17.01.2022, 15:49Lektura na 5 minut

Recenzja Marsupilami: Hoobadventure. Francuska klasyka w staroszkolnym platformerze

Choć można połamać język, czytając jej tytuł, bądźcie pewni, że nie uszkodzicie sobie palców, próbując w nią grać. I to pomimo tego, że pełnymi garściami czerpie ze spuścizny niełatwego przecież Donkey Konga.


Eugeniusz Siekiera

Marsupilami został powołany do życia w 1952 przez André Franquina, autora wielu kultowych historii obrazkowych. To przedziwne stworzenie z rodziny kotowatych (znaczy się – Marsupilami, nie imć André) debiutowało we francusko-belgijskim magazynie Spirou, przysparzając swemu ojcu sławy. Sam Marsupilami po latach stał się bohaterem własnej serii komiksów, a także filmów animowanych. Ba, w 2012 roku pojawił się nawet pełnometrażowy film z jego udziałem („Na tropie Marsupilami”) w reżyserii Alaina Chabata, aczkolwiek zebrał mieszane oceny i spotkał się z dość chłodnym przyjęciem.

Marsupilami: Hoobadventure recenzja

Z kolei platformer studia Ocellus jest niczym list miłosny do fanów najsłynniejszego goryla świata gier, tyle że napisany prostszym językiem. Nie mam tego twórcom za złe, bo jeśli zrzynać, to od najlepszych. Na korzyść gry przemawia również większa dostępność, bo zagracie w nią na każdej liczącej się platformie, nie tylko na sprzęcie Nintendo.


Kong w wersji light

Solidnym argumentem dla wielu będzie także niski próg wejścia. W porównaniu do dalszych etapów Donkey Kong Country: Tropical Freeze dzieło francuskiego zespołu jest niczym przebieżka po parku. Nie licząc dosłownie jednego poziomu (no, może dwóch) z ostatniego aktu przygody oraz pościgów za bossem, wyzwania są mniej karkołomne, marginesy błędu większe, a pułapki wyraźniej podkreślone. Mimo tego szkielet rozgrywki jest niemal identyczny, więc w obie te produkcje gra się bardzo podobnie. Nie ma tu co prawda beczek wystrzeliwujących nas w wybranym kierunku, są za to ptaki, które pełnią identyczną funkcję. Nie zbieramy też bananów, tylko inne owoce (za skompletowanie stu wpada do puli kolejne życie). Jak widzicie, różnice są czysto kosmetyczne.

Marsupilami: Hoobadventure

Punch, Twister i Hope to trzy pocieszne zwierzaki (tytułowe Marsupilami), w które wcielamy się w kampanii. Z poziomu mapy możemy je zmieniać (gra niestety nie oferuje żadnej formy kooperacji), choć niewiele z tej podmiany wynika – wszystkimi steruje się identycznie, a jedyne, co je różni, to ubarwienie.

Fabuła jest tu wybitnie pretekstowa, nawet jak na liche standardy gatunku. Morze wyrzuca na brzeg tajemniczy sarkofag, a jeden z naszych kotowatych przyjaciół znajduje go i niechcący uwalnia drzemiącego w środku ducha. Ten wygląda niczym postać z animacji Pixara i rzuca klątwę, którą opętuje wszystkie stworzenia na wyspie (z wyjątkiem bohaterów, rzecz jasna), po czym daje dyla. Piwa się nawarzyło i trzeba je wypić. Ruszamy tropem zjawy, przebijając się przez trzy zróżnicowane tematyczne krainy i ponad dwadzieścia absurdalnie kolorowych poziomów.


W zgodzie ze starą szkołą

Bohater może skakać, odbijać się od ścian w wąskich kominach, biegać i turlać się, co pozwala nabrać większej prędkości i automatycznie eliminuje mniejszych wrogów oraz niszczy skrzynie. Potrafi też strzelać swym długaśnym ogonem niczym biczem oraz zahaczać nim o specjalne pierścienie, które pozwalają wybić się na większą odległość bądź transportują go w dalszy rejon planszy. Ponadto, gdy już znajdzie się w powietrzu, może walnąć w ziemię z większym impetem, co umożliwia przebijanie się przez zapory. Animacje są płynne, a sterowanie szalenie proste i intuicyjne; wszystko obsługujemy gałką analogową i raptem trzema przyciskami. 

Marsupilami: Hoobadventure

Na każdej planszy rozlokowano pięć piór (dotarcie do nich jest nieco trudniejsze niż w przypadku innych znajdziek), a także ukryto portal prowadzący do bonusowego wyzwania Dojo. W tym przypadku poruszamy się na jednym ekranie, przeskakując przez kolejne obręcze. Za każdy ukończony etap Dojo zdobywamy złoty bilet, te z kolei pozwalają wykupić wstęp na poziomy owocowe. To odpowiednik leveli z New Super Mario Bros. 2, które wypełniono po brzegi złotymi monetami – zbieramy ogromne ilości smacznych przekąsek, co w prosty sposób przekłada się na bonusowe życia. By nie było zbyt prosto, każde kolejne wejście na rzeczony poziom musimy opłacić większą liczbą biletów. Ponadto po zaliczeniu dowolnego etapu możemy zmierzyć się z nim jeszcze raz, tym razem w próbie czasowej.


Skromny róg obfitości

Poszczególne krainy oferują również dodatkowe atrakcje. Pierwszą są poziomy bonusowe, nieco trudniejsze od standardowych – dostęp do nich wymaga zdobycia określonej liczby piór na pozostałych planszach. Niektóre etapy na głównej mapie są kolejnymi wyzwaniami Dojo, które w zasadzie okazują się kopią tych ukrytych na klasycznych poziomach. Jeśli brzmi to wam jak pójście na łatwiznę, to macie rację. Przeprawę przez każdy z trzech światów wieńczy starcie ze sprawcą całego zamieszania. Nie są to typowe walki, w których skakalibyśmy kościstemu drabowi po głowie – to raczej rodzaj wyścigu, w którym musimy gnać na złamanie karku za uciekającym nicponiem. Dopiero w samym finale mamy okazję rozliczyć się z nim raz na zawsze.

Marsupilami: Hoobadventure

Marsupilami: Hoobadventure sprawia gigantyczną frajdę, szczególnie gdy uda nam się złapać odpowiedni rytm i pokonujemy kolejne poziomy w biegu. Grafika przyciąga oko barwną kolorystyką, a przygrywające w tle melodie zachęcają do chwycenia za pada. To platformer kompletny, choć niestety krótki. Wszystkie trzy krainy można oblecieć wzdłuż i wszerz w niespełna trzy godziny. Co prawda miłośnicy bicia rekordów czasowych i czyszczenia plansz z wszystkich znajdziek mogą ten wynik wydłużyć, ale nie ma się co oszukiwać – z uwagi na niski poziom trudności nie jest to tytan w kategorii długości oferowanej rozgrywki. Jeśli jednak przy platformerach pokroju Donkey Konga rwiecie włosy z głowy, dajcie tej grze szansę, choć niekoniecznie za premierową cenę.

Ocena

Udany, choć stosunkowo prosty i niezbyt rozbudowany platformer, który czerpie wzorce ze starej szkoły Nintendo. Kolorowe etapy cieszą oko, a gdy już złapiemy odpowiedni rytm, zaliczanie kolejnych poziomów będzie czystą przyjemnością.

8
Ocena końcowa

Plusy

  • niski próg wejścia (jeśli odbiłeś się od Donkey Kong Country)
  • barwny platformer dla każdej grupy wiekowej
  • solidny level design
  • proste i intuicyjne sterowanie
  • bonusowe atrakcje i poziomy
  • sporo opcjonalnych rzeczy do zebrania

Minusy

  • zbyt łatwa (jeśli w Donkey Kong Country wymiatasz)
  • dość szybko się kończy
  • recykling etapów Dojo


Redaktor
Eugeniusz Siekiera

Filozof i dziennikarz z wykształcenia, nietzscheanista z powołania, kinoman i nałogowy gracz z wyboru. Na pokładzie okrętu zwanego CDA od 2003 roku. Przygodę z wirtualnym światem zaczynałem w czasach ZX Spectrum, gdy gry wczytywało się z kaset magnetofonowych, a pisanie prostych programów w Basicu było najlepszą receptą na deszczowe popołudnie. Dziś młócę na wszystkim, co wpadnie pod rękę (przeprosiłem się nawet z Nintendo), choć mając wybór, zawsze postawię na peceta.

Profil
Wpisów117

Obserwujących21
Marsupilami Hoobadventure
Ocena redakcji
-
Ocena użytkowników
-
Platformy
-
Gatunek
-
Producent
-
Marsupilami Hoobadventure

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze