16
31.08.2024, 10:39Lektura na 8 minut

Concord to gra spóźniona o kilka lat. Nie mam pojęcia, do kogo ma ten shooter trafić [RECENZJA]

Zagrałem w Concorda. Do Firewalk Studios i Sony mam jedno krótkie, acz zasadnicze pytanie: po co?


Jakub „Jaqp” Dmuchowski

Osiem lat. Tyle czasu ekipa z Firewalk Studios poświęciła na przygotowanie gry, która miała zaskarbić sobie sympatię szerokiego grona odbiorców i szturmem wziąć segment hero shooterów. Powiedzieć, że oczekiwania te były nieco na wyrost, to jak określić ubiegłoroczne The Lord of the Rings: Gollum mianem lekko niedopracowanego.

Mimo że Concord zadebiutował w całkiem przyzwoitym stanie, tytuły te i tak łączy przede wszystkim jedno – liczba graczy. I o ile w produkcji singleplayer nie ma ona większego znaczenia, tak w tej nastawionej na rozgrywkę z innymi osobami robi się nieciekawie, kiedy serwery wieją pustkami już w momencie premiery. W tym miejscu jednak poprzestanę na dalszej krytyce (bez obaw, w tekście znajdzie się jej aż nadto) i rzucę nieco światła na to, czym Concord jest i dlaczego ze swoim debiutem spóźnił się o całą dekadę.

Concord 
Concord 

Strażnicy Galaktyki z Temu

Twór Firewalk Studios to pierwszoosobowa strzelanka nastawiona na rywalizację z innymi graczami, reprezentująca gatunek określany jako hero shootery. W skrócie: do naszej dyspozycji oddanych zostaje 16 bohaterów, w tym konkretnym przypadku nazwanych freegunnerami, dysponujących unikatowym wyglądem, bronią oraz zestawem umiejętności. I to właśnie w tej kwestii, w której Concord miał szansę zabłysnąć, wykłada się po całości.

Jak już wspomniałem, herosów dostajemy 16. Problem w tym, że pisząc niniejszą recenzję, nie dalej niż kilka godzin po wyłączeniu gry, pamiętam imię zaledwie jednego z nich – Dziecięcia Gwiazd. Nijakość postaci wręcz razi i tylko garstka z nich może pochwalić się szczątkami charakteru. Brak wyrazistości jeszcze bardziej potęgowany jest przez nieobecność jakichkolwiek interakcji między freegunnerami w trakcie rozgrywki. Cisza towarzysząca rozpoczęciu każdej rundy sprawiła, że zatęskniłem za przekomarzaniem się herosów z Overwatcha i wykrzykiwanymi przez nich komentarzami.

Concord 
Concord 

Nie oznacza to jednak, że warstwy fabularnej w Concordzie nie uświadczymy – owszem, mamy okazję dowiedzieć się co nieco na temat uniwersum i jego mieszkańców, aczkolwiek informacje te zostały przedstawione w postaci ścian tekstu dostępnych za pośrednictwem przypominającego mapę wszechświata z pierwszej odsłony Mass Effecta „Przewodnika galaktycznego”. Przy każdym uruchomieniu produkcji wyświetla się także krótki film prezentujący perypetie bohaterów i – z tego, co udało mi się wywnioskować – na wzór serialu co tydzień będziemy otrzymywać nowy przerywnik, co akurat wydaje się całkiem ciekawym zabiegiem.

Przed zamknięciem tematu grywalnych postaci warto jeszcze wspomnieć o kolejnym istotnym aspekcie – wyglądzie bohaterów. A ten jest taki jak ich charaktery – bezbarwny. Nie mogłem wyzbyć się wrażenia, że Firewalk chciało stworzyć tytuł dla tak obszernego grona odbiorców, iż udało mu się osiągnąć wynik odwrotny do zamierzonego i tym samym opracowało grę niewyróżniającą się niczym szczególnym, ginącą w morzu podobnych produkcji. Do naszej dyspozycji oddano m.in. jaszczuroluda rewolwerowca, wielkiego robota z kosmicznym odkurzaczem i postać, którą mogę przedstawić po prostu jako „typowego chłopa z Call of Duty”. Wierzcie mi, chciałbym opisać także resztę „obsady”, aczkolwiek znaczna jej część jest na tyle nudna, że nie mam pojęcia, jak zrobić to w interesujący sposób.

Concord 
Concord 

Łyżka miodu w beczce dziegciu

W teorii Concord złą grą nie jest. Problem w tym, że wszystko, co robi, konkurencja zrobiła już lata temu – i to w przytłaczającej liczbie przypadków znacznie lepiej. Samo strzelanie oczywiście różni się w zależności od kierowanego przez nas bohatera, aczkolwiek sam gunplay daje radę. Na plus można zaliczyć sporą mobilność freegunnerów, jako że większość z nich dysponuje podwójnym skokiem lub innymi technikami usprawniającymi poruszanie się po mapach. Same areny również prezentują się całkiem zacnie, szczególnie na tle postaci, którym przyszło je przemierzać.

I na tym kończą się pochwały. Do czego najbardziej jestem skłonny się przyczepić w kwestii rozgrywki? Ano do umiejętności. Okazują się one tak pozbawione charakteru, jak stosujące je jednostki (z nielicznymi wyjątkami). Działanie zdolności nie robi wrażenia, rzadko kiedy diametralnie odmieniają wygląd pola walki i, co gorsza, każdy bohater posiada je zaledwie dwie. Ponadto sporo skilli zdaje się absolutnie nie pasować do dostępnych trybów gry – łącznie aż trzech (sześciu, biorąc pod uwagę warianty, ale zmiany są naprawdę marginalne), tak że klękajcie narody. Kilkanaście razy więcej otrzymaliśmy za to zawieszek na broń, w związku z czym braku priorytetów studiu zarzucić zdecydowanie nie można.

Concord 
Concord 

Wspomniane tryby to deathmatch zespołowy, przejmowanie punktów kontrolnych i rywalizacja (odblokowywana dopiero po osiągnięciu szóstego poziomu konta) podzielona na parę rund, w których jedna z drużyn musi wykonać zadanie i które to, przynajmniej w moim przypadku, niezmiennie kończyły się absolutną olewką postawionego przez grę celu i eliminacją zawodników jednej z ekip. W skrócie: wszystko i tak sprowadza się do rozwałki.


Dla każdego coś... no właśnie

Mimo że z poczucia obowiązku w trakcie trwających kilkanaście godzin perypetii z Concordem przyjrzałem się z bliska każdemu z grywalnych bohaterów, najwięcej czasu spędziłem w skórze Haymar (dwukrotnie uruchomiłem produkcję, aby się upewnić, że nie popełniłem błędu w imieniu) – władającej ogniem mistyczki zdolnej wzbić się w powietrze, szybować nad polem bitwy i ostrzeliwać przy tym przeciwników wybuchowymi pociskami z niewielkiej kuszy. Przyznam się bez bicia, że początkowo granie tą postacią dostarczało mi sporo frajdy, jednakże kilka godzin wystarczyło, aby radość ustąpiła miejsca znużeniu.

Concord 
Concord 

Kolejne mecze stawały się coraz bardziej powtarzalne, a ze względu na niewielką liczbę herosów natykałem się w kółko na te same twarze. Liczyłem na to, że punktem zwrotnym okaże się odblokowanie trybu rywalizacji, w teorii mocniej nastawionego na kooperację i taktyczną rozgrywkę, jednak – jak już wspomniałem w jednym z wcześniejszych akapitów – szybko zostałem sprowadzony na ziemię. Nagrody za awanse są beznadziejne, odblokowywane skórki to w 90% prosta zmiana części kolorów, a codzienne i cotygodniowe wyzwania oferują zbyt mało doświadczenia, by w ogóle zawracać sobie głowę ich zaliczaniem.

Z braku lepszej okazji, w tym miejscu chciałbym wspomnieć jeszcze o oprawie graficznej i optymalizacji. O ile ta pierwsza stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie, tak co do tej drugiej mam mieszane uczucia. Swój sprzęt (laptopowy RTX 3070 / Ryzen 7 5800H) określam mianem „przyzwoitego przeciętniaka” i w większości przypadków bez kłopotu potrafi on uciągnąć nowe tytuły w wysokiej rozdzielczości przy zachowaniu odpowiedniej liczby klatek na sekundę. Concord okazał się na tyle problematyczny, że nawet w średnich/niskich detalach i po włączeniu DLSS-a z opcją najwyższej wydajności liczba fps-ów rzadko kiedy utrzymywała się na stałym poziomie.

Concord 
Concord 

Problem ten występował w przypadku rozgrywki zarówno w rozdzielczości 5120 × 1440, jak i standardowym 2560 × 1440, co zdecydowanie nie uprzyjemniało mi odbioru hero shootera Sony. Mimo że o tym wspominam, nie mam zamiaru traktować tego jako ogromnego faux pas ze strony Concorda – niewykluczone, że na innym urządzeniu produkcja działa bez zarzutu, aczkolwiek czuję się zobowiązany do napomknięcia o wszystkich problemach, na jakie się natknąłem podczas obcowania z recenzowanym tytułem.


Za darmo to uczciwa cena

Napisałem to już raz, zrobię to i ponownie: obiektywnie patrząc, Concord złą grą nie jest. Bronie strzelają, postacie biegają, punkty się naliczają – w teorii wszystko działa. Jak się jednak okazuje, całość to coś więcej niż suma składowych. W dziele Firewalk Studio ewidentnie zabrakło czegoś, co zachęcałoby do dalszej zabawy – i to zarówno w przenośni, jak i dosłownie, jako że w poprzedniej aktualizacji usunięto przycisk „Zagraj ponownie” z ekranu podsumowania rozgrywki i obecnie jedynym wyjściem jest udanie się do menu oraz wskoczenie z jego poziomu do nowej kolejki.

Concord 
Concord 

Gra cierpi z powodu wielu bolączek, które nie powinny mieć prawa bytu w tytule powstającym tyle lat i posiadającym stały dopływ gotówki ze strony ogromnego wydawcy. I nie mówię już przy tym o widocznych na pierwszy rzut oka mankamentach, lecz pozornych i prostych do wyeliminowania pierdółkach pokroju przymusowego powrotu do ekranu wyboru postaci po każdym zgonie (i wysłuchiwania w kółko jednej i tej samej kwestii dialogowej), braku możliwości podejrzenia statystyk podczas oczekiwania na odrodzenie czy domyślnego przełączania broni tylko i wyłącznie za pomocą ruchu rolką w dół. Co najmniej raz na grę kierowanemu przeze mnie najemnikowi zapominało się, jak biec sprintem, a umiejętność tę odzyskiwał jedynie za pośrednictwem terapii szokowej w postaci kuli w potylicę.

Concord 
Concord 

Są to problemy, których nie uświadczymy w innych przedstawicielach tego gatunku. Tym bardziej dziwi fakt, że produkcja, która wpadła na imprezę spóźniona o „zaledwie” kilka lat, nie tylko nie skorzystała z dorobku swoich poprzedników, ale postanowiła go całkowicie zignorować i uparła się zrobić wszystko po swojemu, z wiadomym skutkiem. Wisienką na tym nie do końca zjadliwym torcie jest metka z ceną 40 dolarów (lub 169 złotych), jako że na tyle tytuł wyceniło Sony Interactive Entertainment. Czy zasadnie? To już zweryfikuje rynek, ale świetlanej przyszłości Concordowi nie wróżę. Nie pomaga także fakt, że jak bardzo nie próbowałbym się go wyzbyć, i tak mam żal do Sony. Żal o to, że tyle środków zostało władowane w nową markę i grę, o którą nikt nie prosił, a serie pokroju Killzone, Resistance, inFamous lub Days Gone kurzą się w kącie od wielu lat.

W Concord graliśmy na PS5.

Ocena

Concord to pozbawiony własnej tożsamości hero shooter, który zyskał rozgłos za sprawą ludzi wieszczących mu nikłe szanse na sukces.

4+
Ocena końcowa

Plusy

  • w zasadzie to gra działa
  • zacny projekt interfejsu
  • część map jest naprawdę przyjemna wizualnie

Minusy

  • mało wyraziste postacie
  • wszechobecna nijakość
  • jak na osiem lat w produkcji, ilość zawartości na premierę jest śmiechu warta
  • zachciało mi się pograć w Overwatcha z 2016 roku


Czytaj dalej

Redaktor
Jakub „Jaqp” Dmuchowski

Swoją przygodę z grami komputerowymi rozpoczął od Herkulesa oraz Jazz Jackrabbit 2, tydzień później zagrywał się już w Diablo II i Morrowinda. Pasjonat tabelek ze statystykami oraz nieliniowych wątków fabularnych. Na co dzień zajmuje się projektowaniem stron internetowych. Nie wzgardzi dobrą lekturą ani kebabem.

Profil
Wpisów1131

Obserwujących2

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze