Mass Effect 3 – recenzja

Mass Effect 3
Dostępne na: PC, X360, PS3
Testowano na: PC
Wersja językowa: PL (napisy)
Na początek postawmy sprawę jasno: choć EA I BioWare zapewniało, że w Mass Effect 3 mogą grać także ci, którzy nie znają poprzednich części serii, to w rzeczywistości choćby pobieżne zaznajomienie się z nimi jest jednak wskazane. Dla tego, kto nie zaliczył „jedynki” i „dwójki” pewne wątki mogą okazać się niezrozumiałe (np. co dokładnie łączy Sheparda z Cerberusem czy też kim tak naprawdę są Zbieracze). Jednocześnie warto dodać, że choć gra nawiązuje do książek osadzonych w świecie Mass Effect, to ich znajomość nie jest w ogóle potrzebna – choć oczywiście ci, którzy je przeczytali, będą w stanie odnaleźć pewne smaczki.
Masa efektów
Początek fabuły był już przez BioWare „opowiadany” przy wcześniejszych zapowiedziach gry, więc teraz o nim krótko. Żniwiarze – rasa potężnych maszyn, które nawiedzają galaktykę co kilkadziesiąt tysięcy lat, by oczyścić ją z istot organicznych zamykając tym samym kolejny kosmiczny cykl – zabierają się za swoją ponurą robotę, a za swój pierwszy cel obejmują Ziemię: ojczystą planetę komandor(a) Shepard(a). Szanse na pokonanie tego zagrożenia są nikłe – wygraną przynieść może tylko zebranie gigantycznej floty złożonej z sił zbrojnych wszystkich rozumnych ras galaktyki, a także skonstruowanie i użycie Tygla – broni, której schematy zostały ukryte przez protean na Marsie. We wszystko wplątuje się jednak Człowiek Iluzja wraz ze swoją organizacją Cerberus – ma własne plany związane ze Żniwiarzami, niekoniecznie zbieżne z tymi, jakie ma cała reszta galaktyki.
Taka fabuła to idealna wymówka dla BioWare, by po raz kolejny zastosować schematy znane z innych produkcji studia – schematy, od których nie udało się odejść Kanadyjczykom także w Mass Effect 3. Podobnie, jak choćby w Dragon Age: Początek, główne zadanie bohatera sprowadza się do jednego: zebrania armii poprzez nawiązywanie sojuszy z najważniejszymi rasami (tam Fereldenu, tu galaktyki). Wiąże się to z wykonywaniem zadań zlecanych przez ich przedstawicieli. Trzeba jednak przyznać, że mimo tej dość standardowej konstrukcji fabuła Mass Effecta 3 odpowiada na większość pytań nurtujących fanów. Nie chcę powoływać się na konkretne przykłady, bo mógłbym popsuć komuś zabawę (a byłaby to zbrodnia!), ale w trakcie gry wyjaśniane zostają niemal wszystkie wątki rozpoczęte w poprzednich częściach serii.
Na szczęście – choć każdy weteran „gier RPG od BioWare” – szybko te schematy wypatrzy, nie przeszkadzają one w grze. A to dlatego, że wszystko jest tutaj „epickie do kwadratu” – na każdym kroku czuć, że robimy rzeczy niezwykłej wagi, od których zależy los miliardów istnień. Jak na przykład w misji na księżycu Palavenu, w której Shepard pomaga turianom w walce ze Żniwiarzami pośród wojennej zawieruchy – jesteśmy tu nie tylko my i nasza kompania, wokół toczy się bowiem regularna wojna. A wszystko dzieje się na tle płonącego w oddali Palavenu… Coś niesamowitego! Albo w misji na Tuchance, gdzie Shepard w widowiskowy sposób pokonuje gigantycznego Żniwiarza. A to tylko ułamek tego, co nas czeka w grze. W czasie poszukiwania sojuszników do walki ze Żniwiarzami wraz z Shepardem zwiedzimy kilkanaście planet. Więcej czasu niż w „dwójce” spędzimy też na Cytadeli, która została teraz podzielona na sześć mniejszych lokacji.
„Epicki” charakter całej przygody potęgowany jest przez skrypty, które w wielkim stylu pojawiają się w Mass Effect 3. Nie jest to może (na szczęście!) poziom Call of Duty czy Battlefielda, ale rozwiązanie to pozytywnie podkręca tempo akcji. Przekonać się o tym można już w pierwszej misji, gdy Shepard ucieka z zaatakowanej przez Żniwiarzy Ziemi: przemy do przodu, a wokół wszystko się wali. Dosłownie! Albo w zadaniu na rodzinnej planecie asari, gdzie Shepard wraz ze swoją ekipą stara się przedrzeć do celu, pod ostrzałem ciężkiej artylerii. Najbardziej wytrawni gracze RPG mogą kręcić na to nosem, ale takie oskryptowanie akcji wcale nie przeszkadza – wręcz przeciwnie. Po zwieńczeniu tak wyjątkowej trylogii spodziewałem się wielkiego tupnięcia. I nie zawiodłem się – m.in. właśnie dzięki skryptom.
Same misje – zarówno główne, jak i poboczne – są skonstruowane całkiem ciekawie. Przyznaję – duża ich część sprowadza się do walki (w coraz to nowych lokacjach), ale poza zadaniami zbudowanymi na schemacie poleć-pokonaj wszystkich-wróć jest tu wystarczająco dużo wyzwań, które czymś zaskakują i nie pozwalają nawet na chwilę nudy, Choćby misja, w której Shepard przenoszony jest… do rzeczywistości wirtualnej, gdzie musi rozprawić się z serwerem gethów – fragment ten budzi skojarzenia z Portalem lub zadaniami z Animusa z Assassin’s Creed: Revelations. Inną ciekawą odskocznią od normalnej rozgrywki są sekwencje senne, w których komandor słyszy głosy postaci, które pojawiały się we wcześniejszych częściach serii. Uzupełnieniem tradycyjnego podziału na questy głównie i poboczne są dwa kolejne rodzaje misji: „dostawcze” (polegają na dostarczeniu pewnych przedmiotów zleceniodawcom, nie wymagają nawet rozpoczęcia rozmowy, po prostu przechadzając się po Cytadeli Shepard usłyszy, że ktoś potrzebuje np. jakiegoś artefaktu) oraz takie, w których na zlecenie dowództwa Przymierza odbijamy z rąk Cerberusa konkretne planetarne bazy (te questy są o tyle ważne, że dzięki nim odblokowujemy mapy do co-opa).
Shepard i spółka
Jedną z największych zalet cyklu Mass Effect od początku była konstrukcja postaci – zapadających w pamięć, wyposażonych w bogatą osobowość. W Mass Effect 3 scenarzyści postanowili jeszcze bardziej przybliżyć nam znanych już, wydawałoby się, że dość dobrze, bohaterów. W trójce widzimy jednak, jakie piętno odcisnęła na nich wojna ze Żniwiarzami. Niektórzy nie wytrzymują ciążącej na nich presji albo świadomości tego, iż towarzyszą Shepardowi, podczas gdy ich rodzinne światy są niszczone i – na przykład – sięgają po alkohol. BioWare nie boi się też – co zresztą nie jest chyba zaskoczeniem – uśmiercać postaci, do których na przestrzeni dwóch poprzednich odsłon gracze zdążyli się przywiązać. Wojna wymaga ofiar i nie oszczędza nikogo…
W sumie na ekranie przewiną się niemal wszyscy bohaterowie z poprzednich części (zarówno pierwszo, drugo, jak i trzecioplanowe), a część z nich zasili szeregi ekipy Sheparda. Sama drużyna zmniejszyła się do sześciu osób, a jednym z nowych jej członków jest James Vega – pewny siebie i arogancki facet, początkowo niechętny komandorowi. Szkoda jednak, że ograniczono interakcje z towarzyszami: teraz przypomina to trochę sytuację z Zaedem i Kasumi z „dwójki” (postaciami z DLC), a więc rozmawiać z nimi możemy tylko w wybranych przez twórców momentach. Podobnie jest z większością NPC-ów w grze – zapomnijcie o pierwszej części, gdzie chodząc po Cytadeli można było porozmawiać z niemal każdą napotkaną postacią dowiadując się od niej czegoś ciekawego (gwoli uczciwości trzeba jednak dodać, że NPC dużo mówią „na głos” po prostu gdy obok nich przechodzimy). Tutaj rozmawiać można tylko z ważnymi dla fabuły bohaterami.
Jeśli już jesteśmy przy dialogach – wiadomo, że nad scenariuszem gry pracował cały zespół osób, ale zdaje się, że było w nim jakieś „najsłabsze ogniwo”, bowiem autora kilku rozmów powinno się oddać Żniwiarzom na mielonkę. Rozumiem, że Shepard, jako jedyna nadzieja galaktyki, ma prawo czuć się jak Bruce Willis w początkach swojej kariery, ale nie usprawiedliwia to niektórych jego odzywek, niezwykle kiczowatych i tandetnych. Jak chociażby rzucony w pewnym momencie przez komandora żart, że „Żniwiarze nie będą czekać i nie zrobią sobie przerwy na kawkę” (cytat niedosłowny). Facepalm. Na szczęście tego typu kwestie pojawiają się na tyle rzadko, że gubią się wśród innych, wyraźnie lepiej napisanych linii dialogowych.
Brzemię wyborów
Podczas gry Shepard musi często podejmować dwuznacznie moralne decyzje, od których zależy życie nie tylko towarzyszy komandora, ale także większych grup, nawet całych ras. Od tego, jak będziemy postępować, zależeć będzie nasza moralność, wahająca się między postawami „idealisty” lub „renegata”. Do znanego z poprzednich części schematu BioWare dorzuciło jednak coś jeszcze – neutralny pasek reputacji.
Jego punkty zdobywamy prowadząc rozmowy z mieszkańcami galaktyki i pomagając potrzebującym. Im jest on wyższy, tym większym szacunkiem darzą Sheparda napotkane postaci, co odblokowuje dodatkowe linie dialogowe. Nie trzeba więc być aniołkiem lub totalnym badassem, żeby uzyskać dostęp do dobrych i złych odpowiedzi, choć bycie skrajnym idealistą lub renegatem nagradzane jest pewnymi bonusami. Działa to bardzo sprawnie, aczkolwiek moim zdaniem jest nieco za bardzo „ukryte” – dopiero po kilku godzinach gry zauważyłem, że taki system rzeczywiście w grze funkcjonuje. Z drugiej strony twórcy mogli pewnie uznać, że w grach „role playing” powinno się rzeczywiście „wczuwać w rolę”, a nie sprawdzać co chwilę, jak zmienia się ten czy inny wskaźnik.
Na ostateczny kształt fabuły mają jednak wpływy nie tylko bieżące wybory, ważne są bowiem także decyzje z poprzednich części. A także – romanse. Może nawet za bardzo: w pewnych momentach można odnieść wrażenie, że gramy nie w grę action-RPG, a oglądamy jakiś kosmiczny melodramat. Przy okazji dodam, że rozwiązanie jednego z tego typu wątków może was bardzo, ale to bardzo zaskoczyć…
Żeby ogarnąć wszystkie możliwe warianty i wpływ podejmowanych decyzji, trzeba oczywiście przejść wszystkie (nie tylko trzecią) części serii kilkukrotnie, co jest świetną motywacją, by powrócić do przygód Sheparda jeszcze raz za jakiś czas – tym bardziej, że wiele wątków zdaje się mieć naprawdę interesujące, dobrze przemyślane alternatywy.
Galaktyka na barykady
Żeby wygrać ze Żniwiarzami potrzebne są nie tylko celne oko i zgrana drużyna towarzyszy – tym razem wyzwanie jest tak wielkie, że Shepard i jego ekipa potrzebuje wsparcia całej galaktyki. Stan tego wsparcia reprezentuje ilość tzw, zasobów wojennych. W ich skład wchodzą m.in. dane wywiadowcze, ludzie pracujący przy Tyglu (broni protean) oraz – najważniejsze – floty innych ras. Gromadzimy je wykonując zadania główne i poboczne, skanując planety w poszukiwaniu materiałów, grając w co-opie oraz zbierając dane w grze Mass Effect: Infiltrator (niestety w wersji, którą dostałem do recenzji dwie ostatnie opcje były zablokowane). Cały system bardzo fajnie wpisuje się w pomysł wielkiej galaktycznej wojny, a dzięki niezłemu zobrazowaniu ilości posiadanych aktualnie zasobów (podgląda się je w jednym z pomieszczeń Normandii) od razu wiemy, jakie mamy szanse w ostatecznym starciu. No i najważniejsze – do zebrania odpowiedniej siły militarnej wystarczy grać tylko w „singlu”. Nie ma więc mowy o takiej sytuacji, w której nie powstrzymamy Żniwiarzy, bo nie graliśmy w co-opa lub na iUrządzeniu. Będą to tylko alternatywne drogi do pozyskania odpowiednich środków, jeśli nie chcemy wykonywać questów pobocznych.
Również „w klimacie” zmieniono jedną z najbardziej irytujących rzeczy z „dwójki”, czyli mini-grę polegającą na skanowaniu planet. W Mass Effect 3 ta aktywność powraca, ale w znacznie przyjemniejszej dla gracza formie. Tym razem nie trzeba odwiedzać każdej planety w nadziei na pozyskanie przydatnych surowców, zamiast tego wysyłamy po prostu sygnał, który wykrywa, czy na danym świecie jest coś ciekawego. Jeśli tak – wysyłamy na niego sondę. Trzeba tylko uważać – naszą wzmożoną aktywność mogą wykryć Żniwiarze, a wtedy nie pozostaje nam nic innego, jak uciekać przed nimi, manewrując odpowiednio Normandią w oddzielnej mini-grze. A skoro już mowa o mini-grach- zrezygnowano z hakowania, łamania zabezpieczeń i otwierania zamków – teraz dzieje się to automatycznie. Trochę szkoda, bo było to miłe urozmaicenie rozgrywki.
Strzelaj… RPG-owo
Wielu graczy zarzucało BioWare, że jeśli chodzi o serię Mass Effect w nazwie gatunku „action-RPG” większy nacisk stawia na „action” niż RPG. W „trójce” miało być inaczej i rzeczywiście jest.
Powraca oczywiście znany już podział na klasy – Shepard (i jego towarzysze) może należeć do jednej z sześciu profesji (m.in. żołnierz, czy biotyk). Ponownie każdy z bohaterów posiada kilka umiejętności, które może rozwinąć do maksymalnie szóstego poziomu. Na czwartym musimy zdecydować się na jeden z dwóch wariantów danej mocy, znacząco się od siebie różniących. Najważniejsze jednak, że różnice pomiędzy kolejnymi levelami rozwijanych skilli są rzeczywiście widoczne i mają spory wpływ na przebieg starć.
W walkach nie wystarczy przeć przed siebie – tutaj metoda „na Rambo” skończy się natychmiastową śmiercią. By przetrwać, Shepard musi chować się za osłonami, a także robić uniki przed rzucanymi przez wrogów granatami (może się turlać). Kluczowe jest też korzystanie z mocy towarzyszy – np. przeciwnika z tarczą Liara musi potraktować odkształceniem, co wystawi go na atak z broni palnej. Nowością w serii jest „wielopiętrowość” lokacji. Mapy złożone są z kilku poziomów, po których Shepard może się przemieszczać (np. po schodach lub drabince) – idealnym przykładem jest tutaj Akademia Grissoma. To także wpływa na bardziej taktyczny przebieg starć.
W grze Shepard i jego ekipa zmierzą się z dwoma grupami wrogów. Pierwszą są siły Żniwiarzy złożone głównie z „zombie” przedstawicieli różnych ras (m.in. turian i asari). Na drodze komandora staną też żołnierze Cerberusa, czasem pod celownik nawiną się też gethy. Wrogowie potrafią być bardzo sprytni – zachodzić od tyłu, flankować, rzucać granatami. Szkoda, że jednocześnie kuleje AI naszych sojuszników – czasem potrafią strzelać na ślepo lub nie reagować na obecność wroga. Mam też wrażenie, że developerzy kiepsko zbalansowali poziom trudności – czasem było zbyt łatwo, a po chwili „męczyłem się” z inną walką przez kilkanaście minut.
Przeciwników można likwidować kilkunastoma rodzajami broni, które można dodatkowo modyfikować w specjalnych terminalach porozmieszczanych w różnych punktach na mapach, a także na Normandii. Jest to jednak „ficzer”, który nie wpływa znacząco na rozgrywkę – ulepszanie posiadanych „zabawek” nie wpływa bowiem mocno na ich skuteczność. Równie dobrze można też zignorować walkę wręcz. W grze można wyprowadzać dwa ciosy – słabsze oraz mocniejsze za pomocą omni-ostrza (przytrzymując klawisz F). Tak naprawdę jednak do niczego ona się nie przydaje, poza sytuacjami, gdy jesteśmy otoczeni przez zombie – silniejsi przeciwnicy mają zazwyczaj tarcze, które trzeba przebić dwoma atakami, a do tego posiadają broń palną, z którą kontakt na bliski dystans jest zabójczy.
Piękna wojna
Pod względem graficznym po Mass Effect 3 nie spodziewałem się cudów – i nie zostałem zaskoczony. Gra hula na silniku Unreal Engine 3 i wizualnie nie różni się zbytnio od „dwójki”. Modele postaci są ładne i dosyć szczegółowe, szwankuje jednak trochę ich animacja (zwłaszcza w rozmowach, w których nie dodano żadnych nowych gestów). Można mieć też trochę uwag do niskiej rozdzielczości tekstur (szczególnie tekstury podłoży na niektórych planetach). Zdarzają się jednak czasem niczym nieuzasadnione spadki płynności (np. w Cytadeli). W grze są też pewne błędy czysto techniczne (kilka razy interfejs wybierania mocy nie odpowiadał, raz zdarzyło się, że Shepard wyleciał poza mapę…), ale zrzucę je na karb wersji, którą dostałem do testów – najprawdopodobniej zostaną one szybko naprawione.
Za soundtrack trzeciej części nie odpowiadał kompozytor poprzednich dwóch odsłon serii, Jack Wall. Jego miejsce zajął Clint Mansell, autor muzyki do takich filmów, jak „Czarny łabędź” i „Wróg publiczny”, który nadzorował prace nad ścieżką dźwiękową. Z tą zmianą wiązały się dość spore obawy fanów, ale uspokajam – tak naprawdę Mansell skomponował tylko dwa utwory, a nad resztą soundtracku czuwali Sam Hulick, Christopher Lennertz, Cris Velasco i Sascha Dikiciyan, którzy maczali palce w oprawie muzycznej poprzednich części. Muzyka trzyma więc poziom poprzedniczek i świetnie wpisuje się w „epickość” gry. Tam gdzie trzeba jest podniosła, zastosowano też kilka sprytnych chwytów, które powodują, że pokazywane sceny w połączeniu z muzyką chwytają za serce. Nieco inaczej jest z obsadą aktorską. Należę do tej nielicznej grupy graczy, którym pełna polonizacja drugiej części się podobała. Jako że Mass Effect 3 został spolszczony tylko kinowo, musiałem przerzucić się na oryginalne głosy. Są one oczywiście lepsze niż polski dubbing, aczkolwiek dość słabo wypada Mark Meer, aktor wcielający się w „męskiego” Sheparda.
Wojna wzywa
Mass Effect 3 to na pewno najbardziej widowiskowa część kosmicznej serii od BioWare – prawdziwe 'wielkie łupnięcie”, które naprawdę godnie kończy całą trylogię. Fabuła wgniata w fotel epickim charakterem i widowiskowymi scenami, w jakich bierzemy udział – a przy tym odpowiada na większość postawionych wcześniej pytań. Pokazuje również bohaterów z nieco innej strony, co jest wspaniałym ukłonem w stronę najwierniejszych fanów. Może nie udało się przebić fantastycznego Mass Effecta 2, ale na pewno poziom nie został zaniżony. Jeśli, zgodnie z ambicjami studia BioWare, Mass Effect ma być Gwiezdnymi Wojnami dla pokolenia graczy, Mass Effect 3 jest dokładnie „Powrotem Jedi” – nie lepszy, niż Mass Effect 2 (czyli tutejsze: „Imperium Kontratakuje”), ale nakręcony z większym rozmachem, przez ekipę która dokładnie wie, jak zrobić na fanach kosmiczne wrażenie. Nie pozostaje mi nic innego, jak wezwać was pod broń – Ziemia czeka: obrońmy ją przed Żniwiarzami!
Ocena: 9,0
—-
Plusy:
Minusy:
—-
P.S. Proszę o nie spoilerowanie fabuły w komentarzach. Nie psujmy zabawy tym, którzy jeszcze nie grali!
Czytaj dalej
449 odpowiedzi do “Mass Effect 3 – recenzja”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
A tymczasem ocena graczy na Metacritic 2.1/10…
Kolejna sprawa: Piotrek, wyjaśnij nam, maluczkim, w jaki sposób możesz ocenić wpływ wyborów na fabułę skoro sam przyznałeś, że nie mogłeś importować save?
Błąd merytoryczny: Clint Mansell pracował raptem przy bodaj dwóch utworach. Resztę muzyki stworzyli Sam Hulick, Christopher Lennertz, Cris Velasco i Sascha Dikiciyan.
@Nhilus – najpewniej Aargh, tak jak ja, przeczytał spoilery fruwające od miesięcy na necie. Z nich jasno wynikało, że wybory ponownie mają minimalny wpływ na wydarzenia, a większość nie ma żadnego (ot troszeczkę zmieniony dialog i nic więcej).
@Aargh – na PC ludzie aktywację już obeszli i też grają z tego co wiem 🙂 Jedno proxy, Origin myśli, że mieszkasz w Hong Kongu i jedziemy.
Co z tego, że fabuła jest sztampowa i schematyczna, jeśli jest EPICKA? Co z tego, że interakcja z postaciami ogranicza się do wymiany dwóch, trzech zdań, skoro są wszyscy bohaterowie z POPRZEDNICH CZĘŚCI? Co z tego, że gameplay jest sztywny jak Kane&Lynch 2, a byle budżetowy shooter ma lepszy ”feeling” skoro gra ”idealnie łączy taktycznego cRPG z grą akcji”? 10/10! RPG of the millenium!
Btw. jakby ktos chcial zobaczyc jak wyglada Tali: http:i43.tinypic.com/2n6zrso.jpg Ostrzegam, zeby ktos potem nie plakal, ze nie bedzie mial niespodzianki.
Grałem! PRZESZEDŁEM! 😀 C-U-D-O ! ! ! To prawda – można się tak wczuć w tę grę jakby się było bohaterem jakiejś mega produkcji filmowej ^^
Znowu mnie zdenerwowała ocena użytkowników na Metacriticu… czy oni dostają kase żeby wystawiać tak negatywne opinie? Ta sama bajka była z MW3 …. Na szczęście oceny krytyków wynoszą od 93-94 / 100 😉
„Epic, Shepard! Epic for the win! XDDDD”. A kiedyś Bioware robiło dobre gry.
@Thomzai – Nie trzeba być Wróżbitą-Maciejem, aby wiedzieć, że niedługo umrzesz na zawał, skoro taka bzdura cię denerwuje… To jest objaw fanatyzmu (no, chyba że pracujesz w EA albo BioWare), ale może nie jest jeszcze za późno…|Można też odwrócić pytanie – czy recenzenci z różnych czasopism i serwisów o grach dostają kasę, żeby wystawiać tak pozytywne opinie? Z pewnością ono będzie bardziej zasadne niż postawione przez ciebie… (I nie chodzi mi tu tylko o Mass Effect)
9/10 pomimo masy wad i to wagi ciężkiej, jak ograniczona i to mocno, wręcz zmarginalizowana interakcja z bohaterami. W grze crpg, nawet action to grzech śmiertelny. Już za to jedno ocena winna być niższa o przynajmniej dwa oczka. Co z automatycznymi dialogami, gdzie z rzadka ma się do wyboru jedną z dwóch kwestii paragon/renegat i nic poza tym. To mają być dialogi? |Rzeczywisty wpływ wyborów… Serio? Informacje od graczy zdają się temu przeczyć. No ale dzisiaj każdą z wad niweluje magiczna EPICKOŚĆ! Heh.
Ja mam takie szczere pytanie do osób, które przeszły Mass Effect 3, i jednocześnie znają od podszewki fabułę jedynki i dwójki. Sam osobiście nie grałem w żadną część, chociaż zamierzam to nadrobić (dzięki CDA za jedynkę 😉 ). Niemniej 3-ka bardzo mi się spodobała (zaliczone demo) i właśnie od tej części chciałbym zacząć swą przygodę z tą serią. Tylko teraz mam takie pytanie: czy nie pogubię się zbytnio w niuansach fabularnych, nie pozawszy uprzednio fabuły poprzedniczek? Wiem, że jest wprowadzenie…
… do poprzednich części, ale jest on ogólnikowy, a pewnie w 3-ce są jakieś szczegółowe nawiązania do wydarzeń z poprzednich części. Dlatego mam pytanie: czy jako laik nie pogubię się w tym wszystkim? (w sensie fabularnym). Acha, i jeszcze jedno: czy wersja PC-towa ma zintegrowane tekstury w wyższej rozdzielczości, bo gdzieś czytałem w komentarzach o czymś takim?
@BroVaR87 to będzie jak czytanie ksiażki od tyłu 😀 Pogubić się nie pogubisz, ale cała przyjemność wyparuje. ME jest grą którą najlepiej jest zaliczyć od części 1, nawet jeśli 3 leży już obok komputera gotowa do zainstalowania.
@eustachy80 – Do tego nikt nie wie, co ta „epickość” tak naprawdę oznacza… 🙂 |Kiedyś przy okazji pierwszego Gears of War Bleszynski rzucił ot tak, że ta gra będzie „epic” (akurat wtedy to było uzasadnione z dwóch powodów – pierwszy prawdziwy „killer” dla Xbox360, a po drugie zgrabnie nawiązał do nazwy własnego studia) i od tamtego czasu każdy stara się wmówić, że coś jest „epic”. To pojęcie już się zdewaluowało tak jak „kultowy” i [beeep] dziś znaczy.
Najbardziej martwi mnie ograniczona interakcja. ;(
Panowie z BioWare Mówiąc „jakość BioWare” chyba jednak nie mają szans w starciu z „epic” Bleszynskiego… 😉
„np. przeciwnika z tarczą Liara musi potraktować odkształceniem” dzięki za spoiler…
Piotrek wybacz, ale nie ufam twojemu osądowi (gre i tak już mi wiozą) Nazbyt wysoka ocena co do wad… Czekam na recekę w CDA (drukowanym)
Kolejna gafa – Clint Mansell skomponował tylko 2 (słownie: DWA) utwory muzyczne – jeden z nich słyszeliśmy już na końcu dema. Fakt, wypada nieźle, co nie zmienia faktu, że to tyko chwyt marketingowy z soundtrackiem, wielkie nazwisko, które wykonało 10% z całości.
@janek24 – Ha, skoro uważasz, że Piotrek66 wystawił Mass Effect 3 zbyt wysoką ocenę, to nie czekaj na recenzję w CDA (drukowanym) – przecież tam będzie ją oceniać Allor, więc ta gra dostanie minimum 9+/10 i o tak istotnych wadach tam nie przeczytasz! 🙂 A nawet jeżeli, to co z tego! Misje poboczne w „jedynce” też były beznadziejne i mega nudne, ale nie przeszkadzało mu to wystawić 10/10! A to, że zajmowały połowę gry – kogo to obchodzi, skoro gra była epicka! 🙂
@MBHunter Już zwróciłem na to uwagę 😉
@druid78 Ja właśnie chciałbym, że ME3 to była podrasowana jedynka. -,- A przynajmniej interakcja z innymi istotami na takim samym poziomie. -,-
@ Nhilus – Moim zdaniem zaspoilerowałeś, i to znacznie. Teraz grając cały czas będę myślał, dlaczego właśnie……………….im chodzi, a nie o …………………. . Więc „wielkie dzięki”…
@KRZYZAK1410 – no właśnie, będziesz sie zastanawiał „dlaczego”, ale nie będziesz wiedział dlaczego aż sam tego nie odkryjesz. Spoiler był by wtedy, gdybym wyjaśnił stan rzeczy, i z czego on wynika, a to pominąłem.
@MBHunter – we fragmencie tym nie widzę żadnego spoilera. O tym, że Liara będzie członkiem drużyny było wiadomo od dawna.
Dla mnie najlepszy face palm to to że już się posypały oceny użytkowników Metacritic a gra wyszła dopiero z 10 godzin temu(biorąc poprawkę na strefę czasową), a już nie wyobrażam sobie żeby mogli ją przejść chociażby w połowie w tym czasie.
Ja się nad tym zastanawiałem od 1 części bez czytania spoilerów, więc to pokazuje że tak naprawdę nie myślicie o tym co robicie w grze podczas grania, tylko chłoniecie wszystko jak gąbka – zupełnie jak oglądajac telewizję. Tutaj kolejne podobieństwo ME do filmu 😀
@Piotrek66 Post o spoilerze był bez sensu, ale popraw to info o Mansellu.
No i nie wiem czy lecieć do bankomatu i nastepnie do empiku, czy sie uczyc?
Qersja z Origina po sciągnięciu zawiera: artbook (tam dopiero jest spoilerów od groma), komiks i muzyke audio (wav) – można sobie pooglądać / posłuchać w oczekiwaniu na piątek.| A z innej paczki – ktoś próbował aktywacji przez proxy USA? Z sukcesem? 😀
@Nhilus – wolałbym zdecydowanie zostać zaskoczonym tą informacją w momencie, w którym wyszłaby ona na jaw. Ja grając w grę, jaką jest seria ME, oczekuję i doceniam spójność fabuły, postaci, wiarygodność świata. A Ty zdradziłeś jeden z ważniejszych w mojej ocenie wątków. Szczegół, który w znacznej mierze odkrywa zamiary agresorów oraz ich cel. Dlatego właśnie uważam, że powinieneś unikać podawania tego typu informacji na przyszłość.
@Nhilus – ciekawe porównanie z tym „czytaniem książki od tyłu”. Jeszcze gry nie zakupiłem, chociaż mam w planach. Niemniej jednak korci mnie, by tak właśnie zrobić (znaczy się zacząć od tyłu). Bardzo mi się spodobała wartka akcja i ogólna epickość gry i to na tyle mocno, że właśnie od trójki chciałbym zacząć przygodę z ME.
@Piotrek66 – ROTFL! Nie jestem każdy i nie mam na imię wszyscy, wyobraź sobie, że ktoś może unikać wszelkich informacji przedpremierowych jak ognia, co czyniłem. Więc właśnie dowiedziałem się, że Liara będzie częścią Teamu. Może podaj już pozostałych 4?
Tak samo mozna powiedzieć o Piotrku, że napisał w recenzji „potężnych maszyn, które nawiedzają galaktykę co kilkadziesiąt tysięcy lat, by oczyścić ją z istot organicznych”, to taki sam spoiler jak mój 😀 Po za tym nie wiem czy ktos zauważył ale wstęp do recenzji streszcza ME 1 i 2 😀 Więc jak ktos nie grał to ma problem.
BroVaR87 ważne jest też przenoszenie save’a z postacią z ME1 do ME2 i koleno do 3 a wraz z nim swoich decyzji, grając od 3 do 1 pozbawisz sie tej możliwości co może niezmiernie pomieszać fabułę. Np. w 3 Rada Cytadeli będzie żyła, a później 1 Ci wyjdzie że jednak nie będzie 😀
@BroVaR87 – Zrobisz jak zechcesz, ale chyba zepsujesz sobie zabawę. Zgadzam się z Nhilusem w tej kwestii. To jak czytanie książki od tyłu. Przejście dwóch pierwszych części nie zajmie Ci długo, nie są to gry wymagające 30 godzin grania każda. A dadzą Ci sporo radości i frajdy, bo są dobre. Bardzo dobre. Więc nie „rób sobie krzywdy” zaczynając od „trójki”.
@MBHunter Wiem, że sarkazm ale prosze bardzo (uwaga spoiler specjalnie dla MB)| VS (Ash/Kaidan), Liara, Protheanin, Tali, Garrus i ten mięśniak.. Vega, James Vega. ;D Do tego dochodzi Joker, mechanicy z jedynki i dwójki, no i pewien sexbot ;D
@ janek24 Czy sprawia Ci przyjemność psucie zabawy innym? Chciałbym zrozumieć powody, dla których ktoś postępuje w tak pozbawiony wyczucia i taktu sposób. Może zacznijmy się tutaj przerzucać, kto lepiej zaspoileruje?? Przez takich patafianów, jak Ty, odechciewa mi się czytać komentarzy z obawy przed kolejnym „[beeep] up’em”!!
Dobra, przekonaliście mnie. Będę cierpliwy i zacznę od zera (czyli od jedynki), a nie od rzyci strony. Dzięki za dobre rady 🙂 .
Uprzedziłem… Krzyzak i uważaj na słowa dzieciaku. 😉
Chyba nie wszyscy zrozumieli, że wada, to nie ocena -1 w dół czy coś w tym stylu. Ostateczna nota może być wysoka, bez względu na ilość uchybień.
Typowy dla wszystkich recenzji gier BioWare bias i nadużywanie (błędnie skądinąd) przymiotnika „epicki”. Autor wymieniał poważne wady konstrukcyjne RPG, powtarzał to samo co przy premierze ME2 ale dziewiątkę dał, podpierając ją żenującą stopką wad i zalet. Grałem w oba Mass Effecty nielicho zgrzytając zębami, co też ci mało błyskotliwi rzemieślnicy tym razem spieprzą. Spieprzyli co tylko się dało. Tutaj spieprzone zostanie to do cna.Macie swój „RPG”, biodrony. Nie jęczcie potem na zmierzch gatunku.
@ Nhilus – „Tak samo mozna powiedzieć o Piotrku, że napisał w recenzji „potężnych maszyn, które nawiedzają galaktykę co kilkadziesiąt tysięcy lat, by oczyścić ją z istot organicznych”|Po pierwsze Piotrek napisał w recenzji coś, o czym wszyscy znający poprzednie gry doskonale wiedzą.|Po drugie – Piotrek napisał to właśnie w recenzji. Czytając recenzję świadomie podejmujesz ryzyko, że przeczytasz o grze więcej, niż byś chciał zanim zagrasz. O poziomie recenzenta świadczy fakt, że nie spoileruje.
@janek24 – Uprzedziłeś, fakt. Ale czytając coś takiego jak te komentarze nie da się chyba „nie liznąć” nawet wzrokiem tego, co napisane pod spodem. Poza tym w tej sytuacji to jakbyś postawił nagą, piękną dziewczynę na środku spacerniaka w więzieniu i kazał osadzonym zamknąć oczy. 🙂 |I fajnie, że ktoś jeszcze nazywa takiego starego konia „dzieciakiem” 🙂 Przepraszam za „patafiana” ale rozdrażniłem się trochę ponieważ bardzo lubiłem „rozkminiać” w wolnej chwili jak wyglądać będzie drużyna.
Krzyżak do Twojego ostatniego zdania – to samo można powiedzieć o komentarzach w temacie o ME3 😀 Podjałeś ryzyko?
@KRZYZAK1410 Ja też przepraszam, ale widząc ten bulwers nie mogłem się powstrzymać i po prostu musiałem napisać skład. ;D (sam wiem niewiele więcej)
@ Ostrowiak – Twój wpis jest dla mnie dowodem na to, jak ciężki kawałek chleba mają twórcy gier takich jak ME właśnie. Jak trudno jest trafić w „złoty środek” ażeby wszyscy byli usatysfakcjonowani. Ja uważam się za wymagającego gracza, którego nie zadowoli jakiś ochłap fabuły rzucony na niedomyty talerz mechaniki gry i elementów RPG. A obie części ME po prostu mnie wessały, wciągnęły na maksa i dały tyle radochy, że do dziś tego nie rozumiem. I jeśli zauważyłem jakieś błędy to po prostu ginęły gdzieś daleko
My tu gadu gadu a ja potrzebuję od was info. Czy będę mógł savy importować automatycznie za pomocą programu. I jeśli tak to o który plik chodzi. W ME1>ME2. był to plik (Char_01-60-2-1-0-30-9-2008-47-10.MassEffectSave= tego typu. Ale w Folderze z savami z ME2 mam tylko pliki takiego typu.|AutoSave.pcsav|ChapterSave.pcsav|Save_0013.pcsav|W takim razie którego mam użyć?