Conscript – recenzja gry. Doskonały staroszkolny survival horror w klimatach I wojny światowej
Jordan Mochi tworzył Conscript siedem lat. Przez ten czas produkcja nasiąkła takim mrokiem, że po każdorazowej rozgrywce mam ochotę wyjść na świeże powietrze i z ulgą odetchnąć.
Motywacją Andre, francuskiego żołnierza, którym przyjdzie nam grać, nie jest żadne z haseł zawartych na licznych plakatach propagandowych, zresztą ich radosny, pełen nadziei wydźwięk wydaje się zupełnie nie na miejscu. Ukazują jego walczących rodaków w zwycięskich pozach, uśmiechniętych i zdrowych, młody Francuz natomiast widział ostatnio więcej śmierci niż wschodów słońca. Pragnienie odnalezienia zaginionego brata jest jedynym, co trzyma go na froncie i przy życiu. Dawno nie grałam w tak przygnębiający i jednocześnie fascynujący tytuł. Akcję tego dramatu Mochi osadził bowiem w Verdun z 1916 roku. Doprawdy trudno o tragiczniejsze miejsce i czas.
Może być już tylko gorzej
Wizualnie, mimo że to pixel art w niskiej rozdzielczości, gra jest niezwykle sugestywna. Nie ma tu zieleni i błękitu, otoczenie sprawia bardzo odpychające wrażenie. Wyjątek stanowią nieliczne oazy spokoju w postaci punktów zapisu, które przyjęły formę przytulnych pomieszczeń z niebieskimi lampkami. To też jedyne bezpieczne miejsca, bo wszędzie indziej czyhają wrogowie oraz rojące się w coraz większych grupach szczury.
Otoczenie bohatera to okopy, bunkry, forty. A wokół nich ruiny, które stanowią ponure wspomnienie tętniącej życiem miejscowości. Kikuty ścian, fragmenty budynków tak zniszczonych, że nie sposób ocenić, czy były kiedyś domami. Trupy koni. Ludzkie ciała w różnych stadiach rozkładu. To miejsce wygląda jak jakieś realistyczne, pozbawione diabłów piekło. Nie ostało się nawet pojedyncze drzewo.
I z jakiegoś absurdalnego, niejasnego dla zwykłych żołnierzy powodu o ten przeklęty skrawek ziemi nadal toczą się walki. Doniesienia z różnych placówek przekazywane nam przez innych nieszczęśników z armii oraz porzucone raporty są pełne dramatyzmu. Zdziesiątkowane oddziały ledwo ciągną, szerzą się choroby, nie dociera zaopatrzenie z podstawowymi zasobami. Z napotkanych żołnierzy żaden nie wierzy już w to, co widzi i czego doświadcza.
Każde drzwi mają gdzieś swój klucz
W warstwie gameplayowej Conscript to rasowa gra przygodowa z elementami survivalu i akcji. Podstawowym zadaniem gracza jest przeprowadzenie młodego żołnierza przez okolice Verdun. Przeciągamy go przez labirynty okopów, szukamy kluczy do licznych drzwi i zbieramy przydatne narzędzia, np. maskę gazową pozwalającą bezpiecznie przebyć zatrute korytarze lub saperkę do wyważania desek zasłaniających przejście.
I mimo że same zagadki nie należą do trudnych, bo w mig domyślimy się, do jakiej kłódki pasuje klucz z symbolem podkowy, na mapie zaś sprawdzimy, gdzie znajdują się możliwe do zniszczenia drzwi, to umowność grafiki miejscami przeszkadza. Jest szczególnie uciążliwa w połowie gry spędzanej na powierzchni. Nie zawsze wiadomo, które kałuże da się przekroczyć, a które trzeba ominąć szerokim łukiem. W jednym miejscu drzewa potrafią tworzyć blokadę, w innym można je minąć. Większość czasu zajmuje zatem nie główkowanie nad zagadkami, tylko szukanie przeoczonych ukrytych przejść. Potrafi być to bardzo frustrujące.
Naboje cenniejsze od papierosów
Verdun to miejsce nieustannej bitwy. Co jakiś czas ekranem wstrząsa podmuch nie tak wcale dalekiego wybuchu. Na otwartej przestrzeni przemykają cienie samolotów bojowych i krążą niemieckie patrole. Okopy wcale nie dają lepszego schronienia, bo są w nich luki, które można wprawdzie zabezpieczyć drutem kolczastym, ale ten sporo kosztuje oraz występuje, jak wszystko tutaj, w niewielkich ilościach.
Walka jest dramatyczna oraz toporna. Postać potrafi zrobić unik za pomocą przewrotu, ale zarówno tę akcję, jak i atak wykonuje się bardzo powoli, przez co ciosy nie tak łatwo wyczuć. Z kolei korzystanie z broni palnej bywa absurdalnie nieprecyzyjne, zwłaszcza gdy chcemy pozbyć się szczurów (te zabijają nieraz szybciej niż człowiek). Co gorsza, aby oddać strzał, bohater musi przystanąć, podnieść broń i wycelować, co trwa dwie sekundy. I są to strasznie długie dwie sekundy, które niejednokrotnie kosztowały mnie życie. A przecież wrogowie zaraz znów się pojawią, w końcu front znajduje się tuż-tuż. Pewne rozwiązanie stanowi ucieczka i chowanie się w rozsypanych po mapie kryjówkach… ale to już nie na moje nerwy.
Wszyscy zapomnieli już, o co walczą
Podczas natarcia Niemców na okopy słyszę nawoływania porucznika, który zachęca do walki. Sytuacja jest beznadziejna, nie ma mowy o jakimkolwiek zespołowym działaniu. Zostałam całkowicie sama, zdana tylko na siebie. W pewnym momencie, kiedy w moim kierunku idzie pięciu uzbrojonych przeciwników, a naboi mam tyle, by zabić zaledwie dwóch, bez chwili namysłu gnam w stronę ukrytego za wykopami schronu. Tam, w małej klitce, przeczekuję natarcie. Nie towarzyszą temu wyrzuty sumienia, prędzej obawa, że zostanę rozstrzelana za dezercję.
Mochi nawet nie usiłuje kreować iluzji bohaterstwa, przemycać opowieści o poświęceniu czy po prostu nadawać wojnie sensu. Aby przejść dalej, musimy odebrać nieprzytomnemu rodakowi maskę gazową. Nie mamy jak go wyleczyć ani przetransportować. Naszym celem jest odnalezienie brata i jeśli okoliczności temu sprzyjają, to świetnie. Jeśli nie, to próbujemy owe okoliczności nagiąć, wykorzystać.
Conscript wręcz ugina się pod ciężarem mroku. Niekiedy też frustruje, ale jego podbity doskonałą ścieżką dźwiękową klimat jest wart poświęconego czasu. To zaprojektowana w starym stylu gra przygodowa z elementami akcji i survivalu oraz prawdziwa perełka, która zadowoli wszystkich wielbicieli wojennych klimatów i niezłego główkowania.
W Conscript graliśmy na PC.
Ocena
Ocena
Conscript to klimatyczny survival horror pełen logicznych zagadek, ukazujący wojnę odartą z romantyzmu. Warto poświęcić mu czas, mimo że nie będzie to czas spędzony w komfortowych warunkach.
Plusy
- mroczny klimat I wojny światowej
- udźwiękowienie doskonale budujące klimat
- grafika, która przybija
- logiczne i jasne zagadki
Minusy
- toporna walka
- niektóre elementy otoczenia trudne do rozróżnienia
Operuję padem jak nunchako, chociaż wolę chińskie sztuki walki. Nie ma gatunku gier, którego bym nie lubiła – są tylko takie, które szybciej mnie nudzą. Cenię dobrą opowieść, chociaż czasami wystarczy mi piękne uniwersum albo jak postać się przekonująco drapie. Pisałam wcześniej w Ja, Rock! i Polygamii, a gram od zeszłego wieku, co brzmi, przyznacie, poważnie.