Recenzja GTFO. Oto hardkorowy co-op. Zbyt hardkorowy

Grając w GTFO, zapomnijcie o słowie „łatwo”. To szalenie wymagająca co-opowa strzelanka, która czerpie pełnymi garściami z horrorów. Jest tu trochę Silent Hilla, trochę pierwszego Dead Space’a, ale pobrzmiewają też echa opuszczonych tuneli Metra. To świat, w którym gracz jest intruzem i od pierwszych chwil walczy o przeżycie.

Cel: szybka śmierć
Kazamaty, w które się zapuszczamy, podzielono na poziomy i sekcje. Niemal wszystkie pomieszczenia wypełnia niemiła graczom, zmutowana i początkowo uśpiona tzw. przyroda ożywiona. Z tego względu gameplay jest oryginalną mieszanką trudnej (chodzi tu przede wszystkim o bardzo złożone i pełne subtelności zachowania przeciwników) skradanki i eksploracji. Ta ostatnia polega m.in. na torowaniu sobie drogi przez śluzy, poszukiwaniu kluczy i przeczesywaniu terminali komputerowych, które wskażą nam lokalizację poszukiwanych przedmiotów.

Jest też walka, która tutaj stanowi ostateczność. Tam, gdzie można, sprawy lepiej załatwiać po cichu. Każdy z członków drużyny ma na wyposażeniu broń krótką, długą, jakiś gadżet i właśnie oręż biały, który służy do zagrań nienarażających drużyny na otwartą konfrontację. Oprócz tego mamy jednorazowe i pozyskiwane ze znajdowanych po drodze artefaktów boostery trzech typów, a także wyposażenie kosmetyczne, będące świadectwem statusu w świecie GTFO. Środki ofensywno-defensywne zdecydowanie należy zaliczyć na plus, a szczególnie to, że zostały gruntownie przemyślane i np. gadżetów w postaci działka, miotacza min, skanera czy piankownicy można używać na wiele sposobów.
Wymaga anielskiej cierpliwości i wsiąknięcia w społeczność.
Już parę godzin wystarczy, żeby przekonać się o kilku rzeczach. Przede wszystkim klimatu tu tyle, że można byłoby podczas każdej sesji przecierać ekran, a następnie wyżymać ściereczkę i tym, co skapnie do wiaderka, obdarowywać inne tytuły. Równocześnie mam wrażenie, że twórcy nazbyt zaufali temu, iż gracze – przede wszystkim ci losowi – będą się dogadywać i współpracować ze sobą w stopniu wymaganym przez grę.
Po omacku
GTFO w ramach samej gry robi w istocie bardzo mało, by nauczyć ludzi, co jest istotne podczas wspólnej zabawy. Skutkuje to bardzo wysokim progiem wejścia. Na samym początku podpytywałem nawet niektórych, czy wiedzą, o co w ogóle w tym wszystkim chodzi. Niemal każdy mówił, że nie do końca, a ci, co ogarniali, jak jeden mąż twierdzili, że żeby w ogóle zacząć, przyswajali nie tyle przygotowane przez twórców materiały, co… poradniki na YT, bez których ani rusz.

Innymi słowy – żeby docenić tę grę, musicie mieć wręcz anielskie pokłady cierpliwości i wsiąknąć w życie społeczności skupionej wokół oficjalnego Discorda GTFO. Dopiero wtedy ten tytuł pokaże, na co go stać. Jednak nawet wówczas odkryjecie, że w istocie ten co-opowy horror pozbawiony jest typowego dla sieciówek progresu postaci. To, a także odwiedzanie raz po raz podobnie wyglądających pięter opuszczonego kompleksu, sprawia, że całość po pewnym czasie robi się trochę powtarzalna.

Z drugiej jednak strony GTFO to tytuł szalenie wręcz oryginalny, w gnojeniu graczy dopracowany, a za sprawą poziomu trudności, pomysłu na zabawę i stawianego wyzwania – powiedziałbym, że wręcz elitarny. Gra, cała jej otoczka i te pojedyncze sukcesy, gdy już zaczniecie łapać, o co chodzi, pozostawiają wrażenie, że obcuje się z czymś niedostępnym dla zwykłych fanów strzelanek. Jeśli szukacie zwartej społeczności i chcecie się wkręcić w wymagającego co-opowego FPS-a, który jest poniekąd ideowym spełnieniem marzeń fanów rogali i soulslike’ów zarazem, to lepszego tytułu wskazać nie jestem w stanie. Jeżeli przy tym niestraszne wam rozkminianie we własnym zakresie i bicie głową w mur – dorzućcie sobie punkcik do oceny i kupujcie.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
4 odpowiedzi do “Recenzja GTFO. Oto hardkorowy co-op. Zbyt hardkorowy”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Pomyłka w tekście – autor przypadkowo umieścił „brak progresu postaci gracza” w minusach zamiast w plusach 😉
Dobrze że developerzy dotrzymali obietnic i rzeczywiście dostarczyli złożony i wymagający tytuł, nie upraszczając rozgrywki i mechanik, gra ląduje na listę życzeń
Jaka szkoda, że twórcy poszli w „platform exclusive” …
recenzja codziennie, nice, jestescie w ogniu.
Bardzo dobrze, że jest wysoki próg wejścia, że trzeba pokombinować jak uciec. To jest właśnie pomysł na tę grę – zrzucają cię w klatce i musisz się wydostać. Jesteś zdany sam na siebie i tak ma być. Większość graczy, w tym chyba też recenzent, przyzwyczaili się do bezmyślnego podążania za punkcikiem na radarze… Nie jest to gra mainstreamowa, bo nigdy taka nie miała być. Ma świetny, mroczny klimat i diabelnie wciąga. Do tego stopnia, że między sesjami gry, w ciągu dnia, rozkminialiśmy co zrobić inaczej, żeby przejść dalej. Jeżeli ktoś lubi gdy gra stawia przed nim wyzwanie, np. jest fanem gier From Software, itp. to pozycja obowiązkowa :).