Little Nightmares 3 – recenzja. Taki koszmar to ja już przeżyłem raz czy dwa

Little Nightmares 3 – recenzja. Taki koszmar to ja już przeżyłem raz czy dwa
Avatar photo
Krystian "UV" Smoszna
Little Nightmares 3 nie robi nic źle, ale nie robi też za wiele nowego.

Po tym, jak w grudniu 2019 roku grupa Embracer przejęła kontrolę nad szwedzkim studiem Tarsier, mogło się wydawać, że seria Little Nightmares zakończy swój żywot zaskakująco szybko. Co prawda, na mocy wiążących umów Skandynawowie musieli doprowadzić do końca proces produkcji drugiej gry, ale istniało uzasadnione podejrzenie, że nowy właściciel nie pozwoli im później kontynuować prac nad tą marką, tym bardziej, że ta ostatnia pozostawała w rękach konkurencyjnego Bandai Namco.

Tak faktycznie się stało. Sequel zadebiutował w lutym 2021 roku, a już kilka dni później Szwedzi publicznie pożegnali się z „małymi koszmarami”, sugerując zawiedzionym fanom, że tutaj nic więcej się już nie wydarzy. Wydawca miał jednak inne plany. Najpierw jasno dał do zrozumienia, że temat wcale zamknięty nie jest, a w międzyczasie zlecił stworzenie kolejnej odsłony tej serii firmie Supermassive Games. 

Zmiana developera była posunięciem bardzo ryzykownym, bo przecież nie ma gwarancji, że taki eksperyment w ogóle się uda. Istniało też ryzyko, że nowa ekipa zwyczajnie namiesza w konwencji, wywracając do góry nogami to, co zostało ustanowione wcześniej. Dlatego już na wstępie uspokoję wszystkich miłośników serii, że debiutujący za moment produkt jest bliźniaczo podobny do poprzedników, wręcz skrojony na bazie identycznego schematu. Jeśli ktoś nie zdaje sobie sprawy z tego, że pierwotni twórcy nie maczali palców w Little Nightmares III, to istnieje mała szansa, żeby zorientował się w trakcie gry.

Little Nightmares 3

Samotni w ciemności

„Trójka” przedstawia nam zupełnie nowych bohaterów, chłopca Low i dziewczynkę Alone, którzy starym zwyczajem próbują przetrwać w niegościnnej krainie rodem z najgorszych dziecięcych koszmarów. Oprócz typowego, singlowego doświadczenia, gra oferuje również możliwość ukończenia całej przygody w towarzystwie innej osoby, co jest dużą zmianą, bo o kooperacji nieśmiało myślano już podczas produkcji Little Nightmares II, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. 

W grze Supermassive Games taki moduł został w końcu zaimplementowany i trzeba powiedzieć wprost, że całą rozgrywkę zbudowano właśnie wokół współpracy naszych podopiecznych. Zabieg ten nieco spłyca tryb single player, bo tam rolę drugiej postaci przejmuje sztuczna inteligencja, która w naturalny sposób dostosowuje się do naszych działań, nierzadko podsuwając nam na tacy rozwiązanie jakiegoś problemu. Nietrudno się domyślić, że kiedy gramy w duecie, wszystko trzeba rozkminić samemu.

Kolejną innowacją jest wprowadzenie broni, z jaką bohaterowie nigdy się nie rozstają. Low ma do dyspozycji łuk, pozwalający atakować przeciwników z dystansu, przecinać liny i aktywować wyżej położone przyciski. Alone posiada natomiast klucz, który zachowuje się identycznie jak młotki, siekiery i gazrurki w „dwójce”, zatem można nim zadawać ciosy oponentom z bliskiej odległości oraz wybijać dziury w ścianach i drzwiach. Oczywiście walka skonstruowana została tak, że bohaterowie muszą skoordynować działania, aby danego wroga definitywnie się pozbyć. Przykłady widzieliśmy już w demie, kiedy Low strącał latające owady w jednej z lokacji, a Alone dobijała je już na ziemi. W pełniaku jest tego więcej.

Wzorem Little Nightmares 2, autorzy dorzucili też różne przedmioty specjalne, ekskluzywne dla konkretnego etapu. Pojawia się więc znana już doskonale fanom serii latarka oraz parasol, pozwalający nie tylko bezpiecznie opadać z dużych wysokości, ale też unosić się w górę za pomocą strumieni powietrza. Gadżety te mają zastosowanie tylko w dedykowanych im rozdziałach, poszerzając opcje gameplayowe, choć trudno tutaj mówić o jakiejś rewolucji. To miły dodatek i nic ponadto.

Little Nightmares 3

Gdzieś to już widziałem

Cała reszta to Little Nightmares w pigułce. Low i Alone przebijają się przez kolejne lokacje, znajdując wcześniej sposób na wydostanie się z nich. Istnieją segmenty, w których musimy poruszać się powoli i cicho, by rywale nie zorientowali się o naszej obecności, ale też takie, gdzie biegniemy na złamanie karku, próbując uniknąć schwytania. Przygotowano też kilka aren, gdzie trzeba uporać się szybko z kilkoma przeciwnikami atakującymi nas po kolei, ale tego typu sytuacje są w „trójce” wyjątkiem, nie regułą. Mam wrażenie, że developerzy z Supermassive Games odrobili zadanie domowe i wyważali te sekwencje w taki sposób, żeby graczy przede wszystkim nie zirytować.

Grę podzielono na cztery rozdziały (o jeden mniej niż w poprzedniku). Budzi to mylne wrażenie, że kampania jest nieco krótsza, ale de facto trzeci, bardzo długi epizod, mógłby być spokojnie rozbity na dwa mniejsze. Tak naprawdę tytuł oferuje podobną długość rozgrywki, co wydana w 2021 roku „dwójka”, więc po około pięciu godzinach ujrzymy napisy końcowe. O ile oczywiście sprawnie będziemy radzić sobie z rozwiązywaniem napotkanych problemów, bo wzorem wcześniejszych odsłon, trzecia też nie kwapi się z podrzucaniem jakichkolwiek wskazówek.

Little Nightmares 3

Muszę jednak dodać tutaj, że weteranom serii wyzwania nie powinny sprawić większych kłopotów. Grając w Little Nightmares 3, łapałem się na tym, że w zasadzie przez nie przebiegam, a jedyne postoje miałem w wieńczącym zmagania instytucie, gdzie trzeba rozpracować zasady rządzące poruszaniem się po złożonym z wielu podobnych pomieszczeń kompleksie. Swoją drogą, gameplayowo to najciekawszy rozdział z tych czterech, mimo że ze względu na ogólne doświadczenie najlepiej zapamiętam upiorny lunapark.

Teleportem w nieznane

Skoro o epizodach mowa, warto w ogóle rzucić nieco światła na to, co w zasadzie zwiedzamy. Ludzie z Supermassive Games poszli w tej kwestii nieco na łatwiznę, bo wizytę w każdym regionie wieńczy teleportacja przy pomocy lustra, a to oznacza, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby przerzucać bohaterów pomiędzy różnorodnymi wizualnie miejscówkami. I tak się właśnie dzieje. Świetnym przykładem jest zresztą startowy epizod, czyli Nekropolia, bo pustynny krajobraz zupełnie odbiega od tego, do czego seria Little Nightmares nas przez lata przyzwyczaiła. Potem nagle lądujemy w fabryce słodyczy, która idealnie wpasowuje się w klimat poprzedników, ale kontrast pomiędzy obiema tymi dwoma lokacjami wręcz uderza.

Zabieg zatem doceniam, ale moim zdaniem lepiej w tej kwestii sprawdziła się „dwójka”. Tam z dziczy wypłynęliśmy do miasta i przez dłuższy czas zwiedzamy w nim charakterystyczne budynki, jak szkoła czy szpital. Autorom z Tarsiera udało się w ten sposób zachować ciągłość w wędrówce, poza tym wszystkie lokacje utrzymano w poprzedniku w podobnej stylistyce. Trzecia gra podąża nieco drogą, niby ciekawszą, ale niekoniecznie lepszą.

Little Nightmares 3

Narzekać zamierzam też na poziom „zagadek”, bo uważam, że dało się wycisnąć z nich zdecydowanie więcej. W zasadzie utrzymano tu poziom z Little Nightmares II, ale i tak odniosłem wrażenie, że poprzedni zespół miał lepsze pomysły, co zresztą potwierdziło się, gdy bezpośrednio po „trójce” zaliczyłem ponownie „dwójkę”. W trzeciej odsłonie łapałem się zbyt często na tym, że widzę ograne w przeszłości motywy, a tych nowych jest w zasadzie tyle, co kot napłakał. Dopiero wspomniana już wizyta w instytucie mocno wybiła się ponad przeciętność w tym względzie, ale wyłącznie dzięki zastosowaniu jednego zabiegu, który w tym miejscu świadomie przemilczę, gdyż nie chcę nikomu psuć zabawy.

Co-op priorytetem

Być może odniósłbym lepsze wrażenie, gdyby dane mi było skosztować tej gry w co-opie. Współpraca obojga bohaterów ma zwyczajnie większy potencjał w sytuacjach, kiedy gra nie podsuwa żadnych wskazówek. To grający muszą wpaść na pomysł, żeby w danym momencie zrobić coś, z czego skorzysta partner lub partnerka, od tak błahych kwestii poczynając jak podrzucenie kogoś wyżej, do użycia konkretnych obiektów na mapie w celu uzyskania określonego efekt. W singlu towarzysz po prostu ustawia się tam, gdzie trzeba, albo zabiera się do swojej czynności tuż po wejściu do lokacji, więc wędrówka przebiega szybko i sprawnie.

Little Nightmares 3

Jasne, można użyć argumentu, że w Little Nightmares 2 było podobnie, więc w czym problem, ale tam nie zawsze tworzyliśmy zespół i wcale nie tak rzadko zdarzały się sekwencje, w których byliśmy zdani wyłącznie na siebie. W nowej grze takich sytuacji nie ma nigdy, bo tryb kooperacyjny nie miałby zwyczajnie sensu. Na koniec dodam jeszcze, że nie istnieje tutaj możliwość zabawy przy jednej konsoli dwóch graczy jednocześnie i wielbiciele kanapowych posiedzeń muszą obejść się smakiem. Co-op działa wyłącznie w trybie online, na dodatek jest ograniczony do tej samej platformy, choć developerzy zapowiadają, że to ostatnie może się w przyszłości zmienić.

Sequel na maksa bezpieczny

Ogólnie rzecz ujmując, mam spory problem z oceną tego, co przeżyłem za sprawą trzeciej odsłony Little Nightmares. Z jednej strony gra mi się zwyczajnie podoba. Nie odbiega od znanej i lubianej konwencji, jest wręcz podręcznikowym wzorem na to, jak powinien uszanować markę i dokonania poprzedników nowy zespół. Na plus na pewno zaliczyć też trzeba pierwszą udaną próbę stworzenia trybu kooperacji w tej serii i fakt, że nadal mamy tu do czynienia z niepokojącą podróżą, w której dzieci muszą przetrwać nierówną walkę z groteskowymi postaciami, zdolnymi pozbawić je życia w mgnieniu oka. Z drugiej strony cały czas nie mogę pozbyć się wrażenia, że choć to sequel porządny, to jednak na maksa bezpieczny. Jeśli ktoś powie, że to wszystko już było, to w gruncie rzeczy ma rację. Mam więc ogromny dysonans, bo targają mną odmienne uczucia. Cieszę się, że Supermassive Games wyrównało poziom, ale oczekiwania miałem jednak większe.

Little Nightmares 3

Nie zmienia to faktu, że mowa o grze, koło której fani serii z pewnością obojętnie przejść nie powinni. To solidnie zrealizowany sequel, odcinek niemający zbyt wiele wspólnego z poprzednikami w kwestii fabuły, ale jednak dobrze wpisujący się w przygody Mono i Six. Efektu nie psują nawet drobne błędy, odczuwalne przede wszystkim w singlu podczas walki. Już podczas pierwszego starcia z owadami możemy być świadkiem sytuacji, kiedy to Low strzela z łuku do znajdujących się bezpośrednio nad nim wrogów, a ci – spadając w dół – doprowadzają do jego śmierci. Może to irytować, ale jeszcze przed premierą ma się pojawić duży patch, które tego typu mankamenty poprawi. Oby.

PODSUMOWANIE: Jest bardzo dobrze, ale mogło być jeszcze lepiej. Autorzy zdołali osiągnąć poziom Little Nightmares II, ale w moim przekonaniu go nie przebili. To i tak wystarczająca rekomendacja, żeby z „trójką” się zmierzyć, mały niesmak jednak pozostaje.

OCENA: 7+

PLUSY:

  • Klasyczne, „małokoszmarowe” doświadczenie
  • Dwoje bohaterów do wyboru
  • Możliwość gry w trybie kooperacji
  • Wyborna atmosfera zaszczucia
  • Co najmniej dobre lokacje i fenomenalny lunapark
  • Znakomite, jak zawsze, udźwiękowienie

MINUSY:

  • Gdzieś już to wszystko widzieliśmy
  • Zbyt mało pomysłowych zagadek środowiskowych
  • Nie tak spójna ta wędrówka jak w poprzedniku
  • Błędy bohaterów sterowanych przez AI