Metroid Prime 4: Beyond – recenzja. Po prawie 20 latach chciałoby się trochę więcej

Metroid Prime 4: Beyond – recenzja. Po prawie 20 latach chciałoby się trochę więcej
Avatar photo
Cezary "CZARY_MARY" Marczewski
Minęło 18 lat od premiery Metroid Prime 3 i 8 lat od pierwszej zapowiedzi jego następcy. W końcu nadszedł czas by się przekonać, czy najnowsze przygody Samus Aran są tytułem na miarę legendarnych poprzedników.

Na wstępie porzućcie wszelką nadzieję, że Samus Aran poszła w ślady Linka i Donkey Konga. Beyond nawet nie stara się redefiniować marki jak Breath of the Wild czy Bananza, zamiast tego oferując bezpieczną kontynuację Metroid Prime 3: Corruption. Problem w tym, że „trójka” ukazała się aż 18 lat temu, a przez ten czas na rynku zadebiutowały tytuły wyznaczające nowe standardy w kwestii projektowania poziomów. Nie zrozumcie mnie źle – Metroid Prime 4 to wciąż bardzo dobra gra. Nie obeszło się natomiast bez kilku absurdów, przez które w trakcie rozgrywki będziecie się zastanawiać, czy wszechobecna tu „oldskulowość” jest największą zaletą, czy może jednak najbardziej uciążliwą wadą.

Początek gry bynajmniej nie zwiastuje takich wątpliwości. Wręcz przeciwnie – sprawia wrażenie, że oto po prawie dwóch dekadach Metroid Prime w końcu wrócił w takiej formie, w jakiej powinien. Animacja rozpoczynająca przygodę wygląda fenomenalnie, podobnie jak dwie pierwsze mapy. Samus trafia na Tanammar, by powstrzymać Kosmicznych Piratów przed kradzieżą niedawno odkrytego potężnego artefaktu. Szybko okazuje się, że za całe zamieszanie odpowiada Sylux – zbuntowany łowca nagród, znany z MP Hunters i MP 3. Gdy dochodzi do konfrontacji, antagonista uszkadza tajemnicze znalezisko, powodując jego aktywację, w wyniku czego trafiamy na nieznaną planetę Viewros.

Metroid Prime 4: Beyond

Hipnotyzujące podziemia, nudne pustkowia  

Kosmiczna dżungla, klimatyczne udźwiękowienie, hełm Samus robiący za HUD i system skanowania szybko wywołują zachwyt i sprawiają, że czujemy się jak w domu. Bardzo podobnie jest z przywodzącą na myśl technoerotyczne malarstwo Hansa Rudolfa Gigera architekturą oraz wpisaną w Metroida koncepcją utraty mocy głównej bohaterki na samym początku zabawy. Dość szybko poznajemy także nowe umiejętności – dzięki mocom psionicznym możemy m.in. przesuwać niektóre obiekty (Psychic Glove) i korzystać ze zdalnie sterowanej wiązki energii (Control Beam). 

Wracają też zdolności, bez których „czwórka” nie miałaby zwyczajnie racji bytu, z kultowym Morph Ballem i strzelającym różnymi żywiołami działkiem na czele. Wszystko to powoduje, że eksploracja hipnotyzuje, mimo że częściej niż w poprzednikach atmosferę osamotnienia przerywają tu komunikaty towarzyszy. Metroid Prime 4 to doskonała okazja dla osób niezaznajomionych z serią na posmakowanie tego jedynego w swoim rodzaju doświadczenia, niemożliwego do porównania z żadną inną grą.

Metroid Prime 4: Beyond

Czar niestety pryska, gdy kończymy pierwsze podziemie, odblokowujemy motocykl i trafiamy do „otwartego świata”. Rozumiem pomysł, jaki przyświecał Retro Studios – podróżowanie przez pustynię miało najwyraźniej stanowić oddech między „dusznymi” i (pozornie) rozbudowanymi labiryntami. Widać też, że developerzy inspirowali się Zeldą, rozmieszczając dungeony w narożnikach mapy, a zablokowany „zamek Hyrule” w jej centrum. Szkopuł w tym, że zwiedzanie świata nie przypomina The Legend of Zelda: Breath of the Wild, a ponad 25-letnie Ocarina of Time, sprowadzając się jedynie do jazdy z punktu A do B, walki z respawnującymi się wrogami, odwiedzania dosłownie kilku pobocznych lokacji oraz zbierania kryształów, za które ulepszamy postać.

I bynajmniej nie chodzi o to, żeby faszerować Metroida ogromną mapą z setkami znaczników. Pustkowia sprawiłyby diametralnie lepsze wrażenie, gdybyśmy nie byli za każdym razem skazywani na pokonywanie ich w dokładnie ten sam sposób, wchodząc do bazy zawsze przez to samo wejście z ukrytym loadingiem. Z jakiegoś powodu Retro Studios zaprojektowało świat Beyond tak, jakby Dark Souls nigdy nie powstało. Z początku naiwnie liczyłem, że pod piachem odnajdę jakąś sieć korytarzy albo drugą warstwę w stylu Rzeki Sifora (Elden Ring) czy The Depths z Tears of the Kingdom. Nic z tych rzeczy – twórcy Metroid Prime 4 zwyczajnie poszli na skróty, łącząc tutejsze dungeony monotonnym, piaszczystym bezkresem, na domiar złego wyraźnie odstającym wizualnie od reszty gry i przywodzącym na myśl produkcje z PlayStation 2.

Metroid Prime 4: Beyond

Modernizacja formuły

Niedostatki w kwestiach level designu bolą tym bardziej, bo reszta gry sprawia wrażenie przemyślanej i dopracowanej. Wyprawa do Flare Pool to zdecydowanie więcej niż kolejna metroidowa przeprawa przez wulkaniczny teren, a kończąca ją walka z Phenorosem jest jednym z najbardziej epickich momentów, jakie kiedykolwiek widziała ta marka. Każdy, kto odbił się od Metroid Prime Remastered, doceni też większą przystępność. W grze naprawdę ciężko się zgubić – w niemal dowolnym momencie możemy skontaktować się z Mylesem, by ten udzielił nam wskazówek, gdzie mamy iść. Przed premierą fani zresztą obawiali się, że będzie on nam towarzyszył nader często, niszcząc tym samym poczucie izolacji. Niepokój graczy okazał się jednak przesadzony, bo zwiedzając podziemia, zazwyczaj tracimy łączność z drużyną. Choć Retro Studios uwspółcześniło i oszlifowało znaną formułę, to nie popełnia błędów Teamu Ninja, który przed laty przesadził z liczbą filmowych dialogów w Metroidzie: Other M.

Z czysto technicznego punktu widzenia najlepiej jest grać w Metroida Prime 4 na Nintendo Switchu 2 – tytuł oferuje wybór dwóch trybów graficznych. W Quality Mode dostajemy rozdzielczość 4K, 60 fps oraz bardziej szczegółowe tekstury i efekty cząsteczkowe, a w Performance Mode – 1080p w aż 120 klatkach na sekundę. Za całkiem fajny bajer należy też uznać możliwość celowania przy pomocy joyconowej „myszki”, chociaż korzystanie z namierzania (lock-on) jest tak charakterystycznym elementem cyklu Prime, że nie wyobrażam sobie, by strzelać inaczej. Zadowoleni powinni być również posiadacze starszych Switchy, które co prawda obsługują Beyond w dynamicznej rozdzielczości, ale celują w stabilną rozgrywkę w 60 klatkach. To miła odmiana po Hyrule Warriors: Age of Calamity, najnowszych Zeldach czy Pokémon Scarlet/Violet.

Metroid Prime 4: Beyond

Powrót Samus

Metroid Prime 4: Beyond najlepiej smakuje wtedy, gdy zamyka nas w swoich gęstych, wielopoziomowych podziemiach i pozwala zapomnieć o świecie zewnętrznym. To właśnie tam Retro Studios pokazuje, że wciąż doskonale rozumie DNA serii – rytm eksploracji, satysfakcję płynącą z odblokowywania kolejnych skrótów i umiejętności oraz wyjątkową, ciężką do podrobienia atmosferę osamotnienia. W takich momentach Beyond nie tylko dorównuje poprzednikom, ale momentami przypomina, dlaczego Metroid Prime przez lata uchodził za niedościgniony wzór trójwymiarowej metroidvanii.

Tym większy dysonans pojawia się jednak zawsze wtedy, gdy gra próbuje wyjść poza sprawdzoną formułę. Motocyklowa sekwencja nie tyle rozwija rozgrywkę, co obnaża jej ograniczenia – zarówno projektowe, jak i koncepcyjne. Zamiast poczucia swobody dostajemy monotonię, a zamiast ciekawie zaprojektowanego świata – pusty łącznik, który istnieje głównie po to, by spinać ze sobą angażujące lochy. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Beyond nie ufa graczowi na tyle, by pozwolić mu się zgubić, eksperymentować i odkrywać świat na własnych zasadach.

Metroid Prime 4: Beyond

Ostatecznie Metroid Prime 4 jest więc grą bardzo dobrą, ale nie tak odważną, jak można było oczekiwać po osiemnastoletniej przerwie. To tytuł z pietyzmem celebrujący przeszłość serii, jednocześnie rzadko spoglądający w przyszłość gatunku, który sam niegdyś współtworzył. Fani Samus Aran bez wątpienia odnajdą tu wszystko to, za co pokochali Prime’y, lecz pozostaną z pytaniem, czy Beyond nie mógł – i nie powinien – sięgnąć nieco dalej.

W Metroid Prime 4: Beyond graliśmy na Nintendo Switch 2.

Ocena: 8

PODSUMOWANIE: Metroid Prime 4: Beyond to powrót klasycznej serii, który w podziemiach zachwyca klimatem, eksploracją i wizją artystyczną. Pustynny świat ujawnia jednak ograniczenia level designu, przez co gra momentami traci rytm. Mimo to pozostaje wciągającą przygodą i dobrym wstępem do marki.

Plusy:

  • gęsty klimat samotnej eksploracji
  • zestaw nowych i klasycznych umiejętności Samus
  • zapadające w pamięć walki z bossami
  • wyrazista wizja artystyczna
  • solidna warstwa techniczna
  • fenomenalna ścieżka dźwiękowa
  • możliwość gry „myszką” 

Minusy:

  • nudne i brzydkie sekcje na motocyklu
  • niedzisiejszy level design

Skomentuj