Microsoft Flight Simulator 2024, czyli o bujaniu w zabugowanej chmurze słów kilka [RECENZJA]
Cztery lata temu Microsoft Flight Simulator przyciągnął uwagę całego świata. Oto bowiem okazało się, że w grze można zmieścić całą Ziemię i oddać ją do dyspozycji fanom lotnictwa jako piaskownicę. Edycja 2024 korzysta z tej samej sztuczki – tyle że gra przeniosła się w dużej mierze w chmurę, mamy sporo nowych aktywności, a przy okazji… cóż, trochę różnych problemów.
Umówmy się: o kiepskiej premierze dość już napisano. Było, minęło, serwery wstały i obecnie można grać bez czekania kilkadziesiąt minut. Skupmy się na tym, co MSFS24 oferuje i czego oferować nie powinien – z nieco szerszym spojrzeniem na kwestie techniczne.
Piaskownica plus
Wielu ucieszy zapewne informacja, że koncepcyjnie to produkcja bliźniaczo podobna do poprzedniczki. Latamy sobie zatem po całym świecie oddanym w skali 1:1, mając do dyspozycji multum zróżnicowanych samolotów. Lecz tym razem twórcy postanowili wzbogacić sandboksowe doznania o nową zawartość. Innymi słowy, w tej piaskownicy pojawiła się gra.
Mowa przede wszystkim o trybie kariery, w ramach którego rozwijamy się jako pilot. Ów moduł można podzielić na dwie części: licencje i całą resztę. Te pierwsze ujęto w drzewku, którego gałęzie pozwalają z biegiem czasu odblokować dostęp do następnych specjalizacji, maszyn i powiązanych z nimi zadań. W istocie proces uzyskiwania licencji to poniekąd taki rozbudowany tutorial. Na ogół przechodzimy szkolenie z obsługi danego typu samolotu lub możliwości jego instrumentów, a potem przystępujemy do egzaminu. Żeby nie było za łatwo, musimy dbać o finanse i opłacać formalności związane z kolejnymi szczeblami rozwoju zawodowego. Skąd kasa? Cóż, na start dostajemy jakiś tam zapas gotówki, a potem trzeba wskakiwać za stery i po prostu zarabiać, wykonując misje.
To fajny pomysł i na pewno przełoży się na większą liczbę godzin za sterami oraz zaznajomienie się z różnymi modelami. Można jednak trochę ponarzekać na powtarzalny charakter zadań, zabugowane wytyczne (nie sposób ich czasem odhaczyć), a także na wręcz fatalną polską wersję językową. Ta najwyraźniej w całości powstawała maszynowo: beznadziejny akcent, emocje niczym przy suszeniu bielizny, nagminne ignorowanie istnienia płci żeńskiej, osobliwe w polskiej rzeczywistości imiona w stylu Richarda czy innej Rebbeki. Widząc to, przypomniałem sobie o chałupniczych lokalizacjach gier z czasów handelku na bazarze i twórczości piratów zza wschodniej granicy. Dramat. Na szczęście da się przeskoczyć na język angielski.
Pocieszenie na pewno stanowi fakt, że jeśli kogoś nie jara takie sformalizowane podbijanie przestworzy, to może wybrać lot dowolny, zwiedzanie za sterem co ładniejszych części globu, wyzwania, a także działania, czyli swego rodzaju misje pojedyncze. Ogółem prezentuje się to naprawdę dobrze. Zwłaszcza że rdzeń rozgrywki się nie zmienił: mamy świetne maszyny różnych typów, bardzo dopracowany model lotu z wyraźnym uwzględnieniem wpływu środowiska i opcjami wspomagania dla początkujących, a także cały świat do zobaczenia. Jednak aby to wszystko docenić, musicie najpierw zainwestować w odpowiedni sprzęt.
Sterowanie, konfiguracja gry...
Co tu dużo mówić: samą klawiaturą i myszką lata się po prostu kiepsko. U mnie sprawę ułatwił, podobnie jak poprzednio, wolant Turtle Beach VelocityOne Flight, niemniej bez asysty tradycyjnych akcesoriów się nie obeszło. W MSFS24 zmodyfikowano bowiem standardową konfigurację sterowania (na zabawę z własnymi ustawieniami nie miałem ani czasu, ani zdrowia – to robota na kilka godzin). Tym razem kilkakrotnie zostajemy odesłani do klawiszy, choćby przy obsłudze podwozia czy klap, co okazało się niespodzianką, niezbyt miłą zresztą.
Gra bowiem podczas zadań szkoleniowych ma tendencję do ignorowania istnienia dodatkowego osprzętu i niektóre akcje tak czy inaczej musimy wykonywać na klawiaturze. Inaczej albo nic się nie stanie, albo „wirtualny szkoleniowiec” nie zarejestruje faktu podjęcia przez nas danej czynności. Co gorsza, dzieje się to, nawet gdy np. przepustnica Turtle Beach chwilę wcześniej, w tym samym zadaniu, działała bez zarzutu.
...i jeszcze więcej baboli
Na tym jednak błędy się nie kończą. MSFS24 ma poważne problemy z wykrywaniem kolizji i oskryptowanymi animacjami. Szczyt wszystkiego stanowiła u mnie zbugowana pasażerka, która „zawiesiła się” na skrzydle podczas wsiadania do samolotu i pozostała tam przez resztę misji, potulnie drepcząc przy maszynie najpierw na pasie startowym, a potem już w powietrzu. Komizmu tej sytuacji dodawał zaś fakt, że moja postać wystawała w tym czasie poza kadłub, przenikając przez dach. Oczywiście to jeden z przykładów.
Zdarza się, że samoloty zatapiają się w grunt lub lądują, zatrzymując się dobry metr nad płytą lotniska. Niechlujne są też rysowane ścieżki kołowania: parę razy widziałem, jak takowa prowadziła mnie przez różne górki i dołki czy nawet jakieś krzaczory. Oczywiście kontakt skrzydła z byle zielenią kończył się kolizją i resetem fragmentu misji (całej na szczęście powtarzać nie trzeba – pomagają autozapisy pomiędzy kolejnymi segmentami).
Występują również problemy ze stabilnością: o ile podczas samego lotu przeważnie nic złego się nie dzieje, o tyle gra ma skłonność do wieszania się w bardziej nietypowych okolicznościach. Tak zwykle kończyły się u mnie próby przeniesienia ekranu EFB do niezależnego okna – a nawet gdy się udało, to niemal każdy klik na wspomnianym „tablecie” był dublowany w losowych miejscach interfejsu symulatora. Zwisy pojawiały się również, gdy majstrowałem w opcjach, zmieniając ustawienia graficzne lub po prostu modyfikując pogodę dla lotu swobodnego.
Przy tym wszystkim MSFS24 jest wymagający. Odnoszę jednak wrażenie, że renderowanie klatek odbywa się tutaj bardziej stabilnie niż poprzednio. W każdym razie, bawiąc się na ustawieniach Ultra i korzystając z procesora Core i9-10850K i RTX-a 4080 w rozdzielczości 3440 × 1440, miałem na ogół około 30 fps-ów, czasem mniej – zwłaszcza gdy latałem nisko nad gęsto zabudowanymi miastami. W Nowym Jorku bywało, że wydajność spadała do 17 klatek na sekundę.
Co z online?
MSFS24 korzysta z pomocy serwerów, każdorazowo ściągając z sieci potrzebne dane, które uzupełniają lokalną instalację. Ta ostatnia na ten moment waży ledwie 12 GB. Oprócz tego na dysku zapisuje się folder Temp o ustalonej przez nas wielkości, minimum 15 GB. Żeby się nie szarpać, podniosłem sobie jego pojemność do 100 GB – nie wyeliminowało to konieczności łączenia się z maszynami Microsoftu.
Mój pierwszy przelot nad Wrocławiem sprawił, że światłowodem przywędrowało do mnie 1,6 GB materiałów gry, z kolei w przypadku daleko bardziej wymagających Kalifornii i Los Angeles – 2,5 GB. Sklep na razie nie działa, w menedżerze pobierania próżno zaś szukać opcji ściągnięcia wybranego obszaru do offline’u. Ba, nie da się w ten sposób postąpić nawet z różnego rodzaju paczkami poprawiającymi wygląd określonych obszarów globu. „Na sztywno” ustawiono tam opcje strumieniowania i nie ma zmiłuj. Być może zmieni się to w przyszłości, obecnie jednak do zabawy z tym tytułem trzeba po prostu dobrego łącza.
Grać? Jasne! Ale może nie tak od razu
MSFS24 wciąż nie jest grą, która błyszczy pod względem technikaliów – ewidentnie została wypuszczona za wcześnie. Nie zmienia to jednak faktu, że oprawie wizualna czasem potrafi zachwycić, bo prezentuje się zauważalnie lepiej niż poprzednio. Grunt (zwłaszcza ten „goły”) nabrał wyrazistości, przyroda potrafi zrobić wrażenie. Oświetlenie, niebo, biegające gdzieś tam w dole stada zwierząt, najbardziej charakterystyczne obiekty wybudowane przez człowieka – to wszystko z okien samolotu wygląda naprawdę dobrze.
A ponadto można jeszcze... wysiąść z samolotu i po prostu się przejść, więc spaceru w okolicy Uluru odmówić sobie nie mogłem. Miasta jako całość też wypadają nieźle, choć gdy zbliżymy się do szeregowej, tworzonej generatorem na podstawie map zabudowy, to widać, że mamy do czynienia bardziej z makietą dla lotników niż prawdziwym światem. Zaskakująco kiepsko natomiast wypadają niekiedy wieżowce. Nowy Jork jest po prostu brzydki – ale może to kwestia tego, że zostałem rozpieszczony przez Spider-Mana 2 na PlayStation 5 Pro lub niezmiennie trafiałem na babole związane z renderowaniem obrazu.
Jeżeli masz się za maniaka takowych gier, to pewnie nowy symulator lotniczy już kupiłeś lub niedługo kupisz. Lecz jeśli lubisz po prostu od czasu do czasu pobujać się między chmurami, to... poczekaj. Aż tak dużych różnic pomiędzy poprzednią a bieżącą edycją nie ma, więc przy MSFS2020 śmiało można „przebiedować” te parę miesięcy, zanim kontynuacja zostanie połatana. Z niekłamanym zdziwieniem muszę jednak przyznać, że nawet teraz bawiłem się wręcz rewelacyjnie i będę do tej gry wracać regularnie przez najbliższe lata.
W istocie bowiem te wszystkie przaśne dialogi, maszynowa sztywność enpeców i błędy aż tak nie bolą. To ledwie rekwizyty oraz tło dla najważniejszych tutaj samolotów i przestworzy. MSFS24 jest kolejną grą pozwalającą zasiąść za wirtualnymi sterami i udać się, gdzie oczy poniosą. Wczoraj wieczorem np. odwiedziłem Edynburg Siedmiu Mórz. Dzięki nowej pozycji Microsoftu najpierw zatoczyłem koło nad rzeczoną osadą, a potem, docisnąwszy przepustnicę, wspiąłem się nad wulkan, w cieniu którego mieszka ćwierć tysiąca osób. Przyznajcie sami: to wręcz niesamowite. Znów trzeba ten fakt docenić.
W Microsoft Flight Simulator 2024 graliśmy na PC.
Ocena
Ocena
Początek był dramatyczny – na szczęście obecnie wygląda to lepiej i choć sporo problemów nadal doskwiera, to ten bardzo rozbudowany symulator lotnictwa cywilnego prezentuje się naprawdę dobrze. Nie ulega wątpliwości, że Microsoft przez najbliższe miesiące będzie swoje najmłodsze dziecko intensywnie łatać, niemniej spróbować możecie już teraz. Pod warunkiem że macie mocny komputer i dobre łącze internetowe.
Plusy
- cały świat w skali 1:1 i wielka dowolność w tym, gdzie latamy
- mnóstwo różniących się od siebie samolotów
- misje, wyzwania, szkolenia, specjalizacje, wycieczki krajoznawcze – to już nie tylko lotnicza piaskownica
- multum opcji związanych z lataniem
- generalnie ładna grafika, choć są wyjątki
- relaksująca rozrywka
- przygotowuje do obsługi wirtualnych samolotów lepiej niż poprzednia odsłona
Minusy
- bez dostępu do sieci nie pograsz
- glitche i błędy związane np. ze sterowaniem czy misjami
- żenująca jakość polskiej wersji językowej
- odczuwalna powtarzalność w ramach zadań
- liczba maszyn uzależniona od wersji gry, którą kupimy
- różnego rodzaju grzechy wieku dziecięcego
Czytaj dalej
Gdyby mnie ktoś zapytał, ile pracuję w CD-Action, to szczerze mówiąc, nie potrafiłbym odpowiedzieć. Zacząłem na początku studiów i... tak już zostało. Teraz prowadzę działy sprzętowe właśnie w CD-Action oraz w PC Formacie. Poza tym dużo gram: w pracy i dla przyjemności – co cały czas na szczęście sprowadza się do tego samego. Głównie strzelam i cisnę w gry akcji – sieciowo i w singlu. Nie pogardzę też bijatyką, szczególnie jeśli w nazwie ma literki MK, a także rolplejem – czy to tradycyjnym, czy takim bardziej nastawionym na akcję.