewrowanie naszą hordą, aby otoczyła najsilniejszych i jak najszybciej dokooptowała ich do naszej armii. Jeżeli zbytnio odsłonimy naszą nekromantkę i narazimy ją na ataki, skończymy daną próbę szybciej, niż ją zaczęliśmy.
Znakomite wykonanie
Do dyspozycji mamy także kilka ulepszeń, m.in. takowe pozwalające wskrzesić większą liczbę jednostek naraz czy przyspieszające tempo poruszania się czarnoksiężniczki. Korzystamy też ze specjalnych zwojów, pozwalających przywołać medyka czy chowających ciekawe przedmioty w rozstawionych po planszy urnach. Przydałoby się, aby owych „scrolli” było nieco więcej, tak jak możliwości buffowania naszej bohaterki. Liczę na to w przyszłości, a przecież wczesny dostęp zachęca do eksperymentowania.
Wytrzymanie ponad pół godziny na polu bitwy bywa nie lada wyzwaniem, ale lejący się z nieba wieczorny deszcz, hardy metal i motywująca do działań nekromantka sprawiają, że ta sztuka kilkukrotnie mi się udała. Jak na ten etap, produkcja okazuje się zaskakująco dobrze zbalansowana. Zapewne później dodane zostaną nowe jednostki, dzięki którym rozgrywka się nieco wydłuży, ale raczej jestem spokojny, że wprowadzenie ich nie wpłynie negatywnie na jakość Be My Horde.
Grafikę nazwałbym dość prostą, ale dzięki temu czytelną. Komiksowa estetyka dobrze współgra z krwawą jatką, a w chwilach największego zamieszania bez problemu byłem w stanie wypatrzeć jednostki, na których chciałem skupić swoją uwagę. Z kolei efekty wskrzeszania różnią się od siebie w zależności od siły ubitego przed chwilą chłopa/rycerza, dzięki czemu możemy lepiej planować nasze kolejne ruchy. Jedynym mankamentem wydaje się dość niewyraźna prezentacja umiejętności poszczególnych wojowników, bo dopiero po czasie zorientowałem się, że paladyni atakują obszarowo.
Za rewelacyjne budowanie dynamiki współodpowiada dobrze dobrana muzyka, która w trakcie zabawy przechodzi ze spokojnych taktów w ciężkie brzmienie prosto ze ścieżek dźwiękowych Micka Gordona. Z kronikarskiego obowiązku trzeba odnotować, że wcielająca się w nekromantkę aktorka Amber Lee Connors jest świetna, a sporadycznie otrzymywany od niej ochrzan działa co najmniej motywująco.
Dobre widoki na przyszłość
Z bezpośrednich źródeł dowiedziałem się, że twórcy myślą o nowych zwojach modyfikujących rozgrywkę oraz rodzajach mapy podzielonych według stopnia trudności (w zależności od tego, czy ktoś woli się odprężyć, czy spocić). Przy okazji trwającej wciąż akcji #PolishOurPrices mam kolejną ważną informację: Be My Horde będzie kosztować pięć dolarów, co w rozumieniu Steama oznacza nieco ponad 20 złotych. Polished Games obniża zaś tę kwotę do 15 złotych, tak że tutaj w pełni zasłużone i podane z cebulką chapeau bas.
Produkcja wrocławskiego studia ma szansę zdobyć popularność wśród graczy czy streamerów próbujących bić wzajemne rekordy utrzymywania się przy życiu. Co więcej, poczułem się zachęcony do stworzenia nowego zapisu, aby bez żadnych wewnętrznych wspomagaczy przetrwać jak najdłużej pośród złaknionych krwi poddanych.
„Wymaksowanie” całości zajęło mi ok. pięciu godzin, a gra ma obecnie jeden podstawowy tryb. Byłbym usatysfakcjonowany nawet wtedy, gdyby Polished Games sprzedawało Be My Horde w obecnym stanie jako pełną wersję. Polecam zapoznać się z tym godnym reprezentantem roguelite’ów, szczególnie że cena zachęca, a rozgrywka dostarcza wystarczająco dużo wrażeń, aby poświęcić jej te paręset minut.
W Be My Horde graliśmy na PC. Recenzja dotyczy wersji z wczesnego dostępu z 13.06.2024 r.
Ocena
Ocena
Be My Horde to świetny roguelite, który dzięki rozważnemu rozwojowi wczesnego dostępu może tylko zyskać. Jest poprawnie wykonany i wciągający, a w dodatku ma bardzo niską cenę.
Cieszy
- świetnie zaprojektowany model rozgrywki
- odpowiedni balans przeciwników
- prosta i czytelna oprawa graficzna
- dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa
Niepokoi
- przydałoby się nieco oddalić kamerę na końcowych etapach
- dobrze byłoby zwiększyć liczbę buffów…
- …oraz bardziej uwidocznić poszczególne umiejętności danych jednostek
Rodowity bałuciarz i entuzjasta popkultury. W wolnych chwilach robi filmiki o grach na YouTubie. Kontakt: filip.chrzuszcz@cdaction.pl