6
17.08.2023, 12:00Lektura na 6 minut

Blasphemous 2 – recenzja. Teraz nie wrócę już do „jedynki”

Nie da się w pełni docenić ogromu pracy włożonej w tę grę, jeżeli nie pamięta się dobrze „jedynki”. Na pierwszy rzut oka wszystko w Blasphemous 2 wygląda bowiem bardzo podobnie.


Krzysztof „Otton” Kempski

Otrzymujemy więc mocno nawiązującą atmosferą do serii Dark Souls średniowieczną metroidvanię z nieco bluźnierczym posmakiem, eksponującą motyw cierpienia w quasi-chrześcijańskim ujęciu. Osoby tym faktem urażone powinny poszukać sobie innej zabawy, jeżeli jednak macie odrobinę dystansu, ponownie zanurzycie się w szalenie klimatyczny, mroczny świat. Tak jak poprzedniczka, „dwójka” przypomina dość tradycyjną produkcję ze wspomnianego gatunku z podziałem na ekrany zamiast płynnego scrollowania i początkowo zamkniętymi odnogami korytarzy wymagającymi zebrania określonych przedmiotów. Wydawać by się więc mogło, że to dokładnie ta sama gra, co „jedynka”.

Blasphemous 2
Blasphemous 2

Wystarczy jednak zainstalować poprzedniczkę choć na chwilę, by zrozumieć, jak mocno pamięć potrafi czasem zawodzić i upiększać pewne sprawy. Dopiero ponownie ogrywając tytuł z 2019 roku, zrozumiałem, jak wielką pracę The Game Kitchen wykonało przez te wszystkie lata. Blasphemous 2 dopieszczono do tego stopnia, że powrót do „jedynki” staje się wręcz bolesny.


Płynniej, szybciej, lepiej

Nie chodzi tu nawet o zauważalnie ładniejszą oprawę graficzną. Niby sprawia wrażenie identycznej jak poprzednio, ale wprowadzono pewne poprawki, dzięki którym styl wizualny jest jeszcze spójniejszy, np. zmieniono wygląd znaku pozostawianego w miejscu naszego zgonu. Tym, co robi jednak szczególne wrażenie, jest wyraźnie ulepszona dynamika ruchów Pokutnika – ponownie pełniącego funkcję głównego bohatera – wędrującego przez mroczną, opanowaną przez gusła Orthodoxię. Gdy przyzwyczaiłem się do dashy, dużo lepszej zwrotności czy płynnych skoków, pierwszy Blasphemous stał się nagle toporny, jakby wyjęty z innej epoki. Miejcie to na uwadze, zaczynając przygodę z cyklem od „dwójki”. Już nawet nie chodzi o znajomość fabuły (zresztą niezbyt tutaj istotnej), po prostu spadek jakości będzie odczuwalny.

Blasphemous 2
Blasphemous 2

Poza zauważalnym podrasowaniem fundamentów rozgrywki Blasphemous 2 oferuje też typowe „więcej, lepiej”. To gra ponad dwukrotnie przewyższająca rozmiarami poprzedniczkę, do tego zaskakująco tania, jak na dzisiejsze standardy (130 złotych za jakieś 40 godzin zabawy). W porównaniu z „jedynką” jest także dużo lepiej zbalansowana pod kątem poziomu trudności. Pierwsza wyprawa do Orthodoxii dość szybko stawała się morderczym wyzwaniem za sprawą fragmentów rozgrywanych w górach, by potem było już bardziej (he, he) z górki. Pod tym względem sequel okazuje się dużo przyjemniejszy, oferując dość wyraźny podział na dwa akty.

Co ciekawe, gra oznacza na minimapie lokalizację części bossów, ale w praktyce niewiele to zmienia, bo rozkład pomieszczeń i tak musimy poznać na własną rękę, często jeszcze szukając przedmiotów niezbędnych do odblokowania przejść. Kiedy już dokonamy odpowiednich postępów, bardzo jasno daje się nam do zrozumienia, że żarty się skończyły. Twórcy napuszczają na nas wzmocnione i szybsze wersje znanych już poczwar, do tego wyposażonych w dodatkowe umiejętności. Nawet wtedy nie czułem się traktowany przez grę niesprawiedliwie, bo pierwsza połowa aż nadto wystarcza, by wzmocnić siłę miksturek leczniczych, zwiększyć ich zasób czy usprawnić każdą z trzech broni. Czyli osiągnąć wszystko to, czego nie dało się do końca zrobić ostatnio. Mamy tu do czynienia z przyjemnym wyzwaniem, ale z pewnością nie drogą przez mękę.

Blasphemous 2
Blasphemous 2

Pora pozwiedzać

Blasphemous 2 ponownie nagradza w pierwszej kolejności eksplorację i zapamiętywanie tego, co może nam dać każdy z rzemieślników w zamian za określone przedmioty. Rzeźbiarz wytworzy posążki, pani przy straganie sprzeda nam spory zasób buffów wszelakich, za zebrane fiolki (łącznie są 33) będziemy mogli odblokować coraz więcej kładek w lewitującej wieży kryjącej skarby itd. Nowe bronie czy specjalne tryby ataku pozwolą nam zaś przebić się przez pnącza i łańcuchy czy uderzyć w dzwony generujące widmowe platformy… Zostało to wszystko na tyle dobrze przemyślane, że kompletnie nie ma powodu, by narzekać na backtracking. Aż chce się grzebać po kątach, nawet jeżeli nagrodą za powrót jest zwiedzenie malutkiej klitki.

Blasphemous 2
Blasphemous 2

Częściej jednak wpadniemy na ścieżkę prowadzącą do zupełnie nowych, często opcjonalnych obszarów. Mapa świata jest naprawdę spora i różnorodna, choć tutaj drobne zastrzeżenie: na te bardziej odjechane lokacje poczekać trzeba przynajmniej do drugiej połowy gry. Te z pierwszego aktu sprawiają wrażenie jakby znajomych i nawet ogrom pracy włożonej w rozgrywkę nie do końca taki stan rzeczy usprawiedliwia.


Jak się ma to wszystko do Soulsów?

Powiem szczerze, że nigdy nie byłem przesadnie wielkim zwolennikiem łączenia „jedynki” z serią Dark Souls. To prawda, że obie gry łączy średniowieczny klimat, ale doszukiwanie się dalej idących podobieństw świadczy już jednak o pewnej ignorancji. Głównie dlatego, że to przecież seria FromSoftware próbowała przenosić do trójwymiarowego środowiska elementy metroidvanii i siłą rzeczy każdy przedstawiciel gatunku ma w sobie tę samą cząstkę, nawet jeżeli nie straszy mrokami średniowiecza.

Blasphemous 2
Blasphemous 2

Nie jest jednak tak, że Blasphemous 2 ma z Soulsami o wiele więcej wspólnego niż choćby z Orim czy Metroidem. Nie zakładajcie, że zabawa okaże się taką ścieżką zdrowia jak choćby zmagania z ostatnimi bossami z Elden Ringa. Najtrudniejsze starcia zajmą wam góra 30-40 minut. Sam miałem większe problemy w zasadzie tylko z pewnym duetem bossów atakujących najpierw pojedynczo, później kolektywnie. Przez pierwsze dwie fazy przechodzi się niemal bez draśnięcia, ale już w pakiecie oponenci łączą ze sobą wymagający uniku atak lecącymi w naszą stronę kolcami i chwilowo odcinający obszar do uskoku słup ognia. Ogólnie jednak przeciwników zaprojektowano według takiej filozofii jak całą grę – aby gracza zmęczyć, ale nie zamęczyć. Każda walka prezentuje co najmniej solidny poziom, choć żadna nie jest przesadnie pomysłowa.


Brać i grać!

Tym, co najbardziej zaskoczyło mnie w Blasphemous 2, był jednak fakt, że pomimo sporej zawartości nie poczułem się znużony ani przez minutę. To bardzo sprawnie poskładana i dopracowana metroidvania oferująca dużo swobody i co chwila podrzucająca nam jakiś powód, by spędzić przed ekranem jeszcze 15 minut: najpierw motywuje nas walka z bossem, później wejście do nowego obszaru, za chwilę chęć odkrycia, w jaki sposób można np. usunąć pnącza, i tak w kółko. Blasphemous 2 to tytuł obowiązkowy dla wszystkich miłośników dobrych metroidvanii – niezależnie od tego, czy znają „jedynkę”.

W Blasphemous 2 graliśmy na PC.

Ocena

Blasphemous 2 to oferująca dużo więcej zawartości kontynuacja ze znacznie ulepszoną rozgrywką. Na pierwszy rzut oka bardzo przypomina „jedynkę”, ale usprawnień jest tu sporo, a starania twórców zaowocowały dopracowaną metroidvanią, od której trudno się oderwać.

8+
Ocena końcowa

Plusy

  • ogromna, wciągająca bez reszty metroidvania
  • usprawniony styl graficzny
  • dobrze zbalansowany poziom trudności
  • masa znajdziek dla ciekawskich
  • kapitalny klimat spaczonego średniowiecza

Minusy

  • lokacje z pierwszej połowy zbyt podobne do tych z „jedynki”
  • ogółem lekkie wrażenie déjà vu


Czytaj dalej

Redaktor
Krzysztof „Otton” Kempski

Gracz, redaktor, inżynier i podróżnik w jednym. Lubię gry, które po prostu sprawiają przyjemność i nie silą się na udowadnianie, że są sztuką.

Profil
Wpisów56

Obserwujących7

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze