2
22.08.2023, 08:42Lektura na 9 minut

Recenzja Immortals of Aveum. Technicy magicy

Electronic Arts bardzo ostrożnie podchodzi do nowych marek, stawiając raczej na sprawdzone serie przynoszące pewny dochód. Immortals of Aveum znacząco wyłamuje się z tego schematu – to zrobiony z dużym rozmachem wysokobudżetowy tytuł, który… może potwierdzić, iż dotychczasowa taktyka EA wcale nie jest taka zła.

Liczę na to, że się mylę i dzieło studia Ascendant sprzeda się na tyle dobrze, iż wydawca wyciągnie odpowiednie wnioski, aby w przyszłości śmielej inwestować w autorskie projekty. Jestem bardzo ciekawy tego, jak gracze odbiorą Immortals of Aveum, bo ogólna koncepcja wydaje się wystarczająco interesująca, żeby przykuć uwagę. Mam jednak z tym tytułem sporo problemów – niby wszystko było na swoim miejscu, ale nie zawsze tak, jak powinno. A to trochę za mało, jak na dzieło z segmentu AAA.


Walka dobra ze złem, odcinek 333.

Punkt wyjściowy Immortals of Aveum jest niezwykle intrygujący – trafiamy do nietypowego uniwersum fantasy, gdzie większość ludzi w jakimś stopniu potrafi korzystać z nadprzyrodzonych mocy. A jeśli nie, to takie osoby określa się mianem bezświetlnych, ich status społeczny bywa zaś bardzo niski. Jak dowiadujemy się ze wstępu, w tak skonstruowanym świecie polityka, terytoria i ideologie mają znaczenie drugorzędne, gdyż na pierwszy plan wysuwa się wielka potrzeba panowania nad magią.

Immortals of Aveum
Immortals of Aveum

Prowadzi to do trwającej kilka tysięcy lat Wszechwojny toczonej pomiędzy Armią Światła Lucjum a Nocnymi Ostrzami Rasharnu. „Tym dobrym” przewodzą maginowie z Zakonu Nieśmiertelnych próbujący za wszelką cenę powstrzymać szalonego króla Sandrakka i jego bezwzględną armię. Rola głównego bohatera przypadła niejakiemu Jakowi mieszkającemu w ubogiej miejscowości Seren, wybudowanej na ruinach potężnego mostu wzniesionego przez zapomnianą pradawną cywilizację. Chłopak żyje głównie z kradzieży, każdego dnia walcząc o przetrwanie. Nie jest natomiast osamotniony w niedoli, ponieważ towarzyszy mu grupa przyjaciół, z którymi tworzy swego rodzaju rodzinę. Cytując klasyka, jest „chu***o, ale stabilnie”.

Sytuacja ulega zmianie, gdy miasto zostaje zaatakowane przez niemające litości dla swoich ofiar wojska Rasharnu. Życie protagonisty wywraca się do góry nogami, a w dodatku – pod wpływem silnego stresu – budzą się w nim ogromne pokłady energii. Chłopak okazuje się triarchą, wyjątkowym maginem zdolnym do kontrolowania trzech żywiołów. Bohater czym prędzej zostaje zwerbowany do Armii Światła, gdzie przechodzi pięcioletnie szkolenie mające przygotować go do nieuniknionej konfrontacji z Sandrakkiem, który wszedł w posiadanie niebezpiecznego artefaktu, Kamienia Spajania.

Immortals of Aveum
Immortals of Aveum

To się wszyscy pośmialiśmy

Muszę przyznać, że pod względem światotwórczym Immortals of Aveum zrobiło na mnie wrażenie, nawet jeśli sama fabuła nie należy do szczególnie odkrywczych i opiera się przede wszystkim na sprawdzonych motywach. Klimat buduje też to, w jaki sposób zespół Ascendant Studios podszedł do tematu technologii – ta inspirowana jest naszą współczesną elektroniką, aczkolwiek w dalszym ciągu bazuje na magii – w grze nie brakuje więc komunikatorów audiowizualnych, tabletów z ekranami dotykowymi czy latających pojazdów rodem z „Diuny”. O dziwo wszystko do siebie bardzo dobrze pasuje i daje potencjał na dalsze rozwijanie uniwersum.

Jeśli miałaby powstać kontynuacja, developer powinien zrewidować ton, w jakim byłaby utrzymana. Nie do końca podobał mi się bowiem sposób przedstawienia historii. Nie uważam, że dobre fantasy to poważne fantasy – odrobina luzu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a umiejętne rozładowanie napięcia niekiedy jest w stanie podbić dramatyzm sytuacji. Niestety twórcy gry ewidentnie naoglądali się zbyt wielu letnich blockbusterów (i to raczej tych gorszych), przez co doszli do wniosku, że koniecznie trzeba „dośmiesznić” praktycznie każdą scenę. Żarty i żarciki w większości przypadków okazują się przestrzelone, co dosyć mocno przeszkadza w angażowaniu się w fabułę. Producent nie umiał znaleźć balansu – niby miało być bekowo, jak w Borderlands, ale non stop przebijał się też patos rodem z Halo. Dało się to połączyć w sensowny sposób, lecz tym razem zabrakło wyczucia.

Immortals of Aveum
Immortals of Aveum

Trzy kolory: RGB

Fabuła w Immortals of Aveum to oczywiście tylko pretekst, żeby mieć do kogo robić czarodziejskie „piu, piu”. Na walkę z przeciwnikami poświęcamy przeważającą część czasu, a im bliżej finału (swoją drogą świetnie zrealizowanego, z bardzo fajnym ostatnim bossem), tym więcej starć. Przed odpaleniem gry spodziewałem się przyjemnej, relaksującej strzelanki, dlatego mocno mną trzepnęło, gdy wyszło na jaw, że ekipie z Ascendant Studios zależało na stworzeniu jak najbardziej wymagającego FPS-a, którego pod względem natężenia akcji spokojnie można zestawić z Doomem Eternal. Czasami na polu bitwy jest tak duże zamieszanie, że łatwo się pogubić – efekt psuła w niewielkim stopniu oprawa graficzna, ale do tego dojdę później.

System walki w produkcji studia Ascendant został oparty na trzech kolorach. Każda barwa odpowiada za inny rodzaj ataków oraz zdolności specjalnych. W przeciwieństwie do takiego Ghostwire: Tokyo protagonista nie potrafi strzelać pociskami bez wyposażenia się w odpowiedni sprzęt. Dlatego też w świecie Aveum opracowano urządzenia określane mianem pieczęci, których celem jest nadanie kształtu surowej energii magicznej. Do każdego rodzaju mocy przypisano po trzy warianty broni i tylko od gracza zależy, z czego skorzysta. W ten sposób twórcy wprowadzili do swojej gry element looter shooterów – co chwilę wchodzimy w posiadanie nowych pieczęci (w dodatku oznaczonych rangami), znajdując je w złotych skrzyniach lub zaliczając misje.

Immortals of Aveum
Immortals of Aveum

Na oficjalnej stronie gry można przeczytać, że ta „wymyka się konwencjom strzelanek pierwszoosobowych”. Może was zaskoczę, ale kompletnie się z tym nie zgadzam – jasne, w Immortals of Aveum walczymy z użyciem magii, jednak sposób korzystania z niej w niczym nie różni się od wypluwania pocisków z narzędzi mordu w Call of Duty. Pieczęcie na dobrą sprawą są fikuśnymi spluwami, które bez problemu przyrównamy do prawdziwych broni: niebieska energia odpowiada karabinom szturmowym i wyborowym, czerwona kojarzy się z wszelkiej maści rakietnicami, zielona zaś to pistolety maszynowe i miniguny. Co więcej, w tej produkcji MAGIĘ SIĘ PRZEŁADOWUJE! W sumie patrząc od tej strony, to faktycznie mamy do czynienia z „wymykaniem się konwencjom”…

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE


Czytaj dalej

Redaktor
Łukasz Morawski

O grach piszę od 16. roku życia i mam zamiar kontynuować tę przygodę jak najdłużej. Jestem miłośnikiem popkultury i nie narzucam sobie żadnych barier gatunkowych – wszystkiemu trzeba dać szansę. Tylko w taki sposób można odkryć prawdziwe perełki.

Profil
Wpisów55

Obserwujących2

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze