DMC: Devil May Cry – recenzja

DMC: Devil May Cry
Testowano na: X360, PS3
Wersja językowa: polska (napisy)
Jeśli potrzebujesz ramienia, na którym mógłbyś popłakać za starym Dantem, musisz szukać gdzie indziej. Osobiście nie ekscytuję się japońszczyzną, nie identyfikuję się z chłopaczkami, których ze względu na śliczne buźki i uniseksowe fryzury czasem trudno na pierwszy rzut oka odróżnić od dziewczyn, absolutnie też nie pociąga mnie estetyka mangi i anime. Stąd cykl Devil May Cry nigdy do mnie nie przemawiał. Można więc powiedzieć, że jestem modelowym przykładem odbiorcy, którego Capcom próbuje pozyskać, „resetując” serię i przeszczepiając ją na zachodni grunt. No i rzeczywiście czuję się pozyskany – DmC to znakomita gra, od której odrywałem się do obowiązków z ciężkim sercem i do której bez wątpienia wrócę na domowej konsoli. Każdy, kto zbojkotuje ją ze względu na nowy image protagonisty, zrobi na złość przede wszystkim sobie. Zwłaszcza że zmiany dotyczą głównie wyglądu bohatera – nie jest tak, że ekipa Ninja Theory zostawiła w koszyczku pod drzwiami zupełnie inną postać o znajomym imieniu.
Dante wciąż jest aroganckim synem Spardy i Evy, pyskuje w twarz największemu skurczybykowi, a wyskakujące w mrocznym korytarzu strachy zbywa lekceważącym „yeah, whatever”. Poznajemy go w klubie nocnym, z którego wraz ze striptizerkami przenosi się do taksówki, a potem do swojego domu na kółkach. Następnego ranka w całkowitym negliżu i nieświeży (dobrze, że przynajmniej jego poorane tipsami plecy błyskawicznie się zagoiły) otwiera drzwi pięknej nieznajomej, która przychodzi ostrzec go przed niebezpieczeństwem.
Ta mało poważna scena (newralgiczną część ciała chłopaka ledwo zasłaniają elementy otoczenia, np. latające po wnętrzu przewróconej przyczepy śmieci) to początek przygody, podczas której egoistyczny smarkacz przemieni się – jakżeby inaczej – w zdeterminowanego wojownika gotowego stanąć w obronie słabszych. Katalizatorem metamorfozy jest przywołanie zatartych wspomnień z dzieciństwa i odkrycie przez Dantego własnego pochodzenia tłumaczącego jego odmienność.
Dante naszych czasów
Choć przez fabułę DmC przewija się kilka osób znanych z oryginału, Kat – wspomniana ślicznotka łomocząca z rana w drzwi przyczepy – do nich nie należy. Jako medium jest obok Dantego jedną z niewielu osób potrafiących zobaczyć świat ukryty przed oczami szaraczków. Całość, jak na pewno zdążyliście zauważyć, nie jest już natomiast dziwaczną wariacją na temat średniowiecza, z jaką mieliśmy do czynienia w poprzednich odsłonach serii. Teraz to zbliżona do naszej rzeczywistość, w której zniewoleni ludzie nie są nawet świadomi własnego jarzma, bo trzyma się ich w ryzach nie za pomocą ZOMO i szeroko rozumianego terroru, lecz metod bardziej subtelnych.
Niemal absolutną, ale dyskretną władzę ma Mundus – potężny demon, który nie musi wysyłać swych siepaczy na ulice miast, bo wbił swoje pazury głęboko w świat biznesu, mediów i polityki. Gdy widzimy go po raz pierwszy, przechadza się po gabinecie na szczycie biurowca i otwarcie grozi przez telefon prezydentowi. Obywateli utrzymuje w stanie obojętności dzięki chętnie przez nich konsumowanemu otępiającemu napojowi Virility i pierze im mózgi za pośrednictwem stacji telewizyjnej Raptor News. Jej prowadzący – niejaki Bob Barbas – to kłamliwa, cyniczna gnida faszerująca widzów propagandą i strasząca ich zwyrodniałymi „terrorystami”. Tak przedstawia tych nielicznych, którzy rozumieją, co dzieje się wokół nich, i próbują stawiać opór. Nie jest to może szczególnie finezyjna satyra na współczesne realia, ale bywa zabawna – np. gdy dowiadujemy się, że pracownicy działu księgowości korporacji Mundusa „już dawno przestali być ludźmi”.
Niewesołe miasteczko
Chwilę po Kat w wesołym miasteczku, koło którego Dante zaparkował przyczepę, pojawia się wielki, szkaradny i wspaniale zaprojektowany demon łowca wysłany przez Mundusa uważającego bohatera za zagrożenie dla swoich planów. Potwór wciąga chłopaka do Otchłani – koszmarnej, pokręconej wersji codzienności. Deski mola pękają, latarnie uliczne skręcają się owinięte dziwacznymi pnączami, a rozedrgane powietrze przybiera upiorną barwę. Sznury lampek dziko łopoczą na wietrze, niektóre karuzele wirują jak oszalałe, a inne zniechęcają do jazdy obrzydliwymi konikami. Szyldy zmieniają treść, namawiając do folgowania zachciankom – obżarstwu i bezmyślnemu wydawaniu pieniędzy. Tu i ówdzie migają widmowe sylwetki ludzi z prawdziwego świata, fragmenty nabrzeża i strzaskanej wieżyczki przeczą prawom fizyki, wisząc w powietrzu, nieco później zaś w górę unoszą się całe budynki.
Wykreowany przez Ninja Theory wymiar demonów, w którym spędzamy niemal całą przygodę, jest duszny, klimatyczny i sugestywny, a lokacje cieszą oko dużą szczegółowością. Znalazło się również miejsce na odloty – prowadzony przez odpychającą kochankę Mundusa klub nocny po przejściu w Otchłań zamienia się w pulsujący w rytm imprezowej muzyki zbiór zawieszonych w przestrzeni neonowych platform, kolumn i schodów. Japoński posmak, ale bez charakterystycznej dla tamtejszych grafików koncepcyjnych przesady, mają również przeciwnicy, a zwłaszcza bossowie. Zmierzymy się między innymi z monstrualnym płodem, który chroni połączoną z nim czymś na kształt pępowiny matkę, wsysając ją do swojego pępka.
3, 2, 1… akcja!
Akcja rusza z kopyta już na samym początku, a przez kolejne piętnaście godzin – mniej więcej tyle potrzeba, by poznać historię na normalnym poziomie trudności – rzadko zwalnia. Kampanię podzielono na dwadzieścia całkowicie liniowych etapów, do których można swobodnie wracać z menu po ich zaliczeniu, by potężniejszym bohaterem śrubować rekordy punktowe (czeka na nie sieciowa tablica wyników), a także gromadzić przegapione lub będące wcześniej poza zasięgiem postaci znajdźki.
Wśród ukrytych fantów są m.in. klucze otwierające drzwi do 21 misji specjalnych. To kilkuminutowe wyzwania polegające na stoczeniu na arenie walki obwarowanej dodatkowymi regułami (np. przeciwnikami wrażliwymi na ciosy jedynie w powietrzu) czy uporaniu się ze złośliwym torem przeszkód. Podczas zadań tego drugiego typu bawiłem się świetnie, bo Dante jest bardzo mobilny. Z czasem nabywa zdolność pokonywania „ślizgiem” nad ziemią znacznych odległości, a także chwytania łańcuchem określonych elementów otoczenia (lub oddalonych nieprzyjaciół), by przyciągnąć się do nich lub szarpnąć je ku sobie. Trochę żałuję, że gra nie kładzie większego nacisku na związane z tymi umiejętnościami sekwencje zręcznościowe. Z drugiej strony rozumiem, że to nie Prince of Persia i takie dodatki nie powinny nadmiernie rozwadniać pierwszoplanowej atrakcji – walki, która w nowym DmC zrealizowana została fenomenalnie.
Czas na małą Rebelię
Jej ogromną zaletą jest przystępność – nie trzeba być weteranem slasherów, by czerpać z niej przyjemność. Jeżeli ktoś nie chce zagłębiać się w niuanse i zawracać sobie głowy trybem treningowym (umożliwiającym przećwiczenie ciosów i ich kombinacji w bezstresowych warunkach), może przejść grę, wykorzystując w kółko kilka podstawowych ruchów i zmieniając broń tylko wtedy, gdy jakiegoś przeciwnika da się skrzywdzić wyłącznie konkretnym typem oręża.
Kto jednak chciałby się ograniczać, mając do wyboru takie bogactwo możliwości oraz wyborny system walki, który pozwala w prosty sposób tworzyć zapierające dech w piersiach sceny i czuć moc prowadzonej postaci? Ataki z łatwością łączą się w kombosy, a te z kolei aż proszą się o to, by ciągnąć je w nieskończoność. Wystarczy przytrzymać lewy lub prawy trigger pada, by zamiast mieczem (nazwanym, rzecz jasna, Rebellion) bohater uderzył bronią anielską lub demoniczną. Pierwsza kategoria obejmuje lekkie narzędzia do przerzedzania większych grup słabszych straszydeł – kosę Osiris, która rośnie w siłę z każdym kolejnym zadanym nią ciosem, by po naładowaniu wyrządzać większe szkody, oraz Aquilę, czyli parę miotanych ostrzy wracających do Dantego i działających jak czakramy w Kingdoms of Amalur: Reckoning. Broń piekielna – topór Arbiter oraz rękawice Eryx – jest z kolei powolna, ale zadaje duże obrażenia i pozwala kruszyć tarcze, w jakie wyposażono niektórych nieprzyjaciół. Arsenał uzupełniają duet pistoletów Ebony & Ivory, strzelba Revenant oraz Kablooey – spluwa wyrzucająca przyczepne ładunki wybuchowe detonowane na życzenie. Z tego zestawu szczególnie upodobałem sobie Revenanta, który po wykupieniu odpowiedniego ulepszenia pozwala oddać trzy błyskawiczne strzały okraszone widowiskową animacją kręcenia pukawką młynków i nafaszerować siekańcami wszystko, co miało pecha być w pobliżu.
Każda broń daje dostęp do szeregu charakterystycznych dla niej ataków, kombosów i upgrade’ów nabywanych między misjami lub za pośrednictwem napotykanych w Otchłani posągów. Warto nadmienić, że każdy zakup można najpierw przetestować, a jeśli później uzna się go za mało przydatny – sprzedać, odzyskując ulokowane w nim punkty rozwoju.
Sklepik z marzeniami
Sklepik daje też możliwość nauczenia Dantego kilku umiejętności ogólnych (np. natychmiastowego kopnięcia przyciągniętego łańcuchem potwora), a także zaopatrzenia go w ułatwiające przetrwanie przedmioty – lekarstwa czy artefakt permanentnie podnoszący zdrowie. Na normalnym poziomie trudności – devil hunter – nie trzeba jednak robić większych zapasów medykamentów, bo gra jest raczej bezstresowa. W ciągu całej przygody zginąłem podczas walki zaledwie kilka razy, a specjalnej zdolności Devil Trigger zmieniającej Dantego na chwilę w chodzące zniszczenie nie używałem prawie w ogóle. Spragnieni wyzwania powinni zdecydować się na tryb nephilim, a na szczególnie wytrwałych czekają następne, odblokowywane z każdym kolejnym przejściem kampanii. Wpływają one nie tylko na siłę nieprzyjaciół, ale np. na zachowanie bossów. W najbardziej hardkorowej odmianie rozgrywki pogromca demonów pada po pierwszym otrzymanym ciosie.
Wracaj szybko
Trudno jest mi wytknąć DmC jakiekolwiek istotne niedociągnięcie. Owszem, może się zdarzyć, że dwa dialogi nałożą się na siebie, jeżeli zrobi się coś szybciej, niż przewidzieli twórcy. Bywa też – ale bardzo rzadko i raczej bez bolesnych konsekwencji – że kamera podstawi graczowi nogę. To jednak drobiazgi, które uświadomiły mi, jak przemyślane i dopracowane jest najnowsze dzieło Ninja Theory. Do tego świetnie wygląda, co zawdzięcza zarówno technologii Unreal Engine 3, jak i dobrze zaprojektowanym lokacjom oraz demonom. Ścieżka dźwiękowa autorstwa zespołów Combichrist i Noisia – rozpięta od budujących napięcie dźwiękowych „plam”, przez melancholijny fortepian, aż po zagrzewające do walki energiczne utwory z agresywnymi wokalami – dobrana została rewelacyjnie.
Rok 2013 rozpoczął się fantastycznie – już pierwsza duża premiera przyniosła nam porywającą produkcję, która bardzo wysoko zawiesiła poprzeczkę innym kandydatom do tytułu najlepszej gry akcji. Brytyjczycy z Ninja Theory po mistrzowsku wywiązali się z zadania rewitalizacji serii i mam nadzieję, że Dante zostanie z nimi na lata.
Ocena: 9.0
—-
Plusy:
Minusy:
Czytaj dalej
389 odpowiedzi do “DMC: Devil May Cry – recenzja”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
uważałem, że w DMC4 był najbardziej przemyślany system walki promojący różnorodność styli. Do tego walki z bossami stały na dość absurdalnym poziomie (nie, nie że takie trudne, tylko o to, że bossowie mieli więcej niż 2 sposoby ataku o czym można w nowym DmC pomarzyć 😛 ).Do tego więcej frajdy w DMC4 dało mi granie Nero niż Dante… Może z powodu Boostera? Może Yamato? Nie wiem. Chciałem więcej Nero po przejściu 4 🙁 .Dostaliśmy pyskatego Dante… Który w DmC 2 może być już zupełnie inny… Bardziej…
cywilizowany. Może bardziej cyniczny, sarkastyczny. Jak stary Dante. Może założy swoją agencję DMC. Wszak po zakończeniu DmC wiele rzeczy… przypominać zaczęło starą serię [ok, może poza durnym zdobywaniem broni. Aquila pozyskana od demona?! ocb?! (przyp. anielska broń!). Ebony & Ivory z niewytłumaczonym backgroundem? Kto je zrobił i dlaczego Dante jest w ich posiadaniu?]|.Mam nadzieję, że NT zrobi z dziurami w fabule porządek w nast. części (Kat mogąca robić koktajle mołotowa do zwalczania demonów a nie
mogąca obronić się przed ZWYKŁYMI ludźmi – w tym wypadku SWAT? Łot de FAK?!). Kim jest Phineus(?) dla Dante. Wie dużo o Nephilim, wie kim jest Dante i Vergil, znał Spardę i Evę – czyżby to jego pradziadek? Dziadek? Mam nadzieję, że w DmC2 poznamy odpowiedzi i że będzie walka z Nelo Angelo 😉 .Po ostatnim update mogę podnieść ocenę z 7/10 na 8+/10. Różnica jest DIAMETRALNA. Aż chce się zacząć wszystko od nowa 😉 .
IMHO walki z bossami najbardziej wymiatają w DMC3. Nie przypominam sobie żebym w czwórce miał jakieś problemy z czymkolwiek na normalnym, za to DMC3 i bossowie to czasem niezłe learning curve poprzedzone kilkoma zgonami.
Bo 4 już była nastawiona na nowych.Jest jeszcze coś takiego jak reflect damage,Nie do końca reflect ale obrażeń nie otrzymujesz.Z resztą koleżanka Ylthin napisała o co kaman.4 Na hardzie już daje w kość a Ty Kricz nie grałeś na niczym innym jak normal.Ale polecam nabić chociaż 1 misję w 4 na No Damage.Wiszą mi patche jak gra bez BP nie ma sensu.Mój egzemplarz już wystawiłem na sprzedaż.
Albo w 4 utrzymaj Dantego więcej niż 10 sekund w „powietrzu”.
info0|To raczej Capcom przerażony tragiczną sprzedaża stara się troche przypudrować próbując przypodobać starym fanom. Gdy te wszystkie problemy z balansem były widoczne w demie i ludzie je pokazywali to byli „hejterzy” i odpowiedzią NT było „co tu poprawiać?”
Nie poprawiają gry – źle, poprawiają grę – również niedobrze. W dupach się poprzewracało.
Kricz, jesteś idiotą i mamy w dupie twoją opinię bo jesteśmy lepsi i wiemy wszystko lepiej. *miesiąc później* Ok, przepraszamy, że cię zwyzywaliśmy i w ogóle, masz pudełko czekoladek. Jaśniej chyba nie muszę? Poprawiać sobie mogą, i tak nie dam im zarobić za takie nastawienie do klienta. DMC4 przy swojej sprzedaży szybko zeszło z ceny. Jeśli DmC sprzedaje się aż tak tragicznie, to pewnie zejdzie jeszcze szybciej.
Kricz|Znasz może znaczenie słowa hipokryzja? Nie miałbym z tym problemu gdyby po wydaniu demo pr wykonaniu Capcomu, NT i prasy chociaż się trochę uspokoił. Zamiast tego dalej bawili się w nazywanie innych hejterami a teraz gdy zawiedli się sprzedażą chcą naprawić spalone mosty jedną poprawką.
Hm, nie tylko jedną poprawką. Z tego co pamiętam strój starego Dante miał być do kupienia w zapowiedziach Capcomu. Surprise, dostajesz go za free (przynajmniej w wersji gry którą ja mam, był dostępny od razu). Druga sprawa, w pierwotnej wersji gry Demon Dodge był zbyt potężny i ludzie to wytykali, wytykali nieskończone kombosy, Jump Canceling, który jest uproszczony… Itd. |Teraz nagle im się odwidziało? Przyznali się tym samym, że gra wymagała poprawek. Chociaż nie powiem, teraz rżne się przyjemniej 😉 .
info0|Z tego co wiem skin Dantego z dmc3 byl bonusem-niespodzianką dla preoderów na kompa, reszta może go sobie kupić za kilka dolców.|Powtarzam już któryś raz, to co poprawia patch było już wytykane w demie – wtedy każda krytyka była hejtem a patch został wydany dopiero gdy zdali sobie sprawę, że reboot się nie sprzedaje tak jak myślieli.
@info0 – Tak, dostajesz go za free jak SKIDROW się postara.
Dałbyś sobie spokój z takim „newsem”.A jak wyjdzie centralny patch będziesz jęczał że nie chodzi.A ja kretyn kupiłem oryginał.
Wygląda na to, że nigdy nie będzie mi dane zrozumieć żelaznej logiki zaangażowanych emocjonalnie w jakąkolwiek serie graczy. Skreślać dobrą grę, bo developerzy powiedzieli to i powiedzieli tamto. A róbcie jak chcecie. Ja z DMC nigdy zżyty nie byłem, grałem, bo grałem, fajne było, bo fajne, ale szaleć nie szalałem. Może nie jestem supermegahiper hardkorowym graczem, ale dla takiego DmC jest doskonałe. Lwia część graczy zapewne przejdzie tą doskonale się bawiąc nawet nie wiedziąc co znaczy „jump cancel”.
zjadłem parę słów, idk, będziecie musieli się domyślić.
Kricz|Sam nie jestem hardkorowym graczem, dmc3 kupiłem bo trochę dobrego o grze słyszałem i akurat znalazłem w sklepie, ba do dzisiaj nie nauczyłem się poprawnego jc. Tylko co innego jest próba otwarcia serii na nowych ludzi a całkowite ignorowanie fanów którzy wspierali tą serię od 10 lat. Zresztą widać to po wynikach sprzedaży. Nie wiem co Capcomowi strzeliło do głowy, wypięcie tyłka na fanów serii i liczenie, że nowy narybek będzie liczniejszy od grupy powstającej tak długi czas było dosyć naiwne.
Inna sprawa, że jak DMC jest dla kogoś za trudne (i nie, nie uważam się za mega hardkora od Cerberus no damage DMD S rank, po prostu lubię jak gra jest trudna i to nie dlatego, że ostatni boss ma limit czasowy – tak Prototype, o tobie mówię) to idzie do sklepu i kupuje God of War’a, Ninja Blade, Darksiders, Dante’s Inferno, X-Men Origins Wolverine czy cokolwiek.
God of War to inna liga zupełnie. Darksiders I był masakrą czasami (walka była ok, ale logiczne zadania, czasami potrafiły wku*ić). Darksiders II jest dużo lepsze (i bardziej przypomina już action-RPG-slasher – jak to brzmi w ogóle LOL). Jeśli chodzi o bardziej hardcorowe produkcje to Shinobido 1 i 2 (na PS2 bodajże), Ninja Gaiden seria, Dynasty Warriors (szkoda, że ta seria nie jest omawiana na łamach pism w Polsce, bo imo to największa siekanina jaka jest 😀 ), Bayonetta. Styknie na kilka dni 😛 .
A tutaj coś o Capcomie i ich „DLC” :Dhttp:www.youtube.com/watch?v=iNU0x5dHBioROFL 😀 .
No nie wiem, jak czytam te wszystkie zarzuty względem DmC to po prostu wydaje mi się, że zwykłego gracza one zwyczajnie oblecą. Mnie obleciały, a nie jestem z tych, co odpalają grę na normalu i przebiegają ją w jeden wieczór. Z drugiej strony za masochistę też się nie mam, a jak widzę co po niektóre filmiki na YT z combosami z jakiegokolwiek DMC/DmC to oczy mi z orbit wychodzą. IMHO bardzo słusznie, że DmC jest inne. Zauważyłem, że tą serią jest trochę jak z CSem. Ludzie nauczyli się i pokochali CS 1.6.
I każda kolejna część wciąż jest mniej popularna od pierwowzoru, który niepokonany stoi na pozycji lidera. Jakby nagle valve wypuściło CSa podobnego do Battlefielda, czy czegokolwiek innego to hejt i bojkot byłby równy jeśli nie większy jak na DmC. I wcale nie chodziło by o to, że byłby zły, tylko o to, że ludzie nie chcą odchodzić od CS 1.6. Core rozgrywki musi zostać zachowany. DmC porzuciło core idąc dalej, zostawiając DMC za sobą. Z całym szacunkiem dla DMC, które na prawdę lubię, ale to dobry kierunek.
Każda seria ma najlepszą grę z serii, dla DMC jest to DMC3. I jasne, że ludzie by się rzucali, kupując CS’a oczekujesz CS’a a nie BF’a. Jakbym chciał kupić BF’a to bym po niego właśnie poszedł do sklepu. Jeśli chcesz zrobić coś nowego to zrób nową serię, zarzuci się jej kopiowanie BF’a ale nie będziesz usiłował wcisnąć tej kopii BF’a jako CS’a.
@info0 So what? Wciąż nie potraficie pojąć najprostszych praw rynku? Tak długo jak DLC się sprzedają, tak długo będą powstawać. Jest popyt, to jest produkcja. Jakby gracze nie kupowali DLC to producentom nie opłacałoby się inwestować kasy w ich tworzenie i by nie powstawały. Nie ma w tym żadnej winy Capcomu że chce zarabiać, winni są ludzie którzy dają im kasę za wycinane fragmenty gry. Przecież to aż głupie że muszę takie podstawy tłumaczyć dorosłym ludziom :/
@Kricz – A ja do tej pory nie jarzę ciebie.Za każdym razem chcesz udowodnić że DmC jest lepsze i to ty nie możesz ścierpieć że ktoś ma sentyment do serii.To tak jakbyś mi wkręcał że blondynki są lepsze od brunetek.Problem zaczyna się ,gdy zaczynasz dociekać ,czy to naprawdę blondynka.I właśnie tak jest z grą.Pewnie że nie musisz znać technik ,nikt cię do tego nie zmusza.Ale daj już sobie spokój z tym podjudzaniem ,bo niestety DmC to nie jest gra wybitna ,ani 9/10.
@Deathroll To działa w dwie strony. Bo spora część z was znowu skreśla tą grę tylko/głównie dlatego że nie jest taka jak poprzedniczki, robiąc z niej szrota z maksymalnie 3/10. A główne argumenty które podajecie to nie elementy które faktycznie są złe, tylko na zasadzie „bo w DMC1/2/3/4 było inaczej”. Rozumiem że niektóre zmiany mogą się wam nie podobać, ale to nie czyni z DmC słabej gry. Czy nowy Tomb Raider też jest gorszy bo Lara nie biega z dwoma pistoletami i nie robi salt strzelając do niedźwiedzi?
Deathroll2097 – |>Powiedz, że ocena jest sprawą subiektywną|>Chwile później napisz, że wcale nie.|Swoją drogą – ja nie mówię, że koniecznie jest lepsza, ja po prostu próbuję utemperować overreacting niektórych osób, które z góry zakładają, że jest gówniana w zasadzie bez żadnego rachunku sumienia, bez żadnej weryfikacji. Bez dania tej grze jakiejkolwiek szansy. Zaślepiając się starą serią, patrząc wstecz. Na prawdę można lubić obie gry.
Stara seria się skończyła. DMC is no more. Było dobre i jeśli ktoś chce zagrać to proszę bardzo, wersja HD w jego rączki, miłej zabawy. Nie rozumiem tylko dlaczego nowa seria ma tracić, bo gracze patrzą wstecz. Nie bez kozery nazywa się ją rebootem. Nie widzę powodów żeby dostawało się jej po ryju tylko dlatego, bo ma DmC w nazwie i próbuje dosłownie „odświeżyć” podejście do uniwersum. To nie jest gra bez wad – to jest jasne, ale na obecnym rynku slasherów tak czy siak IMO jest w bardzo ścisłej czołówce.
@b3rt – Nigdzie nie napisałem że DmC to szrot ,dno itp.Elementy które mi się nie podobają wymieniłem kilkanaście postów wcześniej.Jeżeli bym ją skreślił bo „w DMC1/2/3/4 było inaczej” ,nie kupiłbym gry zaraz po premierze.Po prostu się rozczarowałem i tyle.Jak tobie się podoba,to fajnie,bo o to chodzi by grać w to ,co trafia w gust.I grajcie ,bo z tego co widzę to „nowi” gracze nakręcają tę całą dyskusję i porównywanie do 4 czy3.
Więc jak widzę opinie pod tytułem „5/10 max, to nie jest DMC” to trochę tracę wiarę w gamerską brać, bo przypomina mi się, że w gruncie rzeczy nienawidzi ona zmian i potrafi być na nie zamknięta i cholernie sceptyczna. Ja nie chciałbym dożyć DMC8, za to za 10 lat nie mam nic przeciwko dMc, w innym uniwersum. Bo czemu kuźwa nie.
Kricz – Plusy i minusy to akurat widzimisię autora recenzji.To już nie są czasy ,gdy trzeba ślepo wierzyć w notę i zady i walety.Są gameplaye ,dema czy choćby kumple którzy grę mają i zobaczyć ,czy jest warta 100 zł.I znowu zaczynasz ,bo ja chciałbym dożyć DMC8 z Trish,Lady jako grywalne postacie.DmC 134 też mi by nie przeszkadzało.Im więcej slasherów ,tym lepiej.
DmC ma mocne strony.Choćby dźwięk żelastwa,świetna muzyka i mój ulubiony tekst w trakcie kombosów „sadistic”(żeby nie było ,nabijam wyżej ale ten akurat mi się podoba).Fajne miejscówki ,czy walka z Sukkubą.Ale liczyłem na większą głębię ,a niestety w tym tytule jest dla mnie jej za mało.
Sądząc po tweetach Kamiyi możliwe jest, że stary Dante powróci… 😉 (Kamiya to w końcu twórca oryginalnego DMC 😛 ).I jeśli za DMC weźmie się studio PlatinumGames to kto wie czy nie będzie to najlepszy slasher z Dante w roli głównej (takie gdybanie). W końcu PG zrobiło Bayonettę, Vanquish i teraz robi Metal Gear Rising, więc na slasherach się znają 😉 .A DmC zacząłem przełazić na każdym poziomie trudności (startując od Human – zostało H&H – ale to przejdzie się z Super Dante 😛 ).
Nie będę mocno obstawał przy starym Dante, bo nowe uniwersum może być, jeśli zarysują te postacie lepiej, a nowy bohater zyska trochę poczucia humoru zamiast przeciętnego cwaniactwa. Niech zmienią jedną rzecz…walkę…ta choć przystępna, zupełnie odstaje od tej znanej z trójki i czwórki. Tam kombosy były prawdziwą rzeźnią. Ociekającym dynamizmem baletem. Tutaj może są i efektowne, ale w gruncie rzeczy strasznie ubogie i powolne.
Dodatkowo cały zestaw mieści się w paru kombinacjach klawiszy połączonych z wciśnięciem odpowiedniego triggera. Podobieństwo takiego rebeliona do osiris jest po prostu zatrważające i ciosy nie dość, że wyprowadzane w identyczny sposób, niemal tak samo wyglądają. Słabo. Gdzie temu do czwórki, gdzie przypadkowo potrafiłem odkryć nieopisane w liście ciosów ataki lucyfera, czy pandory… Do tego największy noob wyczesze kombo gdzieś w kosmosie, bo utrzymanie się w powietrzu pół godziny nie jest żadnym wyzwaniem. Wystarczy przeciwnik z odpowiednio długim paskiem życia. Oglądam filmy z niby fajnymi kombosami na yt i co? Wszystko to potrafię bez problemu łączyć, tyle, że nie używam jump cancel. W DMC3,4 było co masterować, a od tego, co robili mistrzowie, bielało oko…tutaj w sumie nie ma zbytniego pola do popisu w tym względzie.
Dodanie czerwonych i niebieskich przeciwników też zabija dynamizm starć i zamiast łupać spokojnie całe hordy, trzeba skupiać się na określonym przeciwniku. Wobec tego, czym zawsze była walka w tej serii – krok w tył. Mam nadzieję, że porażka finansowa nakłoni Capcom do powrotu do rodzimego klimatu serii i walki na tamtą modłę.
Na czerwonych/niebieskich jest pewna rada. Zwie się Devil Trigger. Wtedy można ich łupać w tym trybie normalną bronią 😉 .Ale jak wspomniałem, po ostatnim update… Gra stała się miodna dla palców i kombosów 😉 .
Ej a kiedy ten DLC z tym złym bratem, podobno w tym miesiącu ale jak na dzień dzisiejszy nie ma dokładnego dnia podanego.
@Kuraboy z tego co wiem capcom nie zapowiadal narazie dlc.