19.08.2022, 18:00Lektura na 5 minut

Lost in Play – recenzja. Interaktywna kreskówka dla całej rodziny

Dziecięca wyobraźnia jest jak wszechświat – niezmierzona. Podniesiony z ziemi patyk zmienia się natychmiast w karabin albo miecz świetlny, krzak pokrzyw staje się demoniczną hordą, domowy ogródek zaś odgrywa z powodzeniem rolę obcej planety. A młodsza siostra może przeobrazić się w potwora.

Nic więc dziwnego, że gdy rodzeństwo – ona to żywe srebro, on to nieco starszy, introwertyczny chłopiec ze wzrokiem wbitym w przenośną konsolkę – rozpoczyna zabawę, ta szybko przekształca się w surrealistyczną podróż przez krainę (ich) fantazji. Mamy jakieś pięć do sześciu godzin, by przemierzać kolejne wyimaginowane światy i doprowadzić dzieciaki do domu. Tak przynajmniej mi się wydaje, gdyż to, co się dzieje na ekranie, można interpretować rozmaicie, a gra nie daje tu za wielu wskazówek. Cóż, też musimy zatem użyć swej wyobraźni, by dopowiedzieć sobie to i owo. Zresztą kwestia „ale co się właściwie stało” nie ma tu żadnego znaczenia.

Lost in Play
Lost in Play

Usta milczą, dusza śpiewa

Lost in Play to połączenie klasycznej przygodówki point’n’click 2D z elementami gier logicznych i niedużym dodatkiem sekwencji zręcznościowych. Przygodówka o tyle dziwna, że praktycznie pozbawiona nie tylko fabuły, ale i jakichkolwiek dialogów. Postacie wygłaszają wprawdzie czasem krótkie frazy w niby-języku przypominającym simlish, ale pełnią one jedynie funkcję ozdobników. Wszelkie informacje na temat tego, co się dzieje i co powinniśmy zrobić, dostajemy tylko i wyłącznie poprzez same wydarzenia. Dlatego też trudno w sumie mówić tutaj o „polskiej wersji językowej” - ot, mamy spolonizowany interfejs i menu.

Brak fabuły troszkę boli, bo produkcja w efekcie rozpada się na jakieś 15 luźno połączonych ze sobą fragmentów, z czego każdy można zaliczyć w kwadrans, góra dwa. Części te mają ten sam schemat: trzeba przeprowadzić dzieciaki przez dany poziom, czasem podzielony na kolejne sekcje, które musimy zaliczać, rozwiązując rozmaite zagadki logiczne, niekiedy też wzbogacone o proste minigry (tych jest tu około 30).

Lost in Play
Lost in Play

E famili gejm

Pozwala to na bezproblemowe granie z doskoku, co ma tę zaletę, że – jak wiadomo – dzieciaki szybko tracą koncentrację. ...A, bo jeszcze nie napisałem, że jest to produkcja wręcz stworzona do familijnego grania: zero przemocy, bardzo staranna i dopieszczona grafika 2D przypominająca wręcz oglądaną w telewizji kreskówkę (wizualnie gdzieś tak pomiędzy „Wodogrzmotami Małymi” a „Rickiem i Mortym”), rozbudowany system podpowiedzi, ciekawe i pomysłowe – oraz zwykle nie za trudne – zagadki. 

Zresztą widać, że twórcy „celowali” rozgrywką w dzieciaki, starając się zminimalizować to, co w point’n’clickach często bywało zmorą, czyli konieczność zbierania masy przedmiotów, by potem używać „wszystkiego na wszystkim” w celu sprawdzenia, jaki da to efekt. Tutaj przedmiotów jest niewiele, a jeśli coś można podnieść, trzeba będzie później z tego skorzystać. Gra często sama łączy zebrane elementy ekwipunku w coś, co mieści się w jednym slocie i co wybierzemy pojedynczym kliknięciem (np. z zamiarem naprawy budzika po zebraniu baterii, kluczyka i śrubokrętu). Do tego Lost in Play dość jasno sugeruje, jakiej interakcji (i gdzie) oczekuje, by posunąć akcję dalej. A jeśli macie problemy, pod ręką zawsze jest podpowiedź niekiedy wręcz łopatologicznie pokazująca, jak rozwiązać zagadkę.

Lost in Play
Lost in Play

W szpagacie

Ale żeby nie było za słodko – czasem trafiają się podpowiedzi bardzo enigmatyczne i nawet dorosłemu trudno miejscami ogarnąć, co należy zrobić (jak wtedy, gdy miałem manipulować czymś w rodzaju zamka do sejfu - odkrycie, że to jest zamek, a potem odgadnięcie poprawnej sekwencji pokręceń wcale nie było proste). W efekcie Lost in Play tkwi w lekkim szpagacie, gdyż dla dorosłego może być chwilami zbyt trywialne, a dla grającego samopas dzieciaka za trudne - albo nawet niezbyt wskazane (np. trzeba wygrać w karciance przypominającej blackjacka). Stąd zachęcam – jeśli macie dzieciaki w wieku, powiedzmy, sześciu-dziewięciu lat – do zabawy w tandemie i przejmowania pada/klawiatury/myszy w odpowiednich momentach. (Najprzyjemniej steruje się tym pierwszym, choć jakoś nie mogłem nim wybrać odpowiedniej rozdzielczości w menu, gdyż ekran nie chciał się scrollować. Dziwne. Ale gdy już ustawicie w menu startowym, co chcecie, najlepiej przełączcie sterowanie właśnie na pada).

Lost in Play
Lost in Play

Da(j) się zagubić

Akcja gry wiedzie nas przez rozmaite, mniej lub bardziej surrealistyczne i odjechane krainy: naziemne, nawodne i podwodne; jest tu nawet kosmos. Wszędzie spotykamy dziwne istoty (od goblinów po coś, co przypomina leszego z Wiedźmina) i urozmaicone wyzwania. Jeszcze raz pochwalę tu staranną oprawę graficzną pełną detali i smaczków, a także dopasowującą się do wydarzeń muzykę. Przyjemność rozgrywki w LiP tkwi także w niewinności i dziecięcym uroku dwojga bohaterów zachowujących się wedle zasady „kto się lubi, ten się czubi”.

Lost in Play
Lost in Play

Dodajmy do tego sporo naprawdę fajnych zagadek i niezłą porcję humoru, jakim doprawiono zabawę (np. owca, której musimy zapewnić możliwość słuchania jej ulubionego heavy metalu, aby zaliczyć zadanie), a dostaniemy grę, w której nie tylko dzieci będą mogły na parę godzin z przyjemnością się zagubić. I choć to tytuł jednorazowy (zagadki są niezmienne), a czasem to i owo w nim nieco może zazgrzytać, to uważam, że Lost in Play jest warte waszej uwagi.

W Lost in Play graliśmy na PC.

Ocena

Ni to interaktywna kreskówka, ni to przygodówka 2D, ni to gra logiczna wzbogacona o zręcznościowe minizadania. Ale Lost in Play jest dobre w każdym z tych aspektów, a poziom zagadek i właściwie brak przemocy czyni z niego doskonałą grę familijną o starannej oprawie. Satysfakcję dostarczy tak dzieciom, jak i ich rodzicom. W sumie nie wiem, komu większą...

7+
Ocena końcowa

Plusy

  • oprawa!
  • fajna gra dla dzieci...
  • ...ale dorosłemu też się spodoba
  • wciąga i bawi
  • pomysłowe i urozmaicone zagadki

Minusy

  • zero fabuły
  • niektóre zagadki są dość enigmatyczne...
  • ...podobnie jak część podpowiedzi
  • dla dorosłego trochę za łatwe...
  • ...a dla dzieciaków może być za trudne


Czytaj dalej

Redaktor
Smuggler

Byt teoretycznie wirtualny. Fan whisky (acz od lat więcej kupuje, niż konsumuje), maniak kotów, psychofan Mass Effecta, miłośnik dobrego jedzenia, fotograf amator z ambicjami. Lubi stare, klasyczne s.f., nie cierpi ludzkiej głupoty i hipokryzji, uwielbia sarkazm i „suchary”. Fan astronomii, a szczególnie ośmiu gwiazd.

Profil
Wpisów287

Obserwujących54

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze