EA Sports FC 25 – recenzja. Jak jedna niepozorna zmiana może zmienić Fifę na lepsze
„No jest wszystko w porządku, niech się to trzyma. Dobry przekaz leci”. Tak sobie pewnie co roku myślą kanadyjscy devowie, spoglądając na leniwą konkurencję i kolejny rok z rzędu monopolizując rynek gier piłkarskich. Nie muszą się przesadnie starać, aby pozostać na topie, dlatego dziękujmy bogom handicapu, iż w ogóle cokolwiek postanowiono w najnowszej części zmienić. I to na tyle, by dało się odczuć różnicę.
Jajowata glaca. Pomarszczona skóra głowy. Wzrok amanta. Dżentelmeńska prezencja. Tak, zgadliście – na starcie przygody z EA Sports FC 25 wita nas animowany Zinedine Zidane. Opowiada z autorytetem godnym utytułowanego trenera o rzeczach dotychczas nie do pomyślenia w poprzednich odsłonach, czyli o kluczowej roli taktyki w trakcie spotkań oraz wysokim ilorazie inteligencji zawodników na boisku.
Początkowa cutscenka wykrzykuje nam bowiem w twarz, czym jest największa (i tak w zasadzie jedyna znacząca) nowość w tegorocznej nie-Fifie. A mowa o FC IQ, czyli systemie sprawiającym – tak w dużym skrócie – że Antonio Rüdiger nie będzie już decydował się na kilkudziesięciometrowe rajdy do ofensywy bez naszej zgody, a ustawianie zachowań zawodników nie ograniczy się do odhaczania obligatoryjnego „wybiegaj za plecy obrońców”. Electronic Arts zdecydowało się pójść w kierunku Football Managera. I w takim tempie za 10 lat faktycznie do niego doczłapie.
Pozwólcie więc, że pominę całą tę jałową część recenzji, w której musiałbym poświęcać osobne akapity trybom rozgrywki, a tam nie zmieniło się nic poza kosmetycznymi poprawkami interfejsu, dodatkowymi perspektywami powtórek meczowych czy pojedynczymi opcjami dialogowymi podczas konferencji prasowych. EA Sports FC 25 jest przeklejeniem EA Sports FC 24 pod względem samego feelingu rozgrywki – z paroma istotnymi wyjątkami po drodze. Niech to wystarczy nielicznym za ostateczną rekomendację bądź ostrzeżenie. Osoby bardziej żądne subtelnych detali zapraszam jednak do poznania wspomnianych wyjątków. Bo te faktycznie otwierają serię na eksplorację niezbadanych wcześniej ziem. Albo przynajmniej muraw.
Zmysł trenerski
Jedną z najdrobniejszych i zarazem najważniejszych zmian ostatnich lat wprowadzonych przez „Elektroników” było w mojej opinii dodanie (zwłaszcza do modułu Ultimate Team) piłkarzy domyślnie wielopozycyjnych. W związku z tym takiego Lionela Messiego mogło się swobodnie przesuwać podczas układania składu pomiędzy prawym skrzydłem a środkową pomocą (jako numer 10) i nie tracić punktów zgrania. Podobnie elastycznych pod względem roli piłkarzy wprowadzono na pęczki, dzięki czemu do każdego spotkania można było przygotować się z nieco innym ustawieniem personalnym w danych sektorach boiska.
W tym roku, za sprawą wspomnianego FC IQ, uczyniono jeszcze większy krok naprzód – tym razem nie tylko wpływający na nasz komfort sterowania danym zawodnikiem, ale też na sposób, w jaki kieruje nim komputer (i z piłką, i bez piłki). Do każdej dostępnej w grze pozycji dołączono bowiem ich profile (łącznie 31), które możemy dostosowywać zarówno przed meczami, jak i w ich trakcie. Dla przykładu taki Declan Rice może więc pełnić już nie jedynie uproszczoną funkcję środkowego pomocnika albo środkowego pomocnika defensywnego. Teraz istnieje opcja wyznaczenia mu zadań boiskowych znamiennych dla box-to-boxa (mobilnego zawodnika biegającego od jednego do drugiego pola karnego i z powrotem), cofniętego rozgrywającego (wchodzącego pomiędzy środkowych obrońców w fazie ataku pozycyjnego, rozprowadzającego futbolówkę i regulującego tempo akcji) czy na przykład półskrzydłowego (schodzącego do boku, by prowadzić tzw. małą grę z wahadłowym i napastnikiem).
Możliwości zresztą mogę wyliczyć jeszcze więcej, chociażby wymieniając moje taktyczne manewry. Cole Palmer, objawienie zeszłego sezonu Premier League, nie jest zbyt szybkim zawodnikiem, ale można ustawić go na prawej stronie boiska, tuż przy linii autu. Wcale nie musi się jednak ścigać z rywalami. Ba, nakazałem mu pełnić w tym sektorze funkcję asymetrycznego playmakera, dzięki czemu przeniosłem ciężar rozgrywania ze środka na bok, posyłając lewą nogą podania do wybiegających napadziorów. Z kolei ustawionego na lewej obronie Marca Cucurellę, niemającego zbyt wielkiego potencjału motorycznego, ustawiłem jako fałszywego środkowego pomocnika, który pomagał zdobyć liczebną przewagę w centralnej tercji boiska.
I to naprawdę działało – nie tylko dlatego, że pamiętałem, jakie role przypisałem swoim zawodnikom, więc próbowałem nimi kierować zgodnie ze swoimi intencjami. Bo przecież plan by się nie powiódł, gdyby sztuczna inteligencja nie zajmowała nimi określonych pozycji czy nie wykonywała w danych fazach konstrukcji akcji odpowiednich ruchów. Z łatwością zauważyłem, że moje wybory taktyczne wpływają na grę – nie raz i nie dwa zaskakując przeciwników. Indywidualne role piłkarzy składały się więc na spójny obraz gry całego zespołu pod moje dyktando. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem coś takiego podczas grania w „Fifę”.
Piłkarska piaskownica
FC IQ mocno więc wpłynęło też na moją chęć eksperymentowania i rotowania składem. Wspomniany Palmer, kiedy należało podostrzyć oraz przyspieszyć działania na skrzydle, był więc przeze mnie zdejmowany i zastępowany Adamą Traore, czyli piłkarzem mało dokładnym i stroniącym od techniki użytkowej, ale superszybkim i bardzo silnym w walce bark w bark. Oczywiście przy okazji przekształciłem funkcję zmiennika z bocznego rozgrywającego na pełnoprawnego sprintera, aby ta bardziej odpowiadała jego charakterystyce wyznaczonej przez statystyki.
Nie samymi cyframi jednak człowiek żyje, bo – szczerze mówiąc – śledząc dość regularnie najważniejsze europejskie rozgrywki, byłem w stanie wykorzystać moją wiedzę o danych sportowcach i ich najmocniejszych stronach, aby móc odpowiednio skomponować skład za pomocą opcji oferowanych przez FC IQ. Mówię tu nawet o takich pierdołach jak ustawianie konkretnych atletów przy bliższym bądź dalszym słupku. Rychło w czas, chciałoby się w rzec – najwyższa pora na to udogodnienie, drogie EA, po latach bezsilności przy rzutach rożnych.
Możliwe jest także przygotowanie nieco ogólniejszej taktyki. Poza klasycznym już ustawieniem wysokości linii defensywnej i podziałem na ataki z kontry oraz budowanie akcji długimi podaniami da się w końcu skorzystać z legendarnych, autorskich rozwiązań niemieckiej bądź hiszpańskiej myśli szkoleniowej. Szybka wymiana progresywnych podań zwana „tiki-taką”, opatentowana przez Pepa Guardiolę? A może agresywny doskok po stracie piłki i pełna intensywność biegowa przez 90 minut w formie spopularyzowanego przez Jurgena Kloppa gegenpressingu?
Tu naprawdę można odpiąć trenerskie wroty i wyraźnie personalizować ustawienie oraz styl – zwłaszcza w trybie menedżerskim. Powtórzę raz jeszcze, to nie poziom skomplikowania i zniuansowania Football Managera, ale przynajmniej możemy całkowicie zasymulować spotkanie, jednocześnie obserwując je w czasie rzeczywistym. A stąd już niedaleko do emocji przeżywanych chociażby przez Mietczyńskiego w barwach LKS-u Goczałkowic-Zdroju.
Pierwszy wszystko!
A jeśli mam opowiedzieć tu o wszystkich znaczących nowościach, to gestem uczciwości będzie parę słów o trybie Rush, czyli nowej formie rozgrywania spotkań. O wiele mniejsze boisko, przypominające rozmiarami szkolne orliki, czterech zawodników w polu, rzuty karne w postaci akcji sam na sam zamiast strzałów ze stojącej piłki – brakuje tu tylko do pełni nostalgii „lotnych” bramkarzy. To bardzo sympatyczna, jeśli nawet prędko wyczerpująca swoją formułę rzecz – w sam raz na imprezy czy pojedynki z przyjaciółmi. Domyślnie EA zaplanowało to jako moduł, w którym gra przeciwko sobie po czterech (zwykle losowych) graczy, co powoduje nie lada chaos, ale nigdy nie zmienia się on w poczucie niesprawiedliwości. No chyba że jeden z kompanów zaczyna trollować albo – jak przystało na podwórkowy żargon – „sępić”. Wtedy można jedynie wykrzyczeć desperackie: „No podaj!”. Ale tak czy siak nie poda…
Rush jednocześnie uznaję też za przyznanie się do porażki przez Electronic Arts. Dodanie tego trybu wiąże się bowiem z częściowym usunięciem Volty, a więc zaimplementowanej do serii 5 lat temu nędznej podróby Fify Street, w której to brakowało takich fajności jak fabularyzowana kampania od podrzędnego kopacza do króla trików i przewrotek czy ogólny klimat ulicznych zmagań na żwirze bądź gumie. Mam jednak cichą nadzieję, że takie działania oznaczają, iż EA planuje zaskoczyć nas jakimś hitowym powrotem. Choć może lepiej się nie łudzić?
Ach, koniecznie muszę za to wspomnieć o jednej rzeczy, która w EA Sports FC 25 nadal pozostaje niezmienna (bo ją wypominać należy zawsze). Mowa o kiepskim stanie technicznym gry, przede wszystkim w menu głównym. Wertowanie kart na rynku transferowym wiąże się z mikroskopijnym, niemniej odczuwalnym opóźnieniem, za to zwiechy podczas przeklikiwania różnych opcji potrafią trwać od kilku do kilkudziesięciu sekund.
Ponadto w trakcie tych kilku dni grania aż przez dwa wieczory doświadczałem przykrych serwerowych przeciążeń. Z jakiegoś powodu system wyszukiwania przeciwników nie działał godzinami, a i pierwszy raz w historii mojej przygody z „Fifą” musiałem po jej zresetowaniu czekać w kolejce chętnych do zalogowania. Z kronikarskiego obowiązku odnotowuję również dwa przykre crashe podczas meczów spowodowane niestabilnym ekosystemem gry, za które naliczono mi – jakżeby inaczej – dwie przegrane.
A więc sami widzicie… dalej mówimy o tej samej piłkarskiej, słodko-gorzkiej, wzbudzającej skrajne emocje przygodzie. Wszyscy wciąż będziemy się na tę grę obrażać, ale i w niej zatracać. Taka to już niedola miłośnika futbolu, który chce spędzać regularnie czas w najlepszym symulatorze (nawet jeśli nadal mocno arcade’owym) owej dyscypliny na rynku. A za dużego wyboru jeszcze nie mamy, skoro eFootball wciąż tkwi w agonii, białoruskie UFL przełożone zostało na grudzień, a oficjalna Fifa dopiero się smaży. I choć bardzo chciałbym dalej się wyzłośliwiać, bo EA za wszystkie swoje mikrotransakcyjne, hazardowe i rynkowe decyzje po prostu na to zasługuje, tak uczciwie muszę przyznać, że FC IQ stanowi naprawdę trafioną i ekscytującą ewolucję serii. Życzyłbym sobie jednak, aby cały ten proces systemowego rozwoju cyklu nieco zdynamizowano.
W EA Sports FC 25 graliśmy na PS5.
Ocena
Ocena
Grę EA Sports FC 25 pokochacie i znienawidzicie zarazem – tak jak każdą poprzednią odsłonę tego cyklu. Jakkolwiek jednak marzyłbym o skrytykowaniu jej z góry do dołu, tak system FC IQ sprawia, że pierwszy raz od dawna poczułem w tej serii potencjał na personalizację taktyki i ról indywidualnych poszczególnych zawodników. Tylko tyle i aż tyle.
Plusy
- więcej taktycznej głębi i elastyczności;
- szeroki wachlarz możliwości dostosowywania boiskowych ról zawodników;
- stosująca się do naszych zaleceń tak dokładnie jak nigdy dotąd sztuczna inteligencja;
- nowy tryb Rush jako sympatyczna ciekawostka dla bywalców orlików;
- to nadal „Fifa”.
Minusy
- to nadal „Fifa”;
- wypychana z gry Volta to smutny symbol złych decyzji EA;
- źle zoptymalizowane menu główne;
- niedomagające serwery online.
Czytaj dalej
Zacząłem od Disco Elysium, skończyłem w dziennikarstwie growym. Dziś zajmuję się publicystyką w CD-Action, wcześniej pracowałem w podobnym obszarze na łamach GRYOnline.pl. Sławię wszystko, co niezależne, ale bez „The Last of Us” i „Johna Wicka 4” życie straciłoby smak.