Elden Ring: Shadow of the Erdtree – recenzja. Wysoki poziom jakości i trudności od FromSoftware
Ponad dwa lata czekania. Wydawać by się mogło, że to całe wieki. W chwili, gdy piszę te słowa, zostało ledwie kilka dni, które dla wielu będą się straszliwie rozciągać. Czy jednak Elden Ring: Shadow of the Erdtree, czyli dodatek do jednej z najważniejszych i najpopularniejszych gier akcji XXI wieku, spełnił kosmiczne oczekiwania?
Tak, oczywiście, że spełnił. I nie… oczywiście, że nie spełnił. Bo choć Shadow of the Erdtree to świetna produkcja, mam wrażenie, że długie oczekiwanie i późna, oszczędna zapowiedź mogły nakłaść do głów fanów i fanek fantazje, którym nic nie jest w stanie sprostać. Jeśli jednak nie spodziewaliście się nadejścia mesjasza gier wideo mającego zbawić rok 2024, raczej nie poczujecie zawodu, tylko mnóstwo ekscytacji, cierpienia i wynikającej z nich satysfakcji.
A tu zasadzę drzewo
Zacznijmy od tła fabularnego. I choć niniejszy tekst nie będzie zawierać większych spoilerów (a na pewno żadnych z drugiej połowy gry), to jeśli nie chcecie wiedzieć absolutnie NIC o Cieniu Złotego Drzewa, pomińcie następne dwa akapity (a najlepiej to unikajcie recenzji, bo o niektórych rzeczach dla pełnej rzetelności napisać muszę). Dostęp do nowego obszaru zyskamy po pokonaniu Radahna i Mohga, Pana Krwi. Na arenie tego drugiego, obok kokonu Miquelli, znajdziemy Ledę, jedną z osób, które głos brata Malenii prowadzi wprost do Krainy Cieni, gdzie – po dotknięciu uschniętej ręki Niebianina – spędzimy od 15 do 25 godzin (myślę, że główny wątek da się ukończyć w mniej niż 10, jeśli się pospieszymy).
Wracając do fabuły… Ta jak zwykle podana jest w taki sposób, że bez skrupulatnego notowania wszystkich powiązań i czytania opisu każdego przedmiotu ani rusz. Obok głównego wątku dotyczącego wyruszenia po śladach Miquelli w Shadow of the Erdtree pojawia się kilka pobocznych historii do zgłębienia. Część z nich stawia na głowie to, co wiedzieliśmy do tej pory o świecie, część nadaje wielu postaciom dodatkowy kontekst, ale nie brakuje też zupełnie nowych wątków. Znajomość Elden Ringa jest jednak konieczna, żeby w pełni pojąć, co tu w ogóle się dzieje.
Jak to FromSoftware ma w zwyczaju, rozszerzenie jest dużo trudniejsze od bazowej gry. To wyzwanie dla postaci na wysokim poziomie – zalecam przynajmniej 120.(*) – ale też dla osób, które nie wątpią w swoje umiejętności. I o ile bez większego wysiłku ukończyłem „podstawkę” kilka razy, o tyle pocę się na samą myśl o tym, żeby jeszcze raz czy dwa przejść przez Krainę Cieni. Niemniej kiedy wspominam, jak bardzo ten dodatkowy obszar mnie zachwycił, ocieram pot z czoła i łapię za pada.
(*) Teoretycznie możemy wejść w dodatek nawet na poziomie 10. i się jakoś trzymać, bo Fragmenty Ostrodrzewa pomogą nam się „doskalować”. W praktyce będziemy potrzebować dobrego oręża, ulepszonego najbardziej jak się da, różnych możliwości zadawania obrażeń od żywiołów i kilku rodzajów zbroi na konkretne okazje – a tak bogaty ekwipunek raczej nie jest dostępny dla postaci na początku „podstawki”. Oczywiście można iść również z pałką, garnkiem i majtkami na wierzchu – to tylko kwestia samozaparcia!
Krainy pomiędzy… cieniami
No właśnie, obszar. Nowa mapa może nie powala wielkością jak ta w „podstawce”, lecz wciąż jest naprawdę spora. Wszystkie regiony wewnątrz Krainy Cieni mają swój unikalny charakter, ale też łączą się ze sobą na przeróżne, niekiedy tajemnicze sposoby. Bez zaglądania w każdy zakamarek, czytania wskazówek i metody prób i błędów istnieje duża szansa, że zupełnie ominiemy niektóre lokacje! A byłaby to wielka szkoda, bo właśnie te ukryte miejsca zachwyciły mnie najbardziej. Wspinaczka na ogromną górę, podróż przez pola niebieskich kwiatów czy przekradanie się (tak, nie zabrakło etapu „skradankowego”!) przez zasnuty mgłą las…
Przyznam, że niemal każde miejsce, jakie odwiedziłem w Shadow of the Erdtree, zapadło mi w pamięć i wywarło większe wrażenie niż lwia część mapy z „podstawki”! Jakby tego było mało, przyjdzie nam zgłębić sporo nowych podziemi, pełnych tajemnic, pułapek i niezwykle oryginalnie zaprojektowanych wrogów. Swoją drogą, choć FromSoftware zrecyklingowało to i owo, większość przeciwników, szczególnie tych głównych, to zupełnie nowe twory z unikalnymi atakami, a więc szykujcie się na nie lada wyzwanie strategiczne. No, chyba że walczymy z… nie, nie będę psuł zabawy. Ale przygotujcie się na małe déjà vu w pewnych miejscach.
Oczywiście tło to jedno, a to, co wypełnia odwiedzane regiony, to drugie – i zdecydowanie ważniejsze. Mnogość nowych przeciwników, bossów czy śmiercionośnych „zabawek”. W tym ostatnim przypadku do dyspozycji oddano nam zupełnie nowe rodzaje oręża, m.in. wielkie katany, butelki perfum (tym razem działające jako broń trzymana w ręce, a nie przedmiot do zużycia) czy rękawice do walki wręcz! Można w końcu kopnąć smoka „z karata”, hi-ya! Nie zabraknie też nieznanych wcześniej czarów czy cudów, zbroi, talizmanów…
Jest tego sporo, a szczodrze rozmieszczone materiały do ulepszeń pozwolą nam szybko podnieść poziom ekwipunku. Zupełnie nowym rodzajem przedmiotów, a jednocześnie jednym z najważniejszych są fragmenty ostrodrzewa i prochy czcigodnego ducha, które – kolejno – zwiększają statystyki nasze oraz przywoływanych przez nasz dzwonek towarzyszy. Dzięki nim będziemy mieli większe szanse na pokonanie potężnych wrogów, ale trzeba pamiętać, że działanie tych nowych znajdziek nie przenosi się do głównej gry.
Ała, tylko nie w szczepionkę!
W dodatku będziemy jednak musieli szukać każdej sposobności, żeby sobie pomóc i wzmocnić naszego zmatowieńca. Jak wspomniałem, Shadow of the Erdtree podnosi poprzeczkę bardzo wysoko i nawet weterani czy weteranki serii mogą mieć pewne kłopoty z przedarciem się przez niektórych bossów. Uwierzcie mi na słowo, że promowany jako „twarz” dodatku Messmer nie jest najtrudniejszym złodupcem w Krainie Cieni, a taki choćby finałowy boss w moim mniemaniu może równać się wyłącznie z Isshinem z Sekiro, zostawiając w tyle nawet Malenię. Większość dużych wrogów nie tylko ma kosmicznie podbite odporności na różne efekty, ale też jest niezwykle agresywna, wyprowadza szybkie i długie kombinacje ciosów, a do tego nawet najbardziej „dopakowaną” postać może położyć na dwa czy trzy uderzenia.
Niemniej uspokajam: jeżeli ja, osoba, która co prawda ma duże doświadczenie z gatunkiem, ale raczej przeciętne umiejętności, potrafiła sobie poradzić, to i wy dacie radę! Nawet jeśli będzie to okupione morzem łez i wiązankami siarczystych przekleństw. Wciąż nie mogę jednak zdecydować, czy ten wyśrubowany poziom trudności nie został podbity trochę sztucznie. Pokonanie części bossów to wyzwanie niełatwe, lecz uczciwe – po prostu trzeba się nauczyć, jak przez nich przejść. Inni z kolei mają przewagę, która nie wydaje mi się do końca sprawiedliwa. Zdecydowanie nie należę do największych fanów takiego pompowania statystyk.
W walce, obok prochów, broni i wzmacniających przedmiotów, mogą nas wesprzeć szukający Miquelli enpece. Nie zawsze i czasem pod specjalnymi warunkami, ale warto podążać za ich liniami fabularnymi nie tylko dlatego, żeby towarzyszyli nam w trakcie starć. To właśnie oni, na czele ze wspomnianą Ledą, pomagają nam nawigować po Krainie Cieni i popychać opowieść do przodu, a także oferują wskazówki pozwalające połapać się w zawiłościach historii.
Poza tą bandą nie znajdziemy zbyt wielu postaci, z którymi będziemy mogli porozmawiać. Jasne, tu i tam napotkamy pojedynczych – mniej lub bardziej ludzkich – bohaterów niemających wobec nas złych zamiarów (przynajmniej początkowo). Nie zmienia to faktu, że większość żywych bądź martwych, ale wciąż ruchliwych istot chce nam zrobić poważną krzywdę, warto więc trzymać cały czas gardę. Jeśli jednak potrzebujemy chwili ukojenia, zawsze możemy odwiedzić Twierdzę Okrągłego Stołu czy Ziemie Pomiędzy i bez większych problemów powrócić do dodatku w każdym momencie.
Nowe, ale stare
Pod wieloma względami Shadow of the Erdtree dziedziczy po „podstawce” zarówno to, co dobre, jak i to, co złe. Choć kilka rzeczy udało się usprawnić, np. dodano ikonkę wyróżniającą nowe przedmioty w naszym ekwipunku, tak parę bolączek zostało. Szczególnie frustrujące mogą okazać się elementy „platformowe”, od zawsze stanowiące piętę achillesową FromSoftware. Pal licho, kiedy są opcjonalne. Gorzej, gdy musimy na Torrencie precyzyjnie zeskoczyć z wąskiego klifu na jeszcze węższą półkę…
Gdzieniegdzie natkniemy się też na drobne bugi, ale zaznaczam, że przez ok. 30 godzin przygody nie spotkałem błędu, który totalnie zepsułby rozgrywkę. W kwestii grafiki i optymalizacji gry na komputerach osobistych będę zaś nieco mniej przychylny. Elden Ring zawsze śmigał mi aż miło, tutaj jednak więcej niż kilka razy produkcja mocno gubiła klatki, a przecież oprawa graficzna wcale nie wygląda, jakby miała obciążyć mój sprzęt. To jednak drobnostki teoretycznie łatwe do załatania.
Bawiłem się przy tej grze znakomicie, o ile znakomitą zabawą można nazwać stan, w którym mam ochotę wyrzucić kontroler przez okno. I choć frustracja zawsze ustępowała uldze i dumie, to dla mnie równie ważne były momenty pomiędzy. Zachwyt towarzyszący odkryciu jakiejś lokacji, zaskoczenie związane z uzyskaniem kolejnych informacji o świecie, sprawdzenie nowych popiołów wojny czy przyodzianie stylowego wdzianka. Shadow of the Erdtree dostarcza destylat z tego, co poznawaliśmy przez ostatnie dwa lata, ale dodaje sporo od siebie i unika bezmyślnego kopiowania. Mimo drobnych potknięć to wciąż produkt niemal doskonały, na który warto było czekać.
W Elden Ringa: Shadow of the Erdtree graliśmy na PC.
Ocena
Ocena
Shadow of the Erdtree to świetny i trudny dodatek do doskonałej gry. Wypełniony zaskakującym lore, wprowadzający mnóstwo nowej zawartości i przede wszystkim zaprojektowany z głową. Skondensowanie tego, co w „podstawce” najlepsze, wyszło FromSoftware na dobre i teraz możemy tylko żałować, że to pierwsze i ostatnie DLC do Elden Ringa. Chciałoby się więcej!
Plusy
- niezwykle trudna, ale też bardzo satysfakcjonująca rozgrywka
- piękne i ciekawe nowe lokacje
- raj dla fanów i fanek zgłębiania lore
- dużo nowej zawartości
- mniej pustek oraz zapychaczy niż w „podstawce”
Minusy
- poziom trudności bossów jest niekiedy sztucznie podniesiony
- czasami niedomaga fabularnie
- optymalizacja na PC nie jest idealna
Czytaj dalej
Za dnia projektuję gry tabletop RPG, w nocy zajmuję się dziennikarstwem popkulturowym (m.in. dla CD-Action, Nowa Fantastyka, Pismo, dwutygodnik). Uwielbiam grać w koszykówkę, poznawać lore Soulsów i pić mleko waniliowe.