Często komentowane 98 Komentarze

Metal Gear Solid V: The Phantom Pain ? megarecenzja cdaction.pl

Metal Gear Solid V: The Phantom Pain ? megarecenzja cdaction.pl
Postawmy sprawę jasno od razu: to najlepiej zaprojektowana gra z otwartym światem wszech czasów. Koniec, kropka. Może historia Wiedźmina albo klimat GTA pasują wam bardziej, ale jeśli chodzi o dopracowanie rozgrywki, MGSV nie ma konkurencji.

„Jestem zmęczony grami z otwartym światem”.

Ostatnio coraz częściej widzę to zdanie na forach i w sumie zupełnie mnie to nie dziwi. Czas sandboksowych rewolucji już dawno przeminął. Odważne eksperymenty typu Crackdown, Shenmue czy Grand Theft Auto III stały się przy wielomilionowych budżetach stanowczo zbyt ryzykowne. Co dostajemy w zamian? Banalną, lekko zmienianą z każdym kolejnym hitem formułę. Prosty, ale silący się na pozory realizmu model jazdy samochodem. Ubisoftowe wspinanie się na wieże, by odsłonić mapę. System walki wręcz z Batmana, bo nawet God of War jest już za trudny. Setki bezsensownych sidequestów w stylu „znajdź wszystkie 10 sztang z pobliskiej pakerni, ziomek”. Nieskomplikowane strzelanie oparte o typowy system osłon. Wyglądający niemal zawsze tak samo crafting. A na dokładkę parkour a la nieśmiertelne/nieumarłe Assassin’s Creed albo rozwiązywanie zagadek detektywistycznych poprzez odpalanie specjalnego Zmysłu Detektywa. Szkoda, że gdy czytam powieści Agathy Christie, kluczowe wskazówki nie są zapisane walącą po oczach czerwienią, co nie?

Kiedy przeszedłem już parę popularnych sandboksów, kolejnych nie mogłem już odpalać bez wyobrażania sobie postaci pana producenta, który mówi co chwilę „nie, nie, nie – w tamtej grze zrobili inaczej i miała 94 na Metakritiku, także proszę zrobić tak samo, bez dyskusji”. Witajcie w parku zabaw, w którym możecie zrobić wszystko, ale nic nie ma znaczenia – nie tylko zestaw mechanik jest za każdym razem identyczny, nawet poziom trudności jest nieustannie taki sam, nawet dziesięciolatek sobie poradzi, chodzi tylko o skreślanie kolejnych pozycji na growej liście zakupów (tu byłem, to zrobiłem…) i bycie głaskanym po główce. Brawo, brawo, zebrałeś 10 wat cukrowych, teraz idź odzyskać Bilet Na Kolejkę Górską #6.

Metal Gear Solid V: The Phantom Pain to coś zupełnie innego.

MGSVrecka_1_4bjz.jpg

Nie myślcie o Afganistanie i Afryce w wydaniu Kojima Productions jak o kolejnym Chicago, Los Santos czy Steelport. Wyobraźcie sobie raczej wszystkie poziomy z Hitman: Blood Money umiejscowione w jednej wielkiej piaskownicy. Albo Skyrima, w którym zamiast generowanych na jedną modłę lochów mamy lokacje z Dark Souls. Coś gigantycznego, ale jednak stanowiącego sensowne wyzwanie, opartego na zestawie logicznych, spójnych zasad. Zestaw powiązanych ze sobą okupowanych wiosek, potężnych fortec i pilnie strzeżonych baz wojskowych, w których na gracza czekają stopniowo coraz trudniejsze zadania. To, co zaczyna się prostą misją znalezienia dokumentu w patrolowanej przez paru żołnierzy mieścinie, kończy się konfrontacjami z całymi zbrojnymi pułkami, gdzie w ruch idą czołgi, rakiety samonaprowadzające, transporty opancerzone i cekaemy. Do tego z minimalną liczbą skryptów, za to z setkami sposobów na ugryzienie każdej sytuacji. Efekt to gra, która czasem wydaje się dziełem Petera Molyneux z alternatywnego wszechświata, gdzie Piotruś Pan dotrzymuje obitenic.

Choć gra reklamowana jest jako opowieść o zemście Big Bossa na nieuchwytnej organizacji Cipher, tak naprawdę jest raczej historią o jego… naszych dokonaniach jako najemnika. Chlebie powszednim komandosa do wynajęcia, czyli ratowaniu jeńców, sabotowaniu baz wroga, zabójstwach, atakach na konwoje przewożące cenne ładunki, infiltracji gęstych dżungli czy pustynnych ruin. A że zespół Kojimy już kilkanaście lat temu potrafił wrzucić do Metal Gear Solid 2 ponad pięćset starannie zaprojektowanych poziomów z wyzwaniami VR, uwierzcie, że dziś przez bagaż doświadczeń potrafią tworzyć ciekawe scenariusze skradankowe jak spod palca. Układy patroli, ukształtowania terenu i zabezpieczeń zmieniają się non stop, podobnie jak strategie przeciwników adaptujących się do naszego stylu gry. Za dużo cichych headshotów? Przeciwnicy zaczynają nosić hełmy. Zbyt często pojedynczy rekruci znikają w krzakach? Sowiecki dowódca wydaje prikaz, by patrolować chaszcze parami. I tak dalej, i tak dalej. Wszystko po to, by nie zrobiło się nudno.

Ale choć wspomniałem o MGS2, to przecież każdy fan serii wie, że Hideo Kojima porzucił styl tamtej gry już dawno – MGS3: Snake Eater był pierwszym eksperymentem reżysera z otwartym światem, który potem rozwijano na różne sposoby w czwarte części i Peace Walkerze. I wydaje się, że The Phantom Pain było tym, w co Kojima Productions celowało przez te wszystkie lata przymiarek. Sposobów poradzenia sobie z każdą sytuacją jest zatrważająco dużo. Paru strażników blokuje nam drogę do celu, ale po co czekać na dziury w patrolach? Lepiej wyeliminować kogoś pociskiem usypiającym. Albo zrzucić mu coś na głowę. Albo przekraść się w niebudzącym podejrzeń kartonowym pudle. Albo kazać wytresowanemu psu zacząć szczekać po drugiej stronie bazy. Albo odwrócić uwagę nadmuchiwaną kukłą przypominającą Bossa. Albo dokonać sabotażu wszystkich urządzeń komunikacyjnych w bazie i dokonać masakry soldatów bezskutecznie wrzeszczących do radia. Albo po zebraniu drużyny specjalistów za sowitą sumę wzbogacić sobie bioniczne ramię o rakietową pięść i znokautować psubratów z dystansu. Albo puścić głośno kasetę z muzyką, która…

MGSVrecka_2_4bjz.jpg

Niemniej nie chodzi o to, ile jest tu możliwości (choć jest ich więcej, niż w jakiejkolwiek innej grze, mógłbym tak paplać jeszcze kilka tysięcy znaków). Chodzi o to, że gra na nie REAGUJE. Pamiętam, że grając w siedzibie Konami w betę gry, narzekałem na parę prostych taktyk, na które bossowie nie umieli reagować – jednemu zrzucałem z helikoptera rzeczy na głowę, drugiego rozjechałem czołgiem. Grając w ostateczną wersję, nie miałem już tych problemów – pierwszy boss zaczął robić zręczne uniki w drugiej walce, a drugi zyskał paranormalny atak, przez który moja maszyna mogła zupełnie zardzewieć w przeciągu kilku sekund. W MGSV prawie zawsze czujesz, że developerzy przewidzieli w jakimś stopniu twój najnowszy plan i dostosowali do niego grę – dzięki temu zawsze istnieje zagrożenie, że przegrasz, ale niemal za każdym razem wiesz, że to twoja wina i co źle zrobiłeś.

Co, jeśli jakiś żołdak zobaczy, że przekradałeś się w kartonowym pudle, ale podbiegłszy do niego, zastanie je już puste? Zadzwoni do dowódcy, który popuka mu się w głowę i stwierdzi, że skoro widzi ganiające wkoło kartony, zapisuje go na wizytę u psychiatry. Co, jeśli nie zadbałeś o zarekrutowanie żołnierza, który zna zarówno jakiś lokalny język, jak i angielski? Dialogi wrogów powrzaskujących w kikongo czy paszto będą wyświetlały się bez napisów, a przesłuchiwanie ich stanie się niemożliwe. Co, jeśli tor lotu pocisku ze snajperki przetnie przypadkiem szybujący ptak? Oczywiście padnie, ale nabój i tak sięgnie celu ze względu na moc penetracji broni… Cholera, tak jak i w magazynowej zapowiedzi, znowu popadam w formę serii anegdot, ale naprawdę, nie ma lepszej metody, by wyjaśnić geniusz tej gry. Co chwilę padem zarysowujemy tu kolejną historię, zupełnie inną, od poprzedniej. Zobaczcie na przykład ten film, żeby zrozumieć, co mam na myśli:


Udana infiltracja wciąż daje tyle radości, co w poprzednich, bardziej liniowych częściach – oczywiście zamiast realizmu stawia na efektowność rodem z wczesnego Jamesa Bonda i setki użytecznych gadżetów, ale bądźmy szczerzy, taka umowność a la Sean Connery sprawdza się w grach wyśmienicie. Wytwarzanie coraz to lepszego sprzętu uzależnia – helikopter, który szybciej pomaga nam w ewakuacji, kolejne stroje dla bardzo pomocnych druhów (dominuje tu łącząca zdolności zwiadowcy z instynktem perfekcyjnego zabójcy snajperka Quiet), kolejne zabawki w stylu coraz to bardziej nowoczesnych noktowizorów czy tabletek wzmacniających nasze zdolności. W tak zwanym międzyczasie zarządzamy pojazdami i zbrojownią, rozsyłamy żołnierzy na przynoszące spore zyski misje na całym świecie, rekrutujemy znokautowanych żołnierzy czy ratujemy ogłuszone zwierzęta przy użyciu systemu Fulton (oparte o rzeczywistą technologię specjalne balony, które wyciągają daną rzecz tudzież osobę na wysokość helikoptera, by jego pasażerowie przejęli ładunek).

Do tego dochodzą liczne opcje personalizacji, na przykład stanowiącej nasz dom bazy – rozbudowywanej za ciężkie pieniądze Mother Base. Strzelnice, ukryte postaci, sympatyczne cutscenki, liczne easter eggi – eksplorując tę położoną na Seszelach bazę w postaci rzędu platform wiertniczych, można naprawdę poczuć się jak w domu. Zobaczcie chociaż, jak salutują wam wierni żołnierze, a potem spróbujcie się nie myć przez dłuższy czas. W końcu wściekli kompani zaciągną was siłą pod prysznic. Takich smaczków jest mnóstwo – po którymś z nich poczułem się jak podczas pierwszej gry w Deus Eksa, gdzie co chwilę opadała mi szczęka przez wolność wyboru stylu rozgrywki (można być i mistrzem stealth, i Rambo), i przez to, jak gra reagowała na każdy mój wybór. A chyba lepszego porównania nie można sobie wymarzyć.

Tym bardziej, że jest to jedyny tytuł z otwartym światem od lat, gdzie ciągle czułem, że się czegoś uczę, że wymyślam nowe taktyki. „Rany, mogę tak użyć pustego magazynka? Da się tak użyć konia i granatów do przejścia niezauważonym przez bazę wroga? Cholera, to mój iDroid ma taką funkcję? Hmmm, może długą podróż umilę sobie teraz słuchaniem dziesiątek taśm świetnie rozwijających historię? Cholera, nie chce mi się czekać, aż helikopter wyciągnie mnie z trybu swobodnej eksploracji… czemu nikt mi nie powiedział, że da się wrócić do bazy prosto z menusów?”. Kojima rozumie, że graczom należy tłumaczyć tylko to, co konieczne, żeby reszty domyślili się sami, bo z tego też jest radość. Na tę lekcję nie stać wielu innych twórców – dlatego wizja jednego człowieka jest lepsza, niż focus testowe nudy powstałe w wyniku demokratycznego tworzenia gier. Musicie zagrać w The Phantom Pain choćby dlatego, żeby poczuć, jak sandboksy mogłyby wyglądać, gdyby ich projektantów stać było na naprawdę odważną wizję.

MGSVrecka_3_4bjz.jpg

Mógłbym siać same komplementy pod adresem studia KojiPro – za reżyserię większości cutscenek, za jakość grafiki, za ciągłe 60 klatek na sekundę w wersjach na nowe konsole, za różnorodne projekty poziomów, za ścieżkę dźwiękową i perfekcyjny dobór hitów z lat 80 (Joy Division, Ultravox, Laura Brannigan, Billy Idol) jako znajdziek puszczanych z walkmana czy głośników helikoptera… ale w końcu musimy dojść do dwóch niewygodnych kwestii. Pierwsza to słaba końcówka (dodatkowa kampania po pierwszych napisach końcowych), na którą prawdopodobnie zabrakło budżetu – choć parę jej momentów jest absolutnie nie do przegapienia, ogólnie ma nienajlepsze tempo. Ciężko mi jednak winić za to produkcję, która przez wcześniejsze 40 godzin co chwilę w jakiś sposób budziła czysty zachwyt. Drugi problem jest poważniejszy, a jest nim fabuła.

O tyle dobrze, że zajmuje ona około 5% całej zabawy, bo MGSV jak żadna inna gra w serii skupia się na rozgrywce – żegnajcie cutscenki, witajcie dostępne w każdej chwili taśmy z niekończącymi się smaczkami dla fanów serii (kto zabił Józefa Stalina w uniwersum MGS?). Niemniej patrząc na to, jak wszystko inne nieustannie oszałamia wysokim poziomem, nierówna i miejscami skrajnie idiotyczna opowieść nie zachwyci wszystkich. Już pal licho, że plan głównego łotra Skullface’a jest skrajnie idiotyczny i zawstydziłby nawet scenarzystów filmów o 007 z Rogerem Moore’em w roli głównej – w absurdzie jego wątku leży jakiś urok. Gorsze jest to, że wszystkie wątki są niespójne i należą jakby do różnych gier. Gdzie jest zakończenie uciętej nagle historii Liquid Snake’a i Psycho Mantisa? Czemu tak ważne motywy jak rasa i różnice językowe nie doczekały się żadnego sensownego komentarza? Dlaczego dziwnie stateczny Ocelot zachowuje się zupełnie inaczej, niż w pozostałych częściach? Czy nie można było lepiej wyreżyserować bardzo niedomagającego w pewnych ważnych scenach dubbingu? Na Boga, dlaczego niemogąca odzywać się Quiet po prostu nie napisze na kartce ważnego sekretu, który skrywa przed Big Bossem?!

MGSVrecka_6_4bjz.jpg

Każdy powinien docenić, że jest tu kilka naprawdę kapitalnie pomyślanych rzeczy – to, jak Kojima świetnie zarysowuje poprzez rozgrywkę poczucie straty lub brak satysfakcji z zemsty (pomyślcie, dlaczego akurat tak skonstruowane jest ostateczne starcie ze Skullface’em) czy dramatyczny wątek Hueya, którego konkluzja jest zupełnie pozbawiona zbędnej hollywoodzkiej bombastyczności. Ostatecznie jednak fabuła mocno niepewnym krokiem zmierza w kierunku zwrotu akcji, który zgodnie z życzeniem fanów postawił uniwersum na głowie. I choć błagali ojca Metal Geara o tego typu zagranie od lat, teraz jak jeden mąż kręcą na nie nosem. Pamiętacie, kiedy stało się to po raz ostatni? Tak, przy legendarnym Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty. Choć na początku sam byłem zbulwersowany, im więcej myślałem o jego znaczeniu w kontekście całej historii, tym bardziej byłem zachwycony odwagą i pomyślunkiem Hideo. Czapka z głowy.

Zresztą w sytuacji, gdy Kojima wyprzedził jako reżyser o lata świetlne całą sandboksową konkurencję i nareszcie pozbył tendencji do ciągłego torturowania gracza niekończącymi się cutscenami – historia zajmuje zaledwie parę procent czasu całej zabawy, co szokuje po okropnym MGS4… Jak mam przed drobne niedoróbki kręcić nosem na grę, która przez kilkadziesiąt godzin świetnie się rozwijała i dawała więcej zabawy, niż wszystkie tytuły z tej generacji razem wzięte? Jak dla mnie to szkolna szóstka z minusem za skazy nieistotne w obliczu osiągnięć Hideo Kojimy. Sami musicie tylko zdecydować, jak istotny to dla was minus. Tuż przed rozwiązaniem Kojima Productions dostarczyło nam swoje opus magnum – wracam do gry i liczę na to, że pozbywszy się kajdan przekomplikowanego już uniwersum Metal Geara twórca serii następnym razem powali mnie także nieustannie mocnym, pozbawionym większych wad scenariuszem.

Zapewne moja gra roku, jeśli nie generacji. Czas pokaże.

Ocena: 6-/6

+ sandboksowa rewolucja, coś, co będzie bawiło nas latami
+ niesamowita głębia powiązanych ze sobą systemów…
+ …wsparta przez niesamowite wartości produkcyjne (taki świat w 60 FPS!)

– nierówna fabuła z dziwnym tempem
– po kilkudziesięciu godzinach tempo słabnie
– pewne drobne rzeczy typu długie podróże frustrują, póki nie nauczysz się z nimi radzić

P.S. Za drugim razem krytykowany w piśmie prolog przypadł mi jednak do gustu!

98 odpowiedzi do “Metal Gear Solid V: The Phantom Pain ? megarecenzja cdaction.pl”

  1. Nie zgodzę się, Outcast lepszy

  2. Powiem tak, 22 godziny 16% całej gry i 12 misja z 40 ileś tam,wspaniałą fabuła i świetnie zaprojektowane postacie od tła fabularnego po design graficzny,cudo.

  3. A za tego metal geara w MB,oj bolesny spoijler dostałem

  4. Ostatni screen, serio ? Jestem dopiero w 13 misji głównej, a tu taki spojler…

  5. Jako osoba która wcześniej nie grała w żadną odsłonę MGS mam pytanie odnośnie fabuły. Czy mocno jest ona połączona z poprzednimi częściami ? Pomijam fakt że „smaczki” jak i postaci które są w grze pewnie nie wiele mi będą mówić ale jak przedstawia się zarys ogólny fabuły ?

  6. GraczPrzodowy 9 września 2015 o 13:54

    Geniusz tej gry…japonia +2 do oceny 😀

  7. Ostatni screen zapobiegawczo zmieniony. Ale zapewniam, bez kontekstu nie mieliście nawet prawa domyśleć się, co się stało, i nie była to końcówka gry.

  8. GraczPrzodowy 9 września 2015 o 13:55

    A tak naprawdę to dobra recenzja, trafia jeśli nie w sedno to w 9/10

  9. @saborcat|Nie ma tego, czego filmiki z dogłębną analizą serii MGS Ci nie przekażą. Poza tym to raczej prolog głównej serii. Chronologicznie idzie to tak: Metal Gear Solid 3->Metal Gear Solid Portable Ops->Metal Gear Solid Peace Walker->Metal Gear Solid V Ground Zeroes->Metal Gear Solid V Phantom Pain->Metal Gear->Metal Gear 2->Metal Gear Solid->Metal Gear Solid 2->Metal Gear Solid 4->Metal Gear Rising. Mam nadzieję, że pomogłem 😉

  10. @saborcat – możesz grać bez znajomości poprzednich części, ale ze względu na bogactwo fabularne stracisz naprawdę sporo smaczków. Warto byłoby przejść chociaż Metal Gear Solid 3, żeby kojarzyć głównego bohatera, i skończyć stanowiące króciutki prolog do TPP Ground Zeroes.

  11. Pierwsze zdanie i od razu wiedziałem, że to Cross. Recka fajna i chyba trzeba będzie zagrać.

  12. Może ktoś napisać, czy w recenzji znajdują się jakieś spojlery?

  13. Agatha Christie ssie, TeamDoyle.

  14. Kod do serwisu Chili oddam, ktoś chętny?

  15. @down Napisz mi na PW.

  16. Hideo Kojima, Hideo Kojima, Kojima Hideo, Hedeo Kojuma, Heido, Hima Kojeo, Kohida Hiedo, HideoHIDEOHIDEOKOJIMAKOJIMAKOJIMAHIDEOHIDEOHODEOHIDEODHIDEOHIDEOFUCKINGKOJIMAKOJIMAPRODUCTIONSKOJIMAKOJIMAHIDEOHIDEOBÓG

  17. Antimasterplan 9 września 2015 o 14:52

    @saborcat|Tak jak napisał sCross – warto przejść MGS3, wtedy będziesz miał fundament, zbudujesz kontekst, bohaterowie i świat nabiorą „głębi”, no i nie raz i nie dwa „smaczki” sprawią, że się uśmiechniesz, lub powiesz „ah, no tak, teraz rozumiem/pamiętam”. Jeżeli nie posiadasz konsoli, to proponuję ten (długi ale konkretny) film: https:www.youtube.com/watch?v=zndcY57Tijo a co do Ground Zeroes – obowiązkowe! Stanowi wstęp fabularny, który przedstawia dlaczego sprawy mają się jak się mają na poczatku w TPP.

  18. To była najbardziej przeze mnie wyczekiwana gra tego roku – nie skończyłem jej, i nawet nie planuję. Zgadzam się, że gameplayowo gra miecie wszystkie inne sandboxy, ale też szybko staje się to powtarzalne i nudzi. Grałem bodaj 40 godzin i doszedłem do połowy głównej linii fabularnej, wyważenie pomiędzy misjami fabularnymi a syfem typu „idź śledzić cel, zabij go lub zabierz do bazy” leży i kwiczy. Naprawdę chciałem, żeby to był najlepszy MGS w jakiego grałem, ale niestety ląduje u mnie na dnie. A szkoda.

  19. Spójrzcie na screena tytułowego, u góry. Skubany dobry jest. Mierzyć z zasłoniętego oka 😀

  20. @Kricz – zakładam, że gdy film, do stworzenia którego przyczyniło się kilkaset ciężko pracujących osób, określa się w reklamach i prasie jako „najnowsze dzieło Quentina Tarantino”, musisz upuszczać sobie krwi z żył tępą żyletką by nie wykorkować na wściekłe palpitacje serca

  21. Jakkolwiek zgadzam się co do niesamowitego, przegenialnego nowa-jakość gameplayu, to myślę że gra zasługuje na znacznie poważniejszy ochrzan za fabułę. Ten „brak budżetu” to nie było jakieś mało widoczne cięcie, to jest coś tak boleśnie oczywistego w grze że każdy fan nastawiony na dobrą historię rozpłacze się po zakończeniu – bynajmniej nie ze wzruszenia. Cięcia są naprawdę poważne, gra jest dosłownie urwana w środku – a na dobitkę zakończenie uciętego rozdziału znajduje się w edycji kolekcjonerskiej.

  22. I wcale nie jestem jakimś hejterem, ba – z chęcią kupiłbym ten wycięty content nawet gdyby było to pierwsze w historii gamingu early-access dlc za pełną cenę gry. Samo oglądanie tego wyciętego epizodu (jak przejdziecie grę, koniecznie! „Kingdom of the flies”, Youtube) sprawia niemalże fizyczny ból, a to jest tylko jeden z perfidnie urwanych w środku wątków. Dalej nie żałuję ani grosza wydanego na tę grę, sam niesamowity gameplay ją ratuje – ale jednak myślę, że zasługuje ona na konkretne narzekanie.

  23. A minus za brak zabezpieczeń antycheaterskich w trybie FOB. Chyba, że dla CDA to plus.

  24. Ok dzięki postaram się w wolnej chwili ograć MGS3 i Ground Zeroes.

  25. Pan Cross tak wywijał na końcu odnośnie fabuły. Nie wiem czy nie zdradził paru szczegółów ale już mi się pięść zaciskała i bałem się czytać dalej. Jakby mi się ukazał jakiś spoiler to był bym w pięć minut pod redakcją -_-

  26. To ja może trochę z innej beczki – czy owego Metala na pc można kupić wyłącznie na Steamie?

  27. @Sagit83: Tak i nie – możesz go kupić w pudełku. W pudełku otrzymasz kartkę z kluczem do steama i płytę z ośmiomegabajtowym skrótem do tegoż wspaniałego oprogramowania. W pudełku nie ma żadnej książeczki – nie ma w sumie nic nic poza kartką z kodem, kartką z reklamą zakupu książki-walkthrough i płytą bez danych gry. Więc tak, koniec końców bez steama się nie obejdzie, ale możesz kupić grę (być może taniej!) w pudle.

  28. Fanboy napisał recenzje. I to ma być rzetelna praca>? To tak jak fan danego gatunku filmu, bądź serii ocenia kolejny film…|Ale to już normalne, pewnych firm, serii gier, rzetelnie się nie ocenia, im się daje, bo nie wolno inaczej, nie przystoi.

  29. @Zkirtaem – liczylem na wersje cyfrowa w ktorymkolwiek sklepie w sieci, ale gdzie tam – muve wylacznie konsole, empik.com to samo, a pudla nie widzialem jeszcze w zadnym sklepie duzych sieci. A taniej niz na Steamie powinno byc wszedzie, bo obecnie tamta wersja to prawie 60 euro.

  30. I ta recenzja powinna była się pojawić w CDA, a nie to „coś” czego ani recenzją nazwać nie można ani nie zawierało nic o czym nie było wiadomo przed premierą.

  31. @ares354 – „[gra] szokuje po okropnym MGS4” zalatuje ci fanbojstwem? lol

  32. Antimasterplan 9 września 2015 o 16:36

    @Sagit83|Zajrzyj tutaj: http:www.cdkeys.com/pc/games/metal-gear-solid-v-5-the-phantom-pain-pc wczoraj zakupiłem tam Mad Maxa, wszystko poszło bezproblemowo, płatność kartą mozliwa (ale mozna też np. PayPal’em), dodatkowo transakcja zabezpieczona jest weryfikacją telefoniczna (można wybrać sms) gdzie otrzymujesz na kom pin, wpisujesz pojawia się klucz na Twoim koncie – w mojej ocenie, profesjonalnie i bezproblemowo. W tym momencie masz tam MGSV za 46,90 EU klucz steam (to i tak lepiej niż na Steamie).

  33. @Antimasterplan – wiem, wiem, stamtąd mam najnowszego Batmana 😉 po prostu ich cena też jakaś fascynująca nie jest

  34. Antimasterplan 9 września 2015 o 16:46

    @Sagit83|Faktycznie, nie jest, myślę jednak na niższą będziesz musiał trochę poczekać. teraz MGSV jest wszędzie na językach, i zdecydowana większość graczy i recenzentów jest zadowolona, żeby nie rzec – zachwycona, więc możliwe, że cena nawet pójdzie w górę. Przykład serwisu zrzeszającego sprzedawców – kinguin – od 215 zł w górę : / Sam dorwałem za ok 170zł, a już 2 dni później w tym samym miejscu było za ok 200 i dopisek, że nakład wyczerpany…

  35. Ehhh ~200zł to za dużo jak za grę na PC, a ceny dalej idą w górę. Poczekam aż zejdzie do 150zł, do tego czasu mam Mad Maxa (jako fanboj filmów jestem zadowolony i miło zaskoczony), ake pewnie wtedy wskoczy Fallout 4 za którego akurat jestem w stanie dać nawet 250zł ale to kwestia bezgranicznej miłości do serii

  36. @sCross – wiesz co zalatuje fanbojstwem, „lol”? Na przykład ten fragment – ” Niemniej patrząc na to, jak wszystko inne nieustannie oszałamia wysokim poziomem, nierówna i miejscami skrajnie idiotyczna opowieść nie zachwyci wszystkich”. Ledwo dopuszczasz myśl, że kogoś może nie zachwycić coś, co sam nazywasz skrajnie idiotycznym. To jest fanbojstwo. Tekst słabo też spisuje się jako recenzja, to jest bardziej „spis rzeczy które uwielbiam w MGS”.

  37. Nie no ta cena na PC to jest rzeczywiście śmieszna. Już taniej się kupi grę w wersji elektronicznej na konsolach i to dużo taniej. Ale tak to jest jak ktoś ma gdzieś Polskę, pal licho brak napisów bo tego nigdy nie było w MGSach ale totalne niedostosowanie się do rynku już jest śmieszne.

  38. @Gallu – towarzysz, nieszczególnie przekonujecie mnie że „tekst słabo spisuje się jako recenzja” w komciu który pokazuje fundamentalne niezrozumienie idei recenzji i nieszczególnie rozwiniętą zdolność czytania ze zrozumieniem. Proszę, oto obowiązkowe „lol” na koniec

  39. MakeSomeNoise 9 września 2015 o 19:45

    Najlepsza gra jak do tej pory wyszła na ps4, jestem przy 30 misji a przegrane mam już ponad 50h, misje przechodzisz na wiele sposobów w zależności od siebie (black ninja). Jedyny minus z mojej strony to fabuła jest najgorsza ze wszystkich mgs’ow.

  40. @sCross – tia… Zauważyłem to. Każdego, który w jakiś sposób skrytykuje wasz tekst odpychacie tekstem „nie umiesz, nie wiesz co to recenzja”. Wybraniasz się jedynie tym, że recenzja obejmuję całą gamę tekstów opisujących dany np. produkt. Czy wy – jako redakcja – jesteście w stanie przyjąć jakąkolwiek krytykę? Zresztą… Skoro dziaduję, to zarzucę innym standardem – „drzewiej było lepiej”.

  41. @Gallu jedyne fanbojstwo, jakie jest na tej stronie ostatnio to względem Wiedźmina 3. Pod każdym newsem o Wiedźminie rozpływają się nad nim jakby był nie wiadomo jakim dokonaniem. Fakt, gra jest dobra, ale bez przesady, choćby takie Red Dead Redemption zjada ją na śniadanie. A spróbuj napisać coś złego o trzeciej części Wieśka, to cię zjedzą fanboje w momencie.

  42. EastClintwood 9 września 2015 o 20:57

    @wernetto|Ja widzę jeszcze jedno – rodzącą się modę na jechanie Wieśka 3. „Wszyscy chwalą więc ja skrytykuję”. „im so edgy n cool”. No a co do tego że RDR „zjada” Wieśka to uwierz, jak przeczytałem oplułem monitor ze śmiechu.

  43. Cross i ekstremalnie wysoka ocena dla JAPOŃSKIEJ produkcji? Cóż za niespodzianka…|Redaktorze, nie oszukujmy się, ramię w ramię z redaktorem Berlinem w iście mistrzowskim stylu rozpieprzacie system ocen kompletnie dewaluując przyznawane przez magazyn noty. CD-Action przez kilkanaście lat budowało sobie renomę pisma powściągliwego przy ocenie nawet najgłośniejszych tytułów, jednak dla waszej dwójki „hitem” jest niemal wszystko rodem z Japonii. I tylko z niej, żeby było śmieszniej. Górą fanbojstwo!

  44. EastClintwood 9 września 2015 o 21:03

    Jechanie Wieśka i wytykanie mu wszelkich najmniejszych wad które ma każda gra jest trochę w stylu tych podpisów co ludzie mieli kiedyś na forach. „99% młodzieży słucha rapu, jeśli należysz do 1% i słuchasz metalu wklej to do podpisu” XDDD chęć pokazania na siłę jakim się jest „innym” i z „lepszym” gustem. Rozumiem konstruktywną krytykę, ale to co niektórzy wypisują i jak bardzo afiszują się z tym jak to im się Wiedźmin nie podoba jest naprawdę śmieszne.

  45. Co jest takiego odważnego w Grand Theft Auto III?

  46. Powinienem zrobić jakieś bingo z polami w stylu „to już druga wysoka ocena dla nieokcydentalnej gry w tym miesiącu, wy azjatoluby”, „dlaczego nie odpisujecie na moją pozbawioną konkretnych argumentów krytykę”, „ewidentne fanbojstwo”, „hipsteriada”, „a-a-le co z moim systemem numerycznych ocen które rzeczowo wskazują wyższość jednej gry nad drugą”, „recenzja jest nieobiektywna”. Mógłbym rywalizować potem z innymi autorami. Za merytoryczne uwagi z góry dziękuję, ale teraz jedynie kisnę tu okrutnie, pdk

  47. TO JUŻ DZIESIĄTA POZYTYWNA OCENA DLA AMERYKAŃSKIEJ GRY W TYM ROKU. ZAPRZEDALIŚCIE SIĘ ŁACHMYTOM Z LANGLEY, PEWNIE PIENIĄDZE Z BAUERA PŁYNĄ NA TUSZOWANIE ŚLADÓW WIĘZIEŃ CIA W KLEWKACH. TEJ CAŁEJ PROOBAMOWSKIEJ, ZAPCHLONEJ REDAKCYJCE Z FRAJEREM BERLINKIEM NA CZELE POLECAM USUNĄĆ KONTA

  48. @EastClintwood no i proszę, o wilku mowa. Fanboy w pełnej krasie przylazł. Ja Wieśka nie opluwam, bo go bardzo cenię, gra jest świetna, ale i tak RDR zjada go na śniadanie. Pogódź się z tym. Dorośniesz, zrozumiesz (polecam klasykę westernów, przed zagraniem, bo przypuszczam że na 100% nie grałeś). Swoją drogą zachwyt nad sagą Sapkowskiego jest dla mnie niezrozumiały. Dobre polskie fantasy i tyle. Jednak przy Księdze Całości Kresa staje się ta saga oj malutka, oj bardzo malutka.

  49. Oho, pewnie za kilka godzin będzie wysyp oburzonych postawą sCrossa. Będzie można trochę pokisnąć z napinających się o ocenę gry. dziękuje pan scross| Co pierniczenia o W3 (po co w ogóle mieszać tu tą grę?) to ta gra ma wady. A wersja na ps4 to jedna wielka wada. MGSV też ma wady. Ale obie gry są fenomenalne.

  50. @q123AS Oczywiście, że Phantom Pain, jak i Wiedźmin 3 są fenomenalne. Myślę, jednak że panu Wernetto chodziło o fanbojstwo Wiedźmina, które jest tutaj na naprawdę wysokim poziomie (patrz: EastClintwood), a to akurat nie jest fajne, bo nie można się krytycznie wypowiedzieć na forum o danej grze (tutaj: Wiedźminie), bez narażania się na atak ze strony osób pokroju EastClintwood.

Dodaj komentarz