1
1.07.2022, 15:00Lektura na 6 minut

Outriders: Worldslayer – recenzja. Dobre, ale na chwilę

Za grosz nie wierzyłem w Outriders. Tymczasem nie dość, że miło wspominam chwile spędzone z „podstawką”, to jeszcze teraz z równą przyjemnością pykam sobie w dodatek. Wciąż nie rozumiem jednak, po diabła grze te sieciówkowe naleciałości.


Paweł „Cursian” Raban

Mój przypadek jest całkiem niezłym dowodem na to, że wypuszczanie wersji demonstracyjnych ma jeszcze w obecnych czasach sens. Zwiastuny, zapowiedzi, fragmenty rozgrywki i inne cuda na kiju wyprawiane przez marketingowców nijak nie potrafiły mnie przekonać, że warto sobie w ogóle zawracać głowę dziełem People Can Fly. „Na cholerę komu kolejny sieciowy shooterek?”, myślałem. Nudząc się któregoś wieczora, postanowiłem odpalić na chwilę tę demówkę, skoro już ją wrzucili. Niby nie mój klimat, ale co mi szkodzi. No i zaskoczyło. Outriders okazało się dla mnie jedną z najprzyjemniejszych niespodzianek zeszłego roku. Głównie dlatego, że jak najbardziej dało się w to grać solo, a wszelkie elementy charakterystyczne dla sieciówki można było z czystym sumieniem olać. Śpieszę donieść, że w dodatku niewiele się pod tym względem zmieniło.

Outriders: Worldslayer
Outriders: Worldslayer

No i co z tego, że bez sensu

Zanim przejdę do konkretów, mała informacja – kto wie, może komuś się przyda. Otóż „gołe” Outriders ograłem kiedyś w pecetowym Game Passie, co okazało się problematyczne pod tym względem, że recenzencki kod na dodatek (oraz kolejny na „podstawkę”) otrzymałem na Steama. Pojawiło się zatem pytanie, czy po przesiadce będę miał dostęp do swojej postaci. Niestety nie. O ile jest możliwe kontynuowanie rozgrywki w ramach jednej rodziny konsol, o tyle już zamiana wersji z pecetowego Game Passa na Steama oznacza konieczność rozpoczęcia zabawy od nowa. Mam jednak i dobrą wieść. Kupując Worldslayera, otrzymuje się booster umożliwiający awansowanie wybranej postaci na maksymalny, trzydziesty poziom doświadczenia, a co za tym idzie – natychmiastowe dorwanie się do dodatku. Co prawda musiałem pogodzić się ze stratą odblokowanych modyfikacji i skórek dla broni oraz męczyć się z dziadowskim sprzętem zastępczym, ale lepsze to niż nic. Pozostali mogą za to wykorzystać booster, by spróbować zabawy nową klasą.

Outriders: Worldslayer
Outriders: Worldslayer

Do brzegu. O co walczą Outriderzy w nowym wątku fabularnym? Cholera ich wie, prawdę rzekłszy. Fabułka Worldslayera nie odbiega zanadto od pierwowzoru i wylatuje z głowy natychmiast po wyłączeniu gry. Jest zła, demoniczna mutantka – o, pardon, alterdka – więc trzeba ją ukatrupić, zanim zepsuje świat. Czy coś tam. Oczywiście troszkę przesadzam, bo można poszerzyć wiedzę o pochodzeniu Anomalii i paru innych sprawach, ale nie nastawiałbym się raczej na opowieść, przez którą pospadają wam kapcie. Rzecz w tym, że to niekoniecznie musi być problem. Uważam, iż to, co wypluli z siebie scenarzyści, jak najbardziej sprawdza się w tutejszych warunkach. Nie szczędzono filmików, jest dynamicznie, wokół błyska, strzela, miga, przez ekran przetaczają się groźnie wyglądający goście – głupie to i puste, jasne, ale swój urok ma. Nie czarujmy się, nikt normalny nie oczekuje przecież rozterek filozoficznych, idąc do kina na „Rambo”, więc dlaczego tutaj miałoby być inaczej. Ja tam jestem zadowolony. Do tego stopnia, że mam nawet twórcom troszkę za złe, że zdecydowali się na znienawidzone przeze mnie otwarte zakończenie. Ha! Nie powiemy ci, co się stało, domysł się, gościu! Być może w kolejnym dodatku ujawnimy, czy miałeś rację, a być może nie, jeśli ten nam się nie sprzeda.

Outriders: Worldslayer
Outriders: Worldslayer

Cyferki, cyferki

Jedną z najczęściej zarzucanych „podstawce” wad okazał się kiepski stan endgame’u. Po skończeniu fabuły na dobrą sprawę nie było już co robić, a to szybko objawiło się gwałtownie spadającą liczbą aktywnych graczy. Worldslayer miał ambicję to zmienić, lecz wyszło mu... tak sobie. Zacznijmy od tego, że maksymalnym poziomem postaci wciąż jest „trzydziestka”, zatem stare drzewka talentów pozostają bez zmian. Cała para idzie w dwa nowe systemy: poziomy wstąpienia i punkty paksów. Pierwsze to odpowiednik tokenów z Bordelands 3, czyli minimalne, płaskie bonusy do statystyk nabierające znaczenia dopiero na dłuższym dystansie. Nudne to i odtwórcze, jednakże kto lubi pompować cyferki, będzie mógł robić to przez niezliczone godziny. Nieco ciekawiej prezentuje się druga z wymienionych nowości. To po prostu dodatkowy, rozwijany niezależnie od podstawowego krzaczek (bo o drzewku mowy być nie może) talentów. Mój technomanta mógłby dzięki niemu na przykład leczyć członków własnej drużyny podczas zadawania krytyków.

Outriders: Worldslayer
Outriders: Worldslayer

No dobra, a o co właściwie chodzi z tą całą apokalipsą, co to z każdego niemal zdania zawartego w materiałach promocyjnych wyziera? Poziomy apokalipsy to po prostu dodatkowa wersja znanych z „golaska” poziomów świata. Mówiąc krótko, im wyższy, tym trudniej, ale za to łupy lepsze. Skoro już o tym mowa, graty także mogą zapachnieć armagedonem, co objawia się dodatkowym, trzecim modyfikatorem. W skrócie: wiele hałasu o nic.

Outriders: Worldslayer
Outriders: Worldslayer

Lochy i gnaty

Według twórców w ostatniej fazie gry największą atrakcją powinna być teraz próba Tarya Gratar, czyli całkiem rozbudowany i dość wymagający loch. Na jego ukończenie Outriderzy mają tylko trzy szanse, jeśli polegną, zaczynają od nowa, zachowując wszystko, co udało im się dotychczas zdobyć. Mimo to warto się starać, bo im głębiej, tym więcej sprzętu – pod koniec z bossów tryskają istne gejzery „epików” i „legend”. Swoją drogą, muszę przyznać, że nieco bardziej przyłożono się do projektowania starć z szefami i choć ani razu nie zbierałem szczęki z podłogi – do tego jeszcze daleka droga – to bawiłem się całkiem nieźle. Aha, warto ukończyć próbę choć raz, bo stanowi ona część fabuły. 

Outriders: Worldslayer
Outriders: Worldslayer

Problem polega na tym, że wciąż nie rozumiem, dlaczego, u licha, miałbym przy tym zostać na dłużej. No fajna ta wyprawa, ale ile można? Dam sobie rękę uciąć, że ludzie zaliczą ją kilka razy i znów cisną grę w kąt na długie miesiące. Wciąż uważam, że marka wiele by zyskała, gdyby odcięto jej sieciówkowy ogon i odpuszczono sobie udawanie, że ledwie ciepły endgame kogokolwiek tutaj obchodzi. Cała para powinna pójść w to, co w Outriders działa, czyli w satysfakcjonujące korytarzowe strzelanie przyprawione głupkowatą, ale przyjemną fabułką. Za czasów X360 takie gry były normą, dziś ich brakuje, a mam wrażenie, że nie tylko ja za nimi tęsknię. Przy okazji można by to nieco wydłużyć, bo 165 zł za cztery czy pięć godzin kampanii to jednak dużo...

Outriders: Worldslayer
Outriders: Worldslayer

PS Grałem jeszcze przed oficjalną premierą, więc trudno rzec, na ile moje odczucia będą miarodajne, ale nie uświadczyłem znanych z początków „podstawki” problemów z serwerami. Rozłączyło mnie tylko raz, co w porównaniu z ówczesnym bałaganem wydaje się sytuacją komfortową.  

W Outriders: Worldslayer graliśmy na PC.

Ocena

Fani „podstawki” powinni być zadowoleni, bo wciąż strzela się bardzo przyjemnie, a fabułka, choć głupawa, spełnia swoje zadanie i motywuje do brnięcia dalej. Szkoda tylko, że Outriders: Worldslayer tak szybko się kończy, endgame zaś – mimo że lekko rozbudowany – raczej nie przykuje nikogo do ekranu na dłużej. W promocji można, za premierową cenę bym nie brał.

7
Ocena końcowa

Plusy

  • satysfakcjonujące strzelanie
  • opowiastka prosta, ale przyjemna 
  • da się grać solo i traktować to jak korytarzowy shooter w dawnym stylu
  • bossowie stali się nieco ciekawsi, zwłaszcza w końcowym lochu

Minusy

  • kampania starcza na cztery-pięć godzin
  • endgame co prawda poprawiono, jednak wciąż nie porywa
  • cena mocno przesadzona w stosunku do zawartości (165 zł na Steamie)


Czytaj dalej

Redaktor
Paweł „Cursian” Raban

Jestem wielbicielem turówek i wszelkiej maści erpegów: zarówno klasycznych, jak i współczesnych. Do tego zdeklarowanym zwolennikiem tytułów dla jednego gracza, przy czym od tej zasady istnieje jeden poważny wyjątek – World of Warcraft. W Azeroth przesiedziałem więcej godzin, niż chciałbym przyznać, raz ciesząc się każdą chwilą, kiedy indziej zrzędząc na czym świat stoi. Nie wyobrażam sobie dnia bez książki (niemal zawsze fantastyki), za to spokojnie obyłbym się bez kina i seriali. Z CDA związany jestem od 2011 roku.

Profil
Wpisów3206

Obserwujących6

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze