Niezwyciężony (The Invincible) – gra na podstawie Lema naprawdę zwycięska [RECENZJA]
Od walking simów trzymam się raczej z daleka, ale pokusa była silna, bo to Lem – wiadomo. Okazało się, że nie ma się czego bać, ponieważ krakowskie studio zaliczyło bardzo udany debiut, a już na pewno lepszy, niż się spodziewałem.
Nie należę do grona fanów tego gatunku, choć nie jest mi on do końca obcy, bo w kilka walking simów jednak grałem. Nie zmienia to faktu, że do Niezwyciężonego przez długi czas podchodziłem jak pies do jeża – zainteresowanie, owszem, było, ale mózg zalecał daleko posuniętą ostrożność, jakby przeczuwając, że ewentualny kontakt skończy się dla mnie boleśnie. Ostatecznie dałem tej produkcji szansę i nie żałuję. Dwie niezbyt długie sesje wystarczyły, żeby przeżyć pasjonującą przygodę, a początkowe obawy o znużenie okazały się całkowicie nieuzasadnione. Zdecydowało o tym kilka sprytnych zabiegów developerów ze studia Starward.
FABUŁA NA PIERWSZYM MIEJSCU
Krakowianie wzięli się za bary z tematem trudnym. Nie przypominam sobie żadnej poważnej gry opartej bezpośrednio na twórczości Stanisława Lema, więc siłą rzeczy mamy tu do czynienia z próbą przetarcia szlaku dla innych projektów, które mogłyby czerpać garściami z bogatego dorobku polskiego fantasty. Jednocześnie twórcy porzucili pomysł adaptacji „Solaris”, bodaj najpopularniejszej powieści pisarza, i sięgnęli po „Niezwyciężonego”, historię zdecydowanie bardziej przystępną i bazującą w dużej mierze na eksploracji, którą stosunkowo łatwo przełożyć na język gry.
Pewnie wielu z was zastanawia się, jak wierna ta adaptacja jest. Tutaj trzeba pochwalić developerów za to, że postanowili dopisać swój własny rozdział do doskonale znanej historii. Akcja gry rozpoczyna się jeszcze przed przylotem tytułowego krążownika na Regis III, więc skromna ekipa badaczy kosmosu ma teoretycznie kilkanaście dni, by samodzielnie odkryć tajemnice jałowej planety. Nie oznacza to oczywiście, że brak tu jakichkolwiek nawiązań do pierwowzoru. Niezwyciężony z należytym szacunkiem traktuje materiał źródłowy i stanowi jego idealne uzupełnienie, ale żeby przekonać się o tym, musicie ukończyć grę samodzielnie. Wszystko, co napisałbym w tym temacie, byłoby bowiem jednym wielkim spoilerem, a tego rzecz jasna wolałbym uniknąć.
Główna bohaterka gry to biolożka Yasna. Z racji braku materiału do badań na pozbawionej życia planecie kobieta nie schodzi z kolegami na powierzchnię w pierwszym rzucie, jednak ostatecznie trafia na Regisa III, a jej zadaniem na początku jest odnalezienie obozu oraz członków ekipy, z którymi – jak to zwykle w takich przypadkach bywa – urywa się kontakt. W akcji ratunkowej towarzyszy jej głos Novika, doświadczonego astrogatora zmuszonego pozostać na orbicie wskutek odniesionej kontuzji nogi. W trakcie całej tej siedmiogodzinnej przygody bohaterowie będą rozmawiać praktycznie na okrągło. Widać tu ewidentne inspiracje Firewatchem, choć developerzy ze Starwarda i tak przeszli w tej kwestii samych siebie, bo na potrzeby gry zarejestrowano aż 11 tys. linii dialogowych.
TA GRA DIALOGAMI STOI
Nieustanne rozmowy obojga bohaterów to jeden z jaśniejszych punktów Niezwyciężonego, nie tylko dlatego, że są one dobrze zrobione. Ciągła paplanina drogą radiową niweluje poczucie wyobcowania i zwyczajnie odwraca naszą uwagę od szeregu powtarzalnych czynności, które wykonujemy podczas wędrówki, jak choćby oskryptowane wspinanie się pozwalające pokonać przeszkodę dokładnie tam, gdzie zaplanowali sobie twórcy gry. Świetnie sprawdza się też tutaj moduł wyboru odpowiedzi, który wywoływany jest po przytrzymaniu klawisza, a można to zrobić w absolutnie każdej sytuacji, niezależnie od tego, co dzieje się na ekranie. W produkcji, która w dużej mierze bazuje na szeregu niemożliwych do przerwania animacji, ma to kluczowe znaczenie. Nigdy nie musimy czekać na odpowiedni moment, żeby kontynuować dialog, bo rozmowa może odbywać się w trakcie wykonywania dowolnej innej czynności, np. gdy wsiadamy do łazika. Nawet jeśli obsługa tego modułu początkowo wyda się wam dziwna, to jednak szybko docenicie takie rozwiązanie.
W ogóle mam wrażenie, że Starward starało się w Niezwyciężonym maksymalnie odczarować gatunek, pokazując, że symulatory chodzenia wcale nie muszą być nużące. Tutaj nieustannie coś się dzieje, ciągle natrafiamy na rzeczy wymagające naszej uwagi. Spoglądając na mapę, musimy kombinować, jak dotrzeć we wskazane miejsce, spędzamy czas na poszukiwaniu skał nadających się do wspinaczki, sięgamy po kilka użytecznych gadżetów, kiedy sytuacja tego wymaga, a nawet gdy zwyczajnie poruszamy się naprzód, na ekranie pojawiają się interaktywne punkty, które prowokują kolejne wymiany zdań pomiędzy Novikiem i Yasną, jakby tych standardowych było jeszcze mało.
Powiem więcej – Niezwyciężony próbuje nawet przełamać monotonię, minimalizując łażenie. Bardzo dużo czasu spędzamy tutaj za kółkiem, bo po odnalezieniu łazika staje się on naszym podstawowym środkiem lokomocji po ogromnym terenie. W niektórych miejscach możemy się nawet nieobowiązkowo zatrzymać, żeby zbadać coś, co przykuło naszą uwagę. Wszystko oczywiście okraszono ciągłymi dyskusjami, i to do takiego stopnia, że cisza jest tu ewenementem. Nastanie tylko w sytuacjach, kiedy zawiedzie nas łączność radiowa lub gdy sami chwili spokoju na łączach sobie zażyczymy.
NIEWIELKIE WYZWANIE
Stawiane przed Yasną wyzwania są dziecinnie łatwe z growego punktu widzenia. Trudno zaciąć się, próbując przykładowo trafić na właściwą częstotliwość podczas odsłuchu wiadomości. Największy kłopot sprawiło mi – o dziwo – poruszanie się w terenie, bo droga do celu nie zawsze okazuje się tak prosta, jak się wydaje. Niekiedy należy odnaleźć skałę okraszoną znacznikiem, innym znów razem poszukać trasy dla łazika, bo te oczywistsze ścieżki zostały poblokowane. Nie trzeba być weteranem przygodówek, żeby uporać się z kolejnymi problemami, wszystko sprowadza się do wyczerpania dostępnych opcji, a jeśli popełnimy błąd, to nic strasznego się nie stanie. Całkowitej pewności nie mam, ale w Niezwyciężonym chyba nie da się zginąć, ponieważ od nieuważnego kroku w przepaść i tak chronią nas niewidzialne ściany. Wielu ryzykownych opcji nie testowałem, bo starałem się podejmować wybory zgodnie z tym, co sam zrobiłbym na miejscu Yasnej, lecz zakładam, że brawura nie jest tutaj karana w żaden sposób.
Skoro o wyborach mowa, warto dodać, że kilka razy dokonujemy takich, które wpływają na to, co się stanie z bohaterami, ale z racji faktu, że gra zapisuje wszystko na jednym sejwie, nie podjąłem się próby sprawdzenia, jak wyglądałaby sytuacja w przypadku pójścia inną drogą. Oczywiście mogłem pokusić się o kopiowanie sejwa „w tę i we w tę”, ale wolałem przeżyć tę przygodę na własnych warunkach i nie ingerować w jej przebieg. Przyznam, że ostatni raz coś takiego zdarzyło mi się w pierwszym sezonie The Walking Dead – wtedy również nie chciałem wiedzieć, jak potoczyłyby się losy moich towarzyszy, gdybym zdecydował się zrobić coś inaczej. Niemniej wybory są w Niezwyciężonym obecne, czasem sugerowała to sama gra, o innych dowiedziałem się z rozmów z kolegami. Na pewno cała opowieść może skończyć się na co najmniej dwa różne sposoby.
Czytaj dalej
Gram od 1985 roku i nadal mi się nie znudziło. Miałem być informatykiem, skończyłem jako pismak. Gram w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzę indyki. W branży od 1997 roku.