DMC: Devil May Cry – recenzja

DMC: Devil May Cry
Testowano na: X360, PS3
Wersja językowa: polska (napisy)
Jeśli potrzebujesz ramienia, na którym mógłbyś popłakać za starym Dantem, musisz szukać gdzie indziej. Osobiście nie ekscytuję się japońszczyzną, nie identyfikuję się z chłopaczkami, których ze względu na śliczne buźki i uniseksowe fryzury czasem trudno na pierwszy rzut oka odróżnić od dziewczyn, absolutnie też nie pociąga mnie estetyka mangi i anime. Stąd cykl Devil May Cry nigdy do mnie nie przemawiał. Można więc powiedzieć, że jestem modelowym przykładem odbiorcy, którego Capcom próbuje pozyskać, „resetując” serię i przeszczepiając ją na zachodni grunt. No i rzeczywiście czuję się pozyskany – DmC to znakomita gra, od której odrywałem się do obowiązków z ciężkim sercem i do której bez wątpienia wrócę na domowej konsoli. Każdy, kto zbojkotuje ją ze względu na nowy image protagonisty, zrobi na złość przede wszystkim sobie. Zwłaszcza że zmiany dotyczą głównie wyglądu bohatera – nie jest tak, że ekipa Ninja Theory zostawiła w koszyczku pod drzwiami zupełnie inną postać o znajomym imieniu.
Dante wciąż jest aroganckim synem Spardy i Evy, pyskuje w twarz największemu skurczybykowi, a wyskakujące w mrocznym korytarzu strachy zbywa lekceważącym „yeah, whatever”. Poznajemy go w klubie nocnym, z którego wraz ze striptizerkami przenosi się do taksówki, a potem do swojego domu na kółkach. Następnego ranka w całkowitym negliżu i nieświeży (dobrze, że przynajmniej jego poorane tipsami plecy błyskawicznie się zagoiły) otwiera drzwi pięknej nieznajomej, która przychodzi ostrzec go przed niebezpieczeństwem.
Ta mało poważna scena (newralgiczną część ciała chłopaka ledwo zasłaniają elementy otoczenia, np. latające po wnętrzu przewróconej przyczepy śmieci) to początek przygody, podczas której egoistyczny smarkacz przemieni się – jakżeby inaczej – w zdeterminowanego wojownika gotowego stanąć w obronie słabszych. Katalizatorem metamorfozy jest przywołanie zatartych wspomnień z dzieciństwa i odkrycie przez Dantego własnego pochodzenia tłumaczącego jego odmienność.
Dante naszych czasów
Choć przez fabułę DmC przewija się kilka osób znanych z oryginału, Kat – wspomniana ślicznotka łomocząca z rana w drzwi przyczepy – do nich nie należy. Jako medium jest obok Dantego jedną z niewielu osób potrafiących zobaczyć świat ukryty przed oczami szaraczków. Całość, jak na pewno zdążyliście zauważyć, nie jest już natomiast dziwaczną wariacją na temat średniowiecza, z jaką mieliśmy do czynienia w poprzednich odsłonach serii. Teraz to zbliżona do naszej rzeczywistość, w której zniewoleni ludzie nie są nawet świadomi własnego jarzma, bo trzyma się ich w ryzach nie za pomocą ZOMO i szeroko rozumianego terroru, lecz metod bardziej subtelnych.
Niemal absolutną, ale dyskretną władzę ma Mundus – potężny demon, który nie musi wysyłać swych siepaczy na ulice miast, bo wbił swoje pazury głęboko w świat biznesu, mediów i polityki. Gdy widzimy go po raz pierwszy, przechadza się po gabinecie na szczycie biurowca i otwarcie grozi przez telefon prezydentowi. Obywateli utrzymuje w stanie obojętności dzięki chętnie przez nich konsumowanemu otępiającemu napojowi Virility i pierze im mózgi za pośrednictwem stacji telewizyjnej Raptor News. Jej prowadzący – niejaki Bob Barbas – to kłamliwa, cyniczna gnida faszerująca widzów propagandą i strasząca ich zwyrodniałymi „terrorystami”. Tak przedstawia tych nielicznych, którzy rozumieją, co dzieje się wokół nich, i próbują stawiać opór. Nie jest to może szczególnie finezyjna satyra na współczesne realia, ale bywa zabawna – np. gdy dowiadujemy się, że pracownicy działu księgowości korporacji Mundusa „już dawno przestali być ludźmi”.
Niewesołe miasteczko
Chwilę po Kat w wesołym miasteczku, koło którego Dante zaparkował przyczepę, pojawia się wielki, szkaradny i wspaniale zaprojektowany demon łowca wysłany przez Mundusa uważającego bohatera za zagrożenie dla swoich planów. Potwór wciąga chłopaka do Otchłani – koszmarnej, pokręconej wersji codzienności. Deski mola pękają, latarnie uliczne skręcają się owinięte dziwacznymi pnączami, a rozedrgane powietrze przybiera upiorną barwę. Sznury lampek dziko łopoczą na wietrze, niektóre karuzele wirują jak oszalałe, a inne zniechęcają do jazdy obrzydliwymi konikami. Szyldy zmieniają treść, namawiając do folgowania zachciankom – obżarstwu i bezmyślnemu wydawaniu pieniędzy. Tu i ówdzie migają widmowe sylwetki ludzi z prawdziwego świata, fragmenty nabrzeża i strzaskanej wieżyczki przeczą prawom fizyki, wisząc w powietrzu, nieco później zaś w górę unoszą się całe budynki.
Wykreowany przez Ninja Theory wymiar demonów, w którym spędzamy niemal całą przygodę, jest duszny, klimatyczny i sugestywny, a lokacje cieszą oko dużą szczegółowością. Znalazło się również miejsce na odloty – prowadzony przez odpychającą kochankę Mundusa klub nocny po przejściu w Otchłań zamienia się w pulsujący w rytm imprezowej muzyki zbiór zawieszonych w przestrzeni neonowych platform, kolumn i schodów. Japoński posmak, ale bez charakterystycznej dla tamtejszych grafików koncepcyjnych przesady, mają również przeciwnicy, a zwłaszcza bossowie. Zmierzymy się między innymi z monstrualnym płodem, który chroni połączoną z nim czymś na kształt pępowiny matkę, wsysając ją do swojego pępka.
3, 2, 1… akcja!
Akcja rusza z kopyta już na samym początku, a przez kolejne piętnaście godzin – mniej więcej tyle potrzeba, by poznać historię na normalnym poziomie trudności – rzadko zwalnia. Kampanię podzielono na dwadzieścia całkowicie liniowych etapów, do których można swobodnie wracać z menu po ich zaliczeniu, by potężniejszym bohaterem śrubować rekordy punktowe (czeka na nie sieciowa tablica wyników), a także gromadzić przegapione lub będące wcześniej poza zasięgiem postaci znajdźki.
Wśród ukrytych fantów są m.in. klucze otwierające drzwi do 21 misji specjalnych. To kilkuminutowe wyzwania polegające na stoczeniu na arenie walki obwarowanej dodatkowymi regułami (np. przeciwnikami wrażliwymi na ciosy jedynie w powietrzu) czy uporaniu się ze złośliwym torem przeszkód. Podczas zadań tego drugiego typu bawiłem się świetnie, bo Dante jest bardzo mobilny. Z czasem nabywa zdolność pokonywania „ślizgiem” nad ziemią znacznych odległości, a także chwytania łańcuchem określonych elementów otoczenia (lub oddalonych nieprzyjaciół), by przyciągnąć się do nich lub szarpnąć je ku sobie. Trochę żałuję, że gra nie kładzie większego nacisku na związane z tymi umiejętnościami sekwencje zręcznościowe. Z drugiej strony rozumiem, że to nie Prince of Persia i takie dodatki nie powinny nadmiernie rozwadniać pierwszoplanowej atrakcji – walki, która w nowym DmC zrealizowana została fenomenalnie.
Czas na małą Rebelię
Jej ogromną zaletą jest przystępność – nie trzeba być weteranem slasherów, by czerpać z niej przyjemność. Jeżeli ktoś nie chce zagłębiać się w niuanse i zawracać sobie głowy trybem treningowym (umożliwiającym przećwiczenie ciosów i ich kombinacji w bezstresowych warunkach), może przejść grę, wykorzystując w kółko kilka podstawowych ruchów i zmieniając broń tylko wtedy, gdy jakiegoś przeciwnika da się skrzywdzić wyłącznie konkretnym typem oręża.
Kto jednak chciałby się ograniczać, mając do wyboru takie bogactwo możliwości oraz wyborny system walki, który pozwala w prosty sposób tworzyć zapierające dech w piersiach sceny i czuć moc prowadzonej postaci? Ataki z łatwością łączą się w kombosy, a te z kolei aż proszą się o to, by ciągnąć je w nieskończoność. Wystarczy przytrzymać lewy lub prawy trigger pada, by zamiast mieczem (nazwanym, rzecz jasna, Rebellion) bohater uderzył bronią anielską lub demoniczną. Pierwsza kategoria obejmuje lekkie narzędzia do przerzedzania większych grup słabszych straszydeł – kosę Osiris, która rośnie w siłę z każdym kolejnym zadanym nią ciosem, by po naładowaniu wyrządzać większe szkody, oraz Aquilę, czyli parę miotanych ostrzy wracających do Dantego i działających jak czakramy w Kingdoms of Amalur: Reckoning. Broń piekielna – topór Arbiter oraz rękawice Eryx – jest z kolei powolna, ale zadaje duże obrażenia i pozwala kruszyć tarcze, w jakie wyposażono niektórych nieprzyjaciół. Arsenał uzupełniają duet pistoletów Ebony & Ivory, strzelba Revenant oraz Kablooey – spluwa wyrzucająca przyczepne ładunki wybuchowe detonowane na życzenie. Z tego zestawu szczególnie upodobałem sobie Revenanta, który po wykupieniu odpowiedniego ulepszenia pozwala oddać trzy błyskawiczne strzały okraszone widowiskową animacją kręcenia pukawką młynków i nafaszerować siekańcami wszystko, co miało pecha być w pobliżu.
Każda broń daje dostęp do szeregu charakterystycznych dla niej ataków, kombosów i upgrade’ów nabywanych między misjami lub za pośrednictwem napotykanych w Otchłani posągów. Warto nadmienić, że każdy zakup można najpierw przetestować, a jeśli później uzna się go za mało przydatny – sprzedać, odzyskując ulokowane w nim punkty rozwoju.
Sklepik z marzeniami
Sklepik daje też możliwość nauczenia Dantego kilku umiejętności ogólnych (np. natychmiastowego kopnięcia przyciągniętego łańcuchem potwora), a także zaopatrzenia go w ułatwiające przetrwanie przedmioty – lekarstwa czy artefakt permanentnie podnoszący zdrowie. Na normalnym poziomie trudności – devil hunter – nie trzeba jednak robić większych zapasów medykamentów, bo gra jest raczej bezstresowa. W ciągu całej przygody zginąłem podczas walki zaledwie kilka razy, a specjalnej zdolności Devil Trigger zmieniającej Dantego na chwilę w chodzące zniszczenie nie używałem prawie w ogóle. Spragnieni wyzwania powinni zdecydować się na tryb nephilim, a na szczególnie wytrwałych czekają następne, odblokowywane z każdym kolejnym przejściem kampanii. Wpływają one nie tylko na siłę nieprzyjaciół, ale np. na zachowanie bossów. W najbardziej hardkorowej odmianie rozgrywki pogromca demonów pada po pierwszym otrzymanym ciosie.
Wracaj szybko
Trudno jest mi wytknąć DmC jakiekolwiek istotne niedociągnięcie. Owszem, może się zdarzyć, że dwa dialogi nałożą się na siebie, jeżeli zrobi się coś szybciej, niż przewidzieli twórcy. Bywa też – ale bardzo rzadko i raczej bez bolesnych konsekwencji – że kamera podstawi graczowi nogę. To jednak drobiazgi, które uświadomiły mi, jak przemyślane i dopracowane jest najnowsze dzieło Ninja Theory. Do tego świetnie wygląda, co zawdzięcza zarówno technologii Unreal Engine 3, jak i dobrze zaprojektowanym lokacjom oraz demonom. Ścieżka dźwiękowa autorstwa zespołów Combichrist i Noisia – rozpięta od budujących napięcie dźwiękowych „plam”, przez melancholijny fortepian, aż po zagrzewające do walki energiczne utwory z agresywnymi wokalami – dobrana została rewelacyjnie.
Rok 2013 rozpoczął się fantastycznie – już pierwsza duża premiera przyniosła nam porywającą produkcję, która bardzo wysoko zawiesiła poprzeczkę innym kandydatom do tytułu najlepszej gry akcji. Brytyjczycy z Ninja Theory po mistrzowsku wywiązali się z zadania rewitalizacji serii i mam nadzieję, że Dante zostanie z nimi na lata.
Ocena: 9.0
—-
Plusy:
Minusy:
Czytaj dalej
389 odpowiedzi do “DMC: Devil May Cry – recenzja”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
@Ad Ja nie hejtowałem wyglądu starego Dantego, tylko hipokryzje ludzi którzy narzekają na wygląd nowego, zarzucając mu pedalstwo, podczas gdy w poprzednich częściach (zwłaszcza w DMC3) jakoś specjalnie męski też nie był. Twórcom też się nie dziwie, załapali darmową promocje, to cisną bez ograniczeń, doskonała reklama. Oczywiście nie znaczy to że pochwalam ich zachowanie, też uważam że to bardzo niskie, ale fakt jest faktem że mają darmową promocje ze strony fanów.
@Klekotsan |Szukanie dziury w całym. Powiedz mi, że poprzednie DMC miały ambitną fabułę i dobrą kamerę. Ja naprawdę nie chcę – w obecnej sytuacji kiedy w grę jeszcze nie grałem – oceniać, ale ta gra nie zasługuje na taki skrajny sceptycyzm i krytykę jaką fundują jej fani. A nie oszukujmy się, że fundują ją dlatego, bo to reboot.
@Klekotsan Wyższe poziomy trudności odblokowuje się wraz z dalszą grą, podobnie jak w starszych DMC. Może i nie są tak hardkorowe jak te ze starych DMC, ale np. mi najwyższy poziom sprawiał niezłe problemy (jak się ginie od jednego ciosu). Większość gier tego typu nie ma hard locka i ludzie z tym żyją. Była to głównie cecha charakterystyczna DMC. Z tego co sam grałem na chwile, to kamera działa tak samo jak w DMC3 i 4. Podąża równo za graczem, i nie zdarzyło mi się żeby gdzieś uciekła. CDN
Fabuły specjalnie nie zgłębiam, nie chce sobie psuć zabawy czytaniem spoilerów. Nie wiem jak to odeprzesz, ale to co napisałeś kompletnie nic nie zmienia w moim poglądzie na tą sprawę: gra dostaje baty głównie dlatego że nie jest taka jak poprzednie części. Nikt się nie zastanawia czy gra jest dobra, czy zła, jest inna niż wcześniej = słabizna i profanacja serii.
Thats what im talking ’bout. Ludzie nie oceniają tej gry w kategoriach „czy jest dobra”, a w kategoriach jak bardzo inna jest od poprzedników. Klapki. na. oczach.
@Kricz – Problem w tym, że chaotyczna walka i brak Hard-locka wykluczają tę grę jako dobrego slahera. W takim razie czym jest?|@b3rt – Darksiders miało hard-locka, Bayonetta miała hard-locka. Więc czemu DmC go nie ma?
Dobrze, dobrze. DmC jest beznadziejne, przepraszam Klekotsanie. 1/10, definitywnie. Obraza dla gier.
@Kricz – Ale nie obrażaj się 😛 Ja uważam, że DmC to nie jest definitywny crap. Ja uważam, że na te 9 i 8 zwyczajnie NIE zasługuje.
@Klekotsan Bo widocznie twórcy uznali że nie musi mieć. Heavenly Sword nie ma, God of War nie ma, Dante’s Inferno nie ma (przynajmniej na PSP 😛 ), więc nie jest to element dyskwalifikujący grę. Ja też nie uważam że jest to cud świata i gra idealna, ale spokojnie 7/10 się mu należy. Pół biedy na konsolach, bo tam jest spora konkurencja, ale głupotą jest bojkot tej gry na PC, gdzie mało jest podobnych gier. Bo gra jest całkiem sympatyczna.
@3rt – i tu możemy się zgodzić 😛 Bojkotować nie należy, ale mnie cholera bierzę jak widzę recenzentów robiących z DmC nowy cud świata, genialny reboot i rewolucje w gatunku I to bardziej nakręca flejm niż nowa stylistyka 😛
Trish, Lady muszą się pojawić.Co do samego hejtu, to mnie jedno wkurza. Od kiedy Dante stał się chodzącym arsenałem broni?! Sorry, ale Rebellion i Ebony&Ivory to były i zawsze będą bronie Dante. Nie żadne kosy, i inne śmieci wprowadzone na siłę, by urozmaicić rozgrywkę… Ta, bo stary Dante miał mało możliwości trzaskania wrogów co? ;)Widać, że goście z NT NIE grali w DMC. Nigdy. W ich dorobku mamy gry: Kung Fu Chaos, Heavenly Sword, Enslaved i właśnie DMC.A starzy twórcy widząc nowego Dante…
Stwierdzili, że ikona serii została zniszczona. Coś w tym jest.
@Klekotsan Co to to nie. Arcydzielo to na pewno nie jest. Ale tez nie kaszanka. Zwykla, porzadna, rzemieslnicza produkcja jak najbardziej. Fajna sieczka, nic wiecej.
@infoO Mi sie wydaje ze to ty nie grales w DMC. A Cerberus? Agni i Rudra? Nevan? Beowulf? Alastor? Tak sie sklada ze Dante zawsze mial szeroki zakres broni, wiec zastanow sie zanim znowu napiszesz cos madrego.
@info0 o czym ty gadasz? W DMC zawsze był spory arsenał do wyboru, ba, to do zaprezentowano w nowym DmC wypada lipnie i nijako w porównaniu do poprzednich części.
A moge sie dowiedziec kto opowiada za ta recenzje ? Bo dla mnie to niestety kolejny przykla spadku poziomu cda, selektywne wybieranei zalet i calkowite ignorowanie wad. |Kompletny brak konsystencji w recenzjach, wszytkie gry zaczynaja miec oceny meidzy 7-10. Niedlugo bedziemy mieli ign 9,5 its okey.|A co do samej gry, poza zalosna fabula i idiotycznym watkiem abrocji to nie jest tak zle, ale tez nic wybitnego.
Czy ktoś czytał kiedyś bardziej żałosną „recenzję”. Oczywiście załogę CDA wykluczam gdyż to mniej więcej ten sam po-ziom zaniżany przez Smugglera. I pomyśleć kto kupowałby te wypociny gdyby nie pełniaki….
Recenzentowi podoba się nowe DMC i wstawia 9? Oczywiście, że nie umie grać w slashery, a poziom CDA zaniża się i tylko pełniaki utrzymują sprzedaż magazynu! TROLOLOLO. Hejterzy nowego Dantego takimi tekstami wchodzą na nowy poziom.
[1] Zdaje się, że ktoś tu czegoś nadal nie pojmuje. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że gra nosi tytuł „Devil May Cry”, a nim nie jest. Z pierwotną serią ma tylko wspólny tytuł i imiona bohaterów. Wszystko – łącznie z gameplayem, fabułą, zachowaniem postaci – jest zupełnie inne. Wystarczyłoby zmienić tytuł i imiona – nie byłoby problemu.
[2] Dlaczego Capcom nie zrobił tego, nie stworzył z tego nowego IP, skoro cały czas twierdzili, że to nie będzie gra dla fanów DMC, lecz dla ludzi, którzy nie mieli z poprzedniczkami w ogóle styczności; na jedno by wyszło tak czy siak. Ano dlatego, iż liczyli, że znana marka pozytywnie wpłynie na liczbę opchniętych kopii. Niestety bardzo się pomylili, bo nowe DMC jest na rynku dostępne od tygodnia i póki co, słabo przędzie.
[3] Odpalając grę o tytule „Devil May Cry” – oczekuję „Devil May Cry”, aż tak trudno to zrozumieć? To tak jakbyś zamówił laptopa, a zamiast tego dostał odkurzacz. No też bardzo fajnie, tylko że ty chciałeś laptopa. Poprzednie gry z tej serii ustawiły poprzeczkę bardzo wysoko i przyzwyczaiły do JAKOŚCI o jakiej nowe DMC może tylko pomarzyć. To nie jest zła gra. To niezły slasher, lecz fatalne DMC.
[4] Mnóstwo ludzi wydało uzasadnione opinie, podało uzasadnione (w przeciwieństwie do większości nie-hejterów), przemyślane argumenty, dlaczego ta gra im się nie podoba – ależ oczywiście, skoro ci się nie podoba, to znaczy, że jesteś hejterem! Kiedyś to się zwało wyrażaniem konstruktywnej krytyki, moi drodzy. I póki co, te komentarze są bardziej przekonujące i wiarygodne, niż te „nie-hejterów” – „o hejterzy nowego Dantego osiągnęli nowy poziom”, „hejtujecie za wygląd” itp. Geez, it is so boring…
Tytuł ładnie wygląda (i nawet przyjemnie się w niego gra). To nie jest Devil May Cry. Wracam do DMC 3/4.
Fakt. Nie lubię nowego DmC. To w ogóle nie jest DmC. CormaC się zachywca grą, która jest średniakiem. Jedyne co mi się podoba w niej to lokacje – te surrealistyczne miejscówki żywcem wyjęte z obrazów Salvadora Daliego. Dla mnie tytuł zasługuje na 6/7. 9 to gruba przesada.
@TuComix|ffs, co sie stalo z umieszczaniem autora pod newsem albo pod recencja. Oczywiscie musi byc schowane w srodku textu w tym kawalku co akurat ominelem.|@Koyuki|Kto powiedzial ze wszyscy ktorym nie podoba sie w jaki sposob cda zawyza oceny ostatnio to fani starych dmc ? Ja nawte nie garelm w poprzednei gry poza 4 czescia a uwazam ze recenzja jest po prostu slabo napisana. Cormac najzwyczajnie ignoruje wady ktore wymienialo wiele osob w komentarzach tutaj.
Ale i tak najbardziej irytuja oceny rzedu 8/10 dla takich szitow jak Hotline Miami zaraz kolo 8/10 dla Dishonored …|Nie wiem jak zbugowana z obzydliwa grafika i idiotyczna fabula 4godzinna gra moze byc tak samo dobra jak dopietym na ostatni guzik Potralem 2 albo z Dshonored, gra z fabula grafika muzyka na bardzo wysokim poziomie.
jak ktos chce czegos krytycznego z paroma wadami, polecam to: http:www.youtube.com/watch?v=rRyN6qUZ9Mc|a dorwałe nowe cd-a i jestem troche zażenowany…owszem, gra możesie okreslonym grupom podobać, ale para ocen 9 i 9+ dla tej gry, to dla mnie żart… naprawdę ocieramy się o growy ideał? Nie kumam tej zbiorowej orgii nad grą, która dla mnie wybijającym się arcydziełem nie jest.
Jak to nie? Gra pewnie sprzeda się gorzej niż DMC4, kolejne „niedocenione przez chamstwo dzieło” zaserwowane przez NT. OJ Crapcom it te wasze genialne pomysly.
wedlug mnie najlepsza częsc to 4
http:www.youtube.com/watch?v=hcwebdYXK_4 recenzja w CDA jest spoko ale ta jest poprostu super 🙂
Najlepsza cześć po DMC3 🙂
I nie wiem czemu tak mało osób ją lubi 🙁
Macie tu reckę AngryJoe: http://www.youtube.com/watch?v=o4NaBrFkiDo A CD-A cóż, zaczyna powoli przypominać serwisy jak IGN, Gamespot i inne. Kasa = ocena gry 😉 .Szkoda.
Doprawdy? Moim zdaniem, ma najrówniejsze recenzje, wliczając TH, na YT. Do tego broni nowego DMC przed niesprawiedliwym traktowaniem przez fanatyków. Ocena 7/10. I na tyle zasługuje.Radzę posłuchać do końca, bo akurat on gada z sensem o wadach i zaletach (jak chociażby brak lock-on, gdy mamy latające potwory… ocb?, jak np. trzeba używać anielskich/diabolicznych broni na wrogów w kolorze czerwonym/niebieskim – again ocb? Za to jest produkcją typu AAA dopieszczoną niemiłosiernie pod wzg. lokacji, animacji
i tak dalej). Świetna gra zapewne, ale magii starych bohaterów tu nie ma. A to była jedna z rzeczy, która przyciągała fanów do gry. Sorry, ale wolałem elokwentne wypowiedzi Dante przed walką z bossem niż „beep you” „no, beep you” „beeeeeeeeep you.” Zaiste gra dla dojrzałych graczy, czy dla gimbusów? ;)NT i Capcom mogli się odciąć od świata DMC, wydać to pod innym tytułem, spadkobierca tradycji DMC. Nie burzyć wszystkiego na co seria zapracowała i jeszcze drwić z fanów. Crapcom przegiął. I słusznie obrywa.
Cóż za fail. Wg amazona DmC spada w rankingu ,,Top Sellers”, paradoksalnie, gdyż DMC HD Collection trzyma się długo i jeszcze rośnie.
Grałem w wszystkie części DMC i przeszedłem je na wszystkich poziomach, nawet słabą dwójkę która była jakąś alternatywna historią z jakąś tam Lucią…., a co do gościa to widziałem nie jedną jego recenzję i po prostu go nie lubię 🙂 a przykłady ma dość słabe, no ale zawsze to jakieś, jestem fanem DMC bo to jedna z moich najlepszy serii gier i czekałem na nią od 4 lat prawie 5, jak dla mnie gra jest świetna i w tym roku w kategorii slasher może jej zagrozić tylko nowy GoW i Castelvania LoS 2.
Angry Joe jest fajny. Plus jest fanem Dragon Ball, więc per se, lubi anime. I trzeba przyznać, jego recka DmC jest i logiczna, i sensowna. I się z nim zgodzę w tym, że DmC nie jest aż taki dobry, ale też nie jest zły. Można to wszystko zrzucić na alternatywna interpretację postaci, na ich wypowiedzi, na fabułę i na zbytnio uproszczony system walki. On sam chciałby starego Dantego z powrotem…wiem jaki ból on przeżywa.
A Metal Gear Rising: Revengence to co? ;)Sądzę, że ta gra sporo namiesza krwi w Capcomie 😉 .No i… Jack the Ripper to jednak nie emo-maskotka nastoletnich Beliebers (bez urazy, ale tego nowego Dante nie przetrawię nigdy. I nie tylko o wygląd chodzi… Niestety).Zapowiada się epicka walka o miano najlepszego slashera w tym roku… Jedyne co wiem, to to, że DMC ma tą przewagę, że wyszło na PC. MGR nie wiadomo.
@info0 MGS:R to trochę inna bajka niż DMC, ponieważ to spin off, czyli wszystko jest wyciągnięte ze świata MGS – postacie, lokacje, historia, ale główna oś fabularna jest nadal kontynuowana w innej grze (czyli MGS5).
@Neroese:|Racja, dzięki temu że to spinoff, gra nie ucierpi gdy wyjdzie, co też dotyczy reszty serii. Szkoda że Rising oryginalnie miał zostać wydany jako część serii Solid (a oryginalnie miała się zwać Metal Gear Solid: Rising). Szkoda, bo zapowiadała się fajna skradanka.
@Maciejka01 bo ja wiem? Myślę że to celowy ruch twórców. MGS sam w sobie jest mistrzostwem, ale przydałoby się spojrzeć na świat MGS z innej strony – ze strony przeciwnej, w której nie ma skradania, ale przeciwnie jest dużo akcji. Co do MGS:R to prawdopodobnie go kupię (sieczka na cześci – mniam^^). I wydaje mi się, że mniej byłoby hejtu ze strony fanów, gdyby DmC dać jako rodzaj spin offu, a nie kompletnej przebudowy.
@Neroese|Z Risingiem historia jest bardziej skomplikowana, najpierw to był pomysł Kojimy. Gdy nie miał czasu sam się tym zająć przekazał to innej grupie w studiu. Gdy to nie wypaliło, nie chciał wywalać wszystkiego do kosza i poszedł z tym do Platinum Games. Tak w skrócie powstał chocapik.|Sądze, żę na reboot nie było by tyle narzekania jeśli Crapcom zrobiły jedną rzecz – powiedział do Tameena żeby trzymał gębe na kłódkę.
Zacytuję w tym momencie odpowiedź Two Best Friends Play na żale ludzi na temat tego jak bardzo Revengeance bluźni serii MGS. „Macie na myśli to Revengeance, z którym zespół Kojimy nie miał pojęcia co zrobić? Nie mieli żadnego pomysłu na gameplay oprócz przecinania wszystkiego? To Revengeance, o które Kojima błagał Platinum Games żeby je dokończyli?” MGR już zgniótł DmC, chociaż jeszcze nie wyszedł.
Mialem okazje zagrac i… i bardzo mnie dziwi ocena CDA. Nawet zakladajac, ze reboot serii nam sie podoba i nowy wyglad Dante to plus, NIE da sie uzasadnic oceny 9/10. Badzmy powazni – taka ocene dostaje gra niemal idealna. DmC to fajna siekanina, ale brakuje tutaj duuuzo. Nie powiem, ze wydawca zaplacil za wysoka ocene, bo niewydaje mi sie, zeby taki Capcom zawracal sobie glowe polskim pismem/serwisem internetowym. Za to bardzo przypomina to zalosny nerd baiting.
Polecam recenzję Quaza: http:gamezilla.komputerswiat.pl/publicystyka/2013/01/wideorecenzja-quaza-dmc-devil-may-cry
Ocena CDA nie powinna dziwić. Średnia ocen na metacritic.com to 86%.
@Koyuki Tak, średnia ocen „profesjonalnych” recenzentów, których wygwizdano by za skrytykowanie tak wysoko budżetowej i marketingowanej produkcji. Zauważ, że średnia ocen graczy to 4.2, a jeszcze tydzień temu miało 3.2.
@ryu15|Spójrz teraz na Medal of Honor: Warfighter. Oszałamiająca średnia ocen jak na tak wysoko-budżetową grę z taką kampanią reklamową, aż 55%! Boją się krytykować? NIE BOJĄ. Ocenę graczy chciałbym przemilczeć, bo to wygląda tak, jakby ocena 1/10 była wstawiana tylko za kolor włosów Dantego.
@Shaditore Tak, i za banalny gameplay, i za wysoce „kulturalny” poziom dialogów, i za piękne raczenie konsumentów DLC, których zobaczymy pewnie jeszcze z 5. |OK, są fajerwerki, machanie mieczem i pewna spójność, ale to nie przeważa szali do 9/10, co najwyżej do 6. PLUS, developer na każdym kroku i wywiadzie pokazuje środkowy palec fanom serii. Reboot swoje prawa ma, ale jakaś odrobina przyzwoitości obowiązuje. Chcieli mieć wojnę? (może to nie wpłynie na wyniki sprzedaży, ale pokazuje, że mogło być lepiej)