Miała być powtórka z genialnego Gris, wyszedł średniak. Recenzja Aspire: Ina’s Tale

Oto na wskroś klasyczna platformówka z łamigłówkami. Biegamy w lewo i w prawo, tu wskoczymy, tam pohuśtamy się na linie, gdzie indziej przepchniemy skrzynię. To, co ma napędzać tę mocno konserwatywną machinę, to opowieść i styl artystyczny. Bo znów niby mierzymy się z wrogami, a tak naprawdę kroczymy przez pełen symboli baśniowy świat. No właśnie – „znów”.

Przepis był dobry
W Wieży zamknięte jest Serce, ale nie tłoczy ono krwi, a wypompowuje marzenia z umysłu tytułowej Iny. To tylko metafora, ale twórcy już na starcie tkają atmosferę z poetyckich fraz. Tło dla tej historii stanowi ciekawa kraina, zaprojektowana w konwencji epic/science fantasy. Wszędzie roi się od metalu, kryształów, industrialnych elementów. Prawie żaden obiekt nie ma łagodnych, okrągłych kształtów – lokacje i bohaterowie wyglądają jak posklejani z trójkątów.

W drodze do wyjścia z tej symbolicznej wieży do domu (a przynajmniej bohaterce zdaje się, że taki jest cel tej podróży) kroczymy przez abstrakcyjne przestrzenie. A to przechodzimy przez niesamowity ogród, a to ślizgamy się na dół monstrualnie wielkiej komnaty z dziwaczną maszynerią na drugim planie. Artystyczny rozmach, wyraźne inspiracje klasyką literatury i gier, ciekawa tematyka – obecne. To co się nie zgadza?
Fajnie, ale nie do końca
Z Aspira: Ina’s Tale jest trochę jak z debiutancką płytą młodego zespołu, który porwał się na zbyt ambitne kompozycje. Widać, do czego zmierzają, ale na każdej płaszczyźnie coś zgrzyta.

Elementy logiczne? Takie z gatunku wręcz sztampowych. Przełóż wajchę, przesuń obiekt, pokombinuj nad kolejnością czynności. Myślałem, że odkryte przez Inę moce coś zmienią, bo dziewczyna potrafi sprawić, iż niektóre obiekty automatycznie się przesuną lub powiększą. Ale nie dość, że mało to intuicyjne (zwłaszcza gdy możemy do jednego przedmiotu użyć obu zdolności), to jeszcze rzadko kiedy celnie wpisane w baśniowy charakter gry.
Ładny projekt przytłoczony nadmiarem symboliki.
Elementy platformowe? Znów oklepane, a mało płynne sterowanie na Switchu doprowadzało wielokrotnie do irytujących sytuacji. Pal licho, gdyby czas nie gonił, ale przy niejednym manewrze liczy się precyzja i zgranie użycia mocy z oddaniem skoku czy wspięciem się w odpowiedniej sekundzie.
Styl artystyczny? Bardzo ładny, ale za mało przeplata się z innymi elementami rozgrywki, za mało porusza czy zapada w pamięć. Do tego i na telewizorze, i małym ekranie Switcha ważne elementy notorycznie zlewały się ze sobą – a to trudno było dostrzec wajchę, a to ozdoba w tle okazywała się ścianą lub na odwrót.

Historia? Im dalej w las, tym więcej symboli, aż do ich męczącego przesytu w finale. I chociaż rozmowy młodej Iny o czystym sercu z alegorycznymi bohaterami (jak błazen czy architekt) miały spory potencjał i swoje momenty, część z nich ostatecznie okazywała się ciut banalna.
Wciąż czekam
Jakby mało było tego zrzędzenia, to irytowało mnie jeszcze nadużywanie efektu echa, naczelnego patentu wrażliwych przygodówek. W takim Rime niosące się okrzyki chłopca, który poszukiwał ojca, miały bezsprzeczny urok, tu natomiast echo przy każdym mruknięciu w dialogu po prostu męczy. Dobrze za to, że muzyka wypadła świetnie.

Czekam na gry, które poważnie traktują sztukę i fabułą chcą mierzyć się z czymś więcej niż z walką dobra ze złem. Cóż, Gris zawiesiło poprzeczkę tak wysoko, że trudno będzie choćby powtórzyć ten wyczyn.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
5 odpowiedzi do “Miała być powtórka z genialnego Gris, wyszedł średniak. Recenzja Aspire: Ina’s Tale”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Gris to też był średniak, który poza ładną oprawą niewiele miał do zaoferowania.
Zgadzam się w pełnej rozciągłości. GRIS było bardzo ładne i miało przyjemną dla ucha muzykę, ale na tym się kończyło.
Ocenę w CDA też to „świetne” GRIS miało średnią z tego co pamiętam.
Taa, Berlin dowiózł wystawiając 5. Ale zerknijcie choćby na ocenę na metacritic: https://www.metacritic.com/game/pc/gris
Branża, podobnie jak Barnaba/b-side miała przeciwne zdanie do naszego kontrowersyjnego redaktora. Berlin, wróć!
To chyba podobny typ gier co Pinstripe. Pamiętam, że zachęcił mnie ciekawy styl graficzny, ale jakoś po 1,5 h grania odpuściłam. Kiepskie sterowanie, banalna historia, przesadzone efekty i bugi utrudniające przejście gry. W tle oczywiście ckliwa historia o jakimś porwanym dziecku – żeby to jeszcze było podane jakoś dobrze, ale nie.
Aspire: Ina’s Tale było na mojej liście wartych uwagi tytułów, ale jednak sobie podaruję.