Kampania Battlefielda 6 jest jak powtórka filmu akcji na Polsacie – zapomnisz o niej po napisach końcowych [RECENZJA TRYBU DLA JEDNEGO GRACZA]

Kampania Battlefielda 6 jest jak powtórka filmu akcji na Polsacie – zapomnisz o niej po napisach końcowych [RECENZJA TRYBU DLA JEDNEGO GRACZA]
Paweł "Plushowy" Kozierkiewicz
Niezależnie od tego, czy gracie w singlowy tryb w BF-ach dla fabuły, dla questów czy też dla emocji – raczej będziecie zawiedzeni kampanią Battlefielda 6.

Już od chwili ogłoszenia prac nad Battlefieldem 6 jak mantrę powtarzano, że jest to powrót do korzeni. Chłodny odbiór dwóch ostatnich części cyklu spowodował, że DICE ponownie postanowiło zaproponować nam bardziej współczesne pole walki, nawiązując do dwóch najlepiej wspominanych przez graczy odsłon. I z reakcji w internecie można wyczytać, że był to strzał w dziesiątkę. Nie ukrywam, że sam najwięcej czasu spędziłem w częściach opatrzonych cyferkami trzy i cztery. Obawy jednak pozostawały.

Te w dużym stopniu zostały rozwiane przez dwa testowe weekendy, które zgromadziły blisko 20 milionów graczy, co dobitnie pokazało skalę zainteresowania tytułem. Bardzo pozytywne opinie zaostrzyły apetyt na konfrontację z pełną wersją – ta, oprócz zmagań sieciowych, ponownie oferuje także kampanię dla pojedynczego gracza.

Przyda się tutaj od razu kilka słów wyjaśnień. Electronic Arts udostępniło mediom w zeszłym tygodniu wcześniejszy dostęp do gry. Tryby sieciowe działały jedynie przez kilka godzin dziennie, aby uniknąć sytuacji, w której na polu walki będą dominować boty. Taki stan miał utrzymywać się aż do dnia premiery, jednak od kilku dni można grać już w Battlefielda 6 przez całą dobę. Niestety sprowadza się to do tego, że na serwerze znajduje się zaledwie 3-4 graczy, a reszta sterowana jest przez (mocno kiepską) sztuczną inteligencję. Taka forma ogrywania trybów sieciowych nie daje odpowiednich podstaw do tego, aby rzetelnie ocenić multiplayer. Dlatego też zdecydowaliśmy się w pierwszej kolejności opublikować recenzję kampanii dla pojedynczego gracza.

NATO w rozsypce

W 2027 roku nikt już nikomu nie ufa. Fundament bezpieczeństwa, czyli Traktat Północnoatlantycki trzęsie się w posadach. Część członków NATO występuje z paktu i postanawia zawierzyć swoje bezpieczeństwo nowej jednostki paramilitanej zwanej Pax Armata. Jednym z państw w nowym układzie jest Gruzja. Zgodnie z kruchym porozumieniem, siły koalicyjne mają zwolnić bazy i przekazać kontrolę. Oczywiście nic nie poszło zgodnie z planem.

Dosłownie na kilka godzin przed tranzycją następuje zmasowany atak Pax Armaty, który rozpoczyna otwarty konflikt z siłami NATO. Świat pogrąża się w chaosie, w zamachu ginie sekretarz generalny tej drugiej organizacji, a świetnie wyszkolone i wyposażone grupy najemników zajmują kolejne przyczółki dążąc do przejęcia pełnej kontroli.

Przystawka

W kampanii Battlefield 6 kierujemy członkami kilkuosobowej grupy specjalnej Dagger 13. Z jednej strony próbuje ona powstrzymać zapędy paramilitarnego podmiotu, a z drugiej odkryć prawdę stojącą za wszystkimi wydarzeniami. Szybko bowiem okazuje się, że w całość zaplątane są także służby wywiadowcze USA.

Część fabuły poznajemy w trakcie przerywników filmowych, a poszczególne misje są retrospekcjami wydarzeń, w których biorą udział komandosi Dagger 13. W ramach dziewięciu etapów trafimy m.in. na Gibraltar, gdzie naszym zadaniem jest zajęcie przyczółku oraz zniszczenie baterii dział przeciwlotniczych. Odwiedzimy też Kair w misji quasi-skradankowej, aby odnaleźć ważne dokumenty, a także ruszymy z szaloną misję powstrzymania zamachu terrorystycznego w sercu Nowego Jorku.

Na „papierze” wszystko to brzmi całkiem emocjonująco, niestety sama rozgrywka przypomina to, z czym mieliśmy już wcześniej do czynienia we wcześniejszych kampaniach spod znaku Battlefielda czy Call of Duty. W sumie to porównując misje do kampanii z gier konkurencji, to jest gorzej.

Po pierwsze żadne z wykonywanych zadań nie zapada na dłużej w pamięć. Brakuje tu choćby takiej pamiętnej sceny, jak szturm na dom w londyńskiej dzielnicy Camden z rebootu Modern Warfare. Po drugie bohaterom z BF6 brakuje po prostu charakteru. W trakcie rozgrywki sterujemy poczynaniami poszczególnych członków Dagger 13 (odpowiadającymi poszczególnym klasom z multiplayera: szturmowiec, snajper, wsparcie i technik), jednak ani Dylan Murphy, ani Haz Carter czy Simone „Gecko” Espina nie mają charyzmy kapitana Johna Price’a, „Soapa” MacTavisha lub „Ghosta”.

To wszystko powoduje, że około sześciogodzinną kampanię przechodzimy bez większych emocji i zapominamy o niej dosłownie chwilę po ujrzeniu napisów końcowych. Historie opowiadane w trybach singlowych Battlefieldów nigdy szczególnie nie porywały i niestety najnowsza część tego nie zmieniła.

Piękna wojna

Bardzo dobre wrażenie robi za to oprawa audiowizualna. Kto jak kto, ale DICE potrafi zrobić dobry użytek ze swojego autorskiego silnika Frostbite. Battlefield 6 korzysta z jego najnowszej iteracji i to, co obserwujemy na ekranie, może się podobać. Destrukcja otoczenia jest bardzo realistyczna, budynki efektownie się zawalają, czołgi eksplodują, a wszędzie wokół latają odłamki.

Oczywiście łatwiej to uzyskać w kampanii singlowej za pomocą skryptów, ale w meczach sieciowych wcale nie prezentuje się to gorzej. Dodatkowo, możliwość generowania dużych obszarów przydaje się w celach ukazania skali działań na polu bitwy. Dźwięk jest brudny, nieraz przesterowany i czasem wręcz ogłusza – pomaga to w budowaniu klimatu.

Wieczór filmowy w Polsacie

Wyobraźmy to sobie. Październikowy wieczór. Nuda. Jakoś na granie ochoty nie ma, książka świeżo przeczytana, kolejna jeszcze w ręce nie wpadła. Przeglądasz program telewizyjny, a tam na wieczór zapowiadają emisję filmu Battlefield 6. Czytasz opis:

„Kiedy w tajemniczych okolicznościach ginie sekretarz generalny NATO, a światu grozi potężna organizacja paramilitarna, tylko grupa świetnie wyszkolonych komandosów może zażegnać konflikt i dotrzeć do prawdy”.

No dobra, niech będzie. Siadasz przed telewizorem, zaczyna się. Nie brakuje spektakularnych scen, są wybuchy, pojawia się nawet teoria spiskowa… Tylko to wszystko jakieś takie… miałkie. Niby na swoim miejscu, czuć budżet, ale fabuła nie wciąga. W połowie seansu zaczynasz bezwiednie przeglądać social media. Akcja w międzyczasie trochę nabiera tempa, ale Książulo sprawdza też nowego kebaba, szkoda by przegapić. O, kulminacja! Są wybuchy i wielki szturm. Koniec. To w sumie o czym był ten film?

W Battlefielda 6 graliśmy na PC. Wstrzymujemy się na razie od liczbowej oceny, gdyż tę planujemy wystawić za całą grę, po dokładnym sprawdzeniu trybu multiplayer.

PLUSY:

  • Efektowna warstwa audiowizualna
  • Moduł kampanii można odinstalować bez uszczerbku dla reszty trybów
  • Dla niektórych: długość kampanii

MINUSY:

  • Mało angażująca historia
  • Nieciekawi protagoniści
  • Średnio zaprojektowane misje
  • Dla niektórych: długość kampanii