rek

Helldivers 2 jest tak dobre, jak mówią. Ale ma jeden problem [RECENZJA]

Helldivers 2 jest tak dobre, jak mówią. Ale ma jeden problem [RECENZJA]
Łukasz "Moraś" Morawski
Demokracja jeszcze nigdy nie była tak zagrożona! Ale nie martwcie się – sytuacja zostanie opanowana. Wystarczą bomby atomowe, kilka nalotów dywanowych i… setki tysięcy żołnierzy wysłanych na bezsensowną śmierć. To niewielka cena za naszą wolność i wartości.

Nie mam pojęcia, jak dużą popularnością cieszyła się pierwsza odsłona Helldivers, ale dziewięć lat temu spędziłem przy tym tytule sporo godzin. „Jedynka” oferowała świetną rozgrywkę wymuszającą na graczach stuprocentową koncentrację i szybkie podejmowanie decyzji. Walka z przeciwnikami niesamowicie dawała w kość, a niektórym akcjom towarzyszyły tak duże emocje, że do dzisiaj pamiętam przebieg tych starć. Początkowo kręciłem nosem, gdy okazało się, że kontynuacja rezygnuje z rzutu izometrycznego na rzecz kamery umieszczonej za plecami postaci kontrolowanej przez gracza, ale teraz rozumiem, jak dobra była to decyzja. Studio Arrowhead zdołało zachować ducha „jedynki”, wynosząc przy tym swoje dzieło na jeszcze wyższy poziom. Choć oczywiście nie obyło się bez paru komplikacji…

Test cierpliwości

Jeszcze przyjdzie pora na rozpływanie się nad rozgrywką, najpierw chciałbym potraktować ten tytuł w taki sam sposób, w jaki on potraktował początkowo mnie. Helldivers 2 zaliczyło fatalny start ze względu na kolosalne problemy z serwerami. Jeżeli zarezerwowaliście sobie wolny czas w dniu premiery, to najpewniej straciliście go na próby znalezienia towarzyszy do wspólnego grania – ale to tylko pod warunkiem, że w ogóle udało wam się przeskoczyć poza ekran tytułowy. Oczywiście jestem w stanie zrozumieć taką sytuację i zdaję sobie sprawę, że słabe początki gier sieciowych w dłuższej perspektywie nie mają większego znaczenia, ale od debiutu minęły już prawie dwa tygodnie i nadal zdarzają się rozmaite komplikacje z połączeniem.

Helldivers 2

Zanim usiadłem do pisania recenzji, chciałem rozegrać jeszcze jeden mecz, ale produkcja zupełnie się wykrzaczyła i przestała pokazywać liczbę dostępnych użytkowników, uniemożliwiając nawiązanie z kimkolwiek połączenia. Z kolei parę dni wcześniej pykałem wspólnie z redakcyjnym kolegą Barnabą i nagle wywaliło go do lobby, więc byłem zdany sam na siebie. Po chwili wyszło na jaw, że w rzeczywistości on też mógł kontynuować zabawę i z jego perspektywy to ja opuściłem misję. Dwa-trzy razy zerwało mi również połączenie z serwerem, a raz wyrzuciło mnie do menu konsoli. Trochę to wkurzające, gdy weźmie się pod uwagę, że na jedną rozgrywkę zazwyczaj trzeba przeznaczyć ok. 40 minut, jeśli chce się zaliczyć jak najwięcej aktywności pobocznych.

Helldivers 2 nie uniknęło też błędów technicznych. Postacie potrafią utykać w obiektach, wymiana magazynka nie zawsze uzupełnia amunicję, a przełączanie się w tryb FPS podczas celowania z broni raz działa, a raz nie. Najbardziej doskwierała mi jednak okazjonalna niemożność odblokowania nowych broni i innych ułatwień rozgrywki. Na szczęście w większości przypadków są to rzeczy, które spokojnie da się naprawić w aktualizacjach, więc liczę na to, że twórcy jak najszybciej ogarną bugi – aczkolwiek najpierw niech się zajmą serwerami. Nie pogniewałbym się też za dodanie funkcji postępów między platformami, co wydaje się oczywistością w tytule oferującym wyłącznie sieciowe zmagania. Nie zawsze mam pod ręką PlayStation 5, a poza domem chętnie kontynuowałbym rozgrywkę na Steam Decku, ale nie widzi mi się jednoczesne rozwijanie dwóch herosów.

Helldivers 2

Super Ziemianie zawsze mają rację

Okej, wyrzuciłem z siebie niemalże wszystko, co leżało mi na wątrobie, teraz pora przejść do tego, co rozgrzewało moje serce. A takich rzeczy w Helldivers 2 było całe mnóstwo! Co prawda trudno mówić o rozbudowanej fabule, ponieważ takowa na dobrą sprawę nie istnieje, jednakże twórcy tak sprawnie nakreślili kontekst wykreowanego przez siebie świata, że doskonale wiedziałem, dlaczego i o co walczę. Wystarczyło do tego niesamowicie klimatyczne intro utrzymane w stylu „Żołnierzy kosmosu” Paula Verhoevena oraz krótki samouczek wypełniony po brzegi solidną porcją humoru. W dziele studia Arrowhead Super Ziemia znajduje się w samym centrum galaktyki, a otaczające ją planety zostają powoli przejmowane przez dwie obce cywilizacje – agresywne owadopodobne terminidy oraz humanoidalne automatony przypominające terminatory z filmów Jamesa Camerona.

Gracze wcielają się w dzielnych wojaków stających w obronie swojej planety i szerzących demokratyczne wartości. Jak wiadomo, do robali i maszyn raczej nie dotrze nasz przekaz, bo bombardowanie z orbity działa zdecydowanie szybciej niż powolna edukacja i materiały propagandowe. Twórcy nie musieli bawić się w pisanie skomplikowanych scenariuszy czy dialogów – w tym przypadku to czyny graczy tworzą narrację i nadają ton ich przygodom. Wpływa też na to wiele czynników: począwszy od ukształtowania terenu, poprzez występującą na danej planecie florę, a na dostępnych zabudowaniach kończąc. Produkcja oferuje sporo rodzajów misji (niestety część jest mocno nieczytelna, a znalezienie rozwiązania bywa lekko irytujące), które łączą się w losowych kombinacjach, dzięki czemu każda rozgrywka różni się od poprzedniej.

Helldivers 2

Raz musimy zburzyć wszystkie budynki w okolicy, kiedy indziej polujemy na wielkiego stwora lub odpieramy ataki hord, a i konieczne jest też ustawianie wież transmisyjnych, niszczenie gniazd, ratowanie cywilów bądź uzbrojenie głowicy nuklearnej, która po wystrzeleniu dociera do celu i zostawia po sobie potężnego grzyba atomowego. Na opowieść będzie miał wpływ również wybrany poziom trudności (im wyższy, tym większe nagrody i groźniejsi przeciwnicy), a także wyposażenie poszczególnych graczy. Bo zupełnie inaczej wygląda przebieg zadania, gdy użytkownicy wspierają się rozstawianym przez siebie moździerzem, a inaczej, kiedy trzeba bazować wyłącznie na ograniczanych czasowo bombardowaniach z orbity. Warto także zaznaczyć, że walka z robalami i robotami działa na tak odmiennych zasadach, że na dobrą sprawę można byłoby rozdzielić Helldivers 2 na dwie osobne produkcje.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Kompania braci

Akcja, akcja, akcja! To, co czasami dzieje się na ekranie, przechodzi ludzkie pojęcie. Jeżeli wydawało się wam, że widzieliście już wszystko w strzelankach i ten gatunek nie ma wam nic więcej do zaoferowania, to cóż… rzeczywiście – wydawało się wam. Helldivers 2 co i rusz próbuje udowodnić graczom, że jeszcze bardziej można podkręcić akcję, a liczba wybuchów na ekranie potrafi wzrosnąć wraz z uzyskaniem dostępu do porządniejszego wyposażenia i lepszego zgrania drużyny.

I w tym miejscu muszę pochwalić twórców za to, że zaprojektowali swoje dzieło w taki sposób, aby dawało tyle samo frajdy zarówno podczas wspólnej zabawy ze znajomymi (Huwer, b-side, Bastian, dzięki za wspólne szerzenie Demokracji!), jak i w trakcie wykonywania misji z losowo dobranymi osobami. W tym drugim przypadku brakuje mi jedynie trochę bardziej rozbudowanego systemu komend na konsolach (np. coś na wzór Rocket League), choć oznaczanie celów na mapie i zostawianie wskaźników i tak pomaga w uzyskaniu w miarę sensownej komunikacji.

Helldivers 2

Emocji dodaje też fakt, że w grze funkcjonuje ogień bratobójczy, więc przed podjęciem konkretnych decyzji trzeba szybko zastanowić się nad ich rezultatami. Bo czasami lepiej zwalić na łeb kompanom bomby kasetowe lub pociski odłamkowo-burzące 120 mm, niźli pozwolić, aby agresywne roboty uniemożliwiły ukończenie misji. Cel uświęca środki! Ryzykowne bywa również rozstawianie ciężkiego karabinu maszynowego, gdyż ten nie patrzy na pozycję ludzi, tylko wypluwa z siebie pociski, aby zabić wrogów. A że po drodze ucierpiał człowiek, to ponownie – cel uświęca środki! W ratowaniu się przed konsekwencjami niefrasobliwości niektórych graczy (lub atakami ze strony przedstawicieli obcych ras) pomagają efektowne odskoki na glebę, niczym w Metal Gear Solid V: The Phantom Pain czy serii Max Payne. Uciekanie przed zagrożeniem w taki sposób chyba nigdy mi się nie znudzi.

Uff, pozamiatane!

W grze ekipy Arrowhead korzystanie z manewrów jest niezwykle istotne i bez nich raczej nie dalibyśmy sobie rady z wrogami. Podobnie jak w „jedynce”, wzywanie nalotów oraz zamawianie wyposażenia i innych gadżetów wiąże się z wklepywaniem odpowiednich komend na strzałkach kierunkowych pada, co dodatkowo podnosi adrenalinę. Nie zawsze natomiast mamy dostęp do wsparcia z orbity, dlatego konieczne jest też korzystanie z broni konwencjonalnej – i na tym polu produkcja także sprawdza się doskonale.

Prucie z karabinu maszynowego M-105 Sojusznik do nacierających robali to czysta poezja. Czuć ciężar każdej broni i odrzut po wystrzelonych pociskach, a trafienie wroga jest wręcz namacalne. Terminidy powoli rozpadają się na kawałki, zalewając lokację zielonym kwasem, od automatonów zaś odrywają się metalowe części w towarzystwie rozbłyskujących iskier i wybuchów.

Helldivers 2

Niekiedy starcia są tak intensywne oraz widowiskowe, że można dostać oczopląsu. Co najlepsze, bez względu na wybuchy, fruwające szczątki przeciwników, roztrzaskujące się budynki, płomienie z miotacza ognia czy rozświetlające niebo lasery Helldivers 2 przez cały czas działa stabilnie. Jasne, trafiały się delikatne spadki fps-ów, ale były to tak rzadkie przypadki, iż nie sposób się do nich przyczepić. Twórcy zadbali o bardzo dobrą optymalizację swojego dzieła, dzięki czemu gracze nie muszą martwić się szalejącym framerate’em, tylko z uśmiechem na twarzy mogą siać spustoszenie w szeregach wroga.

Niewykluczone, że udało się to osiągnąć z racji takiej sobie oprawy graficznej. Produkcja oczywiście potrafi zachwycić efektami wizualnymi (doskonałe oświetlenie!), lecz w ogólnym rozrachunku prezentuje się raczej średnio i chyba nie ma co się z tym kłócić. Mimo wszystko wolę jakość obrazu na takim poziomie niż ucztę dla oczu przy pokazie slajdów. Braki w kwestii grafiki wynagrodzono mi widowiskowymi skutkami bombardowań.

Tego mi było trzeba

Jeżeli narzekacie na to, że w ostatnich odsłonach Call of Duty lub innych sieciowych shooterach jesteśmy zbyt mocno zalewani wszelkiej maści śmieciami po zakończonych meczach, w Helldivers 2 poczujecie ulgę. Aczkolwiek działa to w dwie strony – młodsze osoby niepamiętające starszych gier wieloosobowych mogą kręcić nosem na zbyt powolny rozwój swojego bohatera i właściwie zerowe wynagrodzenie za zaliczenie misji. Ja stoję gdzieś pośrodku: podobało mi się to wyczekiwanie na uzyskanie dostępu do pożądanej broni, lecz czasami czułem się niedostatecznie doceniony przez grę, a brak wrażenia progresji nie zachęcał mnie do dalszej walki.

Mimo to muszę pochwalić twórców, że nie zaśmiecili swojego dzieła mikrotransakcjami. Te co prawda są dostępne, ale wirtualną walutę (Super Kredyty) możemy zdobyć podczas przeczesywania map, a większość przedmiotów i tak ma charakter kosmetyczny (nowe zbroje, peleryny itp.). Niemniej szkoda, że nie da się personalizować wyglądu broni, aby nadać im bardziej indywidualny charakter.

Helldivers 2

Z niecierpliwością wyczekiwałem debiutu Helldivers 2 i na szczęście się nie zawiodłem. Najlepsze czasy dla tej produkcji dopiero nadejdą, najpierw twórcy muszą w pełni rozwiązać problemy z serwerami i uporać się z niektórymi błędami technicznymi. Konieczne też będzie stosunkowo częste wzbogacanie gry o nową zawartość, bo choć na premierę przygotowano sporo dobra, to jednak w trakcie intensywnego naparzania można się znudzić.

Sam na pewno jeszcze niejednokrotnie wskoczę do wahadłowca i wystrzelę się w kapsule na jakiejś obcej planecie, aby wyjaśnić mieszkającym na niej istotom, na czym polega Demokracja i dlaczego muszą podporządkować się rządom Super Ziemi. A gdyby moje argumenty nie działały, zawsze pod ręką będę miał morderczy sprzęt najwyższej klasy. Pamiętajcie: wolność wyboru i słowa to ważna rzecz, ale najpierw musicie się upewnić, czy Helldiversi myślą podobnie!

W Helldivers 2 graliśmy na PS5.

[Block conversion error: rating]

Jedna odpowiedź do “Helldivers 2 jest tak dobre, jak mówią. Ale ma jeden problem [RECENZJA]”

  1. Niesamowicie!

Dodaj komentarz